Nieba dantejskie

„Boska komedia” Dantego kojarzy się z kręgami piekieł. Znacznie mniej miejsca poświęca się opisowi niebios.
Dante Alighieri opisuje swoją podróż przez zaświaty od Wielkiego Piątku do Wielkiejnocy w ostatnim roku XIII stulecia. Oprowadzany jest najpierw po piekle przez Wergiliusza, przenosi się do czyśćca i w końcu do nieba czy raju, po którym oprowadza go zmarła ukochana Beatrycze.
Opis Dantego uchodzi za arcydzieło literatury, a może stanowić również źródło wiedzy o późnośredniowiecznym wyobrażeniu świata. Pod tym kątem analizuje go astrofizyk Marco Bersanelli w książce „Wielki Spektakl na niebie. Osiem wizji Wszechświata od starożytności do naszych czasów”.
By zrozumieć sens opisu Dantego, należy najpierw pożegnać się z popularnym i niekoniecznie prawdziwym wyobrażeniem dotyczącym średniowiecznej wizji świata. Otóż uważa się powszechnie, że przed Kopernikiem ziemię postrzegano jako pewne wyróżnione miejsce, centrum Wszechświata. Istotnie była ona w centrum, ale to centrum nie oznaczało czegoś szczególnego, wyróżnionego. Dość powiedzieć, że jeszcze bardziej w centrum, w środku, miało znajdować się piekło. Ziemia z piekłem, miejsce najniższe, poniżej ubogacanego obecnością Boga nieba, była raczej padołem nieszczęść, z którego człowiek winien się wydostać, dążąc do bytującego wyżej Boga.
Nad Ziemią znajdowało się niebo. Tworzone przez kolejne sfery – w różnych wyobrażeniach materialne bądź wyobrażone – te niższe wyznaczały orbity planet, Księżyca i Słońca bądź wręcz wprawiały je w ruch. Dante pisze pod koniec Księgi XXXIII i zarazem pod koniec opisu Raju:
Miłość, co wprawia w ruch słońce i gwiazdy.
Wcześniej stara się wytłumaczyć powstawanie pewnych zjawisk atmosferycznych, jak tęcza, opisana w XXV księdze Czyśćca. Ale wróćmy do Raju.
W II księdze Beatrycze zabiera Dantego do najniższego nieba, przemierzanego przez Księżyc. Rozmowa schodzi na temat plam na Księżycu. Wedle starożytnych niebo, doskonałe w swym kolistym ruchu, budować musi także doskonała materia, różna od czterech żywiołów Ziemi, piąty pierwiastek, z łaciny quinta essentia, czyli kwintesencja. Ale jako doskonała winna budować ciała jednorodne, jak kula, w każdym miejscu taka sama. Dlatego nieregularności Księżyca stanowiły domagający się wyjaśnienia problem. Podróżnik wyraża obowiązujący pogląd, że wynikają one z różnego zagęszczenia kwintesencji skutkującego odbiciem światła słońca na różnej głębokości Księżyca, co Beatrycze odpiera, proponując – co dziwne w tamtych czasach – prosty eksperyment myślowy z lustrami: światło odbite wydaje się tak samo jasne niezależnie od odległości od lustra. Abstrahując od dzisiejszego sposobu pomiaru odległości w astronomii bazującego w znaczniej mierze na osłabieniu światła wraz z odległością, eksperyment myślowy i negacja odmienności od ziemskich praw niebiańskich – oto co w przyszłości doprowadzi Newtona do teorii powszechnego ciążenia, które zajmie rolę miłości we wprawianiu w ruch ciał niebieskich.
Poeta i Beatrycze ruszają dalej, przez kolejne nieba, coraz większe sfery, z których każda zawiera w sobie poprzednią. Co ciekawe, niezależnie od kierunku dociera się w ten sposób do ostatniej, największej sfery, w której znajduje się Bóg.
Bersanelli zwraca tu uwagę na pewien pozorny paradoks: w którą to stronę byśmy nie ruszyli z kulistej Ziemi, i tak dojdziemy w to samo miejsce. Wydaje się to absurdalne, Bóg powinien być wszak w centrum, podsuwa jednak bardzo łatwą do pojęcia analogię. Wyruszmy w jednym kierunku ze środka świata, miejsca leżącego na osi, wokół której obraca się Ziemia, a więc z bieguna północnego. W którąkolwiek stronę podążymy po wydającej się płaską powierzchni Ziemi, przekraczamy coraz to większe i większe równoleżniki. Każdy kolejny obejmuje poprzedni. Idziemy wciąż w tym samym kierunku. W końcu, zapatrzeni w ziemię (albo morze) pod stopami, przekroczymy równik, nawet tego nie zauważając. Idąc wciąż w tym samym kierunku, będziemy przekraczać kolejne równoleżniki, położone względem poprzednich dokładnie tak samo jak poprzednie. W ten sposób dojdziemy zawsze w to samo miejsce, niezależnie od obranego kierunku – osiągniemy biegun południowy. Nie zauważyliśmy, kiedy równoleżniki zaczęły się zmniejszać, aż skurczyły się do ostatniego na naszej trasie punktu, do bieguna.
