Kawa? Na zdrowie
Jakiś czas temu, zadziwiony i wystraszony kolejnymi doniesieniami o strasznej szkodliwości kawy, sprawdziłem, co jest w tych publikacjach.
Nie sądziłem, że tak – wydawało mi się – błahy temat jest tak często podejmowany. Nie mając kolejnego miesiąca na lekturę, skupiłem się na przeglądach bądź metaanalizach, czyli pracach podsumowujących inne prace.
Takich też było sporo, ale jeden tytuł wydał mi się zachęcający: Coffee consumption and health: umbrella review of meta-analyses of multiple health outcomes. Mamy więc przegląd metaanaliz opisujących różnorodne skutki zdrowotne picia kawy. Przegląd systematyczny oznacza zbiór piśmiennictwa wykonywany w bardzo uporządkowany sposób, wedle ściśle określonych kryteriów wyszukiwania (bazy danych, słowa kluczowe, lata wydania itp.), podczas gdy metaanaliza oznacza, że wyszukane w ten sposób prace poddaje się kolejnej analizie statystycznej. Najbardziej wiarygodna wiedza medyczna pochodzi właśnie z metaanaliz (na drugim biegunie znajdują się powtarzane w setkach różniących się szczegółami wersji opowieści antyszczepionkowców typu mój szwagier zaszczepił się na covid i rozbolało go ucho: nie mają w zasadzie najmniejszego znaczenia). Przegląd obejmował ponad 200 metaanaliz i 67 zmiennych, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że miałem rację, nie próbując ich szukać ani tym bardziej czytać pojedynczo.
Wyniki okazały się dość zaskakujące. Nie tylko nie stwierdzono istotnych zagrożeń w ogólnej populacji. Wręcz przeciwnie, osoby pijące kawę żyją dłużej, ciesząc się względnym ryzykiem śmierci 0,83, przedział ufności 95 proc. między 0,83 a 0,88 (względem niepijących, którym przyporządkowujemy wartość 1; jak czytać przedział ufności, pisałem uprzednio). W nieznacznie większym stopniu (0,81) kawa redukuje ryzyko śmierci z powodu chorób układu krążenia, w nieco mniejszym chorobowość związaną z tym układem (0,85).
Słyszy się niekiedy, że picie kawy szkodzi wątrobie (aczkolwiek zdaniem niektórych wszystko szkodzi na wątrobę). Okazuje się jednak, że osoby pijące więcej kawy rzadziej chorują na raka wątroby (ryzyko względne 0,82). Rzadziej też rozwija się u nich marskość wątroby czy też jej niealkoholowe stłuszczenie.
Zresztą rak wątroby nie był jedynym nowotworem rzadziej obserwowanym u kawoszy. Omijały ich częściej nowotwory prostaty, endometrium, jamy ustnej, skóry (zarówno czerniak, jak i rak), jelita grubego, białaczka. Częściej rozwijał się u nich jedynie rak płuc, ale efekt ten znikał zupełnie po wyeliminowaniu wpływu palenia tytoniu (najwyraźniej kawa i papierosy to nie najlepsze połączenie).
Amatorzy kawy rzadziej cierpią też na kamicę pęcherzyka żółciowego, zaburzenia depresyjne, chorobę Parkinsona, cukrzycę typu II.
Żeby nie było tak pięknie, zaobserwowano też niekorzystne skutki picia kawy, choć w zasadzie głównie u kobiet w ciąży. Picie kawy sprzyjało niskiej masie urodzeniowej i przedwczesnemu porodowi, a nawet utracie ciąży, aczkolwiek przedziały ufności 95 proc. w zasadzie zahaczały o 1. Natomiast ewidentnie istotny statystycznie był związek między piciem kawy a rozwojem białaczki u dzieci (przedział 1,16-2,11). Brzmi groźnie, ale zwiększenie niewielkiego wyjściowego ryzyka o połowę nie czyni go dużym.
Ogólny wydźwięk jest w zasadzie jednoznaczny: ludzie pijący kawę są zdrowsi od niepijących, a pijący więcej – zdrowsi od pijących mniej (największy efekt przy 3-4 filiżankach dziennie).
