O fanatyzmie, metodologii i awatarach Wisznu

Fanatyzm nie sprzyja nauce. W żadnym wydaniu: czy to religijny, czy wprost przeciwnie. Przykładów tego pierwszego w mediach jest mnóstwo; profesor filozofii wygaduje czasem bzdury, za które przeciętny wykładowca oblałby studenta. Rzadziej widuje się w Polsce przykłady z drugiej strony.

Zaobserwowałem ostatnio dwa. Pierwszy to ofensywa środowisk lewicowych na Wikipedię, zwołujących się w mediach społecznościowych celem odparcia próby usunięcia kilku artykułów związanych z tematyką ateistyczną. A są usuwane dlatego, że Wikipedia opisuje sprawy istotne na podstawie źródeł, a o wspomnianych bytach nie dość, że prawie nikt poza wąską grupką nie słyszał, to jeszcze umocowanie w źródłach miały bardzo słabe. Niemniej kilku doświadczonych redaktorów czy administratorów okrzyknięto mianem katotalibów. W tym ateistę i biblistę protestanckiego.

Z innym przykładem spotkałem się w literaturze. Nowe wydanie „Śladami pierwotnych wierzeń” Leonarda Pełki ciekawie opisuje kwestie powstania i rozwoju religii na styku magii, animizmu, totemizmu. Widać jednak, że tekst pochodzi z zamierzchłej przeszłości (lata 60. XX w.) i pisany jest nieco pod tezę, dyktowaną, jak można odnieść wrażenie, przez obowiązujące ówcześnie poglądy. Mianowicie takie, że religia jest zła. Czy autor rzeczywiście się z tym zgadza, trudno powiedzieć, za słabą mam wiedzę historyczną, a niektóre odwołania do filozofii jedynego słusznego przez pół wieku w Polsce poglądu wydają się niekiedy przytaczane na siłę, w celu przepchnięcia książki przez cenzurę i ukontentowania pozwalającej na jeden tylko sposób myślenia władzy. Aczkolwiek internalizacji takich poglądów również nie mogę wykluczyć.

Poza kilkoma mało ważnymi błędami (trudno dopatrywać się niedźwiedzia w mitologii aborygenów australijskich – na kontynencie nie ma dużych ssaków łożyskowych, co innego wielkie wombaty Diprotodon) kilka większych ma wzmacniać tezę.

Najpierw autor utożsamia magię z religią, pisząc, że jedno bez drugiego nie mogło istnieć. Definicję magii bierze przy tym ze „Złotej Gałęzi” Frazera, który magię uznaje za coś w rodzaju błędnej nauki, prymitywnej próby doszukiwania się praw rządzących światem w celu ujarzmienia go. Mag te prawa wykorzystuje, podobnie jak dziś naukowiec (różnica polega na tym, że ten drugi odwołuje się na ogół do realnie istniejących zasadach świata), a kapłan błaga istotę nadnaturalną.

W ostatnim rozdziale autor przechodzi do rozważań na temat chrześcijaństwa (cóż ma ono do wierzeń pierwotnych?), wskazując na liczne jego powiązania z innymi wierzeniami. Wymienia nawiedzenie matki Buddy, zagubienie w 12. roku życia, zstąpienie do piekieł i zmartwychwstanie Buddy, narodziny w grocie w towarzystwie byka i osła pod płonącą gwiazdą, odwiedziny proroka, próby zgładzenia przez złego władcę i zapowiedź powrotu Kriszny. Trójcę Świętą porównuje do innych trójc.

Co w tym złego? Zacznijmy od Kriszny. Stanowi przedprzedostatnie wcielenie (awatar) Wisznu (poprzednie to ryba, żółw, dzik, człowiek-lew, karzeł, Rama z toporem, Rama wspaniały, po nim nadszedł Budda, a w przyszłości ma nadejść Kalkin). Jak większość półbóstw narodził się w cudowny sposób, miał niebieską skórę, walczył z potworami i wpakował się w waśń rodzinną kończącą się, jak to często bywało, masowym wyrzynaniem się Bogu ducha winnych poddanych. Szczegółów podanych przez Pełkę nie zauważyłem, być może mimo lektury kilku książek na temat wierzeń Wschodu nie zwróciłem na nie uwagi. Mity występują zazwyczaj w dziesiątkach wersji, często znacznie różniących się i sprzecznych; szukając odpowiednio długo, zwykle można wybrać taką, która akurat pasuje. A jak nie można, to pozostaje interpretacja. A że nie Kriszna ma nadejść, tylko Kalkin…

Z Buddą podobnie: nie ma jednego buddyzmu, trzy główne szkoły hinajany, mahajany i wadżrajany dzielą się na tysiące podgrup. Jedne uznają historyczną postać Siddharthy Gautamy za mędrca, człowieka oświeconego wieloletnią medytacją, wedle innych uzyskał dzięki niej zasługi równe bogom bądź nawet większe, inne jeszcze przypisują mu boskość – jako wcieleniu bóstwa (religie Wschodu przenikają się – w jednej wersji, jak wcześniej wspomniano, stanowi awatar głównego bóstwa jednego z odłamów hinduizmu), a nawet widzą w nim najwyższego czy wręcz jedynego boga. Jego matkę miał nawiedzić we śnie biały słoń, a mędrzec przepowiedział, że niemowlę zostanie wielkim władcą lub mędrcem. Trzymany początkowo w pałacu z dala od realnego życia, książę Siddhartha ujrzał w końcu żebraka, chorego i nieboszczyka, a doznawszy wstrząsu, opuścił pałac, by oddać się rozmyślaniom. Stworzył Cztery Szlachetne Prawdy o cierpieniu i pragnieniu, Szlachetną Ośmioraką Ścieżkę… W bogatym nauczeniu Gautamy można znaleźć wiele.

