Idę sobie, patrzę, a leją zasłużonych

Onomastyka nieczęsto gości na naszym blogu. Niedawno jednak na mapie Warszawy pojawiła się nazwa nieco odbiegająca od zwyczajów – aleja Ofiar Rosyjskiej Agresji. Rada miasta nadała ją 13 października, uchwałę opublikowano 25 października, a weszła w życie 14 dni później. Tabliczki pojawiły się 18 listopada.

Nietypowość sytuacji polega na tym, co tak naprawdę otrzymało nazwę. Aleją najczęściej nazywa się dwa zupełnie odmienne rodzaje dróg – piesze lub pieszo-rowerowe (ewentualnie z jakimiś pasami dla rolek itp.) dróżki w parkach albo szerokie arterie miejskie, które dawniej obsadzano drzewami, ale obecnie nie każdy projektant o tym myśli. (Z czasem taka arteria może stać się mniej przepustowa, tak stało się np. z Alejami Ujazdowskimi). W tym przypadku rzeczywiście jest to ścieżka pieszo-rowerowa, ale nie leży pośrodku parku, a wzdłuż innej drogi – ulicy Belwederskiej – po jej zachodniej stronie.

Ulica to nie tylko jezdnia. Jej częścią są chodniki i drogi dla rowerów, dlatego gdy jeden z pasów jezdni zamieni się na drogę dla rowerów, to nie jest – wbrew temu, co można tu i ówdzie usłyszeć – zwężeniem ulicy. Ulica jest tak samo szeroka i ma tyle samo pasów, tylko jeden zamiast być pasem dla pojazdów motorowych staje się pasem dla rowerów i hulajnóg. Dlatego też adresy przypisane do ulicy mogą sięgać daleko od jezdni. W Rzeszowie dom przy ulicy Szopena 57 leży od niej tak daleko, że w międzyczasie między nimi wybudowano ulicę Kilara – a adres pozostał.

Podobnie, przynajmniej na razie, jest w Warszawie – adresy przypisane ulicy Belwederskiej pozostały mimo pojawienia się nowo nazwanej alei. Nieco podobna sytuacja jest ciut na północ. Na Powiślu biegnie aleja 3 Maja, która leży poniżej wiaduktu mostu Księcia Józefa Poniatowskiego, zwyczajowo uważanego za część Alej Jerozolimskich. Domy mają jednak numery przypisane al. 3 Maja, a nie Al. Jerozolimskim ani mostowi,

Można się zastanawiać, czy zachowanie adresów Belwederskiej się utrzyma, bo miejsce wprowadzenia nowej nazwy nie jest przypadkowe. Po zachodniej stronie ulicy leży kompleks zabudowań ambasady rosyjskiej, który teraz leży bezpośrednio przy alei Ofiar Rosyjskiej Agresji. Zmiana adresu z Belwederskiej 49 na Ofiar Rosyjskiej Agresji (1, 3 albo jakikolwiek inny numer) byłaby rzeczywistą realizacją potrzeby postawienia ambasady tego państwa w niezręcznej sytuacji. A nikt nie ukrywa, że taka jest motywacja zmiany.

Warszawscy radni nie są pierwsi. W Pradze już w 2020 r. náměstí Pod kaštany (plac Pod Kasztanami) zmieniono na náměstí Borise Němcova, honorując rosyjskiego opozycjonistę zamordowanego przez służby rządowe. Nie był to przypadek, bo obok mieści się rosyjska ambasada. Rosjanom nie spodobało się takie uhonorowanie ich obywatela i – ponieważ kompleks ambasady w Pradze jest równie rozległy co ten w Warszawie – przenieśli adres korespondencyjny na budynek leżący już przy innej ulicy – Korunovační. Niewiele to dało, bo od 22 kwietnia 2022 r. ten odcinek Korunovační nazywa się ulicą Ukrajinských hrdinů (ukraińskich bohaterów). Gdyby ambasadzie przyszło na myśl poszukanie innej ulicy do adresowania, pozostałaby jej alejka parkowa. Tyle że obecnie nazywa się promenáda Anny Politkovské. Jest też tutaj placyk vyhlídka Alexeje Navalného. Jak widać, przy rosyjskiej ambasadzie jest dużo rosyjskich i okołorosyjskich akcentów.

Już w marcu 2022 r. nowy adres dostała też ambasada Rosji w Wilnie. Do niedawna było to Latvių gatvė 53, ale tak naprawdę leżała w głębi skweru oddalonego od ulicy. Obecnie skwer to Boriso Nemcovo skveras (nie wiem, jak w Wilnie, ale w Warszawie istnieją adresy przypisane do skwerów), a uliczka dojazdowa do ambasady, do niedawna bezimienna, to Ukrainos Didvyrių gatvė. Ambasada ma teraz właśnie jej adres, mieści się pod numerem 2. Sytuacja bardzo więc przypomina praską.

