Jakie czasy, taki Arystoteles

Niedawno pewien obecnie dość znany człowiek, powiedział, że w przyrodzie nie ma małżeństw jednopłciowych. Kto to jest – w sumie nieważne, za dziesięć lat, gdy ktoś odkopie ten wpis, pewnie nie będzie nikt pamiętał o sprawie, ale znajdzie sobie w wyszukiwarce. To prawda, takich małżeństw nie ma. Nie ma też małżeństw dwupłciowych, hermafrodytycznych, bezpłciowych. W ogóle nie ma małżeństw.

Sprawa jest trywialna – małżeństwo to pojęcie prawne, a nie biologiczne. Ktoś, kto zrobił habilitację z prawa, powinien wiedzieć, że zwierzęta mają prawa. Tyle, że prawo do zawierania małżeństw ich nie obejmuje. Ktoś o szerokich horyzontach nie musi jednak się ograniczać do współczesności.

Gdy wziąć teksty Arystotelesa, widać, że uważa ludzi za szczególne zwierzęta, ale zauważa też cechy uniwersalne i ich stopniowalność. Owszem, gąbki są niemal jak rośliny, koralowce czy osłonice są niewiele bardziej zwierzęce, ale inne zwierzęta, zwłaszcza ciepłokrwiste żyworodne czworonogi, są podobne do człowieka w wielu aspektach. Zwierzęta mogą być szlachetne, łagodne, porywcze, tchórzliwe, odważne, a nawet mądre.

Choćby odwieczne i powszechne różnice między płciami. Arystoteles zauważa, że samice ssaków, podobnie jak samice ludzi, mają łagodniejszy charakter, łatwiej się oswajają, szybciej się uczą, są bardziej uczuciowe, zazdrosne, skore do krzyku, za to mniej skłonne do nadziei, a także potrzebują mniej jedzenia. To są ugruntowane cnoty niewieście. Samce są bardziej współczujące i odważne. Arystoteles na dowód przywołuje przykład mątwy. Gdy uderzy się samicę, partnerujący jej samiec rzuci się do jej obrony, a gdy uderzy się samca, samica ucieknie. Prawie jak w małżeństwie, choć Stagiryta tego słowa nie używa.

Nie stroni natomiast od innego pojęcia, które nam kojarzy się ludzko – wojny. Po zestawie cech męskich i damskich, wylicza przykłady, które zwierzęta są ze sobą w stanie wojny. Na przykład wilk jest w stanie wojny z osłem, bykiem i lisem. Wąż jest w stanie wojny ze świnią i łasicą. Okoń morski z barweną itd. W czasie walki natomiast samce walczą z samcami, a samice z samicami. Tak rzecze Arystoteles. Zaświadczył też, że wykastrowany byk może zapłodnić krowę, jeże kopulują stojąc, brzuch do brzucha, a serce ma trzy komory.

Jeden z głównych propagatorów Arystotelesa, Tomasz z Akwinu mimo to twierdził, że zwierzęta mają inną duszę niż ludzie, a w szczególności nie mają świadomości takiej, która mogłaby uzasadniać ponoszenie przez nie odpowiedzialności prawnej. Ludzie jednak wiedzieli swoje, a mądrość ludowa mówi, że gdzie jest wina, musi być kara. Stąd gdy doznawali od zwierząt szkody, nie wahali się ich pozywać przed sąd biskupi.

Procedury były dość jasne – ogłaszano rozprawę. Jeżeli pozywano pijawki, trzeba było to zrobić nad jeziorem, jeżeli szczury – w różnych miejscach miasta. Jeżeli oskarżeni się nie stawili, sędzia mógł to zrozumieć – na przykład nie można było od szczurów oczekiwać przeprawy przez pełne kotów ulice, a od robaków, a więc stworzeń malutkich i najwyraźniej nieletnich, dokładnego trafienia w czas i miejsce rozprawy. Tak czy inaczej, mieli adwokata, który nierzadko potrafił wybronić podsądnych, jeżeli ich przestępstwo było wynikiem ich natury. Jeżeli sąd biskupi dopatrzył się czynnika diabelskiego, mogło się jednak skończyć ekskomuniką zwierząt, a skoro one nie były zdolne do odprawienia pokuty, czasem to ludzie musieli je wyręczyć, zwłaszcza kiedy sędzia przy okazji przeglądania dokumentów dopatrzył się uchybień w płaceniu świętopietrza.

U szczytu powszechności tych praktyk pojawił się Kartezjusz i jemu podobni, którzy zaczęli jeszcze dobitniej niż Tomasz podkreślać różnicę między ludźmi a innymi zwierzętami. Ich zdaniem zwierzęta nie tyle miały inną duszę, co właściwie, to wcale jej nie miały, będąc automatami. Dziś też zdarzają się konserwatyści, którzy przywołują ten pogląd, który legł u podstaw Oświecenia, bo jak wiadomo, konserwatystom w przeszłości najbardziej podobają się te rzeczy, które były zerwaniem z tradycją. Humanizm budowano w opozycji do bytów niższych na drabinie bytów. Po jakichś stu latach upowszechniło się to i już nikt zwierząt przed sąd nie ciągał. Co prawda do dziś zwierzę, które zabiło człowieka mniej lub bardziej rytualnie poddaje się egzekucji, a gdy nie uda się tego konkretnego, odstrzeliwuje się jakichś innych przedstawicieli gatunku, bo najwyraźniej jest ich za dużo. Wina musi zostać ukarana. Ktoś ludzkości musi zapłacić, choćby w zastępstwie.

Po kolejnym stuleciu pojawił się jednak Darwin i jego „O pochodzeniu człowieka…” oraz „O wyrazie uczuć u człowieka i zwierząt”. Coraz bardziej przekonywano się, że różnica między ludźmi a pozostałymi zwierzętami jest bardziej ilościowa niż jakościowa. Ostatnim bastionem, w którym poważny naukowiec twierdził, że jest coś takiego, jak natura ludzka fundamentalnie odmienna od zwierzęcej była lingwistyka generatywna i Chomsky. Legendarny i hipotetyczny gen, który miał odpowiadać za to, że choć zwierzęta inne niż ludzie mają komunikację, to tylko ludzie mają język, nazwano genem Chomskiego. Czasem nawet ogłaszano jego odkrycie.

Rzecz w tym, że Chomsky jest uwielbiany przez fizyków i matematyków, jako humanista, który wszedł w ich świat, ale wśród biologów, a zwłaszcza neurokognitywistów, ma mniejszą renomę. Także w językoznawstwie, o ile stwierdzenie, że jego generatywizm przeszedł do przeszłości, byłoby przesadą, ale jego dominacja już nie jest oczywista, a nurty kognitywne, nawiązujące do biologii i psychologii bardziej praktycznie niż teoretycznie mają się coraz lepiej.

W związku z tym ktoś przyznający, że związki (choćby i tylko dwupłciowe) zwierząt innych niż ludzie mogłyby mieć status małżeństw jest forpocztą nowoczesności, a jednocześnie odrodzicielem dawnych idei. Jakie czasy, taki Arystoteles.

Piotr Panek

fot. istolethetv, licencja CC BY 2.0