Na koniec jedna uwaga. Zaobserwowana zależność statystyczna nie oznacza związku przyczynowo-skutkowego. Nie wynika z niej jeszcze zbawienny wpływ na zdrowie wszelakie. W takich przypadkach zawsze rozważyć należy istnienie jakiejś ukrytej zmiennej, która oddziałuje na pozostałe. Jeden z podręczników tłumaczył to na przykładzie hipotetycznej korelacji odległości miejsca zamieszkania od biblioteki i picia mleka prosto od krowy. Zapewne taka zależność istnieje, ale nie oznacza, że bliskość biblioteki zniechęca do picia mleka prosto od krowy. Po prostu krowy spotyka się głównie na wsi, gdzie z kolei biblioteki rozłożone są mniej gęsto.
Podobnie tutaj: być może picie kawy związane jest np. z przynależnością do pewnej zdrowszej grupy społecznej? Może po prostu nieco kosztuje, a ludzi mających pieniądze na kilka filiżanek dziennie stać również na inne sprzyjające zdrowiu udogodnienia? Na przykład na uprawienie sportu, lepsze jedzenie, prywatną opiekę zdrowotną? Być może, w każdym razie nie szkodzi. A skoro nie szkodzi… to co, po kawie?
Marcin Nowak
Bibliografia
- Robin Poole, Oliver J Kennedy, Paul Roderick, Jonathan A Fallowfield, Peter C Hayes, Julie Parkes: Coffee consumption and health: umbrella review of meta-analyses of multiple health outcomes. BMJ 2017 Nov 22;359:j5024. doi: 10.1136/bmj.j5024.
Ilustracja: MarkSweep, Roasted coffee beans, za Wikimedia Commons, w domenie publicznej.
Komentarze
Przeczytałem z zainteresowaniem jako że piję dużo kawy(około 3-5 filiżanek dziennie).Wynika z tego,że jest dobrze.A dodam jeszcze,że ucho mnie nie boli.
Dziękuję za informację, tym bardziej, że pisząc te kilka zdań piję właśnie kawę. A po ich przeczytaniu kawa jeszcze bardziej smakuje. Chociaż z ilością wypijanych filiżanek raczej nie przesadzam. Późno pita kawa powoduje – w moim przypadku – problemy z zaśnięciem, jak również – to może ważniejsze – częstsze odwiedziny toalety nocą.
Tym razem piję etiopską z mojej ulubionej palarni, ale kenijska i kawa z Gwatemali to chyba moje faworyty.
@Marcin Nowak
Ogólny wydźwięk jest w zasadzie jednoznaczny: ludzie pijący kawę są zdrowsi od niepijących, a pijący więcej zdrowsi od pijących mniej (największy efekt przy 3-4 filiżankach dziennie).
Ceteris paribus?
Kawa zawiera kofeinę i ten narkotyk, przyjmowany z umiarem powoduje polepszenie nastroju z rana po lub przed przyjściem do pracy.
Nie ma „zdrowych” narkotyków. Dlaczego więc kawa jest „zdrowa”?
Po prostu kawa w bilansie zyski (dobre samopoczucie, jakieś zdrowotne działanie) minus straty, jakie niesie ze sobą branie narkotyków, wychodzi na plus.
Przy wódce, papierosach, narkotykach miękkich, czy twardych ten bilans wychodzi na duży minus.
Dzięki za pańską metametaanalizę. 🙂
Wszystko dla ludzi, tylko z umiarem. Tak samo jak z bekonem, golonką, skwareczkami, piwem, winem, witaminami i innymi doustnie branymi dobrociami tego świata.
Hmm…
Mam w rodzinie osobę pijącą kawę (3-4 filiżanki dziennie) przez całe dorosłe życie. Osoba ta ma cukrzycę typ II, raka skóry (basalioma) i 92 lata.
Ja nie piję kawy poza sporadycznym (raz na kilka miesięcy) espresso, nie mam żadnej z powyższych dolegliwości oraz znacznie mniej lat.
Czy te korzyści nie przemawiają wyraźnie za unikaniem picia kawy?
Tak sobie żartuję, ale amerykańscy Adwentyści Dnia Siódmego, którzy nie piją, nie palą, nie spożywają kofeiny i cukru, i nie jedzą mięsa, należą do społeczności najbardziej zdrowych i długowiecznych.