Ulica Belwederska jest silnie wpisana w historię Warszawy. Jej nazwa ma związek z miejscem, w którym się znajduje, co przynajmniej od dwudziestolecia międzywojennego nie jest regułą (tzn. ulica Kolejowa rzeczywiście leży przy torach, a Dunaj w miejscu dawnej rzeczki, ale już przy ulicy Cukrowniczej raczej nigdy nie było cukrowni). Przemianowanie jej nie wchodziło zatem w grę. Nawet kawałka, jak w Pradze, byłoby kontrowersyjne.

Przez chwilę wydawało się, że może uda się powtórzyć manewr wileński. Uliczka dojazdowa od Belwederskiej do bramy ambasady jest bardzo krótka. Gdyby jej nadać nazwę, byłaby jedną z najkrótszych ulic Warszawy. Obecnie za taką uważa się dwudziestodwumetrową ulicę Samborską, choć są inne pretendujące, jak Rabarbarowa. Już w marcu radni Nowej Lewicy zaproponowali, by nazwać ją ulicą Obrońców i Obrończyń Ukrainy 2022 r.

W Pradze i Wilnie udało się szybko i sprawnie – w Warszawie nie. Gdyby skalkować nazwę jako Bohaterów Ukrainy, w Polsce brak precyzji budziłby wątpliwości. Od razu podniosłyby się głosy, że to upamiętnienie Bandery czy przynajmniej Chmielnickiego. Uściślenie roku pozwala uniknąć tego zarzutu, a są precedensy. Chociażby dawna ulica Wery Kostrzewy od 1990 r. nazywa się Bitwy Warszawskiej 1920 r., żeby było jasne, o którą bitwę w mało pokojowej historii stolicy chodzi (oprócz paru obron, wypędzenia Szwedów, bitwy w wielkiej wojnie północnej, w historii napoleońskiej tak czasem nazywa się bitwę pod Raszynem). Złośliwi mówią, że w Polsce nie zwykło się nadawać ulicom imion bohaterów, bo to mało martyrologiczne. Jako przykład podaje się, że słynny sopocki Monciak, czyli ulica Bohaterów Monte Cassino, jest omyłkowo z rozpędu nazywany ulicą Obrońców Monte Cassino. Propozycja lewicy wpisuje się w trend martyrologiczny.

Prawdę mówiąc, w Warszawie są ulice bohaterów: ulica Bohaterów Warszawy, plac Bohaterów Getta Warszawskiego, aleja Bohaterów Września, ulica Bohaterów z Kopalni „Wujek”, wreszcie ulica Bohaterów, bliżej niesprecyzowanych. Ulic Bohaterów Monte Cassino poza Sopotem też jest kilka. W stolicy jest po prostu ulica Monte Cassino – bez wskazania, co konkretnie upamiętnia.

Wydłużenie nazwy stwarza jednak problem. Pojawiły się docinki, że tabliczka nie zmieści się na uliczce tej długości. Można podejrzewać, że większym problemem niż konkretne upamiętnienie są ambicje i niesnaski polityczne. Rada miasta w marcu bez problemu uchwaliła rezolucję potępiającą rosyjską agresję na Ukrainę. Co do zasady wszyscy radni byli też za upamiętnieniem w nazewnictwie, ale sprawa ugrzęzła w sporach politycznych nad szczegółami.

Wreszcie w lipcu 2022 r. nową propozycję, tę, którą w końcu udało się przyjąć, zgłosili radni PiS. Radni PO zgodnie z obecnym rytuałem politycznym oczywiście nie mogli tak po prostu na to przystać, ale głosowanie przeciw byłoby wbrew oczekiwaniom elektoratu. Pewnie też wbrew własnym odczuciom, choć ten czynnik przy głosowaniach jest chyba najrzadziej brany pod uwagę. Pojawiły się głosy, nie tylko polityków, ale też różnych ekspertów, że nazwa jest niezręczna i za długa (biorąc pod uwagę nazwy typu skwer Trzeciego Batalionu Pancernego Armii Krajowej „Golski” – OK, to wymowa, w zapisie jest 3 i skrót AK, ulica ppłk. Mieczysława Sokołowskiego „Grzymały” itd. – ten argument ciężko uznać za poważny). Ktoś stwierdził, że sprawa jest zbyt poważna, by nazywać w ten sposób taką alejkę. Ktoś wstrzymał się od głosu, ktoś nie przyszedł – i przeszła propozycja PiS.

Ostatecznie więc po pół roku przepychanek ambasada Rosji w Polsce mieści się przy alei Ofiar Rosyjskiej Agresji, choć znając jej działania z innych miast, nie będzie tego oficjalnie zauważać.

Piotr Panek

fot. Wikipedysta Cybularny, licencja CC0 1.0