Czego brakuje mężczyźnie

Człowiek, nauczywszy się jakiejś partii materiału, uważa ją często za coś oczywistego i nie zastanawia się nad nią głębiej. Tym bardziej uczeń czy student przygotowujący się do egzaminu. A także badacz niewystawiający nosa poza własną dziedzinę. Tak więc początkowo na lekcjach biologii w szkołach uczniowie uczą się pobieżnie ludzkiej anatomii, w tym (pewnie już niedługo) budowy męskich narządów rozrodczych. Wiedzę tę znacznie szczegółowiej przyswajają studenci medycyny. Cóż, prącie, jakie jest, każdy widzi. Ani w szkole, ani na studiach medycznych nie pada informacja, że ludzki narząd rozrodczy jest wśród ssaków niezwykły.

Szkielety ssaków generalnie są podobne. Olbrzymi wieloryb ma cztero- bądź pięciopalczastą kończynę górną. Poszczególne kości szkieletu płetwy odpowiadają kościom nietoperza czy ryjówki. Trochę więcej zmienności przedstawiają czaszki, ale odmienności dotyczą zwykle kilku występujących lub utraconych, a najczęściej zlanych w jedno kości. W podręcznikach zwierzęcej anatomii można jednak znaleźć wśród ssaczych kości i taką niemającą u człowieka żadnego odpowiednika. Baculum, inaczej os penis. Os to po łacinie kość (patrz osteologia, nauka o kościach), dopełniacza tłumaczyć chyba nie trzeba, gdyż jest lepiej znany niż prawidłowy polski termin anatomiczny – prącie.

Przeglądając same rysunki w podręczniku, można mniemać, że to jakieś anatomiczne kuriozum, rzadko spotykany wybryk ewolucji stanowiący co najwyżej ciekawostkę. Prawda jest inna: większość ssaków, w tym prawie wszystkie naczelne, ma kość prącia. To człowiek jest ewenementem. Nie słyszeliśmy o baculum na przykładzie człowieka, niejako wzoru ssaka czy nawet kręgowca, tego zwierzęcia stojącego na ostatnim ziemskim szczeblu tomistycznej drabiny stworzenia, nad którym już tylko anioły i sam Bóg. Albo niejako ze względu na użytkowy charakter anatomii, służącej medycynie i w taki sposób wykładanej setkom studentów przypadającym na każdy rok zwykłej uczelni medycznej, znacznie liczniejszym niż adepci biologii, opisywanej przez lekarzy w czasopismach i książkach medycznych. Nawet artykuł o baculum w Wikipedii ma w bibliografii… podręcznik anatomii ludzkiej. Choć to jeden z nielicznych gatunków bez tej kości! Miejsce na wiedzę o pewnym – można powiedzieć – wybrakowaniu kojarzonego z męstwem narządu się nie znalazło.

Dokładniejszy przegląd wiedzy stawia człowieka w niewielkim gronie naczelnych bez kości prącia – wraz z południowoamerykańskimi czepiakami oraz niewielkimi wyrakami, niegdyś uważanymi za małpiatki. Pytanie: co się stało z ludzką kością prącia?

Wyraźne wybrakowanie mężczyzny wśród samców innych ssaków poruszało wyobraźnię nie tylko zwierzęcych anatomów. W 2001 r. Scott Gilbert i Ziony Zevit, biolog i biblista, opublikowali w czasopiśmie naukowym list z dość nieortodoksyjną hipotezą, wedle której brak baculum wyjaśnia już Księga Rodzaju. Przywołują historię stworzenia Ewy z ciała Adama. Nad popularną interpretacją z żebrem pastwią się niemiłosiernie, wskazując, że nawet dziecko wie, że mężczyzna ma parzystą liczbę żeber, tyle samo co kobieta, więc żadnego mu nie brak. Było to zapewne jasne też dwa i pół tysiąclecia temu, kiedy spisywano Genesis. Co więcej, jakie jest znaczenie żebra? To po prostu nieciekawy kostny pręt. Paleontolog, widząc izolowane żebra, wzdycha cicho, nie ciesząc się, jakby znalazł czaszkę czy choćby kość udową. Nie da się na podstawie żebra zidentyfikować taksonu. To jedna z najnudniejszych kości. Poza wspomnieniem w Biblii bez istotnej symboliki, nieobecna w kulturze. Czemu więc Bóg miałby tworzyć z niej Ewę?