W ten sam sposób można wyobrazić sobie wędrówkę nie tylko po coraz dalszych okręgach równoleżników, ale także przez coraz dalsze sfery, aż do ostatniej, tożsamej z pojedynczym punktem, w którym znajduje się Bóg. Co prawda nasza wyobraźnia przestrzenna radzi sobie z tym kiepsko, matematycznie jednak jest to bardzo łatwe do opisania. Otóż wystarczy przyjąć przestrzeń czterowymiarową.
Okrąg to zbiór punktów równoodległych od środka. Jeśli w tymże środku umieścimy również początek układu współrzędnych (tak jest najwygodniej), otrzymamy z twierdzenia Pitagorasa prosty wzór spełniany przez współrzędne każdego punktu leżącego na okręgu:
x2 + y2 = r2
Dwuwymiarowa sfera w trójwymiarowej przestrzeni spełnia wzór podobny, kolejny wymiar jest prostopadły do poprzednich, więc znowu z twierdzenia Pitagorasa:
x2 + y2 + z2 = r2
Wzór można uogólnić na dowolną liczbę wymiarów, kładąc za kwadrat promienia hipersfery sumę kwadratów dowolnej całkowitej liczby współrzędnych.
W przypadku równoleżników będących okręgami (jeden wymiar) na płaszczyźnie (dwa wymiary), żeby rozłożyć je wzdłuż powierzchni Ziemi, potrzebujemy jeszcze jednego wymiaru w poprzek, wedle osi Ziemi (trzeci wymiar). Podobnie w przypadku sfer (dwa wymiary) w znanej nam przestrzeni o trzech wymiarach potrzebujemy czwartego wymiaru celem odpowiedniego ułożenia sfer.
Pogląd taki bardzo współgra z dzisiejszą fizyką. Teoria względności Einsteina operuje nie przestrzenią o trzech wymiarach, ale czasoprzestrzenią o czterech wymiarach, w której rolę kolejnego odgrywa czas (po pomnożeniu przez prędkość światła c uzyskuje wymiar odległości, z uwagi na szczegóły techniczne niekiedy wykorzystuje się czas urojony, pomnożony jeszcze przez i, liczbę, której kwadrat wynosi -1). Dlatego właśnie podstawowe obiekty matematyczne szczególnej teorii względności to czterowektory, nieco zmodyfikowane wektory o czterech współrzędnych (w ogólnej teorii względności główną rolę odgrywają zaś tensory opisywane 4 razy 4 = 16 liczbami). Może się to wydawać dziwaczne, ale wysoce hipotetyczne teorie strun operują znacznie większą liczbą wymiarów.
Tutaj potrzebujemy jedynie czwartego. Po dodaniu go możemy spokojnie przemierzać kolejne sfery ciał niebieskich, przekroczyć niebiański odpowiednik równika i zagłębiać się w dziewięć sfer anielskich, docierając w końcu do samego Boga.
Marcin Nowak
Bibliografia
- Marco Bersanelli: Wielki Spektakl na niebie. Osiem wizji Wszechświata od starożytności do naszych czasów. Copernicus Center Press, Kraków 2020
Ilustracja: Evershed MA: Dante and the early astronomers, 1913, za Wikimedia Commons
Komentarze
🙂
Jakie to proste!
Od razu przed oczami staje dzieło Kopernika: Kołowrotek ciał niebieskich 😀
Czyli, że co? Że Dante potrzebował Beatrycze, bo sam się nie nauczył rachunku tensorowego?
Troszeczkę skomplikuje i pomieszam w głowach.
Centrum układu słonecznego nie jest dokładnie w centrum Słońca.
Na dobra sprawę to można by tez abstrakcyjne założyć, ze nasz układ analizy ruchu planet jest na Ziemi.
Zmieniliby to równania ruchu, które byłyby bardziej skomplikowane.
Ale pieklo bylo by wciaz w Ukrainie.
A tak, poza tym to i tak trzeba układ równan nawet przyjmujac Barycentrum jakopunkt odniesienia, rozwiązywać numerycznie. Bowiem jest dużo różnych ciekawych perturbacji związanych z precesjami i nutacjami planet a orbity to tez nie okregi.
@R.S.
Istotnie, jest we wspólnym środku ciężkości. Ale jako że poza masą słońca pozostaje jakiś procent, różnica jest niewielka.