Japończycy, zwłaszcza na Okinawie, gdzie jest największy odstetek stulatków na świecie, piją zieloną herbatę.
Ale w Europie najdłużej żyją ludzie w Hiszpanii, Włoszech, Skandynawii, Grecji, a tam pija się kawę w dużych ilościach 🙄
I już sam nie wiem, czy się zmusić do picia kawy (nie lubię), a może raczej przestać pić nawet (czarną) herbatę?
@Gammon No.82
No nie. W pierwszym przypadku mamy pijącą dowolną ilość kawy grupę badaną i niepijącą grupę kontrolną. W drugim przypadku mamy pijącą więcej grupę badaną i niepijącą grupę kontrolną. Co więcej, w badaniu liczono wpływ na rozmaite skutki zdrowotne jednej dodatkowej filiżanki dziennie.
@markot
Wieku 92 lat obyśmy wszyscy dożyli! Trzeba mieć wyjątkowe zdrowie, by żyć tak długo 🙂
@Witold
„Przy wódce, papierosach, narkotykach miękkich, czy twardych ten bilans wychodzi na duży minus.”
Dodając do wymienionej wyżej diety odpowiednio dużą ilość kawy (z jej dodatnim bilansem) można ten bilans przynajmniej wyzerować, albo nawet przekręcic na mały plus.
@Marcin Nowak
Tam jest duża przewaga metaanaliz badań obserwacyjnych (201) nad metaanalizami badań interventional – zakładam, że mówiąc po ludzku chodzi o eksperymenty – (17). Nie wiem jak były organizowane grupy kontrolne w tych obserwacjach, ale wątpię żeby jakoś pieczołowicie, bo (podejrzewam) nikt nie będzie robił przyzwoitego badania kohortowego na taki temat. No więc też chodzi mi po głowie podejrzenie, że w „zsumowanej grupie kontrolnej” byli nadreprezentowani ludzie, których na kawę nie stać (a przy okazji na opiekę zdrowotną też nie).
(A teraz idę aktualizować swoje wiadomości związane z tym wszystkim.)
@Płaskostopiec
Z moich obliczeń wynika, że w tym wypadku należałoby wypić dziennie ok. sto litrów kawy i to espresso 🙂
Pewien foliarz na YouTube z setkami tysiącami kliknięć, przestał pić kawę, bo mu magnez wypłukiwała, a poznał to po tym, że mu powieka zaczęła opadać. Przeszedł na yerba mate. 🙂
@Witold
…że mu powieka zaczęła opadać. Przeszedł na yerba mate
Przechodząc na yerba mate przydepnął sobie opadającą powiekę i doznał poważnego urazu.
A jeśli przyjąć, że osoby o dłuższej przewidywanej długości życia mogłyby preferować kawę z powodów, które wciąż nie są znane?
Czy jeśli nie lubię kawy, to pisany mi jest krótki żywot?
Ale przecież lubię herbatę… Patrz Japończycy i inni Azjaci…
Są też tacy badacze, co mówią, że pijący dużo kawy, dostarczają organizmowi po prostu więcej wody, która jest dla zdrowia niezbędna…
@markot
I tacy badacze plotą bzdury. Kawa ma lekkie działanie moczopędne, nie poprawia bilansu płynów, a wedle niektórych nawet go pogarsza.
W niektórych krajach do kawy podaje się szklankę zimnej wody. Do espresso zwłaszcza.
A bilans jak bilans. Działanie moczopędne bywa niekiedy bardzo pozytywne.
Pomimo logicznego wpisu pana Marcina Nowaka sprawa kawy nie jest zamknieta.
Metaanaliza odnosi sie do zdrowia populacji a nie zdrowia inywidualnego. Sa osoby ktorym kawa ewidentnie szkodzi. Czy osoby z arytmiami lub tremorem powinny pic kawe. Nie jestem tez pewien efektu kawy na osteoporoze. Zycie w niepewnosci jest dla mnie normalne. Jeszcze raz gratuluje panu Marcinowi obiektywnego spogladniecia na problem picia kawy a czytelnikom szukajacym absolutu polecam unikania pulapek metaanaliz. Szukajcie absolutu w bajkach Andersena.
