Polskość średniowieczna
Zachwyt nad średniowieczem jako czasem najlepszym dla polskości można było ostatnio usłyszeć w telewizji. Pogląd to dość dziwny, jeśli weźmie się pod uwagę, że polskość w zasadzie w średniowieczu… nie istniała.
Rzecz dobrze znaną, ale często niedocenianą czy niedostrzeganą, wyłożył choćby amerykański historyk Brian Porter-Szűcs na początku swojej książki „Całkiem zwyczajny kraj. Historia Polski bez martyrologii”. Autor opisuje, jak sam mówi, historię zupełnie przeciętnego kraju w północno-wschodniej Europie (świadom, że Polacy nie zgadzają się ani z przeciętnością, ani z takim określeniem położenia geograficznego), poczynając od czasów po rozbiorach.
Historyk polemizuje z popularnym poglądem, że po rozbiorach działacze patriotyczni czasu niewoli zaczęli budzić w Polakach świadomość narodową. Zauważa, że budzi się kogoś ze snu – a więc powtarzany w szkołach frazes zakłada, że wcześniej ta świadomość była uśpiona. Że za dawnej Polski – I RP – chłop-zawsze-katolik wiódł proste życie, nie wiedząc jeszcze, że jest Polakiem.
Oba poglądy łączy jeden fakt: tenże chłop Polakiem się nie czuł. Gdybyśmy, przemieszczając się w czasie, zapytali go o narodowość, patrzyłby na nas zadziwiony i nie rozumiał, o co go w ogóle pytają. Równie dobrze można by go spytać, którą partię popiera albo co sądzi o noszeniu maseczek. Pojęcie narodowości byłoby mu obce, jednak wedle Portera-Szűcsa nie dlatego, że był niewyedukowany i nie wiedział, że jest Polakiem i ma obowiązki polskie, ale dlatego, że pojęcie narodowości polskiej jeszcze nie istniało.
Ale jakże to, przecież Państwo Polskie liczy ponad tysiąclecie, jego początek datuje się na chrzest Mieszka jeszcze w X w.? Istotnie, ale czym innym państwo, czym innym narodowość. W średniowieczu było domeną władcy. Twórca największej dynastii w historii średniowiecznej Anglii poza podbojami właściwie tam nie zaglądał i władał z terenów swych kontynentalnych ziem, a w miejscowym narzeczu, które dało później początek językowi angielskiemu, rozumiał podobno proste wypowiedzi, a może nawet potrafił powiedzieć kilka słów. Polskojęzyczna ludność walczyła po obu stronach bitwy pod Grunwaldem. Nikogo to nie dziwiło.
No dobrze, ale szlachta, poddani polskiego władcy kultywujący polską tradycję i język, właściwie rządzący krajem w parlamencie – czyż oni nie tworzyli polskiego narodu? Otóż nie tworzyli, pisze autor. Wracając do naszego pytania – gdybyśmy zapytali szlachcica, do jakiego należy narodu, tym razem pewnie otrzymalibyśmy odpowiedź. Do narodu szlacheckiego.
Aby mówić o narodzie polskim, musielibyśmy mieć jakąś w miarę spójną zbiorowość (Harari napisałby jeszcze: intersubiektywność). Tylko że takiej zbiorowości (ani intersubiektywności) w Rzeczypospolitej nie było. Krajem rządziła głównie polskojęzyczna szlachta, reprezentowana w Sejmie i sejmikach, i duchowieństwo podlegające prawu kościelnemu. Pozostałe stany obchodziły ich tyle co siła robocza. Mieszczanie zajmowali się swoimi sprawami, rządzili w miastach poprzez rady miejskie. Chłopi, pozbawieni praw, interesowali się głównie przeżyciem, określali się jako miejscowi, tutejsi. Sprawy Rzeczypospolitej szlacheckiej nie interesowały ich i było im głęboko obojętne, czy nakładający im jarzmo szlachcic jest poddanym polsko-litewskiego króla, czy może rosyjskiego cara. Pewną świadomość narodową mieli prawdopodobnie Żydzi, ale nie polską, związaną raczej ze wspólną religią i tradycją sięgającą starożytności.
Dopiero po zaborach, kiedy świat zachodni objęło nacjonalistyczne wzmożenie, pojawiła się pewna nowa tożsamość. Również szlachta, pragnąc odzyskania wpływów politycznych, zaczęła upatrywać możliwości ich powrotu w przekonaniu do swojej sprawy reszty ludności zamieszkujących te samie ziemie. Znaczącą rolę odegrali jednak ogarnięci nacjonalistycznym szaleństwem zaborcy. Wcześniej wystarczyło, by mieszkaniec kraju zachowywał porządek, przestrzegał prawa (choćby miejscowego, jeśli tak będzie łatwiej) i służył władcy. W jakim języku gada na co dzień, było mniej ważne. Kim się czuje – nikogo nie interesowało. Teraz zaś władcy zaczęli żądać od poddanych, by mówili w ich języku, uczestniczyli w ich kulturze, odczuwali przynależność do ich narodowości. Co przekładało się na znane nam dobrze germanizację i rusyfikację, ale tak samo na głośne ostatnio krzywdy wyrządzone rdzennym Amerykanom przez władze Kanady.
Za namową jednych i z nienawiści do wtrącających się w prywatne życie drugich zaczęły rodzić się świadomości narodowe. Polskojęzyczni chłopi zaczęli uznawać się za Polaków. Starocerkiewnosłowiański co prawda wymarł, ale część mieszkańców północnych ziem dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego przyjęła tożsamość litewską wraz z tym językiem, używanym wcześniej na dość ograniczonym obszarze. Mieszkańcy dawnej Rusi czy Malej Rusi odrzucili oba nadane przez teraz obcych określenia, odgrzewając średniowieczne miano Ukrainy. Pozostali w końcu stali się Białorusinami. Wszyscy wywodzą się z pierwszej Rzeczypospolitej, niebędącej jeszcze, jak podkreśla autor, Polską. Nieoczywistość tych procesów dobrze widać na przykładzie Mickiewicza, wieszcza trzech późniejszych narodów, piszącego po polsku inwokację do Litwy.
Wtedy dopiero można mówić o pewnym przykładalnym do dzisiejszego pojęciu polskości. Które oczywiście rzutowano wstecz, tworząc narodową mitologię. Tej ostatniej właściwie nikt by w średniowieczu nie zrozumiał. Wtedy żadnej polskości nie było. Był władca polskiego państwa i jego mówiący w istotnej części po polsku poddani, niewyprowadzający z tych faktów żadnych dalszych konsekwencji.
Możliwe, a nawet prawdopodobne, że (o ile ludzkość przetrwa) za kilka wieków powstaną zupełnie inne tożsamości, których dziś nie potrafimy sobie nawet wyobrazić. Ówcześni historycy będą uczyć dzieci w szkołach, że w czasach dzisiejszych te tożsamości były uśpione, że jeszcze nie wiemy, ale już jesteśmy tymi a tymi. Że dzisiaj mamy najlepsze czasy dla X-ości, chociaż nikt jeszcze nie jest w stanie zrozumieć, czym jest tak oczywiste i ważne za kilka wieków X. Jacy my dzisiaj głupi.
Marcin Nowak
Bibliografia
- Brian Porter-Szűcs: Całkiem zwyczajny kraj. Historia Polski bez martyrologii. Wydawnictwo Filtry.
Ilustracja: Autor anonimowy, Godło na pieczęci Przemysła II, 1295, za Wikimedia Commons, w domenie publicznej
Komentarze
„Historia” Portera-Szucsa jest bardzo zla ksiazka, wiec proponuje jej nie omawiac. Ze chlopi nie czuli „polskich obowiazkow”, wiemy z opowiadania Zeromskiego. Nie czuli ich jeszcze wiele lat pozniej. Nie mieszajmy jednak do tego szlachty, z ktorej jeden deklarowal sie w XVII w. jako „gente Rutenus, natione Polonus”, a w XVIII w. poeta Krasicki pisal:
Jak to byc Polakiem, gdy Polakow gania?
Niedobrze byc nierzadnym, slabym, mizerakiem,
Wiem ja o tym, jednakze milo byc Polakiem
:)))))))
XIX wieczny nacjonalizm zabełtał nieco stosunki zalezności.
Do tego doszło tworzenie mitów narodowych.
W średniowieczu sprawy były chyba znacznie prostsze.
Lojalność przynalezała do władcy, dynastii, narodowość WASALA czy PODDANEGO nie miała znaczenia.
A już kompletnie w stanie chłopskim stanowiącym ponad 90% populacji krajów europejskich.
Jedna decyzja lokalnego władcy decydowała o przynależności ziem wraz z ruchomym dwunożnym inwentarzem, do różnych królestw.
Nawet szlachta nie miała zbyt wiele do gadania.
Spory rozstrzygano mieczem.
Najbardziej bzdurną według mnie koncepcją wprowadzoną do naszych narodowych mitów, jest świadoma germanizacja czy rusyfikacja ludnosci protopolskiej w zasadzie.
Chcąc awansować, być dostrzeżonym na dworze, zrobić karierę, trzeba było znać język dominujący kraju w którym się mieszkało.
Czy były to Prusy, Austria, czy Rosja.
I w ten sposób dawna polska szlachta przekształciła sie w Junkrów Pruskich, 60% szlachty rosyjskiej wywodziło sie z Królestwa polskiego, robiąc zawrotne kariery w rosyjskiej armii czy administracji.
Awans w zaborze austriackim również był w pełni mozliwy na najwyższe nawet stanowiska.
Szykany spotykały jedynie „buntowników”.
Zdecydowanie niewielkiego odsetka polskiej populacji szlacheckiej.
Służba krajowi się opłacała, bunt nie.
Bunty możnych wobec wladzy krolewskiej, powstania chłopskie, popieranie praw do tronu róznych dynastii, to raczej norma tamtej epoki, ciagnąca sie przez stulecia. Spiski, zdrady, zmiany sojuszy, to była codzienność.
Na tym tle Polska niczym sie nie rozniła ani od zachodu ani wschodu Europy.
Może poza jednym.
Genialnymi poetami silnie wpływającymi na odbiór rzeczywistości.
Ich wizja przetrwała dwa wieki.
I znowu jakiś cudzoziemiec (choć podobno o polskich koneksjach, ale to jeszcze gorzej) znęca się nad umęczonym narodem i przypominając, że jest niczym szczególnym w historii świata, wypruwa mu romantyczną podszewkę mesjanizmu i prometeizmu watowaną cierpiętnictwem i megalomanią „Chrystusa narodów” 🙄
Nareszcie.
Już Norman Davies powiedział, że cudzoziemiec nie ma zahamowań i ograniczeń, takich jakie mają historycy piszący o swoim kraju
A tymczasem w nauczaniu historii w polskiej szkole nasilenie martyrologiczne i umacnianie „polskiej tożsamości” przez zwiększenie liczby godzin i oddzielenie historii Polski od historii powszechnej.
