Oko. Dowód nieinteligentnego projektu

Ewolucja oka kręgowców

Jakiś czas temu, poszukując przed urlopem nowych książek popularnonaukowych w Empiku, doznałem szoku. Oto pośród tytułów mających przybliżyć czytelnikowi obecny stan wiedzy leży sobie książka z tym stanem całkowicie sprzeczna, promująca pod pozorem rzeczowej dyskusji ideę inteligentnego projektu. W pierwszym odruchu miałem ochotę pomóc pracownikom cenionego przeze mnie dotychczas sklepu i odnieść ją na właściwe dla niej miejsce, do działu fantastyki, ale chwilę potem spostrzegłem całą serię podobnych kreacjonistycznych bredni, włącznie z dziełem znanego z propagowania antynaukowych nonsensów Behego.

Wałkowana od połowy tysiąclecia tomistyczna drabina bytów stawia człowieka powyżej całej reszty stworzenia, nieco tylko poniżej aniołów. Dlatego być może takim szokiem bywa dla wielu teoria ewolucji sytuująca człowieka wśród innych organizmów żywych, jako gatunek ssaka z rodziny człowiekowatych, wraz z szympansem czy orangutanem. Niemająca w nauce żadnej alternatywy, bywa w niektórych środowiskach zawzięcie krytykowana – mimo milionów potwierdzających ją dowodów.

Ameryka wydaje się ciekawym krajem. Prezydent potrafi wynieść z Białego Domu tajne papiery, opłacić panią do towarzystwa z państwowych pieniędzy i bezwstydnie namawiać do sfałszowania wyborów, ale w końcu staje przed sądem. Podobnie istnieją szerokie grupy ludzi próbujące zmusić system edukacji do nauczania ich własnych, dość specyficznych poglądów na świat, ale system się temu opiera.

Pomimo pierwszych sukcesów przeciwników nauczania o ewolucji, czyli nauczania współczesnej biologii w ogóle (tzw. małpi proces), kolejne rozstrzygnięcia sądowe odpierały wnioski o nauczanie w szkołach kreacjonizmu. Jako uzasadnienie sądy podawały rozdział państwa i religii. Kreacjonizm jest poglądem religijnym i jako taki nie może być nauczany w szkołach (amerykańskich oczywiście, w polskich zdarza się, że katecheta zaprzecza informacjom podawanym przez biologa, także tym przyjętym oficjalnie przez swój macierzysty Kościół).

Amerykańscy zwolennicy kreacjonizmu podjęli się obrony wręcz karkołomnej: z poglądu, wedle którego Bóg stworzył świat w jego obecnej formie, usunęli… Boga. Tak stworzyli ideę inteligentnego projektu, określaną (wyłącznie przez jej propagatorów i niezorientowanych) teorią i stawianą obok teorii naukowych. W prostych słowach absolutnie nieprawdą jest, jakobyśmy namawiali do nauczania, że Bóg stworzył świat w obecnej formie, ponieważ tak wierzymy, domagamy się nauczania, że świat został stworzony w obecnej formie, ponieważ świat tak właśnie wygląda. (A co z poglądem innych kreacjonistów, uzasadniających liczne dowody ewolucji poglądem, jakoby Bóg podstępnie stworzył świat tak, żeby wyglądał tylko na efekt ewolucji, celem sprawdzenia ludzkiej wiary? Chyba jedni propagatorzy kreacjonizmu z drugimi się nie dogadali).

Oczywiście zwolennicy inteligentnego projektu podają argumenty mające popierać ich poglądy. Przypomnijmy, że teoria naukowa to akceptowany w środowisku naukowym zbiór powiązanych ze sobą zdań, potwierdzonych doświadczalnie, pozwalających na wyjaśnienie wyników obserwacji czy doświadczeń i przewidywanie nowych. Weźmy więc pod lupę jeden z klasycznych argumentów kreacjonistów: istnienie oka.