@Slawomirski
Sa osoby ktorym kawa ewidentnie szkodzi.
Szkodzi wejście przez nieuwagę pod pędzący pociąg pełen kawy.
Szkodzi samobójczy skok z mostu z workiem kawy u szyi.
Szkodzi noszenie pojemników z kawą o wadze przekraczającej normy BHP.
(et caetera)
I obawiam się, że takie przypadki faktycznie nie są uwzględnione w metaanalizach.
Co prawda w baśniach Andersena też raczej nie. Ale tam nie ma nawet ostrzeżenia, żeby nie spożywać dzielnych ołowianych żołnierzy ani dziewczynek z zapałkami, zwłaszcza fosforowymi.
Nie wiem i mnie to nie interesuje jaka jest toksyczna dawka kofeiny i co na ten temat pisza w metaanalizach lub nie pisza niewolnicy pensji uniwersyteckiej.
@Slawomirski
Nie wiem i mnie to nie interesuje jaka jest toksyczna dawka kofeiny
To nie jest złe podejście. Kofeinę dużo trudniej przedawkować niż paracetamol.
i co na ten temat pisza w metaanalizach lub nie pisza niewolnicy pensji uniwersyteckiej.
Czyżby to była jakaś sugestia dla @Marcin Nowak, o czym ma pisać, a o czym nie?
Kawa kawą, ale istotne jest co przed kawą i co do kawy?
I poruszałem ten temat w rozmowach z miejscowymi stron, których w tym momencie jestem gościem – według jednych – albo natrętem. To z kolei zdanie tamtejszej opozycji,
Do jednego są oba stronnictwa zgodne. Najlepsza przed kawą jest podawana w gustownych salaterkach Cytronszpajza.
Z kolei „co do kawy?” zdania są podzielone jeżeli chodzi o merytoryczną odpowiedź.
Jedni wyraźnie opowiadają się za przepysznym marchewnym pieprznikiem, drudzy nie wypiją kawy bez wyśmienitych ruchanczi, sporządzonych oczywiście na bazie dorodnych jabłek i o dziwo, jedynie trzech jajek.
@Witold
Nie, zwykle nie są. Bo większość badań nie jest przeprowadzana na całej populacji, tylko na populacji jak najmniej problematycznej (nie ma dzieci, kobiet w ciąży, do niedawna nie było osób starszych, chorzy przewlekle też często odpadają).
@Gammon No.82
Naukowcy zajmujący się naukami medycznymi zwykle nie są niewolnikami pensji uniwersyteckiej. Praca na uniwersytecie nie jest prawie nigdy ich jedynym zajęcie i najczęściej nie jest też tym głównym. W Polsce naukę tworzy się często w ułamku czasu, który zostaje pomiędzy pacjentami.
@Marcin Nowak
Zacytowałem to tylko, żeby było wiadomo, do czego się odnoszę. W istocie nie mam pojęcia, czym Pan się zajmuje na co dzień. Tym bardzie j nie mam pojęcia, czym zajmują się autorzy 218 metaanaliz uwzględnionych w artykule.
Deklaracja @Slawomirski („nie wiem i mnie to nie interesuje… etc.”) wydała mi się nieco dziwaczna. Z drugiej strony – to jest chyba w pewnym sensie norma. Pod artykułem o wystawie impresjonistów należałoby oczekiwać, że poza wpisami „cudownie, na pewno pójdę” i „fuj, nienawidzę impresjonistów” ktoś napisze „nie wiem kto to impresjoniści, nie obchodzi mnie to i nie rozumiem, po co w ogóle pisać na ten temat”.
większość badań nie jest przeprowadzana na całej populacji, tylko na populacji jak najmniej problematycznej (nie ma dzieci, kobiet w ciąży, do niedawna nie było osób starszych, chorzy przewlekle też często odpadają)
W przypadku badań obserwacyjnych też tak jest? Czy szkodzą one komukolwiek poza odklejonymi moralistami?
Od rana boli mnie głowa, nic mi się nie chce. Nawet metaanaliz z cukrem i truskawkami.
Leżę sobie i przypominają mi się dyskusje w gronie farmaceutów ile to jest łyżeczka do herbaty, a ile to łyżka. Ile to będzie trzy a ile cztery łyżeczki hydroxyzyny.