Do tego ugruntowanie cnót niewieścich, może włącznie z produkcją szarpii i kursami opatrywania ran powstańczych?
Chyba kupię kilka egzemplarzy i podaruję niektórym znajomym 😎
Koronę przyznano Polsce.
Jaka odmiana języka i identyfikacji nastąpiła później, było kwestią przypadku, walki o władzę poszczególnych książąt dzielnicowych.
Czy Mazowszanin włączony w skład Korony 500 lat temu, identyfikował sie z polskoscią, smiem watpić.
Najlepszym przykładem samoidentyfikacji jest chyba Kopernik i Mickiewicz,
Podobne problemy z identyfikacją miał zapewne Prowansalczyk, Bawar, czy Szkot.
Genueńczyk, Hamburczyk, czy Gdańszczanin.
A obecnie, dawny Jugosłowianin czy Ukrainiec.
Muszą czy musieli się zdeklarować.
Nawet nie znając języka obecnych władców krainy w której mieszkają.
Przypuszczam że regionalizmy jezykowe w średniowieczu były znacznie silniejsze niż obecnie. Uniemozliwiały porozumienie w znacznym stopniu.
Jedynym czynnikiem który łączył była lojalność wobec regionalnego wladcy.
I ten proces trwa w wielu krajach do dziś.
Patrz- Katalonia, Walia, Szkocja, Belgia, itd.
Lojalność to nie identyfikacja narodowa.
Nie mam w tej chwili nic kontrowersyjnego do zakomunikowania w kwestii polskości, ale myślę , że jest rzeczą ciekawą to, że polski poeta narodowy Adam Mickiewicz( którego polskość jest przez niektórych czasami podważana) w dużej mierze przyczynił się do stworzenia tożsamości litewskiej w nowoczesnym już znaczeniu.
W jaki sposób?
Oczywiście poprzez pierwsze słowa Inwokacji do „Pana Tadeusz”a, którymi są (mam nadzieję, że nie pobłądzę):
„Litwo, Ojczyzno moja”
I kiedy mieszkańcy dawnych ziem Wielkiego Księstwa Litewskiego, którym spolonizowani miejscowi i przybysze z Korony bardzo działali na nerwy ( tak jak ja, na układ nerwowy jednego z dyskutantów), dowiedzieli się, że w bardzo długim wierszu o jakimś Tadzieusu, który się bardzo Polakom podoba, jego autor stwierdza, że jest coś takiego jak Litwa i jest ona nazywana Ojczyzną,i uznali mieszkańcy dawnych ziem…, że nie trzeba im żadnych Dmowskich, Balickich i innych endeków którzy określali dla Polaków Polskę i polskość na swoje etniczne potrzeby, bo oni już mają litewską ojczyznę, która wymyślił dla nich Mickiewicz.
A jak mają Litwę to jej mieszkańcy są Litwinami.
Taki ten Mickiewicz był mądry.
Nie dość, że Polakom poemat narodowy napisał, to jeszcze jednemu z członków Unii Europejskiej nazwę państwa wymyślił.
@samba kukuleczka
Magnus Ducatus Lithuaniae figuruje juz na XVI-wiecznych mapach, wiec prosze nie bredzic
A ten fragment tekstu jest ciekawy:
„Dopiero po zaborach, kiedy świat zachodni objęło nacjonalistyczne wzmożenie, pojawiła się pewna nowa tożsamość. Również szlachta, pragnąc odzyskania wpływów politycznych, zaczęła upatrywać możliwości ich powrotu w przekonaniu do swojej sprawy reszty ludności zamieszkujących te samie ziemie. Znaczącą rolę odegrali jednak ogarnięci nacjonalistycznym szaleństwem zaborcy. ”
Szczególnie jego ostanie zdanie.
Zastanawiam się właśnie w kontekście treści owego, ostatniego zdania…
…bo jeżeli organizacja, która nie ma oczywiście statusu zaborcy, ale w pewnych kwestach – ważnych, albo uchodzących za ważne dla mieszkańców pewnego, średniej wielkości kraju – napina muskuły i rzeźbą owych mięśni macha przed mieszkańcami tego kraju, którego władze i spora część mieszkańców ma sporego szmergla na punkcie swojej tożsamości, czy wręcz siły, to czy owe napinanie mięśni, a nawet klatki piersiowej, żeby nie powiedzieć dekoltu – wszak Unia to kobieta – może nie wywołać reakcji odwrotnej do tej, którą chce wywołać napinający mięśnie i dekolt, a miał być tym uczuciem strach oglądającego owe mięśnie…
czyli, jeszcze większego szmergla na punkcie narodowego ego?
Myślę, że jaśniej mojej wątpliwości przedstawić nie mogłem.
@Kalina
Rzeczywiście Twoja uwaga jest słuszna, szczególnie jeżeli przyjmiemy, że w każdej chałupie litewskiego chłopa był atlas geograficzny wydany przez Wydawnictwo Naukowe PWN i globus.
Globus to już oczywiście produkt miejscowych kuźni.
Przepraszam.
@samba…
Atlasu nie było, ale na pewno w biblioteczce stał „Pan Tadeusz”.
Przepraszam.
Ja w kwestii merytorycznej.
Jak sie pręży dekolt?
Da się, czy to figura retoryczna?
Widziałem prężenie piersi, kręcenie biodrami, nadymanie ust.
Ale DEKOLT?
Pierwsze słyszę, bo nie widziałem….
Jakaś prezentacja, wizualizacja?
„Chłopiec pręży muskuły
dziewczyna zaś swoje wdzięki”
To rozumiem…..
@Kalina
Mam nadzieję, że nie wejdziesz w @markotowe buty( najgorsze jak nosi sandały) i się nie wzburzysz moją ignorancją, ale moja uwaga o wpływie Mickiewicza na litewskie ego naprawdę znajduje potwierdzenie w wiarygodnej literaturze.
Przeglądam w tej chwili ciekawą i wydaną w 2006 roku książkę autorstwa, chyba najbardziej rzetelnego zagranicznego historyka zajmującego się historią Polski, czyli
Timothy Snydera. Niestety, Davies przy nim to uczniak.
Tytuł: „Rekonstrukcja narodów. Polska, Ukraina, Litwa, Białoruś.
I nie będę streszczał, ale po tym co przejrzałem to pierwszy z kilku rozdziałów poświęconych Litwie rozpoczyna się Inwokacją , drugi zatytułowany Rosja Carska I litewska Ojczyzna, jest właściwie monotematyczny
Mickiewicz, a idea Litwy.
Przy czym jego idea jest w zasadzie kontynuacją myśli romantyków europejskich, czyli „wznieść nowy świat na ruinach starego”, co w przypadku Litwy sprowadzało się do odtworzenia Litwy jako kraju wielu narodów (również Białorusini), tożsamej z losem Polski. A poza tym z Mickiewicza chciano zrobić w litewskiego poetę narodowego, przy czym kiedy zaczęto na mapę nanosić owe etniczne krany przyszłego polsko-litewsko-.białoruskiego państwa, wyszło na to, że Mickiewicz był …Białorusinem.
A poza tym litewscy historycy kiedy zaczęli periodyzować litewską historię, to na żywca brali, a to akcję „Grażyny”, a to „Konrada |Wallenroda.
I już tylko dosłowny cytat odnoszący się do owej mapy z XVI wieku, która w/g Ciebie miała o czymś świadczyć, a dotyczy realiów XIX wieku:
„Litewscy działacze z kolei podążyli szlakiem Narbutta i Dowkonta: uznali, ze historia litewska skończyła w 1569 roku, a zatem średniowieczna Litwa jest tą która musi zmartwychwstać”.
@samba kukuleczka
Oczywiscie kartografowie niemieccy i niderlandzcy wymyslili sobie lacinska nazwe „Lithuania”, ktora nastepnie zostala przez Mickiewicza przetlumaczona jako „Litwa”:))) I dorwali sie do tej nazwy XIX-wieczni chlopi zmudzcy i zazadali niepodleglej Litwy, jako ze jeszcze w XVI wieku litewskie warstwy wyzsze (jak np. Radziwillowie) pisaly cyrylica w jezyku ruskim. Zlosliwie zapewne, zeby dzis dac powod Lukaszence do twierdzenia, ze to jego Bialorus jest spadkobierczynia Wielkiego Ksiestwa Litewskiego, i uzywania jako godla litewskiej Pogoni:)))) A ten paskudny Dmowski nie bardzo sie palil do wlaczania Litwy w granice Polski, co mu szybko wybili z glowy polscy dzialacze pochodzacy z WKL:)))
@samba kukuleczka
Niewatpliwie Snyder to gosciu, ktorego trudno lekcewazyc, no i slusznie prawi. Natomiast ci XIX-wieczni „dzialacze litewscy” to biedni raczkujacy politycy, ktorzy rozpaczliwie szukali jakiejs bazy w przeszlosci, na ktorej mogliby sie oprzec w formulowaniu programu niepodleglosciowego. A nie mieli nawet wyksztalconego literackiego jezyka litewskiego:)))
Dziękuje Panu M. za emisję komentarza.
Kalina
Przede wszystkim chyba masz wiedzę o znaczeniu tak zwanych mitów założycielskich przy powstawaniu bytów mało materialnych
Oczywiście owe mity patronują wielu projektom ( na przykład partiom politycznym), ale bardzo łase są na nie projekty etniczne, narodowe, administracyjne, czyli państwa.
I w przypadku Litwinów, którzy pergaminów z zapisaną historią nie mieli, szukali na potęgę historii ( nieważne, czy prawdziwych) aby dzięki nim nadać powagę swoim staraniom o przyszłą autonomię narodową.
A że Mickiewicz o Litwie, jej historii pisał dużo, to go przysposabiali ku swoim celom i poza tym tłumaczyli prawie wszytko co napisał. A niektórzy twierdzą, że podczas tłumaczenia Pana Tadeusz, od razu powstawał słownik języka litewskiego…z mnóstwem neologizmów, bo wiele słów polskich nie posiadało odpowiedników litewskich.
A zakusy Łukaszenki o spadek po wielkim Księstwie nie są aż tak bardzo bezpodstawne, skoro Snyder zatytułował część pierwszą, poświęconą Litwie i Białorusi „Sporna litewsko- białoruska ojczyzna”, a z wiadomych względów w swojej pracy czasów Łukaszenki nie uwzględniał.
W skrócie, racje obu stron wywodzą się z pytania:
Litwa etniczna czy historyczna?
Ale o tym wątku napiszę później, bo jest naprawdę ciekawy i mało znany.
Litwa czy Białoruś?