Należy zakrzyknąć „a dość już tych kosmicznych ciuciubabek!” – a następnie polecieć do czarnej dziury. Wszystkie linie geodezyjne się nam ładnie zejdą, więc każdy kto się liczy, zasadniczo powinien też tam być 🙂
Te same prawa fizyki musza być odpowiedzialne za dotychczasowe poznanie świata przez człowieka i za poznanie przez organizm jednokomórkowy jego otoczenia. Poznanie otoczenia za pomocą mikrotubules jest wspólnym mechanizmem poznawczym który jest prosty u jednokomórkowców a skomplikowany neurologicznie u człowieka.
W poniedziałek zaczyna sie konferencja w Tucson AZ poświęcona miedzy innymi omawianiu OrchOR. Można w niej tez uczestniczyć zdalnie.
@M Nowak
Gwoli ścisłości, układ słoneczny nie środka ciężkości, a ma środek masy.
Nieco zagadkowe to wszystko i nie na moje uzwojenie, ale trochę ryzykowna może być próba opisania przestrzeni przez wzory matematyczne i liczby, które są w zasadzie pozaprzestrzenne.
Może gdyby chodziło o idee mającą charakter wzorca dla empirycznej przestrzeni, to tak, ale z kolei wzór na relacje idei do rzeczywistości empirycznej gdzieś chyba na ten moment się zawieruszył.
Dantemu raczej nie chodziło o niebo w sensie astronomicznym, ale o miejsce pobytu po śmierci.
Wielkanoc to czas szczególnie związany z obietnicą nieba, życia wiecznego.
A mnie frapuje pytanie: na co komu życie wieczne?
Piekło potrafimy sobie urządzić tu na ziemi, nie tylko w Ukrainie. Starczy.
Wieczna, nigdy nie kończąca się szczęśliwość? Mnie to napawa grozą.
Po co?
Odwracanie uwagi od życia tu i teraz: „to życie się nie liczy, ważne jest życie wieczne”, jest na rękę różnym instytucjom religijnym.
Handlują „życiem wiecznym”.
Zycie wieczne jest komuś „na rękę”…ponoć.
Ale żeby już do końca wejść na tą (albo tę) rękę, to trzeba zaznaczyć, że życie wieczne nie jest jedynie specjalnością religii monoteistycznych, bo zakładając, że buddyzm nie jest do końca klasyczną religią, to jest w niej coś takiego jak sansara, czyli niekończona ilość różnych wcieleń po nieskończonej ilości śmierci zakończonych nirwaną.
Czyli to jest tak naprawdę rodzaj jeszcze lepszej wieczności, bo dwupoziomowej .
Najpierw wieczność wcieleń sansary, a następnie druga, bezapelacyjna wieczna wieczność nirwany.
Oczywiście w tym ostatnim przypadku handel odbywa się w różnej walucie, ale najpopularniejszą jest chyba jen…
…Droga @Jagodo.
Po ewentualne uściślenie problemu możesz zgłosić się do Redaktora A. Sz, który swego czasu popełnił był książeczkę zatytułowaną „Buddyzm”.
@Jagoda
18 KWIETNIA 2022
Obawiam się, że wtedy niekoniecznie te pojęcia rozróżnianio
Jeszcze w kwestii problemu „życie a wieczne czyjaś ręka”.
W kontekście powstawanie różnych dziedzin, których przedstawiciele ostatnio bujnie zapełniają hale produkcyjne opustoszałe po produkcji… na przykład ręcznych maszynek do mięsa, a które to charakteryzuje różne „bio-” wypisane na koszulce, jak również mrowia inżynierów od różnych ulepszeń genetycznych, i którzy wspólnie tworzą drużynę FC Transhuman i tezy którą wygłosić Francuz Laurent Alexandre, że żyje już człowiek, któremu na cmentarnej płycie wypiszą „żył(a) 1000 lat), to nie jest trudną do udowodnienia teza, że niebawem 23…a tam 23, przynajmniej 45% dochodów budżetowych Unii przeznaczonych zostanie na przyśpieszenie badań owych bioinżynierów.
I jeżeli w obu przypadkach jest to jakaś obietnica, to jednak spełnienie tej pierwszej (odwiecznej) obietnicy jest związane z jakąś jakością życia, to w przypadku tych najnowszych obietnic warunkiem jest po prostu czyjaś wyłożona kasa, do której można dojść również w średnio chwalebny sposób.
Swoją drogą skąd ten Francuz wziął akurat te 1000 lat?
I jeszcze jedna uwaga. Najpierw znajdzie klientów na 1000, ale apetyt rośnie w miarę jedzenia czyli jest 1000, ale może być 2,5, 10, 50 tysięcy lat. A jak zamarzą się niektórym lata przestępne. 50 000 lat przestępnych to jest naprawdę kupa czasu.