Wspomniany Behe, z wykształcenia o dziwo biochemik, jest autorem pomysłu nieredukowalnej złożoności. Określa nim całość, która jest tak skomplikowana, że nie mogłaby powstać z osobno istniejących części.
Klasyczne rozumowanie przebiega następująco: oko ludzkie jest bardzo skomplikowanym narządem. Światło najpierw przechodzi przez rogówkę, jego ilość reguluje źrenica, potem jest zakrzywiane przez soczewkę, która skupia obraz na siatkówce, przetwarzającej informację na pobudzenie neuronów wysyłających obraz do mózgu. Zestaw narządów dodatkowych zapewnia bezpieczeństwo tego delikatnego narządu, oczyszcza go i ochrania. Wszystkie części tego mechanizmu, mówią kreacjoniści, są potrzebne, i istnienie tylko niektórych z nich nie miałoby sensu. W jednej z książek znalazłem nawet pytanie: po co komu pół oka? Siatkówka nie rozpoznałaby sama obrazu w nieskupionym świetle, soczewka nie dałaby rady wystarczająco zakrzywić go, gdyby nie przeszło przez rogówkę, a i cały układ bez siatkówki nic by nie odebrał.

Dla osoby niezaznajomionej z biologią brzmi to nawet rozsądnie, ale w istocie stawia sprawę na głowie. Jednym z często używanych chwytów erystycznych, obserwowanych często w wykonaniu polityków, jest obalanie nie poglądu głoszonego przez adwersarza, ale poglądu, który akurat obalić umiemy, a który, mimo że nikt go nie przyjmuje, próbuje się przeciwnej stronie sporu przypisać. A więc kategorycznie i energicznie opowiadamy się przeciwko podwyższeniu wieku emerytalnego. A że nikt nie próbuje go obecnie podnieść? Szczegóły. Kurczowo trzymamy się płotu na białoruskiej granicy. Dzięki temu może ktoś uwierzy, że przeciwnik spróbuje go zdemontować… Protestujemy przeciwko wyprzedaży majątku narodowego! A że nikt nie wyprzedał więcej niż my? Ktoś to w ogóle pamięta?

Tak więc propagatorzy inteligentnego projektu sprzeciwiają się poglądowi, jakoby wybrane części oka mogły istnieć same, i stwierdzają, że oko nie mogło wyewoluować. Obalany przez nich pogląd jest w zasadzie tak absurdalny, że nikt o zdrowych zmysłach nigdy nie go nie głosił. Przeciwnie – ewolucję oka opisano u różnych taksów i w żadnym wypadku nie obejmuje ona wytworzenia osobno soczewki i osobno siatkówki.

Prawdopodobnie proces ten zaczął się od powstania plamki światłoczułej, odróżniającej światło i ciemność. To niewiele, ale lepiej dysponować taką informacją niż żadną. Niektóre mikroorganizmy używają jej, by wybrać jaśniejsze obszary, pozwalające na wydajniejszą fotosyntezę. U organizmu wielokomórkowego taką funkcję pełnić może odrębna komórka światłoczuła. Dalej kilka takich komórek zgromadziło się, tworząc bardziej rozległą wielokomórkową plamkę światłoczułą, doskonaląc odróżnianie różnych intensywności oświetlenia. Zagłębienie takiej struktury w powłoce ciała wytworzyło już coś w rodzaju niewielkiej przesłony, co ograniczyło ilość szumu zakłócającego odbiór bodźców. Wytworzenie się soczewki i rogówki skupiających światło i umożliwiających dostrzeżenie szczegółów otoczenia to już tylko kwestia czasu.

Powróćmy jednak na chwilę do pomysłu, wedle którego oko zaprojektował w swej doskonałej, finalnej formie inteligentny projektant, broń Boże nie posługując się żadną ewolucją. W tym ujęciu obecność oka u różnych organizmów nie jest dowodem wspólnego pochodzenia ani konwergencji, ale oszczędnego wdrożenia przez projektanta tych samych sprawdzonych rozwiązań u różnych zwierząt. Drobne różnice natomiast nie stanowią przystosowań bądź ukrytych dowodów zbieżnej ewolucji z odmiennych stanów wyjściowych, ale stanowią wyraz namysłu projektanta.

