Aborcja. Zło w medycynie

Dzięki marszałkowi Sejmu w mediach kolejny raz pojawia się sprawa aborcji. Z obu stron padają powtarzane od lat słabe argumenty. Tylko patrzeć, jak dołączą do nich wzajemne oskarżenia o mordowanie – zależnie od perspektywy – dzieci albo kobiet.

Jakiś czas temu rozsądnie rzecz skomentowała w TOK FM Dominika Wielowieyska. Oto w obecnej sytuacji politycznej pożądana przez znaczną część zainteresowanych liberalizacja aborcji do 12. tygodnia jest nieosiągalna. Pytanie brzmi, czy lewica pójdzie na kompromis choćby w postaci dekryminalizacji aborcji, nieuznawanej za nic dobrego, ale tolerowanej, czy też dalej będzie walczyć dla idei.

Wbrew pozorom prawie wszystkie stanowiska etyczne zgadzają się, że aborcja niesie z sobą pewne zło. W dużej części jej nie zabraniając. Jej kategoryczny zakaz jako zła wynika raczej z nieznajomości medycyny.

Bo medycyna nie jest walką Dobra ze Złem; reprezentującego Dobro Lekarza z będącą wcieleniem Zła Chorobą, pewnym odrębnym ontologicznie bytem wiązanym w przeszłości z bezpośrednim działaniem diabła, demonów, złych duchów czy czarownic. Dzisiaj leczenie nie polega na wyborze między Dobrem a Złem. Lekarz ma kilkadziesiąt opcji. Często wszystkie są złe.

Obciąć człowiekowi nogę – to zło. Czyni się go kaleką. Wkracza się istotnie w jego integralność cielesną. Odbiera mu się ważną wartość, której nigdy nie odzyska. Ale czasem trzeba tę nogę uciąć w imię większego dobra, np. ratując człowiekowi życie: po urazie, z cukrzycą czy nowotworem złośliwym. Zamknięcie w szpitalu psychiatrycznym bez zgody pacjenta, który z pobudek urojeniowych zamierza odebrać sobie życie, też jest pogwałceniem pewnych praw, uderza w jakieś wartości, odbiera wolność, autonomię. Ale jest prawnie dozwolone i konieczne. Podobnie, choć często w mniejszej skali, jest w przypadku prawie każdego leczenia. Zawsze mogą wystąpić negatywne skutki, działania niepożądane, niekiedy i zgon. Nie ma właściwie w medycynie oddziaływań pozbawionych ryzyka. A konsekwencje tego ryzyka ponoszą pacjent i jego bliscy.

Etyka medyczna nie opiera się już na hipokratejskim primum non nocere (po pierwsze: nie szkodzić). Nie oznacza walki dobra ze złem. Liczne systemy etyczne stosowane w medycynie są znacznie bardziej skomplikowane. Niektóre wychodzą z analizy przypadku, inne opierają się na skutkach działania, jeszcze inne, tzw. ujęcia pryncypialistyczne, odwołują się do wybranych podstawowych zasad. Najbardziej znany jest pryncypializm Beauchampa-Childressa obejmujący cztery takie zasady: dobroczynienie, nieszkodzenie, sprawiedliwość i autonomię pacjenta, przez niektórych uważaną za najważniejszą z tej czwórki. Decyzję podejmuje się, rozważając, w jakim stopniu dany czyn będący działaniem lub zaniechaniem realizuje lub jest sprzeczny z każdą z zasad.

Dopuszcza się więc czyny stanowiące w pewnym sensie zło, takie jak aborcja, amputacja, chemioterapia (polegająca najczęściej na podaniu pacjentowi trucizny z nadzieją, że zwykle aktywny metabolicznie nowotwór wytruje się pierwszy). W przypadku aborcji istotne pytanie brzmi: jak wielkie jest to zło.

Fundamentalne ujęcie na jednym krańcu kontinuum zrównuje aborcję z zabójstwem. Pogląd taki wymaga przyjęcia określonych założeń antropologicznych, mianowicie zrównania opisowej i wartościującej definicji człowieczeństwa, tj. przyznania, że nowy organizm staje się osobą już w trakcie zapłodnienia (zwolennicy tego poglądu mówią o nieznanym w biologii momencie poczęcia, jakby jakikolwiek moment poczęcia dało się wyróżnić).

Druga strona uzależnia status danego organizmu od jego cech. Nie robią na niej wrażenia szumne okrzyki: „Tworzy się nowe życie!”. Tak, tworzy, podobnie jak w przypadku podziału komórki bakteryjnej (a nawet w mniejszym stopniu, bo w procesie zapłodnienia liczba organizmów żywych właściwie spada do połowy). Natomiast wraz z rozwojem i nabywaniem pewnych cech (układ nerwowy, odczuwanie bólu, świadomość) wartość tego życia, a więc i zło związane z pozbawieniem go, wzrasta. W dzisiejszym świecie, dyskutującym o non-human persons (osobach niebędących ludźmi, rozważa się tu głównie walenie), przyznaniu im praw, pochylającym się nad cierpieniem kur w ciasnych klatkach czy duszących się sprzedawanych żywcem karpi, osobom z lewej strony sceny politycznej nie powinno wydać się to aż tak zaskakujące.

W żadnym razie nie unieważnia to i nie odbiera praw matce, przeciwnie – oznacza często, że dostrzega się jej dramat, cierpienie. To ona w pierwszym rzędzie stoi przed wyborem, w którym wszystkie opcje są złe. Po jednej stronie życie zarodka czy płodu, który nierzadko miał się stać ukochanym dzieckiem i którego obraz jako tego dziecka utrwalił się już w świadomości rodziców. Po drugiej zdrowie fizyczne i psychiczne, a niekiedy i życie matki; jej rodzina, często już obecne dzieci, które może osierocić, jej wolność, autonomia, ale i wielkie cierpienie ciężko chorego dziecka, które przyjdzie na świat.

Któreś zło trzeba wybrać. Przypomnijmy – czyn może być działaniem bądź zaniechaniem. Niezrobienie niczego też jest wyborem, też sprowadza zło, niekiedy znacznie większe niż podjęcie działania.

Jak zwykle w medycynie – idealnego wyjścia nie ma. Idee głoszone przez jednych czy drugich pięknie wyglądają w debacie w telewizji, ale codzienna rzeczywistość jest znacznie gorsza. Dramaty na oddziałach trwają, tymczasem na górze zanosi się na kolejną piękną debatę o wielkich wartościach.

Marcin Nowak

Ilustracja: Grycuk, Dominika Wielowieyska, za Wikimedia Commons, CC BY-SA 3.0