Kto ma większe prawa określać się sukcesorem Wielkiego Księstwa Litewskiego?
Z racji, że stolicą Wielkiego Księstwa było Wilno, to Litwini, ale, jeżeli Księstwo
Litewskie jedynie w 10% zajmowała Litwa etniczna, a 90% zajmowały ziemie ruskie to ciężko kojarzyć Wielkie Księstwo z etniczną Litwa.
I jeżeli Litwa etniczna liczyła około 300 000 mieszkańców, ziemie ruskie około 1 700 000 mieszkańców to też raczej Wielkie Księstwo Litewskie tak bardzo litewskie nie było.
A jeżeli uwzględni się fakt, że Wielkie Księstwo Litewskie była tak naprawdę krajem słowiańskim (80% stanowili słowiańscy rusini) i prawosławnym, a Litwini byli poganami, a później raczej katolikami i ludem z rodziny ludów bałtyckich to sprawa się naprawdę komplikuje.
I dzięki czemu przeważyła opcja litewska?
I Snyder uzasadnia to w sposób mało skomplikowany.
Mimo mniejszości Litwini mieli …działaczy.(pozdrowienia dla @markota). A dokładniej byli bardziej wykształceni, mieli kadry, mieli Mickiewicza, wśród Litwinów była duża emigracja w Niemczech i tamtejsza narodowa narracja robiła wrażenie i czerpali stamtąd wzorce, czyli układali słowniki, pisali, a bardziej tworzyli swoją historię na potrzeby narodowej idei.
A ludność ruska to tylko i wyłącznie mieszkańcy wsi, bardzo znikoma inteligencja, historia to właściwie tradycja przekazywana ustnie, działacze próbowali trochę roboty konspiracyjnej w Krakowie, ale szybko tonęli w morzu polskości.
I na koniec fragment dotyczący Wilna 1939 roku:
„…w 1939 roku językiem używanym w co trzecim wileńskim domu był jidysz, a językiem , którym mówiło się na ulicach, w kościołach i szkołach – polski. Wileńska wieś z kolei posługiwała się białoruskim. Przed drugą wojną światową niemal nikt w Wilnie nie mówił po litewsku.
Hmm…
Litwacy to niebezpieczny temat…
W ramach mitu założycielskiego Litwy, a może nawet bardziej Łotwy, która nie ma Mendogów i Witoldów, jest propagowanie tezy, że języki bałtyckie są niemal niezmienione od czasów indoeuropejskich. Kiedyś byłem na forum z Łotyszem, który twierdził, że znajomość tych języków oznacza bezproblemowe rozumienie sanskrytu.
Lietuva, ojczyzno moja?
Niewdzięczne te Litwiny, że tak panamickievicziusowe nazewnictwo zniekształcają 🙄
@ppanek
A ja się przed wielu laty od jednego Łotysza, z zawodu zoologa, nauczyłem paru słów, ale w pamięci utkwił mi jedynie (podaję fonetycznie) bruniurupucis co po ichniemu znaczy „żółw”.
I teraz byłbym ciekaw, jak by to było w sanskrycie.
A w Birsztanach, uzdrowisku nad pięknymi meandrami Niemna, widziałem imponujący pomnik wielkiego księcia Witolda, któren bez niczyjej pomocy pokonał Krzyżaków pod Grunwaldem 😎
Fajne jest to wprzeganie Mickiewicza w tradycje „litewska”. Toz jego „Litwo, Ojczyzno moja” jest tylez warte, co „Piekna ziemia, to nasze Mazowsze” Wincentego Pola”:)))
@ Kalina
A niech sobie Litwini wprzęgają Mickiewicza w swoją tradycję (nota bene Białorusini wprzęgli w swoją Kościuszkę) Nie wiemy tak naprawdę, jaką narodowość zadeklarowałby Mickiewicz o ile oczywiście pojęcie narodowości by zrozumiał.
My też wprzęgliśmy we własną tradycję paru obcokrajowców, np Kopernika (który chociaż był poddanym króla polskiego i uczestniczył po stronie polskiej w wojnie z krzyżakami z polskością miał raczej niewiele wspólnego- jego ojciec pochodził z okolic Nysy na Śląsku a matka-z Westfalii)
Pora listę podpisać…
„Całkiem zwyczajny kraj…” – Briana Portera-Szucs
Pobrany. Coś już nadgryziony, czyta sie go lekko i przyjemnie,
jak niemal wszystko co w poleceniach wychodzi od Gospodarza.
Pierwsze koty za płoty:
„(…) tożsamość jest czymś, co robimy, a nie czymś, czym jesteśmy.
Żadna pojedyncza tożsamość ani przez cały czas, ani nawet przez
większość czasu nie opisuje tego, kim jesteśmy”
„Kiedy jednak już rzeczywiście uwewnętrznimy naszą wiedzę o tym,
że jesteśmy istotami wielowymiarowymi, nieustannie podlegającymi
zmianom, wówczas czeka nas gruntowna rewizja sposobu,
w jaki opowiadamy sobie o przeszłości.”
Twierdzę że należę do narodu drandibiańskiego, poinstruowano mnie
że tak twierdzić mogę.
Byłam chyba przekonana choć nie święcie, że odgrywamy mniejsze,
większe role jako mama, siostra, przyjaciółka, nie nazwałabym
ich rożnymi tożsamościami…
„Człowiek, który wynalazł wir całkowitego zrozumienia,
zrobił to w zasadzie tylko dlatego, że chciał zagrać żonie na nerwach.”
(to by było tak na teraz, jestem po rodzinnym maratonie z serialem
„Wiedźmin”, stąd tylko taka śladowa ilość zachwytu)
@ wiesiek 59
„koronę przyznano Polsce ”
??????
Koronę wywalczył sobie książę gnieźnieńsko-lednicki Bolesław. Zdobył ją wykorzystując śmierć cesarza Henryka II. Termin Polska (Polonia, Polania lub Polenia) pojawia się w kronikach niemieckich i rzymskich dopiero za czasów jego panowania i nie wiadomo nawet, czy dotyczył całości ziem nad którymi sprawował zwierzchnictwo czy tylko ziem Wielkopolski.
Chociaż fragment ten nie dotyczy epoki średniowiecza, to przy okazji dyskusji na temat źródeł i dalszej już materializacji pojęcia „naród”, nazwisko to paść musi, a jeżeli narodem tym, będzie naród polski, to jest to wręcz obowiązkowe. I wiem, że osoba ta nie ma ostatnio najwyższych notowań to dla uspokojenia dodam, że tekst ten pochodzi z 1902 roku, czyli z czasów chyba jeszcze niekontrowersyjnych, jeżeli chodzi o poglądy przez tego polityka głoszone (ja przynajmniej tak uważam). Osobą tą jest oczywiście Roman Dmowski.
A fragment ten pochodzi z eseju „Myśli nowoczesnego Polaka”.
Dla uspokojenia zacytuję taki oto pogląd:
„Książkę tę można by było nazwać katechizmem nacjonalizmu polskiego; myśli wypowiadane tam przez Dmowskiego nie byłyby nowe dla Niemca, Anglika oraz dla nacjonalistów francuskich; dla Polaka owych czasów były one niemal objawieniem”
Czyli, okazuje się, że myśl Dmowskiego to były w zasadzie popłuczyny, bo w ówczesnej Europie pisano takie rzeczy od lat:
Oto ten – moim zdaniem – ciekawy fragment:
„Jestem Polakiem – to słowo w głębszym rozumieniu wiele znaczy.
Jestem nim nie dlatego tylko, że mówię po polsku, że inni mówiący tym samym językiem są mi duchowo bliżsi i bardziej dla mnie zrozumiali, że pewne moje osobiste sprawy łączą mnie bliżej z nimi, niż z obcymi, ale także dlatego, że obok sfery życia osobistego, indywidualnego znam zbiorowe życie narodu, którego jestem cząstką, że obok swoich spraw i interesów osobistych znam sprawy narodowe, interesy Polski, jako całość, interesy najwyższe, dla których należy poświęcić to, czego dla osobistych spraw poświęcić me wolno.
Jestem Polakiem – to znaczy, że należę do narodu polskiego na całym Jego obszarze i przez cały czas jego istnienia zarówno dziś, jak w wiekach ubiegłych i w przyszłości; to znaczy, że czuję swą ścisłą łączność z całą Polską: z dzisiejszą, która bądź cierpi prześladowanie, bądź cieszy się strzępami swobód narodowych, bądź pracuje i walczy, bądź gnuśnieje w bezczynności bądź w ciemności swej nie ma nawet poczucia narodowego istnienia; z przeszłą – z tą, która przed tysiącleciem dźwigała się dopiero, skupiając koło siebie pierwotne pozbawione indywidualności politycznej szczepy, i z tą, która w połowie przebytej drogi dziejowej rozpościerała się szeroko, groziła sąsiadom swą potęgą i kroczyła szybko po drodze cywilizacyjnego postępu, i z tą, która później staczała się ku upadkowi, grzęzła w cywilizacyjnym zastoju, gotując sobie rozkład sił narodowych i zagładę państwa, i z tą, która później walczyła bezskutecznie o wolność i niezawisły byt państwowy; z przyszłą wreszcie, bez względu na to, czy zmarnuje ona pracę poprzednich pokoleń, czy wywalczy sobie własne państwo, czy zdobędzie stanowisko w pierwszym szeregu narodów. Wszystko co polskie jest moje: niczego się wyrzec nie mogę. Wolno mi być dumnym z tego, co w Polsce jest wielkie, ale muszę przyjąć i upokorzenie, które spada na naród za to co jest w nim marne.
Jestem Polakiem – więc całą rozległą stroną swego ducha żyję życiem Polski, jej uczuciami i myślami, jej potrzebami, dążeniami i aspiracjami. Im więcej nim jestem, tym mniej z jej życia jest mi obce i tym silniej chcę, żeby to, co w mym przekonaniu uważam za najwyższy wyraz życia stało się własnością całego narodu.
Jestem Polakiem – więc mam obowiązki polskie: są one tym większe i tym silniej się do nich poczuwam, im wyższy przedstawiam typ człowieka.”
Piękny przekaz z innej epoki…..
Obecnie Polacy masowo wymieniają paszporty, podażając za chlebem do innych destynacji. I błyskawicznie roztapiają się w tłumie jako nowi mieszkańcy.
Skutek walki o wolność i polskość skończył się exodusem milionów.
Smutne…
Dlaczego Matka Polska stała się w ciagu 30 lat macochą?
Już tylko krótko w kontekście słowa „działacz”, czyli jak to się kiedyś mawiało:
„działacz działaczowi działaczem”…
…przy okazji możemy poćwiczyć sobie polską deklinację…że tak powiem.
Jak niektórzy zapewne pamiętają, przy jakiejś okazji, użyłem licznych synonimów słowa „działacz”, który oczywiście w myśl narracji ruchu feministycznego, może przyjąć również postać „działaczka”.