Aczkolwiek w żadnej z najpopularniejszych wersji nie ma piekła i zmartwychwstania. Buddyści wierzą w reinkarnację. Na podkreślającym indywidualność osoby Zachodzie określa się ją wędrówką dusz, ale chodzi o coś mniejszego, gorzej określonego niż dusza. W jednej z książek porównywano to do przekazywania pędu przez kule bilardowe, mój znajomy buddysta określił to sztafetą. A celem nie jest zmartwychwstanie, tylko wręcz przeciwnie, wyrwanie się z zaklętego kręgu wcieleń samsary i osiągnięcie nirwany. Doprawdy dziwny więc wybór proponuje autor. A jeszcze dziwniejsze zdaje mi się sugerowanie, że religiami Wschodu mogliby sugerować się żydowscy autorzy II połowy I w.

A trójca? W bogatym świecie wierzeń większość niskich liczb naturalnych ma jakąś symbolikę, wiąże się z jakąś grupą bóstw. Jedynka z dowolnym bóstwem monoteistycznym, dwójka z parami bóstw, np. małżeńskimi (Uranos i Gaja, Kronos i Rea, Zeus i Hera w mitologii greckiej, Uzanagi i Uzanami w japońskiej). Trójka rzeczywiście z hinduistyczną Trimurti (Brahma, Wisznu, Śiwa) czy licznymi trójkami mitologii greckiej. Czwórka to strony świata; każdą często opiekował się jakiś bóg, np. w mitologii chińskiej, w której jeszcze wyraźniej zaznacza się piątka: pięciu cesarzy, pięciu boskich opiekun planet (i narządów w chińskiej medycynie tradycyjnej). Szóstka to dzieci Kronosa i Rei. Siedem symbolikę ma bogatą, wiązaną ze szczęściem i pełnością, jeszcze dziś mówimy o siódmym niebie, najwyższym w wierzeniach arabskich, a każdym z nich zarządzał kolejny prorok. Osiem było z kolei kierunków świata w hinduizmie, a każdym zarządzał kolejny bóg, poczynając od Indry na wschodzie. Dziewięć było z kolei muz.

Nie chcę tu pisać, że podobne zależności między kulturami nie zachodzą. Mam na myśli to, że wybiórcze porównywanie czego się da na zasadzie luźnych skojarzeń jest słabym sposobem dowodzenia. Bezsprzecznie biblijna opowieść o Noem i potopie bardzo przypomina bliskowschodnie opowieści o Ziusiudrze, Ksisurtrosie czy Utnapisztimie, trochę mniej o greckim Deukalionie, synu Prometeusza i ojcu Hellena. Jednak łączenie arki ze słoneczną łodzią egipskiego Ozyrysa przez Gravesa wielkiego sensu nie ma. Graves generalnie w każdym prawie micie widzi unikającego śmierci króla-kapłana-słońce i odpowiadającą mu kapłankę-księżyc.

Być może to ocena za ostra, niedostosowana do realiów. Humanistyka rządzi się innymi prawami niż nauki przyrodnicze czy matematyczne, posługuje się inną metodologią. Z punktu widzenia matematyka i nauki przyrodnicze nie oferują wszak żadnej pewnej wiedzy. Tylko nauki matematyczne dają pewność, za to jedynie w obrębie danego systemu aksjomatycznego (przyjmując aksjomaty Euklidesa, kąty w trójkącie sumują się do 180 st. albo raczej do π, odchodząc od babilońskiego systemu sześćdziesiętnego; przyjmując inne aksjomaty, otrzymuje się sumę mniejszą bądź większą).

Nauki przyrodnicze podsuwają wiedzę jedynie prawdopodobną, opartą na statystyce. Nauki medyczne rozwinęły cały system oceny tej wiedzy: od metaanaliz przez pojedyncze randomizowane podwójnie zaślepione próby, słabsze badania, do konsensusu ekspertów, poza wyjątkowymi przypadkami nieodgrywającego większej roli. Odbijają się od tego przeciwnicy szczepionek, których anegdotyczne opowieści typu brata szwagra po szczepionce zaswędział paluch nie mają żadnej wartości, tak jak powoływanie się na wypowiedzi tego czy innego profesora gdzieś tam.

Co prawda straszny w skutkach łysenkizm dowiódł, że i biologia nie jest wolna od fanatyków. Tym razem nie religijnych. Aczkolwiek historyk izraelski Harari i komunizm zalicza do religii. Fanatykom by się to nie spodobało. Po obu stronach.

Marcin Nowak

Bilbiografia:

  • Frazer JG: Złota Gałąź. Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1978.
  • Graves R: Mity greckie. Vis a vis, Kraków 2011.
  • Jakimowicz-Shah M, Jakimowicz A: Mitologia indyjska. Wydawnictwa artystyczne i filmowe, Warszawa 1982.
  • Pełka JB: Śladami pierwotnych wierzeń. Duchy, bóstwa, totemy. Replika, Poznań 2021.

Ilustracja: Avatary Wisznu. Za Wikimedia Commons, w domenie publicznej