Matematycy (szczególnie prof. Stefan ze Lwowa) pytają na podstawie którego twierdzenia Pitagorasa kieliszek nie może być większy o szklanki.
A ja nadal leżę, nawet kawy mi się nie chce. Liczę – 3 albo 4 filiżanki. Pytam się żony jakie to mamy w domu. Do kawy są u nas od 50 do 250 ml. Liczę dalej, 3×50=150 ml, z drugiego końca to 4×250=1000 ml. Jasne! 3 – 4 filiżanki to między 150 ml do 1 litra kawy.
Dalej sobie leżę i przypomina mi się pani śp. prof. Kreft (z AM we …). To ci była statystyczka. Gdy taki doktorant potrzebował dowieść jakiejś tezy to Pani K. wyliczała jaki delikwent ma przyjąć poziom istotności i ile prób trzeba wykonać by dowieść, że przyjęta przezeń teza jest absolutnie słuszna. Np., że miłościwie nam panujący członkowie PiS to najinteligentniesi ludzie na świecie.
Pozdrawiam Panią prof. Agnieszkę, która doktorat też zrobiła na Krefcie ale z płaczem biła się w piersi, że wszystko było uczciwe.
No to wypijmy 3 – 4 filiżanki kawy.
Zastanawiam się, kto w tej polemice inspirowaną kawą i filiżankami, reprezentuję
etos jedynie słusznej nauki, czyli jest watykanistą, kto jest niegroźnym schizmatykiem wobec królującej ortodoksji,, a koga mam prawo nazywać wręcz Marcinem Lutrem?…
..ja, oczywiście okopałem się bezpiecznie w obozie antychrystów.
Ciekawy tekst w najnowszym Plus Minus. Fragment nowości ( być może tylko na polskim rynku wydawniczym) autorstwa laureata, czyli Penrose’a, zatytułowany (fragment) „Ścisły dowód pojawia się na końcu”.
W zasadzie może być przeczytany podczas picia porannej kawy, ale konkluzja z jego lektury, może być taka, że poranna kawa może sprzyjać czemuś naprawdę wielkiemu.
Bo jeżeli ( to biorę z tekstu owego artykułu) francuski matematyk Hadamard nie mając żadnych podstaw w poprzedzających myślach, nagle „w chwili kiedy stawiałem nogę na stopniu, przyszło mi do głowy, że przekształcenia funkcji fuchsowskich, są identyczne z przekształceniami geometrii nieeuklidesowych, a sam autor – noblista Peinrose – twierdzi, że problem , który został odłożony do lepszych czasów, znajduje swoje rozwiązanie podczas golenia, to nie mogę wykluczyć tego, że autor (Gospodarz) tekstu o kawie. może także problem podsumowania plusów i minusów spożywania od 2 do 4 filiżanek kawy w którymś momencie odłożył sobie pod poduszkę,(żeby się „z nm przespać”), ale w trakcie prozaicznej czynności…na przykład picia porannej kawy doznał iluminacji i to co kiedyś było tylko intuicją, teraz stało się prawdą, czyli, że 3 lub 4 filiżanki pozwolą nam osiągnąć wie… nie, nie wieczność, pozwolą nam pożyć na tym najpiękniejszych ze światów, wiele, wiele lat dłużej.
Wniosek.
Jednemu służy kawa, innym z kolei golenie.
@JanKalema
Uśmiałem się 🙂 🙂 🙂 Dziękuję za rozjaśnienie ponurego dnia.
Filiżanka do kawy przeważnie ma pojemność 120 ml
Cappuccino – 120-160 ml
Mokka, doppio – 60-80 ml
Espresso – 40-60 ml
250 ml to kubek
Amerykański „cup” = 240 ml (8 oz.)
Podróżując po USA pijałem kawę w dużych ilościach, bo wszędzie mi jej dolewano (podobnie jak colę) bez ograniczeń lub oferowano wręcz za darmo w każdej ilości, natomiast za herbatę trzeba było płacić za każdą porcję. Na dodatek spałem po tej kawie bez problemów.