Czyniono mi przy tej okazji zarzut, że nadużywam pojęcia „synonim” do celów wybitnie prywatnych i postanowiłem, że zasięgnę języka u mądrych w synonimach.
Jak postanowiłem, tak też i uczyniłem.
Oto co między innymi przeczytałem:
„Synonimów używamy głównie wtedy, gdy chcemy zastąpić jakieś słowo innym tak, aby nie zmienić sensu całego wyrażenia czy zdania. Dzięki wyrazom bliskoznacznym wzbogacamy język naszych wypowiedzi, ponieważ unikamy powtórzeń w kolejnych zdaniach. Wyrazy o podobnym lub takim samym znaczeniu stosowane zamiennie sprawiają, że nasze wypowiedzi są bardziej dynamiczne i klasyfikują się na wyższym poziomie językowym niż takie, w których wielokrotnie powtarzamy to samo wyrażenie. Znajomość różnorodnych określeń tej samej rzeczy lub zjawiska oraz regularne ich używanie w wypowiedziach podnoszą poziom naszej kultury językowej i sprawiają, że jesteśmy uważani w towarzystwie za ludzi elokwentnych i oczytanych, mających szeroki zasób słownictwa.”
A zdanie końcowe jestem w stanie nawet powtórzyć:
„Znajomość różnorodnych określeń tej samej rzeczy lub zjawiska oraz regularne ich używanie w wypowiedziach podnoszą poziom naszej kultury językowej i sprawiają, że jesteśmy uważani w towarzystwie za ludzi elokwentnych i oczytanych, mających szeroki zasób słownictwa.”
Czyli, nie wstydźmy się synonimów. Synonimy mogą się stać klejnotami naszej osobowości.
Obłudnemu kołtunowi i manipulantowi ku pamięci:
synonimy to wyrazy bliskoznaczne, a nie równoważne i trudno jest znaleźć pary synonimów, które można by stosować wymiennie we wszystkich kontekstach.
Słowa bliskoznaczne różnią się wartością znaczeniową i barwą emocjonalną, wie to każdy, kto posługuje się prawidłowo jakimś językiem i założę się, że ty też to wiesz, przynajmniej w odniesieniu do języka polskiego.
Manipulant — szalbierz, hucpiarz, hipokryta, matacz, krętacz, kabotyn, kuglarz, faryzeusz… Do wyboru, do koloru, bo wszystkie chyba w tym przypadku pasują.
Narody nie mogą cierpieć. Cierpią ludzie.
Naród jest transcendentnym zbiorowym bytem, karmionym krwią dzielnych męczenników
Brian Porter- Szűcs
@markot odzyskał ikrę. I ja takiego @markota lubię!
Ale nie laurki zasyłane markotowi( bo są) są główną determinantą do pisania tego komentarza.
„Chodzi o odpowiedź na dwa , a właściwie jedno, zasadnicze pytanie:
Jedno to: Czy autor pochodzący z zewnątrz, może pisać historię kraju, którego nie zna?
Oczywiście, że może.
Pytanie drugie:
Czy pisana historia przez taką osobę, może nosić znamiona dzieła wybitnego?
Tutaj miałbym problemy, aby odpowiedzieć pozytywnie…nawet jeżeli ów autor ma za sobą długoletni pobyt w kraju, którego historię opisuje, a tym bardziej, jeżeli takiej pracy nie czytałem.
Oczywiście pojęcie „wybitne” jest słabo uchwytne, obarczone subiektywizmem osoby oceniającej, a nawet efektem zwykłej manipulacji dokonywanej przez podmioty, które w zasadzie są tylko od tego, żeby wszystko o czym piszą i mówią nosiło status dzieła wybitnego, czyli działy Reklamy i Marketingu wydawnictw.
Bardziej sensowne, byłyby słowa: ciekawe, nowe, odkrywcze, świeże.
Taka na pewno być może, ale nie musi.
Teraz już bardziej merytorycznie.
Do jakiegoś momentu, byłem gorącym zwolennikiem takiej perspektywy badawczej, czyli, autor pisze o sprawach wobec których jest człowiekiem z zewnątrz. I w zasadzie tylko takiej.
Czytałem tego dużo i po lekturze takich prac dowiadywałem się rzeczy o których nie miałem wcześniej zielonego pojęcia.
Przykłady
-Daniel Beauvois „Trójkąt ukraiński”
– książki Snydera
– Ronald Modras „Kościół katolicki i antysemityzm”
– R. Watt „Gorzka chwała. Polska i jej los 1918-1039
– Marci Shore „Kawior i popiół”, „Smak popiołów”. (historia polskiego i
europejskiego komunizmu, komunizująca polska literatura)
Poza tym wiele książek autorów amerykańskich, ogólnie na temat Europy.
Ciekawą perspektywą jest poznanie punktu widzenia strony ukraińskiej na temat skomplikowanych relacji polsko-ukraińskich . Historyk ukraiński Bohdan Mud. „Polska i Ukraińcy”.
Większość z nich to naprawdę książki ciekawe.
Ale z kolei jeżeli sobie pomyślę, o amerykańskich ekranizacjach klasyki rosyjskiej, książkach Pipesa na temat Rosji i ZSRR, czy Historia współczesnych Chiny(prawie 1000 stronicowe) którym przyautorzył niejaki Fenby i określane są jako bestseller i to, że dzięki niej poznasz Chiny od środka, to czasem przypominają mi się niemieckie ekranizacje Winnetou pokazujące skomplikowane życie amerykańskich Indian.
Wniosek więc może być taki oto:
Czytajmy książki obcych autorów na temat obcych im nacji, kultur, ale …możemy naciąć się na chałę i najlepiej konfrontujmy to z narracją drugiej strony, czyli historyków stojących wewnątrz na co dzień opisywanych kultur,krajów itd.. Czyli afirmujmy co najmniej dualistyczny, opis dziejów regionów( na przykład Śląska), krajów, kontynentów.
Swoją drogą, ciekawe kto napiszę konkurencyjną historię dla mieszkańców planety Ziemia?
A poza tym, Normana Daviesa – niestety- nie czytałem.
W tej chwili komentarz, który w zasadzie będzie informacją.
A informacja brzmi mniej więcej tak:
Otrzymałem dzisiaj przesyłkę. W pierwszej chwili myślałem , że to jakaś pomyłka – adresatem nie była samba kukuleczka, jednakże po dłuższej wymianie komunikatów między mną a osobą dostarczającą, okazało się, że to prawda.
Szczęśliwym, aczkolwiek zaskoczonym, adresatem przesyłki byłem jednak ja sam.
I tak jak się domyślałem – zostałem laureatem konkursu „Komu książkę, komu…” Jest to cykliczny konkurs organizowany przez jedną z księgarni internetowych.
Zanim rozejrzę się po grzbietach… grzbietach książek, muszę jednak poinformować, że pracownik poczty – Pan Robert – przemieszczał moją ( ale, nie tylko moją) przesyłkę …pontonem. Serio!
Oczywiście ponton umieszczony był na lawecie, ale jak oznajmił Pan Robert, zdaniem rady nadzorczej Poczty Polskiej, pogoda jest tak dynamiczną, że musimy być – my pracownicy Poczty Polskiej – przygotowani na wszystko, czyli pięciodniowe ulewy Poczcie Polskiej nie straszne.
I żeby nie przedłużać, rozglądam się po grzbietach i cóż widzę…
Ano widzę to, i dlaczego widzę to, co widzę:
grzbiet pierwszy: D. Lynskey – Ministerstwo prawdy, Biografia roku 1984 Orwella …lubię biografie
grzbiet: P. Wierzbicki – Bez honoru…lubię honor, lubię Polskę, lubię…
L. Smolin – Niedokończona rewolucja Einsteina…lubię rewolucje
P. Bibel – Szebreszin…lubię chrząszcze
Taibbi – Nienawiść sp. z o.o. Jak dzisiejsze media każą nam gardzić sobą nawzajem…lubię fajne książki z morałem
T.A. Pruszak – Ziemiański savoir-vivre…lubię kulturalne osoby
J. Dobraczyńskim – Listy Nikodema…lubię dostawać listy
A. McGrath – Patrząc szerzej. Dialog teologii i nauki…lubię rozszerzane spodnie
B Halicka. Polski Dziki Zachód…lubię tematy na kanwie których powstają fajne filmy
https://www.youtube.com/watch?v=5BOH2N2800k
Oczywiście historia z pontonem to nieprawda. Synonimem nieprawdy jest fałsz.
@ samba
Proszę wybaczyć, ale wg mnie zacytowany fragment „Myśli….” Dmowskiego to piękny przykład pustosłowia. Bo z kim się Dmowski identyfikował – z Bolesławem Chrobrym, który miał zakusy na tron cesarski, z niewolnikiem, którego Mieszka sprzedał w Pradze kupcowi z Kordoby, z podhalańskim zbójnikiem, który rabował co bogatszych swoich sąsiadów, ze sługą lokalnego wielmoży, który tegoż zbójnika połamał kołem, z powstańcem i żołnierzem, który doń strzelał jednocześnie ?
Do mnie nacjonalizm jakoś zupełnie nie trafia, bo jaką ma człowiek winę czy też zasługę, że urodził się Polakiem, Niemcem, Francuzem , Arabem albo Wietnamczykiem ? Czy ma przez to być lepszy albo wyjątkowy?
P.S.
Przed ostatnią wojną około 30% rekrutów do polskiego wojska nie było w stanie określić swojej narodowości. A co ciekawe, grupą o najwyższym stopniu identyfikacji narodowej byli Ukraińcy.
@ samba
Wybacz, ale wg mnie ten fragment „Myśli….” to pół strony o niczym. Jedyne znaczące zdanie jest na końcu: „……. im wyższym jestem człowiekiem. Czyli nasz narodowy bohater, zupełni jak pewien austriacki kapral uważał że są ludzie wyżsi i niżsi….
„Najmniej wartościowym natomiast rodzajem dumy jest duma narodowa. Kto bowiem nią się odznacza, ten zdradza brak cech indywidualnych, z których mógłby być dumny, bo w przeciwnym wypadku nie odwoływałby się do czegoś, co podziela z tyloma milionami ludzi. Kto ma wybitne zalety osobiste, ten raczej dostrzeże braki własnego narodu, ponieważ ma je nieustannie przed oczyma. Każdy jednak żałosny dureń, który nie posiada nic na świecie, z czego mógłby być dumny, chwyta się ostatniej deski ratunku, jaką jest duma z przynależności do danego akurat narodu; odżywa wtedy i z wdzięczności gotów jest bronić πυξ και λαξ wszystkich wad i głupstw, jakie naród ten cechują.”