Oczywiście muszę dodać, że myśl owego Alexandra rozkwitła w jego głowie przed COVID-em i z tego co wiem, do swoich ambitnych planów postanowił zastosować jednak autorski współczynnik pandemiczny.
I kto tu handluje długością życia?
A są to dopiero początki.
Problem to oczywiście „Życie wieczna, a czyjaś ręka”.
Nie jestem może zwolennikiem podejścia, że nauka winna potwierdzać prawdy religijne, bardziej wolę relację opartą na wzajemnym szacunku i zrozumieniu obu tych światów (czemu daję świadectwo swoimi komentarzami), ale ostatnio fizyka teoretyczna i otoczenie w coraz większym stopniu…
Punktem wyjścia mojego optymizmu – z fizyków teoretycznych będą ludzie – jest teoria wieloświatów, czyli istnienie hipotetyczne ( czyli nie mają dowodów, ale wierzą, bo jest to w zasadzie możliwe) innych wszechświatów. Innych, czyli też rożnych od naszych.
Nie są może w tym wybitnie oryginalni, bo wcześniej Platon, czy rosyjski matematyk, fizyk i teolog prawosławny Paweł Florenski wypowiadali już tego rodzaju intuicje, ale cieszy również kontynuacja tych prób rozwikłania zagadki bytu we współczesnej nauce… na odcinku fizyczno-teoretycznym.
I jednym z fizyków który idzie tą drogą jest Michio Kaku. Ma robotę na Uniwersytecie Nowojorskim, gdzie piastuje funkcję kierownika katedry fizyki teoretycznej.
I tenże Kaku… nie Kuku, ale Kaku… twierdzi, że obok nas, poza naszym światem istnieją inne niezbadane wszechświaty lub inne wymiary, które mogą znajdować się blisko (oczywiście „blisko”, ale bez przesady), przenikając, lub otaczając nas. Ten świat (wszechświat) jest natury wybitnie duchowej i wg Kaku odpowiada czwartemu wymiarowi i traktowany może być jako rodzaj bezcielesnej inteligencji, a te światy świadczyć mają o istnieniu wielowymiarowej przestrzeni ( przestrzeni wielopłaszczyznowej). Możemy założyć – tak zakłada Kaku – że jest ten świat wyższy od naszego. Na przykład istnieje tam większa liczba wymiarów, ale nie ma tam też układu słonecznego…czyli nie ma tam zaćmień Słońca.
I musi być inny od naszego, bo jakby był taki sam jak nasz, to nie byłby innym, kolejnym wszechświatem.
Nie chce powiedzieć ,że Kaku to taki współczesny Dante, ale jego poglądy zasługują co najmniej na uwagę na blogu szalonych naukowców, czyli rokuje dobrze.
I jeżeli ten wszechświat jest inny, jeżeli jest wyższy, to zdaniem Kaku, nie możemy wykluczyć…
A jeżeli dodamy do tego współczesny platonizm matematyczny Penrose’a to sprawa staje się naprawdę rozwojowa, tym bardziej, że w/g niektórych cała historia filozofii to w zasadzie tylko przypisy do Platona, a wpływ filozofii Platona na filozofię chrześcijańską bije po oczach… to koło w zasadzie się zamyka.
Tym razem komentarz optymistyczny, w duchu „Nam to się udało. My to mamy szczęście”.
Spoglądając w niebo widzimy tak naprawdę nie obecny świat, ale ten sprzed tysięcy, a nawet milionów lat. Czyli, jest wielce prawdopodobne, a na pewno nie możemy tego wykluczyć, że koniec świata o którym mówił Jezus, a który miał mieć miejsce „lada moment” tak naprawdę w tamtych czasach się zaczął, a o jego końcu w odpowiednim czasie się dowiemy.
I stąd nasze szczęście. Katastrofa już dawno się zdarzyła, a my dopiero teraz będziemy jej doświadczać. Albo w szczęśliwym wariancie przekonamy się o niej za jakieś milion lat.
Zycie wieczne istnieje. Roger Penrose jest zdania ze znany nam model rozprzestrzeniającego się wszechświata jest zjawiskiem cyklicznym. To ze wszechświat jest wieczny nie znaczy ze zamieszkujący go osobnicy są wieczni.
Kopernik miał problem ze sferycznoscia. Dopiero eliptycznosc nadała sens heliocentrycznosci.
Do tej pory nie wiemy co to jest czas.
W tej chwili jeszcze kilka w miarę rzeczowych i merytorycznie uzasadnionych uwag na temat przestrzeni, a konkretnie jej postrzegania.