Kiedy przyjrzałem się, jak jest przyrządzana (kilka łyżek zmielonej kawy do lejka z filtrem i przepuszczenie przez nią kilku litrów wrzątku) zrozumiałem, że „zys is not kofi, zys is braun łoter” jak stwierdziła bawarska turystka w przydrożnym barze na kalifornijskiej pustyni w pamiętnym filmie „Bagdad Café” (Out of Rosenheim).
Zrozumiałem też moich amerykańskich gości, kiedy poprosili o gorącą wodę do rozcieńczenia kawy, którą im zrobiłem na śniadanie. Mojej kawy, którą tutejsi oceniają jako trochę słabą 🙄
Może
badacze, co mówią, że pijący dużo kawy dostarczają organizmowi po prostu więcej wody, która jest dla zdrowia niezbędna…
to badacze amerykańscy?
„…ja, oczywiście okopałem się bezpiecznie w obozie antychrystów.”
Wyobraź sobie, w tej chwili oblizuję, się, językiem nawilżam usta
w przeciwnym kierunku do ruchu wskazówek zegara,
dwukrotnie, teraz wzdycham, głęboko aż po sam pępek,
dmucham w klawiaturę, bo jej klawisze sa ciemne(kawowe), schładzam ich
powierzchnię, lodowatym spojrzeniem, wiadomo córa antychrysta zionie
ogniem…
Nie wiem jak rozległy jest obóz w którym, ja, znajduje się na pewno,
okopów wzrokiem nie sięgam, żadnych piramid z wykopanej ziemi,
nic…nikogo w moim cieniu?!
Ukrywasz sie na pewno na tym blogu?!
Coś mi przyszło do głowy, cos jak na zebrze, w jej połowie, a może,
część mnie na chwilę zasnęła na „Targowisku próżności”?!
Tego nie dowiem sie już nigdy…
„…Umiałem opisywać wasze łatwopalne miasta,
Wasze krótkie miłości i zabawy rozpadające się w próchno,
Kolczyki, lustra, zsuwające się ramiączko,
Sceny w sypialniach i na pobojowiskach.”
(To – Miłosza)
„…Niewidoczny w listowie, dumał, zasmucony,
Widział ognie i mosty, okręty i domy,
Samolot w nocnym niebie migający iskrą,
Łoża z baldachimami i pobojowisko.”
(Ogrodnik – Miłosza)
Nie wiem, ale baldachimy niczym kurtyna,
szermierka sypialna, a zaraz pod stopami
pobojowisko…gdyby je zsunąć, rzecz jasna,
odległość, wysokość, szerokość, z materaca,
z ramy łóżka, siennika itd
Im łoże wyższe, tym wydaje się, zepsucia więcej,
klęczek, zwisań…
Przyjmuję, że zaraz za….obrazami Miłosza z wyżej,
mamy czajnik, butelkę z wodą, i jakąś kawę, bo „To co” po , „po kawie”?!
Czy i tym razem, mnie zrozumiesz?
Chciałem napisać, że jesteś skomplikowana…i ja lubię takie osoby, ale w Twoim przypadku – to zapętlenie stworzyło już taki supeł, że nawet po 10 Władkach jego nie rozwiąże.
Oczywiście muszę dodać, że Władek to pasteryzowane bałtyckie piwo. Z charakterem.
A ogólnie. Nie wiem, Ty jesteś skomplikowana, sytuacja jest skomplikowana i do tego dzieje się to wszystko w szalonym miejscu, czyli na blogu szalonych naukowców.
I teraz jeszcze ten Miłosz, a z nim to już zupełny odlot, chociaż dzisiaj też trochę odleciałem. Byłem w katedrze oliwskiej i Pani odegrała kilka standardów… organowych. Między innymi Ave Maria, fugę Bacha i parę innych znanych, ale nieznanych mi z tytułu.
I chyba jest coś w tym, kiedy się mówi, że Pan Bóg ma sporo do zawdzięczenie… Bachowi i jego muzyce, bo wrażenie było mocne. Nawet młodzież – była chyba na szkolnej wycieczce – odniosłem wrażenie, że słuchała z pewnym zainteresowaniem.