[Schopenhauer]
W kwestii nacjonalizmu nie mam swojego zdania. Tym bardziej, że jest to pojęcie-worek, do którego w zasadzie można załadować każdego, kto głosi poglądy zbaczające w bok nurtu polityczno-kulturowej poprawności, a my chcemy tego kogoś – używając terminu nacjonalista -zdyskredytować. Z reguły nacjonalista chodzi w parze z faszystą… co da się czasami zaobserwować w tekstach niektórych blogerów Polityki.
Dla mnie nacjonalista to patriota, który czasami dmucha na zimne w momencie kiedy znajduje się przed otwartym popielnikiem do pieca martenowskiego w Hucie Sędzimira, czyli pewnych zachowań mógłby sobie darować, bo wywołują one zdziwienie,a nawet nepokój.
A odpowiednikiem nacjonalisty jest bezkrytyczny piewca walorów europejskiego projektu politycznego, czyli Unii Europejskiej.
I przy tej okazji uwaga. Brakuje mi w publicznych opowieściach słowa „patriotyzm”.
Kiedyś kojarzyłem je ze szkolnymi capstrzykami i ziewałem kiedy ktoś w tekście zamieszczał „patriotyzm”, ale dzisiaj nie mam już takich kłopotów. Nie mówię,że staje na baczność na dźwięk słowa Polska, ale pojmowanie mojej więzi z Ojczyzną na wzór tekstu Dmowskiego, który przytoczyłem wcześniej jest mi bliskie.
Bo tekst jest naprawdę mocny.
I pomyśleć, że kiedyś produkowałem się na różnych forach przy okazji nazwania jednego z rond w Lublinie imieniem Dmowskiego, i byłem tej decyzji przeciwnikiem, ale dzisiaj to już inna bajka.
Bo znam już szerszy kontekst polityczny, kulturowy tamtych czasów.
Wiem, że nacjonalizm był akceptowany w każdym europejskim kraju i być nacjonalistą to był dla wielu powód do dumy. Szczególnie, kiedy obiektem westchnień było coś, czego tak naprawdę nie było, czyli Polska. Myśleć o czymś, czego nie ma, to prawie magia.
Wiem, że nacjonalistów polskich kojarzono z antysemityzmem, ale takie to były czasy i ani polscy nacjonaliści lepsi, ani gorsi. Było w zasadzie tak w całej Europie,chociaż ilość Żydów w całej Europie była kilka razy mniejsza od tej w ówczesnej Polsce. Rosji i jej komunistycznych emanacji w owym zestawieniu nie uwzględniam.
Mógłbym jeszcze sporo argumentów przedstawić na rzecz mojego obecnego stanowiska w kwestii …gorącego patriotyzmu, ale na ten moment tylko tyle.
Wczoraj „łyknąłem zawartość” jednej z wymienionych książek.
Popijać nie musiałem, bo to jedynie siedemdziesiąt stron. Jedynie dobrze przeżułem.
Czy ją polecam?
Tak. Ale ostrzegam – przesłanie końcowe może niektórych zniesmaczyć.
Autorem jest Piotr Wierzbicki.
Oczywiście nazwisko autora może wywoływać pewien niepokój ( wszak to założyciel i do pewnego czasu redaktor naczelny Gazety Polskiej), ale jego biografia jest naprawdę ciekawa i poglądy na wiele spraw tudzież.
Bo Piotr Wierzbicki to b. Gazety Polskiej, ale po rozstaniu się z tym tygodnikiem został felietonistą Gazety…Wyborczej.
Był zwolennikiem lustracji, ale w przypadku Lecha Wałęsy udziela mu rozgrzeszenie za „wstydliwy epizod z lat 1970-76”
Był zwolennikiem ( ale widział tutaj pewne ryzyko) wstąpienia Polski do Unii Europejskiej.
Czyli życiorys i poglądy skomplikowane, ale niektórzy czytali zapewne bardziej sprofilowane.
Jest laureatem Nagrody Literackiej Gdynia 2015 w kategorii eseistyka…a miasto Gdynia byle kogo laureatem swoich nagród nie czyni.
A poza tym felietonista muzyczny. Taki trochę męski Szwarcman.
I teraz przechodzę do owej kontrowersyjnej książeczki, bo tak naprawdę jest to chyba pierwszy, publiczny głos ( osoby medialnie rozpoznawalnej) za wystąpieniem…
Tekst ten można znaleźć w opisach owej książki, ale po jej (książeczki )lekturze wiem, że jest on logiczną konsekwencją argumentów zawartych na jej stronach.
Oto ten kontrowersyjny fragment:
„:..Czas się nie zatrzymał w Europie. Nie będzie lepiej. Jesteśmy wciąż wolni. Mamy wciąż jeszcze rezerwy. Jest ciągle jeszcze z czego ustępować.To się wszakże kiedyś skończy. Gdy oddziały żandarmerii Europejskich Sił Zbrojnych (na które bezmyślnie się zgodzono) zaczną grasować w polskich miastach, gdy naszą policją i służbami specjalnymi pokieruje jegomość z Luksemburga na garnuszku niemieckiej dyplomacji, gdy unijny Minister Spraw Zagranicznych zaprosi do Polski – w ramach przyjacielskiej wymiany doświadczeń – dywizję rosyjskich wojskpancernych, będzie za późno. I w procesie zagarniania przez Komisję Europejską kolejnych obszarów państwowości krajów członkowskich przybliża się nieuchronnie ów punkt graniczny, którego przekroczenie kładzie kres Polsce niepodległej. Nie należy przegapić tej chwili. Oznacza ona zarazem, że z miejsca i to nieodwołalnie tracą sens i ważność wszelkie nasze poprzednie kalkulacje, rachuby oraz taktyczne i propagandowe kombinacje. Znika pole do targów, gra z Unią Europejską jest skończona. Pozostanie już tylko z niej się wynieść, trzasnąć drzwiami natychmiast i z rozmachem pomimo geopolitycznych przeciwwskazań, choćby się waliło i paliło. I wtedy będzie można znów wrócić do honoru”.
Patriotyzm (łac. patria – ojczyzna, gr. patriotes) – postawa szacunku, umiłowania i oddania własnej ojczyźnie oraz chęci ponoszenia za nią ofiar i gotowości do jej obrony. Charakteryzuje się przedkładaniem celów ważnych dla ojczyzny nad osobiste, gotowością do pracy dla jej dobra i w razie potrzeby, poświęcenia dla niej własnego zdrowia lub nawet życia. Patriotyzm to również umiłowanie i pielęgnowanie narodowej tradycji, kultury czy języka. Oparty jest na poczuciu więzi społecznej, wspólnoty kulturowej oraz solidarności z własnym narodem i społecznością.
Prawda, jak pięknie?
Solidarność z własnym narodem i społecznością…
Polska dla Prawdziwych Polaków, śmieci do lasu, a las na palety 🙄
Na ustach „patryjotys”, w jednej dłoni „biało-czerwona”, a w drugiej petarda albo bejsbol do okładania feministek, ciapatych, elgiebetów i innego gorszego sortu.
Nie oddam życia za żadną Ojczyznę, ale płacę podatki, nie śmiecę, nie krzywdzę słabszych, nie kompromituję kraju pochodzenia kradzieżami cudzego mienia za granicą, ani pijackimi ekscesami czy wulgarnym zachowaniem w miejscach publicznych, nie gardzę innymi nacjami i nie szaleję ze szczęścia i nadymam dumą na wiadomość o zwycięstwie polskiego skoczka czy tenisistki etc.
Nie pogrążają mnie też w rozpaczy ich niepowodzenia, bo się z nimi nie identyfikuję, mam własną wartość.
Były czasy, że takich jak ja nazywano kosmopolitami, co miało wagę obelgi i było niemal opinią zdrajcy, któremu nie można ufać.
Tymczasem kosmopolita to człowiek, który czuje się swobodnie także poza własnymi opłotkami i nie boi się wolnego świata. Jest wykształcony, zna języki, ma poczucie własnej wartości i realizuje swoje cele życiowe.
A że przypadkowo urodził się w Polsce?
Bywają większe nieszczęścia 😉
Temu Wierzbickiemu palma już kompletnie odbiła?
W przypadku poglądów Wierzbickiego ciekawe jest to, że nie jest to klasyczna dziennikarska lizid…a, która powie, napisze wszystko co mu każą.
Ciekawe jest to, że za swojego mentora uważa Sołżenicyna, któremu też w/g niektórych odbijało, kiedy wściekał się na Chruszczowa, że Krym oddał Ukraińcom, albo, że Rosjanie są za delikatni wobec Czeczenów.
Teraz fragment. O Sołżenicynie:
„Potępiał komunizm, ale nie obraził się na Rosję. Chciał jej odrodzenia. Uprzedzał, że to mrzonki liczyć na ustanowienie tam systemu zachodniej demokracji. Czynił do końca wszystko, by Rosję wesprzeć i naprawić. Miał prawo żądać, by w kodeksie obywatelskim do modnego „prawa” dopisać zapomniane „obowiązki”. Wywiązał się należycie ze swoich”
Tyle o Sołżenicynie.
A sam Wierzbicki jeździ na TVP ( na jej Wiadomościach szczególnie)jak na burej suce, która jest fatalna i żałosna i wyraża się o „bezwstydnym lizusostwie wobec rządzących”, czyli jest w swoich sądach naprawdę samodzielny. Takie trochę niesforne dziecko.
I właśnie dlatego przytoczyłem ów fragment.
Jest trochę taki jak …ja.
Przykleiło się g… do okrętu i woła: Płyniemy 🙄
Komu podlizuje się Wierzbicki pisząc o zagrożeniu polskiej niepodległości przez Unię i powrocie do honoru (sic!)?
Najniższym instynktom ciemnego ludu?
Boso, ale w ostrogach już było 🙄
Komu się podlizuje, nie wiem, ale nie mogę wykluczyć czytelników Gazety Wyborczej, jak również prenumeratorów Tygodnika Powszechnego (tam pracował), A co za tym idzie, fanom Polityki może również, bo więzi tych tytułów nie stanowią dla nikogo tajemnicy…
…czego świadectwem osoby Krzysztofa Burnetko, czy dziennikarskiego tuza – Adama Szostkiewicza.
A propos Redaktora Adama Szostkiewicza, który chyba zasługuję na miano racjonalistycznie usposobionego pragmatyka.
Wdałem się przy okazji obecnej debaty na blogu w taki oto dyskurs z Redaktorem
Debata dotyczy aborcji w kontekście nieciekawych wydarzeń w Pszczynie.
A oto dotychczasowa wymiana sądów między nami:
Wawrzyniec Biebrzeniewierzyński
3 listopada 2021
10:25
Szkoda, że nie można wyrazić zdania odrębnego od dominującego. Ale taka to już uroda liberalnej demokracji…i jej piewców.