I wkraczam w tym momencie na teren tzw. kontekstu poznawczego, czyli inaczej „okoliczności badawczej”.
Niewiele się na ten fakt zwraca uwagę, a okazuje się mieć ta kwestia kolosalne znaczenie, również dla części konkluzywnej takich – zgodnie ze sztuką -zintegrowanych dociekań.
I wchodzi tutaj w grę bardzo wiele ważących na efektach badań okoliczności.
Czyli ważne jest nie tylko co badamy? – w tym przypadku przestrzeń – ale nie mniej istotne jest to kiedy?, gdzie?, dlaczego?, z kim?, czy na przykład „po czym?” dokonywane są badania.
I wcale nie chodzi w tym ostatnim przypadku ( po czym?) o to czy badań dokonujemy po Świętach Wielkanocy, czy Święcie Niepodległości?
Chodzi o coś zupełnie innego.
„Po czym?” oznacza ni mniej, nie więcej to co było wcześniej.
I żeby nie trzymać dłużej w niepewności przywołam w tym momencie Witkacego Stanisława Ignacego Witkiewicza – którego zainteresowanie przestrzeniami nieuklidesowymi, czy teorią względności było szeroko znane.
Na przykład „Sonata Belzebuba, gdzie w pewnym momencie zamek rozsuwa się i widzimy wnętrza piekielne.
Czy dramat „Matka” gdzie jedyną szansą wydostania się z pokoju-pułapki do innej przestrzeni jest przejście przez ogromną rurę
Albo dylemat z „Szalonej lokomotywy”, „czy patrzeć z lokomotywy na ziemię, czy z ziemi na lokomotywę?”
I wracam do postawionego wcześniej zasadniczego pytania, czyli „po czym?”.
Otóż te wszystkie oryginalne perspektywy Witkacego spojrzenia na problem przestrzeni, wymiaru były prawdopodobnie efektem użycia…peyotlu, kokainy, eukodalu, eteru, meskaliny harminy, haszyszu, ya-yoo….oczywiście nie w całym zestawie, bo pisarz i filozof starał się metodycznie opisać działanie poszczególnych środków, ale niektóre kombinacje nie były wykluczone przez znawców dorobku literacko-filozoficznego Witkacego.
Albo inny niepokorny tamtej epoki Aldous Huxley (ten od „Nowego wspaniałego świata”, który w eseju „Drzwi percepcji. Drzwi percepcji” opisał swoje przeżycia i przemyślenia związane z użyciem narkotyków, a był to w zasadzie cały traktat o postrzeganiu świata i o zmianach jego postrzegania po zażyciu meskaliny.
A ponadto „Alicja w Krainie Czarów” , „Mistrz i Małgorzata” i wiele innych tytułów, ale tutaj informacji, „po czym?” te dzieła były pisane, na ten moment nie posiadam.
A teraz nie będę nic pisał , ale oddam się głębokiej refleksji o zawiłościach życia nie tylko młodego Polaka (i Polki) podczas lektury tomiku poezji, który nosi tytuł: „Wiersze o moim psychiatrze”.
Jakich to ciekawych czasów dożyliśmy.
Już nie Polska, nie Matka Boska, nie Ojciec Święty, nie lokomotywa, ale psychiatra może być bohaterem poetyckich strof.
Życie wieczne istnieje- Sansara….
Choć niekoniecznie jest jednostkowe….
Jak bardzo skomplikowałoby zycie wieczne przodków, gorliwie czekającym na profity spadkobiercom?
To byłoby piekło na Ziemi…
W Buddyzmie bardzo podobaja mi sie kręgi piekielne, zarezerwowane dla konkretnych profesji.
Na przykład, krzywoprzysiężcy- zapewne politycy i dziennikarze, lichwiarze, wyzyskiwacze, rabusie, mordercy, pozbawieni litości.
Sporo znajomości psychologii trzeba było, by podzielić ten element ludzkich zachowań na konkretne kategorie.
Raj w porównaniu z tym, jest NUDNY.
samba kukuleczka
20 KWIETNIA 2022
13:18
Odmienne stany świadomości….
Wielu eksperymentowało, za pomocą różnych mieszanek.
Począwszy od szamanów, kapłanów, skończywszy na artystach czy naukowcach.
Wid pijany, czy nacpany, pozwalał przekraczać niektórym granice- podobno swego ciała, jaźni, odbywać wędrówki w miejsca niedostępne trzeźwym materialistom.
Tylko, czy te wszystkie eksperymenty prowadziły do REALNYCH bytów?
Bo te ezoteryczne, astralne, duchowe, jakoś się prawom fizyki nie poddają.
Za cholerę nie da się ZMIERZYĆ, POWTÓRZYĆ eksperymentu.