I myślę, że nie najszczęśliwszym miejscem do dyskusji o kawie i wszystkim co może być związanym z piciem kawy jest blog szalonych naukowców, chyba, że Gospodarze bohaterką następnego tekstu uczynią łyżeczkę cukru, bo kawa bez cukru, to trochę jak barmanka bez baru, albo kościół bez organów. Nie tylko w Gdańsku zresztą.
Skomplikowana, nie to nie to!
Czasem, nawet często tak uczciwie przed samą sobą, wyskakuję z czymś
jak Filip z konopi…już, teraz na mus, bo na swoim koncie mam już od
groma nie wykorzystanych szans.
Trochę sie do tego przyczyniłeś: „Bardzo smutna rozmowa nocą”,
„Jestem baba” Anny Świrszczyńskiej, to pochodzi od ciebie.
Ode mnie koszmar senny z soboty na niedzielę, wybuch gazu.
Poczułam jego zapach, dotarłam do jego źródła, stałam naprzeciw licznika
gdy go rozerwało….
Zawołałam do córki, wnuczki, „uciekajcie”… obie uciekały w przeciwnych kierunkach… potem stałam przed domem z wnuczką na rekach,
budynkiem który płonął, wśród gapiów,
i goniących strażaków, mojej córki nigdzie nie było…
Obudziłam się złamana, nie mogłam stanąć na lewej nodze…
Miłosz kochał patrząc – zatrzymaniem:
” „Patrzyłem na jej szczupłe ramionka, na wąskość jej rąk nad łokciem i nigdy dotychczas nie zaznane wzruszenie, czułość, zachwyt, nie do nazwania, dławiły mnie w gardle. Nie miałem pojęcia, że to nazywa się miłość. Zdaje się, że coś mówiła objaśniając, ja ani słowa, porażony tym, co nagle na mnie naszło”[”
I tu mamy sedno, ja do tego patrzeć, dodam kawę, z nakrycia czajnika,
z nakrętki z butelki…zmysł wzroku dostanie bonus, w postaci smaku,
właśnie kawy której nie pije…
W tej chwili jedynie ta informacja
Miłosz pisał dużo, ale o poetach, poetkach mógł napisać więcej, bo tylko w przypadku jednej osoby, zadał sobie trud i napisał o niej i o jej twórczości książkę.
A tą osobą ( jak nie trudno się domyślić) była właśnie Świrszczyńska, a tytuł:
„Jakiegoż to gościa mieliśmy. O Annie Świrszczyńskiej.”
Polecam artykuł „Pożytki z węszenia” w 39 wydaniu Polityki. Fałszowanie wyników badań naukowych przestaje być wstydem (dla niektórych).
Przedostatni dzień pobytu, a tak naprawdę to dzisiaj ostatnijuż wypad w teren.
I tutaj bardzo miły akcent.
W trakcie wizyty w Manufakturze Szkła w Pucku, skorzystałem z możliwości biernego uczestnictwa w produkcji rzeczywiście pięknych cacek.
Tak naprawdę, chciałem zweryfikować jak ma się moje „szkło” z huty, o której jakiś czas temu pisałem, na tle tutejszego szklanego rękodzieła, no i ile jestem do przodu. Jeżeli w ogóle jestem.
Po wizycie mogłem stwierdzić, że nie przepłaciłem. Rzeczy prawie identyczne: w Pucku ponad 200, ja za swoje 30, czyli na swoje raczej wyszedłem.
Ale ogólnie jakość oferty w tutejszej szklanej galerii robi wrażenie. Gdyby ktoś wpadł w te strony – Puck wart jest mszy, bo miejscowa …fara również robi wrażenie.
A ów miły akcent?
Obserwując proces wypalania szkła i dalsze procedury mające na celu finalizację dzieła, dowiedziałem się, że szefujący …dwuosobowej załodze, czyli główny artysta urodził się w Chełmie i jest w zasadzie jego mieszkańcem do dzisiaj, a jego obecność w Pucku jest jedynie kilkumiesięczna. Zrobi swoje i wraca na wschodnie rubieże naszego pięknego, niestety, coraz mniej rozmodlonego kraju.
A ów chełmski akcent, jeszcze raz mi uzmysłowił, że jeżeli chodzi o prawdę i głębie przesłania, to zdania Singera „Świat, to jeden wielki Chełm”
nie przebije już nic. I nikt.