Wedle jego doskonałego planu światło najpierw więc będzie przechodziło przez ochraniającą i skupiającą część światła rogówkę, potem przez przesłonę w postaci ograniczanej tęczówką źrenicy, by odpowiednio do odległości skupiła je zmieniająca swój kształt soczewka. Dzięki temu odpowiednio skupione znajdzie się w odpowiednim punkcie siatkówki, złożonej z dziesięciu warstw światłoczułej błony wyściełającej wnętrze gałki ocznej. Przejdzie wpierw przez wewnętrzne warstwy komórek przekazujących informacje do nerwu wzrokowego, minie środkowe warstwy neuronów przetwarzających informacje, docierając w końcu do zewnętrznej warstwy komórek światłoczułych, czyli pręcików i czopków. Pobudzi je, a te prześlą informacje do środkowych warstw, gdzie zostanie ona przetworzona, po czym cofnie się do wewnętrznych, by zakończonym do przodu od siatkówki nerwem wzrokowym spłynęła do mózgu.

Budowa siatkówki wedle Cajala. Światło wchodzi z lewej, przechodzi przez wszystkie warstwy siatkówki, docierając do komórek światłoczułych w ostatniej warstwie po prawej. Nerw wzrokowy odbierający informacje z lewej strony.

Chwileczkę, przeczytajmy ten opis jeszcze raz. Nikogo nic nie dziwi? Ja, kiedy pierwszy raz przeczytałem opis budowy siatkówki, myślałem, że coś pomyliłem, że źle zrozumiałem. Napiszmy to jeszcze raz, wyraźniej: warstwa światłoczuła leży od strony gałki ocznej, najbardziej zewnętrznie, z tyłu, przykryta komórkami przetwarzającymi informacje i przekazującymi ją do nerwu wzrokowego. Chodzi o warstwę światłoczułą podpiętą do kabelków, które znajdują się z przodu, od strony światła, zasłaniają je i utrudniają promieniom świetlnym dotarcie do miejsca wykrywającego ich obecność. W jednym miejscu, gdzie kabelki łączą się w pokaźny nerw wzrokowy, oko nie odbiera kompletnie niczego, to tzw. ślepa plamka.

Nie trzeba być szczególnie inteligentnym projektantem, by wymyślić, że kable powinny odchodzić z tyłu. Tak zrobiono aparat fotograficzny czy kamerę i tak też wygląda oko u innych taksonów, np. głowonogów. U człowieka (i innych kręgowców) budowa oka wynika z innego ewolucyjnego pochodzenia niż skórne oko kałamarnicy. Ewolucja działa niewielkimi krokami, z których każdy musi mieć znaczenie adaptacyjne bądź wynikać z neutralnych procesów genetycznych, i pewnych rozwiązań, zwłaszcza tych przeskakujących po kilka stopni naraz, nie jest w stanie wprowadzić w życie.

Dlatego czasem prowadzi do rozwiązań, wydawałoby się, absurdalnych, takich jak oko okablowane z przodu, narząd, którego żaden dysponujący przynajmniej szczątkową inteligencją projektant by w ten sposób nie wymyślił. Złośliwy mawiają, że oko stanowić może co najwyżej dowód nieinteligentnego projektu. Rozsądnego tak samo jak cała koncepcja inteligentnego projektu.

Marcin Nowak

Ilustracje:

  • Autor nieznany, Ewolucja oka kręgowców, za Wikimedia Commons, w domenie publicznej
  • Ramón y Cajal, 1911 (wersja cyfrowa Chris). Osiowa organizacja siatkówki, za Wikimedia Commons, CC BY-SA 3.0