Wieśku piszesz, że podobają Ci się buddyjskie kręgi piekielne.
Jak chcesz – mam znajomego buddystę na blogu Owczarka podhalańskiego – mogę Ci turnus załatwić w Piekle Szcżękania Zębami, albo w Piekle Rozrywających się Pęcherzy.
Słyszałem, że w tym ostatnim mają teraz wolne miejsca…
…bo w Piekle Pęknięć Podobnych do Kwiatów Lotosu i w Piekle Pęknięć Podobnych do Wielkich Kwiatów Lotosu na ten moment wszystko jest pozajmowane.
Time and Consciousness jest tematem dyskutowanym 21 kwietnia o godzinie 8:30 AM w Tucson AZ. Uczestnikiem tej hybrydowej in person and remote dyskusji jest Rodger Penrose.
samba kukuleczka
20 KWIETNIA 2022
18:40
Szkoda że nie ma ani piekła ani nieba….
Gdzieś, w jakimś innym wymiarze.
Piekło i niebo tworzą na Ziemi LUDZIE- sobie.
A swoją drogą, skąd Dante wiedział o hinduskiej mitologii?
Orientalistyka chyba powstała znacznie później?
Pomiędzy wiekiem XIII a XIX jest spora luka.
skąd Dante wiedział o hinduskiej mitologii?
Kontakty między Indiami a regionem śródziemnomorskim istniały już w czasach antycznych. Wzmianki o Indiach znajdują się w dziełach Diodora Sycylijskiego i Pliniusza Starszego.
Opis Indii (Indike) znajdziesz w pismach Flawiusza Arriana (z Nikomedii), który opierał się na tekstach źródłowych Nearchosa, Megastenesa i Eratostenesa,
Po upadku cesarstwa rzymskiego kontakty te podupadły, ale o średniowiecznych wyprawach Marco Polo i innych wenecjan to chyba słyszałeś?
Dante był młodszy od Marco Polo o 11 lat, ale żyli w tej samej epoce.
markot
21 KWIETNIA 2022
13:00
Mozna sięgnąć wstecz, do czasów Aleksandra Macedońskiego….
Czy wymiany handlowej i idei z Półwyspem Arabskim związanymi z monsunową flotą Dau, pływającą co pół roku w obu kierunkach.
Piekło i raj to zapożyczenia przecież.
Ale…
Sanskryt jest rozszyfrowywany do dziś.
Średniowiecze miało lepszych specjalistów?
No widzisz, jak się trochę rozejrzeć…
A łodzie żeglowe dau nadal tak pływają. Widziałem takie w Mombasie.
@wiesiek59 21 kwietnia 2022 11:12
Piekło i niebo tworzą na Ziemi LUDZIE- sobie.
Nie mając głowy ani do abstrakcji matematycznych czy stref N-wymiarowych w przestrzeni, ani do teologicznego rozdzielania włosa na czworo, odwołam się do czterowiersza (Rubai) 12 wiecznego poety irańskiego Omara Chajjama („Ruba’iyat”, tłum. Ahmad Saidi, Asian Humanities Press 1991), umieszczającego piekło i niebo nie wśród gwiazd ale w człowieku:
At first beyond the stars I sought to spell
The Pen and Tablet (*), Paradise and Hell;
The Master then breathed: „Paradise and Hell
And Pen and Tablet, all within you dwell.
(*) wg. muzułmanów Pióro kreślące losy na Tablicy Przeznaczenia.
PS. Właśnie natknąłem się na interesujący artykuł, nawiązujący do przed-poprzedniego artykułu o Antropocen(tryźmie) – Cities Under Water.
Nawiązanie jest o tyle nie od rzeczy, że szansę na zostanie skamieniałością mają raczej zwłoki zagrzebane w mule niż glebie.
„O wy, którzy tu wchodzicie, porzućcie wszelką nadzieję”…..
Tak chyba to brzmiało?
Jak urodziłeś się na tym „padole łez”, to jedynie bajki o raju, szlachetnych rycerzach, Kopciuszku i królewiczu, niosły pociechę.
Piekło zaś dyscyplinowało maluczkich.
I system działał przez co najmniej kilkanaście tysięcy lat bezbłędnie.
Przestał działać, gdy zaczęło być syto, gnusnie, sybarycko, dekadencko w niektórych kręgach.
Hulaj dusza, piekła nie ma, natomiast niebo można sobie zafundować tu, na Ziemi….
Pozostało na tyle dużo biednych, by kapłani w różnych krajach żyli dostatnio.
Coś mi się wydaje, że wiara w różne religie powraca w szybkim tempie.
W miarę ubywania ilości sytych….
Herstoryk
22 KWIETNIA 2022
7:18
Tych artykułów tyczacych zmian klimatycznych i ich efektów, jest pełno na blogu Exignoranta.