Odpowiedź Adama Szostkiewicza.
@wawrzyniec
Można, ale trzeba mieć coś sensownego do powiedzenia, inaczej szkoda mitręgi autorów i ewentualnych odbiorców.
Odpowiedź moja.
@Adam Szostkiewicz
Rzeczywiście szkoda, tym bardziej, że znam praktyki osoby ustalającej reguły blogowej sensowności, ale z drugiej strony nawet w czasach Inkwizycji, oskarżonym przysługiwało prawo do obrony.
Chciałoby się powiedzieć z nostalgią „to se ne vrati”.
Odpowiedź Adama Szostkiewicza
@wawrzyniec
Z tym się akurat zgadzam: to nie wróci na tym forum.Definicja sensu zależy nie od ustalaczy, lecz od rozumu.
Odpowiedź moja
@Adam Szostkiewicz
Ja również nie kontestuje tej tezy, uwypuklającej znaczenie rozumu. Szczególnie, jeżeli sobie pomyślę o Kubusiu Puchatku.
Nie wiem, czy sprawa jest rozwojowa, ale w tym monecie nasz dialog się zakończył.
Wspólnota językowa, w hierarchii wyprzedza pojęcie patriotyzmu, który to jest wykoślawionym tworem ubocznym na użytek grup rządzących.
Patriotyzm zdefiniowałbym jako spoiwo nienawiści do wszelkiej inności, i podlega on prawu indukcji ościennej.
Z hipotezą językowa tez chyba trzeba ostrożnie, bo przypomniało mi się sformułowanie : Jeden język, jeden naród, skutecznie obrócone w czyn poprzez aneksję Austrii.
I na tej kanwie zastanawiam się z jakim narodem europejskim Polacy są w miarę kompatybilni? Ja obstawiam Irlandię.
Gentleman nie roztrząsa publicznie porażki na innym blogu, tylko milczy z godnością albo szuka forum, które go przyjmie z zachwytem i pocałowaniem ręki.
Albo zakłada własny blog. Jest tyle miejsca w internecie…
Nachalny tupeciarz bez honoru wpycha się oknem jak go wyrzucą drzwiami i jeszcze rozgłasza, że został uznany za persona non grata 🙄
No, istny polski dyplomata.
Blogi „Polityki” są autorskie i to od ich Gospodarzy zależy, jakie komentarze będą tolerować i czy w ogóle życzą sobie komentarzy.
@R.S.
Polak kompatybilny z Irlandczykiem?
Najbardziej chyba w pubie, gdzie porozumie się bez słowa.
Ale przy kuflu i kieliszku to porozumie się nawet z Finem i Szwedem 😎
@markot
Co do ekspresyjnych materializacji patriotyzmu.
„Polska dla Prawdziwych Polaków, śmieci do lasu, a las na palety
Na ustach „patryjotys”, w jednej dłoni „biało-czerwona”, a w drugiej petarda albo
bejsbol do okładania feministek, ciapatych, elgiebetów i innego gorszego sortu.”
Zapewne takie incydenty również się zdarzają, ale są to tylko incydenty, a nazywanie sprawców tych marginalnych wydarzeń patriotami, to trochę jakby nazywać poczynania wojsk koalicji w Iranie i Afganistanie esencją demokracji, a ich autorów liberalnymi demokratami.
A mimo wszystko uważasz, że oni, mimo wszystko zasługują na miano szlachetnych obrońców zachodniej demokracji.
Zresztą może masz i rację bo w Afganistanie i Iraku nie było obrażających Twoją estetykę…
…”Polska dla Prawdziwych Polaków, śmieci do lasu, a las na palety
Na ustach „patryjotys”, w jednej dłoni „biało-czerwona”, a w drugiej petarda albo
bejsbol do okładania feministek, ciapatych, elgiebetów i innego gorszego sortu.”
…”bo nie było”…zapewne powiesz.
@Markot
Ha ha
@kukuła
Oh, przestań już wreszcie bełkotać i insynuować mi, co też ja „uważam”, a czego nie.
Na innym blogu twoje produkcje zostały już krótko i trafnie podsumowane:
znany autoerota Wawrzon B. jęczy i pieprzy -jak zwykle – bez sensu
Nie wiem, dlaczego na tym blogu jesteś jeszcze tolerowany, może z naukowej ciekawości?
Zważywszy, że „samieństwo” powoduje uwiąd rdzenia kręgowego, ślepotę, otępienie i melancholię, to ten eksperyment może zaszkodzić zdrowiu probanda 🙁
Prawdę mówiąc ja również nie wiem, ale jestem optymistą…
…i może się dowiem.
A w sprawie owych afganśko-irackich działań propagatorów demokracji liberalnej – mam rozumieć – nie stawiasz znaku równości między nimi, a szczytnymi ideami demokracji liberalnej, czyli podobnie jak ja nie stawiam znaku równości między gorącymi patriotami a autorami owych niechlubnych wybryków, którym dałeś świadectwo.
I tym optymistycznym akcentem – mam nadzieję, a nawet pewność – zakończyliśmy wymianę zdań na temat istoty patriotycznych manifestacji i zachowań ich bardzo licznych uczestników.
@markot
A ten przykład porozumienia polsko-irlandzkiego dobry.
Nawet bardzo dobry. Z tej okazji nawet browar sobie otworzyłem . Oczywiście pierwszy, poobiedni.
Ale się pieni!!!
A teraz wkraczam na teren epistolografii, czyli podążam w kierunku „Listów Nikodema”.
Do jutra…
…już się nie pieni…
Bonjour…
…i jak zapewne większość się domyśla, wczoraj dobrałem się do „Ziemiańskiego savoir-vivre”. Książki zmyślnie wydanej przez Wydawnictwo PWN i stąd to francuskie powitanie.
Ziemianinem może nie jestem ( chociaż kiedyś sąsiad przywitał mnie „Dzień dobry, Panie dziedzicu”), ale kultura i ogłada towarzyska zawsze była moim silnym atutem. A będzie jeszcze lepiej.
Szkoda, że nie ma z nami Bohatyrowiczowej. W wyższych sferach pierwsze witane były damy. Z obowiązkowym pocałunkiem ich dłoni.
„Ponadto jeśli kobieta miała rękawiczki, to podawała rękę w rękawiczce, a mężczyzna nie powinien odwijać jej, ale pocałować dłoń w rękawiczce lub swój palec, ściskający jej dłoń”
Tymczasem żegnam. Muszę osiodłać wierzchowce. To taki mój poranny rytuał.
Jestem z powrotem.
I żeby nie pisać o błahostkach i nieistotnych dyrdymałach powracam oczywiście na Ojczyzny łono i zanurzam się w jej skomplikowanych dziejach.
A było w tych dziejach różnie.
Wspominałem jakiś czas temu o korzyściach jakie mogą płynąć ( w moim przypadku, tak właśnie było) z lektury prac autorów, którzy niekoniecznie podczas kontroli drogowych wyciągają dokument ozdobiony orłem w koronie.
Wspomniałem też ich nazwiska i tytuły opublikowanych prac.
Nie dlatego, że jej lektura była wielkim szokiem ( spodziewałem się bardziej antypolskiej narracji), ale pierwszą będzie książka Ukraińca Bohdana Huda, zatytułowana „Ukraińcy i Polacy”. Książka dotyczy skomplikowanych relacji w XIX i pierwszej połowie XX wieku.
Oczywiście najkrwawszym ukoronowaniem owych relacji były wydarzenia na Wołyniu.
Autor pisze na temat owych zdarzeń raczej obiektywnie, chociaż wyczuwa się, że historyk jest Ukraińcem.
Ale obiektywny Polak, też jakieś racje strony ukraińskiej w wielowiekowym sporze polsko-ukraińskim znajdzie.
Ale ten fragment osoby, której trudno zarzucić histeryczny patriotyzm, czy fobie ukraińskie zrobił na mnie piorunujące wrażenie.
Tą osobą jest Maria Dąbrowska.
Pada w tym fragmencie nazwisko Józewskiego, o którym ciekawą książkę popełnił Snyder i był on w zasadzie jednym z nielicznych Polaków, który próbował relacje polsko-ukraińskie w okresie międzywojennym ucywilizować. Niestety z marnym ( nie z jego winy) skutkiem.
W końcu fragment, który osobom wychowanym na polskiej narracji opisującej tragedię wołyńska, może jednak otworzy oczy na inną prawdę:
„Zdaję się, że z Józewskim koniec. Biedny Wołyń. Zostaną na nim tylko Hryńki ( o których głośno już w Europie) i wojsko w roli polskich Krzyżaków, nawracających postrachem i przekupstwem z prawosławia na katolicyzm.
Moralnie – ohyda; politycznie – kliniczna głupota, obłęd, za który Polska ciężko płacić będzie”
Te słowa zapisała Maria Dąbrowska 12 kwietnia 1938 roku.
Czytałem sporo na temat Wołynia i przyczyn tamtych wydarzeń, ale te zdania Marii Dąbrowskiej i przytoczone przez ukraińskiego historyka, mówią więcej niż wszystkie przeczytane mądre i bardzo mądre książki.
Tej treści komentarz zamieściłem kiedyś na jednym blogów. Koresponduje on z tym, o pisałem powyżej i chociaż autor to polski historyk, to chyba nikt nie napisze, że jest to komentarz niemerytoryczny
Oto jego treść:
„Niektórzy zapewne słyszeli o słynnym pensjonacie II RP.Bereza Kartuska. Tylko kilka fragmentów wspomnień pensjonariuszy polskiego obozu koncentracyjnego .Podaję za kwartalnikiem „KARTA”, tak więc źródło nie budzące większych wątpliwości.
Trofim Maryszczuk
(…)jeden z policjantów wrzasnął: „Więzień Maryszczuk, w tył zwrot”. Odwróciłem się. Zaczęli we dwóch młócić mnie pałami. Zaprowadzili mnie na strych , kazali rozebrać. Jeden zrewidował ubranie, drugi bił po nagich plecach , pośladkach, pod kolana. Jak padałem, kopal, kazał biegać, czołgać się
Jewhen Wreciona
Osobne znaczenie miał głód, który w pierwszych miesiącach istnienia Berezy gruntownie ludzi wycieńczał. Wszystko to jednak były jedynie rytualne dodatki do tego „demokratycznego obozu koncentracyjnego, gdyż główny nacisk kładziono na człowieka ,zarówno w stosunku do więźnia-obiektu eksperymentu, jak POLICJANTA – bezpośredniego wykonawcy pomysłu warszawskich polityków i interpretatora berezowego regulaminu.