Autorzy zauważają, że hebrajskie tzela, tłumaczone zwykle jako żebro, jest bardziej wieloznaczne. To zresztą cecha bardzo wielu słów w tym języku, podlegającego żywej ewolucji, gdy potrzebujące niewielkiego zasobu słownictwa pasterskie plemiona stworzyły oryginalną osiadłą kulturę – ze stworzonych przez nie pojęć korzystamy do dziś. Tzela to zatem także kolumna, pień drzewa podtrzymujący dach, a nawet element wzgórza. A także kość długa, pełniąca w organizmie funkcję podporową… W biblijnym hebrajskim nie istniało słowo określające prącie, pojawiło się dopiero w języku rabinicznym. Rzeczony narząd nazywano więc za pomocą jakiegoś omówienia. Podobnie znacznie później w łacinie i analogicznie w polskim zaczęto używać słowa membrum / członek, oznaczającego wcześniej po prostu część ciała (np. kończyna górna to po łacinie membrum superius).

Gilbert i Zevit wskazują, że interpretacja z żebrem pojawiła się znacznie później, a pierwotny żydowski tekst traktował o stworzeniu Ewy z pewnej kości mężczyzny. Przywołują symboliczne znaczenie prącia, związanego bezsprzecznie z powstawaniem życia, i tam właśnie upatrują zabranej mężczyźnie kości.

Odkładając doszukiwanie się podań etiologicznych w Biblii na bok, brak kości w męskim prąciu rzeczywiście przyciągnął uwagę biologów. Utrata jakiegoś narządu zwykle upośledza funkcjonowanie organizmu, chyba że przestaje pełnić swoją funkcję bądź przeszkadza w innej, ważniejszej. Walenie utraciły tylne kończyny kosztem opływowego kształtu ciała. Zwierzęta jaskiniowe nie wykształcają energochłonnych oczu, bo w ciemnościach i tak nie da się nic zobaczyć. Trudno jednak się spodziewać, że kość stanowiąca podporę prącia u większości ssaków u człowieka nagle przestała być przydatna…

Jest jeszcze jedna hipoteza. Z ekonomicznego i praktycznego punktu widzenia cechy takie jak ogon pawia czy ogromne poroże jelenia to absurd. Ich budowa kosztuje mnóstwo energii, mocno utrudniają życie. To efekt doboru płciowego: samice wybierają samce z najokazalszym ogonem, bo przeżycie z takim bagażem wymaga wybitnie dobrych genów (teoria upośledzenia) albo dlatego, że wybór samca pożądanego przez inne samice zwiększa szanse na wydanie na świat atrakcyjnych synów, którzy spłodzą wielu wnuków.

W przypadku prąć Dawkins proponował pierwszą z hipotez: niezabezpieczony kością penis wymaga utwardzania hydraulicznego, przez napływającą krew, a to z kolei wymaga dobrej kondycji (w środowisku adaptacji ewolucyjnej kilkadziesiąt tysięcy lat temu viagry nie było). Dawkins nie wziął jednak pod uwagę stabilności ewolucyjnej braku baculum: samce oszuści z atawistycznym wzmocnionym kością prąciem szybko znaleźliby przewagę nad nowoczesnymi, miękkimi konkurentami.

Jeszcze inna hipoteza wychodzi od porównania ludzkiego prącia z homologami u innych naczelnych. Okazuje się, że człowiek, choć pozbawiony kości, może poszczycić się jednym z największych narządów rozrodczych – znacznie prześciga większego goryla. Może to się wiązać z ewolucją dwunożności, która zmieniła budowę żeńskiego narządu rozrodczego, podnosząc macicę, wydłużając drogi rodne i utrudniając dostanie się do szyjki (nie mówiąc już o drodze płodu w drugą stronę podczas porodu). Samce z większymi narządami rozrodczymi sprawniej przenosiły tam plemniki i osiągnęły większy sukces ewolucyjny. Z drugiej strony większa kość prącia byłaby także cięższa. Zmiana pozycji wywołana pionizacją dotyczyła też mężczyzn. Używanie w trakcie stosunku, ale i samo noszenie ciężkiej kości z przodu ud, nad moszną, byłoby nie tylko nieporęczne, ale i mało bezpieczne. Duża kość zwiększała podatność na urazy, zauważane u niektórych ssaków o dużych os penis, takich jak kułan morski.

Wydaje się, że nieobecność kości prącia nie jest przejawem upośledzenia, ale raczej dostosowania, przewagi szkód nad korzyściami w przypadku umieszczenia kości w obrębie względnie dużego prącia, niezbędnego w przypadku chodzącej na dwóch nogach samicy o długich drogach rodnych. Połowa populacji człowieka rozumnego może odetchnąć z ulgą.

Marcin Nowak

Bibliografia:

  • Gilbert S.F. & Zevit Z: Congenital Human Baculum Deficiency. American Journal of Medical Genetics, 2001
  • Solomon, M: Adam’s Baculum: The Loss of the Os Penis in Homo and Other Primate Genera. Sapient. The Undergraduate Journal of Biological Anthropology. Editorial Board, 16

Ilustracja

  • Didier Descouens, Kość prącia morsa, Muzeum w Tuluzie. Za Wikimedia Commons, CC BY-SA 4.0