Przedruki z pism naukowych sa jednoznaczne.
Nie ma szans na zmianę trendu siłami ludzkiej nauki.
Należy się więc dostosować.
Co jest również niemozliwe przy naszym poziomie wiedzy o klimacie.
Nie mamy wpływu na to, jak wieją wiatry, gdzie pada deszcz, jak biegną prądy morskie, aktywność wulkaniczną, słoneczną.
Nie znamy większości czynników modelujących klimat w długiej perspektywie.
Tak więc prognozy rzędu kilkudziesięciu lat oparte sa na imaginacji twórców, nie wiedzy.
Wiedzę posiądziemy w momencie zdobycia mozliwości kontroli pogody.
Z dokładnością do dnia.
Na razie, wróżymy z fusów herbacianych.
Wieśku bo z piekłem to jest trochę inaczej.
Nie robisz wielu rzeczy na które masz ochotę, bo wiesz zobaczy cię wścibski sąsiad i doniesie, policjant, prokurator, miejska kamera nakryje Cię że przechodzisz przez trawnik, chociaż przejście dla pieszych jest 20 metrów dalej, ale też kamera w Biedronce i innym Supersamie i wiesz , że raczej spotka Cię za ten Twój niecny uczynek sroga kara.
Ale niektórzy i na to znajdą sposób. Niedośpią, będę robić podkopy, kupią sobie rewelacyjne nożyce do przecinania siatki, nawet kupią pół kilograma baleronu dla psa który pilnuje obejście i zrobią swoje.
Ale z piekłem jest trochę inna sprawa.
Bo do piekła kieruję Cię instancja przed którą nie uciekniesz. Na nic tunele podziemne, noktowizory, cała tygodniowa dostawa wędlin do Biedronki podarowana psu.
Może służby graniczne, dzielnicowego… nawet dwóch dzielnicowych bo powinni chodzić parami, inspektorów z Izby Skarbowej zrobisz w balona, ale instancja która wysyła do piekła działa sto na sto i tutaj nie ma przeproś. Zrobiłeś zły uczynek i idziesz do wieczny karceru.
I dlatego do sensownego zorganizowania społeczeństw instytucja piekła jest konieczna.
Ja, nawet ze swoimi humanitarnymi odruchami zastanawiam się czy jednak nie założyć grupy inicjatywnej w celu założenia – na początek – niewielkiego piekła.
Myślę, że dałoby ono naprawdę pozytywne skutki.
Przecież łatwo sobie wyobrazić, że gdyby było piekło nie trzeba by było wypisywać tego typu komunikatów:
https://paczaizm.pl/prosba-do-pary-z-10-dziesiatego-pietra-o-odsuniecie-lozka-od-sciany-to-komoda-kartka-napis/
samba kukuleczka
22 KWIETNIA 2022
14:51
Ze studiów z dawnych lat, zapamiętałem między innymi:
„Resocjalizacja jest niemozliwa bez zmiany warunków bytowych”…..
Powrót do warunków kryminogennych, biedy, dawnych przyjaciół, systemów wartości subkultury, uniemozliwia jakąkolwiek zmianę zachowania, czy podstaw bytu.
A SYSTEM skonstruowany jest tak, by znacząca część populacji była na dnie.
Walczyła o przetrwanie na zasadzie darwinizmu społecznego.
Tam panuje inny system wartości.
Zszokowało mnie kiedyś, że włoska mafia miała swoich katolickich kapelanów, utrzymywanych przez nią, dla niesienia pociechy duchowej zołnierzom mafii.
Albo, powstanie kultu Muerted Materna….
Muerted Materna?
Co to za kult i w jakim języku?
A propos zmiany warunków bytowych… oczywiście jeszcze na tym świecie.
Możemy narzekać na współczesność, na liczne przykłady będące świadectwem jej – szczególnie w wydaniu zachodnim – niedoskonałości, ale nie możemy powiedzieć, że zostawi ona kogoś bez podania mu przysłowiowej wędki. Każdy, jeżeli tylko będzie chciał może zmienić swoje warunki bytowe. Nawet zostać właścicielem wygodnego lokum. Najlepszym przykładem coś takiego:
Pięciodniowe zawody Hang on to your trailer i kto dłużej utrzyma sznurek przywiązany do kempingowej przyczepy, dostanie ją na własność. Zawodnicy mdleją, nie puszczając sznurka… i w końcu jeden z nich, przy aplauzie tłumu zostaje zwycięzcą i otrzymuje swoją wymarzoną przyczepę.
Swoją drogą w ubiegłym roku ponad 50% Amerykanów zostało szczęśliwcami i nie płaciło podatku. Ich ( szczęśliwców) zarobki nie przekraczały 12000 dolarów.