Aleksander Hawryluk
(…)poczucie godności – nie tej osobistej, ale godności ludzkiej w ogóle, zostaje, tu szkaradnie sponiewierane, zdeptane. Nie o to chodzi, że biją bez nienawiści, bez zaangażowania się emocjonalnego!(…)Tutejsze zezwierzęcenie jest taką niespodzianką, tak oszałamia, że człowiek nieprzygotowany nie może tego pojąc. Idąc do Berezy spodziewa się aktów okrucieństwa, nienawiści, ale nie tego wypranego z uczuć zbydlęcenia
Dmytro Ladyga (poseł Klubu Ukraińskiego) na posiedzeniu sejmu:
Bereza to objaw zwyrodnienia ludzkiego. Bo nie da się pomyśleć, by człowiek, to znaczy istota z rozumem, sercem i sumieniem poszedł na coś podobnego, co się dzieje w tym obozie, o czym mówiło już kilku moich przedmówców. Bereza to bezkontrolne porachunki rozwydrzonych najczarniejszych typów miejscowych z ludźmi, którzy chyba tyle są winni, ze SĄ. SYNAMI NARODU UKRAIŃSKIEGO, ŻE NIE ZDRADZILI NARODU SWEGO, ŻE NIE WYRZEKLI SIĘ SWEJ NARODOWOŚCI
Komentarzem będzie cytat ze Snydera.
„OUN założyli weterani wojny zachodnioukraińsko – polskiej; OUN Bandery skupiała młodych ludzi, więzionych w polskiej Berezie Kartuskiej. OUN Bandery stanowiło trzon Ukrainskiej Powstańczej Armii.
Au revoir.
Jakieś przemyslenia na temat polskości w wiekach średnich?
Bo jakos nie doczytałem nic sensownego i na temat….
Powstawanie panstw to proces bardzo krótki.
Można go dokonać siłą, za pomocą mariaży- w tamtym okresie czasu.
Natomiast unifikacja języka, tożsamosci, stworzenie poczucia wspólnoty, lojalnosci, to proces rozciagnięty chyba na tysiąclecia.
Stulecia nie wystarczają, czego dowodzi Szkocja, Katalonia, czy inne, mnie znane przypadki w Europie czy na świecie.
Najbardziej dziwacznym przypadkiem dla mnie, jest podzielenie się Latynosów.
Wspólny język, kultura, a kilkanascie państw.
Systematycznie oddalających się od wspólnego rdzenia.
Jak to wytłumaczyć, nie wiem.
To poczytaj sobie historię konkwisty.
A potem zdefiniuj pojęcie „Latynosi” i wspólny rdzeń.
Trudno się nie zgodzić, że większego nudnego dzbana, niż ten samba – wielu zresztą imion – nie da się znaleźć na blogach.
Kiedy sie zaczela Polska jest tak samo trudne do zdefiniowana jak to kiedy zaczela sie hsitoria czlowieka. Niektore pytania nie maja sensu bo pomijaja kontekst historyczny i domagaja sie matematycznej precyzji w odpowiedzi. Pytanie o poczatek Polski jest podobne do pytania o pozycje elektronu.
Polecam dostepny na YouTube wyklad profesora Henryka Samsonowicza na temat polskosci.
markot
4 listopada 2021
17:12
Latynosi dzielą się na hiszpańsko i portugalskojęzykowych.
Łączy ich wspólna religia.
Zagadką jest dla mnie, jak mogli sie tak podzielić w trakcie 500 lat konkwisty, czy jakiś 150 względnej niezależności od macierzy- koron hiszpańskiej czy portugalskiej,
Po prostu tego nie wiem.
Masz jakąs koncepcję?
To napisz coś sensownego.
@ wiesiek 59:
„Najbardziej dziwacznym przypadkiem dla mnie, jest podzielenie się Latynosów.
Wspólny język, kultura, a kilkanascie państw.”
Wspólny język i wspólna kultura ???????
Już pomijając fakt, że w prekolumbijskiej Ameryce Południowej istniało co najmniej kilka różnych państw toczących ze sobą wojny to jaki wspólny język i kultura ?
Języki w Ameryce Łacińskiej są 2- hiszpański i portugalski i podobnie jest z kulturą . Wg Pana Polacy i np Słowacy to jeden język i kultura?
@ wiesiek
Narody się antagonizują jeżeli antagonizują się nimi rządzący. Weźmy przykład Jugosławii- większość to prawosławni słowianie, którzy ponad pół wieku żyli we wspólnym kraju, bez większych napięć etnicznych. Albo np Ślązacy po I wojnie:
Jedni chcieli do Niemiec inni do Polski a inni z kolei pragnęli niepodległości- tych bili i zwolennicy Polski i Niemiec.
Hell's Engels
4 listopada 2021
17:56
Bez polityków i kałanów, antagonizujących społeczeństwa, swiat byłby lepszy.
To truizm, z którego konsekwencjami będziemy się zmagać przez wieki.
Szanse na zmądrzenie,?
Niewielkie.
Zjednoczyć może jedynie siła.
A to takie NIEDEMOKRATYCZNE…..
Większość obecnych krajów została zjednoczona siłą.
Są jednoscią dzięki procesom sprzed kilkuset lat.
Reszta jest in statu nascendi.
Demokracją się nie da.
@ wiesiek:
„Większość obecnych krajów została zjednoczona siłą.
Są jednoscią dzięki procesom sprzed kilkuset lat.”
Teza o jednoczeniu państw siłą to wymysł XIX-wiecznej propagandy
Sam proces intagracji trwał w przypadku większości państw setki a nawet ponad 1000 lat jak w przypadku Niemiec. Przed setkami lat integracja państwa siłą i jego późniejsze utrzymanie było fizycznie niemożliwe.(przynajmniej w warunkach nowożytnej Europy) Imperia powstałe z podboju miały zawsze ograniczony czas trwania (vide np państwo Karola Wielkiego albo Imperium Osmańskie). Żaden władca z czasów przed rewolucją przemysłową nie dysponował dostateczną siłą by jedność kraju utrzymać- musiał zawierać sojusze z lokalnymi wielmożami i komunami miejskimi, nadawać przywileje i rozdawać urzędy. W rzeczywistości proces kształtowania się współczesnych państw był dużo bardziej skomplikowany i grało tu rolę wiele różnych czynników wśród których siła nie była wcale elementem najważniejszym. Przede wszystkim musiały zaistnieć odpowiednie warunki gospodarcze i zbieżność interesów. W przypadku Polski np Bolesław Chrobry najechał zbrojnie jedynie Śląsk, łużyce , Pomorze i Ruś Czerwoną czyli rejon Lwowa. I te trzy pierwsze dzielnice Polska jeszcze w średniowieczu utraciła.
P.S.
Z czasów bardziej współczesnych- imperium Napoleona przetrwało 2 dekady, Hitlera-5 lat. Unia Europejska będąca dziełem demokracji trwa już pół wieku i pomimo katastroficznych przepowiedni różnych bałwanów (niektórych nawet z tytułami naukowymi) przetrwała już kilka poważnych kryzysów, które miały doprowadzić wg tych mędrców do jej upadku.
Hell’s Engels
4 listopada 2021
23:27
Państwo tureckie przetrwało 500 lat, zanim zostało rozbite.
Państwo Mongołów 300, zanim walka o władzę je podzieliła.
Hiszpanie utrzymywali posiadłości zamorskie w A. Pd. przez 400 lat.
Chiny skonsolidowały swój obecny stan posiadania jakieś 2300 lat temu.
Rzym trwał 700 lat.
Obecne metody zdobywania terytoriów, wasalizacji krajów niezaleznych, wciagania w orbitę swoich wpływów, są głównie ekonomiczne.
Ale, stosuje się również metody militarne, z zamachami stanu włącznie.
Niewiele się to dla mnie rożni od tych stosowanych w średniowieczu.
@ wiesiek
Pisałem o nowożytnej Europie (wliczając średniowiecze) Imperium Osmańskie ostatecznie upadło- 500 a właściwie 300 lat panowania na zasadzie siły nie zjednoczyło Bałkanów, za to księstwa Starej Rzeszy stworzyły de facto silny związek państwowy, który w XIX wieku dopiero przeobraził się w nowoczesne państwo niemieckie (tu rzeczywiście Bismarck państwo zjednoczył siłą. Ale on siłą zdolną do zjednoczenia państwa dysponował w odróżnieniu od takich np Ottonów)
a z naszego podwórka- 500 lat dominacji niemieckiej na Górnym Śląsku nie zdołało jego ludności całkiem zgermanizować i w plebiscycie prawie 50% zamieszkałych tam ludzi opowiedziało się za włączeniem Śląska do Polski (wynik39:61% wynikał z włączenia do głosowania osób tam niezamieszkałych a jedynie urodzonych, nota bene na wniosek Polski)
polskosc vs amerykanskosc
Mala roznica. Prawie to samo poczucie humoru. Przykladem „Let’s go Brandon”.
@Hell’s Engels
tu rzeczywiście Bismarck państwo zjednoczył siłą
No ale przecież nie użył siły przeciwko Niemcom (z wyjątkiem Hanoweru). Użył jej kolejno przeciw Danii, Austrii i Francji – i chętni do zjednoczenia sami przybiegli, merdając ogonkami w niemym podziwie.
@Gammon
Masz rację, siłą zaczął jednoczyć państwo Fryc Wielki, Bismarck jego dzieło dokończył.
@Hell’s Engels
…za to księstwa Starej Rzeszy stworzyły de facto silny związek państwowy, który w XIX wieku dopiero przeobraził się w nowoczesne państwo niemieckie.
Krokiem poprzedzającym zjednoczenie była unia celna – Zollverein z 1834r. – dobrowolnie zawarta przez państwa niemieckie. Stworzyła ona strefę wolnego handlu ujednolicając po drodze wagi i miary. Integracja gospodarcza bez uzycia siły ułatwiła zjednoczenie polityczne 37 lat później.
Hell’s Engels
siłą zaczął jednoczyć państwo Fryc Wielki
Znaczy się: Fryderyk II? Ale co on konkretnie zjednoczył i z czym? Dawno nie czytałem o XVIII wieku i możliwe, że już czegoś zapomniałem.
@Gammon No.82
vide wojny śląskie i sukcesja bawarska, a potem zjednoczenie Warmii i Prus Królewskich z Macierzą 😉
Stary Fryc planował już wcześniej ich nabycie, ale dzięki konfedratom barskim nie musiał sięgać do portfela.
Fryderyk II był niezłym znawcą ludzi. Niektórych przedstawicieli polskiej szlachty już wtedy nazwał „Monsieur Kikeriki” (Pan Kukuryku).
Hell’s Engels
5 listopada 2021
17:13
Żeby zjednoczyć pokrewne plemiona, trzeba czasu i jakiejś spójni.
Nie wystarczy jedynie sila zbrojna, religia, czy małżeństwa dynastyczne.
Niemcom sie udało, ale bez Austrii.
Hiszpanom sie udało, ale wierzgają Baskowie, czy Katalończyct.
Polsce sie udawało, ale odpadły tereny Rusińskie.
Sztuczny twór Czechosłowacja się rozpadł.
Brytyjczycy nie wchłonęli Irlandii, Szkocja i Walia utrzymały swoja kulturę i odrębność.
Siłowe zjednoczenie Włoch, dalej nie zakończyło róznic pomiędzy północa a południem.
Rosja jest panstwem wieloetnicznym, pomimo 500 lat wspólnej historii.
Indie podzielone etnicznie.
Japonia monokulturowa…..
Skandynawia , czas wspólnoty nie przekroczył 100 lat.
Jugosławia, 70 lat rządów Tito i jego następców, potem rozpad.
To temat co najmniej na habilitację.
Co sprawia, że narody sie łączą, asymiluja, bądź nie sa do tego zdolne.
Czynniki wewnętrzne, czy zewnetrzne uwarunkowania, działnia?
100 lat wystarczyło na przykład, by jednorodne z grubsza kraje Zatoki stały sie całkowicie róznymi monarchiami.
Prowadzącymi całkowicie rozna politykę wewnetrzna i zagraniczną.
Jaka przyczyna?
osobowość władców?
Co ty, Wiesiu, rozumiesz przez wspólnotę w Skandynawii?
markot
6 listopada 2021
13:26
Swego czasu, korona duńska, szwedzka, norweska, maiła wspólnego króla.
Unia Kalmarska, mówi ci to coś?
Nie, to doczytaj.
https://zbigur.org/2018/10/05/1397-1523-unia-kalmarska/
Ale kolejne unie coraz wyraźniej odciskają swoje piętno na Norwegii, z roku na rok coraz bardziej duńskiej, potem szwedzkiej. Czy „pół-norweska Norwegia” zdobędzie się na rewolucję? Nowy rząd ustanowiony po wyborach z 1891, z partią Venstre (Lewica) na czele, podejmuje wysiłki utworzenia niezależnej norweskiej służby konsularnej. Szwedzi jednak dbają o własne interesy i o konkurencyjność swoich towarów na rynkach międzynarodowych. To pierwszy moment, gdy wojna praktycznie wisi w powietrzu. Arne Garborg wręcz napisze „skoro dobrocią nie pomaga, to spróbujmy, jak trzeba złością”. Kolejne wybory z 1903 i kolejny rząd, tym razem Francisa Hagerupa próbuje negocjować warunki wspólnej polityki zagranicznej i dostaje „wytyczne dla wasala”, jak w środowiskach patriotycznych określi się szwedzkie warunki dotyczące działań norweskiej służby konsularnej. Król Szwecji Oskar II powinien mieć podobny przydomek jak Innocenty XI nazywany „papież nie”. Odrzuca każdą propozycję strony norweskiej.
https://szkicenordyckie.pl/2016/03/norwegia-w-drodze-do-wolnosci-czyli-zerwanie-unii-ze-szwecja/
============
Raczej mało znane fakty…..
A jednak udało sie obronić niezalezność, język, kulturę.
@wd-59 4 listopada 18:27
Zjednoczyć może jedynie siła.
A to takie NIEDEMOKRATYCZNE…..
Większość obecnych krajów została zjednoczona siłą.
@wd-59 6 listopada 12:27
Żeby zjednoczyć pokrewne plemiona, trzeba czasu i jakiejś spójni.
Nie wystarczy jedynie sila zbrojna, religia, czy małżeństwa dynastyczne.
Zwrócmy uwagę na słowo “jedynie” pojawiające się w obydwu wpisach. Czy Wiesiek zmienił poglądy czy zapomniał co wcześniej napisał?
@markot
vide wojny śląskie i sukcesja bawarska, a potem zjednoczenie Warmii i Prus Królewskich z Macierzą
Na tej zasadzie, to i Cezar jednoczył Galię z Rzymem. Ja chyba inaczej używam słowa „jednoczyć”.
kruk
6 listopada 2021
17:16
Rozważam problem, głosno myśląc.
Jakie czynniki spowodowały unifikację jednych krajów, nie dokonały tego w innych.
Temat dyskusyjny.
Na przykład, Mazowsze błyskawicznie w ciągu 500 lat zniknęło jako podmiot.
Śląsk w tym samym czasie trwał w swej odrębności.
Zniknęli Słowianie Połabscy, tożsamość mieszkańców Księstw Pomorskich.
Interesuje mnie PROCES.
Jako ponoć zawodowy historyk, możesz rzucić swoje zdanie na problem.
@wd-59
Rozważam problem, głosno myśląc.
Ciekawe myślenie rozpoczynające się od kategorycznego stwierdzenia: Zjednoczyć może jedynie siła.Ciekawe również, że przesuwa Cię z procesu powstawania państw na zjawisko zanikania grup etnicznych, które wydaje mi się sprawą odrębną. Ale widzę pozytywną zmianę w Twojej znanej na wielu blogach postawie. Wprawdzie zacząłeś tonem ex cathedra ale w końcu przyznajesz, że problem jest dyskusyjny. Nazwałabym go raczej złożonym albo wielowątkowym ale mniejsza o definicje.
Nb. nigdzie nie przedstawiałam się jako historyk. Przypisaniem mi tego zawodu robisz mi – niezamierzony, sądzę – komplement.
@Gammon No.82
Jeśli „zjednoczenie” pojmować jako połączenie w jedną całość jakichś podmiotów w celu wspólnego działania, to przyłączenie Bawarii, Warmii i Prus Królewskich do Prus pasuje do tej definicji całkiem dobrze. Zabór części Polski oczywiście trochę mniej, dlatego oznaczyłem to stosowną ikonką.
Połączenie takie bywa dobrowolne, ale zazwyczaj politycznie mniej lub bardziej wymuszone przez okoliczności lub hegemona.
Unia kalmarska też nie była zawarta dobrowolnie, zaczęła się od unii personalnej i od początku trwały w niej konflikty, a pewne resentymenty w poszczególnych krajach trwają do dziś.
Kiedy 3. marca 2002 społeczeństwo Szwajcarii zdecydowało w referendum, że mimo wciąż trwających obaw utraty swej mitycznej neutralności przystąpi jednak do ONZ, świat skonstatował ten fakt ze zdumieniem, bo mało kto wiedział o helweckiej pozycji outsidera.
Za to w 2007 roku w rozmowie z jedną bywałą w świecie Hiszpanką usłyszałem, że Polska podobno przymierza się do przystąpienia do Unii Europejskiej 😎
Zjednoczenie, unia, federacja, związek – to są synonimy połączenia różnych podmiotów (państw, organizacji, firm, klubów sportowych etc.), mniej lub bardziej ścisłego i o różnym stopniu integracji.
Unia Europejska też jest zjednoczeniem (zjednoczeni w różnorodności), do którego jedni wstępowali, by jednoczyć, inni, by rozbijać 🙁
@markot
Teraz rozumiem. Nie chcę się sprzeczać o białkową semantykę.
O warunkach zjednoczenia (unii, federacji, związku) mówią statuty, traktaty, konstytucje wypracowane wspólnie lub (czasem) narzucone przez najsilniejszych, ale jeśli podpisane – obowiązują wszystkie podmioty przystępujące do takiej organizacji.
Szwajcaria – związek (federacja) 26 suwerennych kantonów – państw z własną konstytucją, niecałych 9 mln mieszkańców, cztery języki urzędowe – zaczął się 730 lat temu od „związku wieczystego” czterech kantonów w celu uwolnienia się od władzy Habsburgów. Ostatnie kantony dołączyły 216 lat temu, a 42 lata temu z katolickiej części francuskojęzycznego obszaru kantonu Berno powstał samodzielny kanton Jura.
Dzięki konstytucji federalnej z 1848 roku wnoszącej system referendalny, a kwestie lokalne pozostawiając w gestii kantonów, i późniejszych poprawek ustanawiających wspólną walutę oraz silny system demokracji bezpośredniej, jakoś się między sobą dogadują i mogliby być budującym przykładem, jak stworzyć unię funkcjonującą bez znaczących konfliktów i grożenia „exitem”.
Ostatnie referendum w sprawie małżeństwa dla wszystkich jest takim właśnie sukcesem dogadania się i porozumienia ponad podziałami.
Tak się zdarzało i w przeszłości, a znakomitą ilustracją takiej sytuacji jest scena z rozmowy starego gangstera Winstona Churchilla ze swoim sowieckim odpowiednikiem, Ojcem Narodów, Józefem Stalinem. Churchill na kartce papieru napisał, jakie procentowo wpływy utrzymają po wojnie Anglicy i Sowieci w krajach europejskich. I tak w Grecji Anglicy mieli mieć 80 procent, a Sowieci – 20, w Jugosławii – pół na pół, a w Polsce – odwrotnie niż w Grecji, to znaczy – Sowieci 80 procent, a Anglicy – 20. Pokazał tę kartkę Stalinowi, a ten niebieskim ołówkiem nakreślił na niej “ptaszka”. Wtedy Churchilla, którego Stanisław Cat-Mackiewicz określił jako ostatniego angielskiego pirata (“chciwość sępa, odwaga lwa”), ogarnęły wątpliwości. – W jednej chwili rozporządziliśmy losami całych narodów – powiedział. – Lepiej spalmy tę kartkę. Ojciec Narodów, których chwilę wcześniej nakreślił na tej kartce “ptaszka”, nie odezwał się ani słowem, co Churchill uznał za przyzwolenie.
https://marucha.wordpress.com/2021/11/06/przez-posrednikow-czy-sami/
============
Tak powstawały kraje.
Od jakichś 200 lat….
I niewiele się zmieniło.
Wbrew różnym demokratycznym bełkotom o prawach narodów do samostanowienia.
„Terrorysta. Wywiad-rzeka z Józefem Piłsudskim ”
– Michała Wójcika
Czytam sobie tak bezpłatnie…:
” M.W. – To zapytam inaczej: lubił pan te fajerwerki?
Eksplozje? Wrzaski rannych?
J.P. – To ja odpowiem tak:
nie jestem przeciwnikiem wystąpień większych,
uderzeń donioślejszych, ale zawsze będę obstawał
za zasadą aktów nieustannych, ciągłych, choćby
i drobnych. Tak, wolę walkę nie poetyczną.
Wolę trywialną nawet, byle była silna i skuteczna.
I nie wykluczam czynów o większym stylu, efektownych.
(…) A nie tylko prztyczków i ukłuć.”
Dlaczego to, dlaczego tutaj, teraz, taka charakterystyka,
bo jest niczym lustrem, szybą, w której się przegląda,
ten, dla którego „moja d.. moją jest!”, jest czymś
zupełnie nieczytelnym, żargonem…
Nie wchodź w tych brudnych buciorach i na ten blog!