Ci to mają szczęście.
@samba
Czy nachalne przynudzanie i grafomańskie trucie na tym blogu należy rozumieć jako takie małe wprawki przed założeniem tu piekła dla reszty bywalców?
A Wiesiek najmie się na Belzebuba?
@markocie muszę Ci jedną rzecz wyjaśnić jak kr… asnoludkom czyniła to Sierotka Marysia.
Nie odkryje Ameryki jeżeli stwierdzę, że tak bardzo to Ty w niebo nie wierzysz i mała jest szansa, że kiedykolwiek uwierzysz. Ciebie interesuje inna, lepsza jakość, a nie jakieś niebo. I do tego jakiegoś Dantego, pochodzącego z zabobonnego średniowiecza.
A zapewne wiesz w jaki sposób uzyskuje się nową, stojąca na wyższym poziomie jakość.
Ty wiesz, ale wytłumaczę to osobom trzecim.
Do tego potrzebny jest Hegel i jego dialektyka, czyli teza, antyteza, synteza.
I w naszym przypadku aby z poziomu „nieba” wejść na satysfakcjonujący Cię poziom, musimy „niebu”, który jest w tym przypadku tezą, przeciwstawić antytezę, czyli…tak., tak antytezą dla nieba jest oczywiście „piekło”.
I jeżeli mamy tezę i antytezę to nieuchronną konsekwencją będzie synteza, czyli ta nowa jakość wprowadzająca byt na wyższy poziom rozwoju.
Czyli dantejskie niebo i moje piekło dają gwarancję tego, że powstanie coś pięknego, coś satysfakcjonującego nawet markotnego markota.
To tylko tyle, ale i aż tyle i jeżeli to wszystko ma służyć sprawie owej syntezy, to ja dla dobra sprawy…
Dla przeciętnego Polaka śmierć jest tematem tabu spychanym głęboko za mury cmentarne. Jest słowem, którego panicznie się boi. Śmierć go bowiem przeraża, paraliżuje. Gdy w końcu się z nią spotyka cierpi niemiłosierne katusze… Meksykanin nie ma z kostuchą takiego „problemu” jak Polak. Wręcz przeciwnie, on ją celebruje praktycznie na każdym kroku. Spotyka się z nią, modli się do niej i czci ją całym sobą. Santa Muerte, kult śmierci w Meksyku jest tak atrakcyjny, że przyciąga miliony wyznawców, którzy w dniu 1 listopada oddają cześć nie zmarłym, a Świętej Śmierci …
https://101countriesbefore50.com/meksyk/santa-muerte-kult-smierci-w-meksyku/
Święta Śmierć a umieralność okołoporodowa matek (mortalidad materna), którą zdajesz się sugerować tym niewydarzonym terminem (Muerted Maternas) to jednak różne „kulty”.
Santa Muerte przedstawiana jako kolorowy kobiecy szkielet z kosą jest obiektem, do którego modlą się jego czciciele w nadziei na ochronę, miłość, szczęście i pieniądze, ale to nie znaczy, że Meksykanie lubią umierać i śmierci się nie boją. Składają jej ofiary i noszą ze sobą jej obrazki jak talizmany, a kult ma swoje korzenie w czasach sprzed konkwisty, w azteckich rytuałach na cześć boga śmierci wymieszanych później z chrześcijańskim kultem zmarłych.
Lęk przed śmiercią zagłuszany hałaśliwym ceremoniałem i czarną magią jest jej zaklinaniem, a cały ten kult, choć spotykany we wszystkich warstwach społecznych, najbardziej popularny jest w środowisku kryminalnym.
Bardzo interesujący artykuł, nie tyle może o piekle i niebie ale o pielgrzymce zagubionego ateisty po indyjskich miejscach kultu – A Confused Atheist’s Pilgrimage of Indian Holy Sites. Ciekaw jestem niezmiernie jak autor, ateistyczny Pars (czciciel ognia) żonaty z Hinduską, dorobił się synowej – Polki?!
Pielgrzymka jest dowodem na bezgraniczną pomysłowość gatunku w wymyślaniu tłumaczących świat mitów. Każdego z własnym piekłem i niebem.
Moim zamiarem, było udowodnienie że wszystko jest względne.
Pojęcia raju, piekła, śmierci, życia, są odbierane w róznych kulturach bardzo różnie.
Nie ma UNIWERSALNEJ podstawy mogącej być płaszczyzną porozumienia Ludzkości.
I fakt, że kultury ewoluują w czasie, tworzac nowe mity, wzorce, to potwierdza.
Przerobienie całej ludzkości na jedno- zachodnie kopyto- jest niewykonalne.
I całe szczęście…..