Lekarz o dziwo też czlowiek

Lekarz jest człowiekiem. Ta wydawałoby się oczywista informacja zazwyczaj nie jest w rozmowach o medycynie brana pod uwagę. Ze szkodą dla wszystkich.

Ten niby prosty i znany fakt, że lekarz jest człowiekiem, ma dość istotne konsekwencje, zgoła odmienne od wyobrażeń osób zwykle go przywołujących. Najczęściej przywołuje się go w kontekście etyki, opisując pewne zachowania jako niemoralne czy wręcz nieludzkie. Nic bardziej mylnego. Etyka, zwana przez niektórych autorów (np. Szewczyka) dyscypliną połowiczną, opisuje systemy moralne i szuka rozwiązań. Zajmuje się poglądami, wartościami, powinnościami… Nie wyjaśnia ludzkich zachowań. Im są poświęcone nauki biologiczne i psychologia.

Tutaj musimy się na chwilę zatrzymać i spojrzeć na siebie. Mamy niepokojący wręcz zwyczaj wynoszenia się ponad resztę stworzenia, jak by powiedział tomista, ponad świat wokół. Tymczasem obowiązują nas prawa rządzące światem, które są od nas niezależne. Nieważne, co o tym sądzimy, jak bardzo się na to wściekamy, grawitacja nadal będzie obowiązywać. Jak się potkniemy, to upadniemy. Świata to nie obchodzi.

Zagadnienie wolnej woli nic tu nie zmienia. Zasady rządzące światem działają także na nasze mózgi i określają nasze zachowania. Działanie mózgu opisuje neuronauka, natomiast będące jego skutkiem zachowania, myśli itd. – wspomniana psychologia. Ludzie zachowują się tak, jak to wynika z psychologii. Nieważne, na jakie wartości się powołamy, jakie sądy moralne wypowiemy i co uważamy – inni będą zachowywali się zgodnie z zasadami opisywanymi przez psychologię, a nie z naszymi postulatami czy poglądami. Nasze myśli czy sądy o nich nie mają żadnej mocy sprawczej.

Nawet jeśli nie jesteśmy zawodowymi psychologami, możemy spróbować poczynić pewne proste obserwacje, używając samego siebie jako dostępnego modelu. Już Augustyn z Hippony uważał, że wiedza z introspekcji to najlepsza dostępna wiedza (po Freudzie musimy używać jej ostrożnie, ale dzisiaj nam to wystarczy).

Druga rzecz: żeby poprowadzić analogię właściwie, musimy się zastanowić, czym jest dla lekarza praca. Większość wypowiadających się w internecie oświadcza, jak to by się bohatersko zachowało, ratując życie. OK, wspaniale, ale jak często ratujecie Państwo ludzkie życie? Prawo Webera-Fechnera stwierdza, że reakcja organizmu jest proporcjonalna nie do bezwzględnej siły bodźca, ale do względnej jego zmiany (co matematycznie przekłada się na logarytm siły bodźca – dlatego skala dźwięku w decybelach jest logarytmiczna). Organizm przyzwyczaja się do bodźca. Co to oznacza? Że porównywanie wyjątkowego wydarzenia z codziennością jest absurdem. Dla lekarza, pielęgniarki, ratownika itd. leczenie to codzienna praca. I z pracą należy ją porównywać.

To zacznijmy. Pamiętacie Państwo, kiedy władza zamknęła przedszkola i żłobki? Kilka dni później dziwiono się, że młodzi lekarze czy pielęgniarki biorą urlopy na żądanie i zostają w domu z dziećmi. A więc macie Państwo uwielbianą i ważną pracę, ale w domu nie ma się kto zająć Waszym małym dzieckiem. Co robicie? Czego oczekujemy od zdrowego psychicznie człowieka, który ma wybierać między pracą a dzieckiem? No właśnie. Dodajmy, że wymagające studia często osłabiają inne relacje i duża część zwłaszcza lekarzy wchodzi w związek z innymi lekarzami – drugi rodzic stoi przed podobnym dylematem.

Leczenie dla idei? Ile procent z Państwa chodzi do pracy dla idei? Nie znaczy to, że nie jest fajnie mieć wartościowej pracy. Ale większość nie pracuje dla idei. Ludzie tak nie działają. Idee nadwartościowe są opisywane w podręcznikach psychiatrii. Zakładanie, że liczące tysiące osób grupy społeczne będą pracować dla idei, bo tak nam się wydaje, świadczy o kompletnej nieznajomości psychologii.

Standardowe jest oskarżenie o nieczułość, brak empatii, znieczulicę. Macie Państwo przed sobą przemiłą, cierpiącą z bólu, starszą kobietę, zaniedbaną przez rodzinę, której poświęciła życie, a która nie ma za co kupić leków. Prosi, błaga o pomoc. Jak reagujecie? Ile czasu jej poświęcicie, co dla niej zrobicie? Na jak długo zostanie w Państwa myślach? Zastanówcie się, nim przeczytacie dalej.

Większość z nas wyobraża sobie, że wspaniale pomaga staruszce i zostaje ona w ich pamięci. Wróćmy teraz do realności. Pomnóżcie Państwo swoje starania przez 20 takich kobiet. Każdego dnia pracy. Średnio. Są miejsca, w których będzie to kilka osób, w innych pół setki. Jak długo wytrzymacie? Paweł Reszka w świetnej książce „Mali Bogowie” pisał, że po zatrudnieniu się w szpitalu jako sanitariusz po dwóch tygodniach robił rzeczy, o jakie by się nie podejrzewał. Prawo Webera-Fechnera zaczyna działać. A jeśli nie zadziała, możliwości adaptacyjne zostaną przekroczone i pojawią się objawy psychopatologiczne.

To teraz dyżur. Ile Państwo pracowali bez przerwy? Nie okłamujmy się, prawie wszyscy pracujemy powyżej oficjalnych osiem godzin dziennie. Ale jakość pracy w końcu spada. U mnie zwykle po ok. 11 godzinach (rzeczywistej pracy, a nie przebywania w miejscu pracy). System pracy lekarza w szpitalu wygląda tak, że dyżur oznacza siedzenie w pracy 25 godzin z rzędu, z czego większość rzeczywiście przypada na pracę. Gdy coś się dzieje o północy, to lekarz jest w pracy od 16 godzin i jeśli miał szczęście, to nie przepracował wszystkich. Potrzeby nieprzypadkowo tworzą pewną piramidę, hierarchię, na dole której znajdują się tzw. popędy (jeść, pić, spać, spać).

Deprywacja potrzeb ogranicza możliwości. Człowiek niewyspany i głodny łatwo wpada w gniew, gorzej myśli, słabo się koncentruje… Oczywiście nie mam zamiaru bronić spotykanego niekiedy chamstwa. Każdy pacjent ma prawo do szacunku, ale jak wspomnieliśmy, zasady rządzące światem nie przejmują się prawami człowieka. Najmłodsze filogenetycznie części mózgu, jak płaty czołowe kontrolujące takie zachowanie, zazwyczaj są najbardziej podatne, gdy coś się dzieje.

A że lekarza nie ma? Cóż, na oddziałach zabiegowych zwykle ma on pod sobą tylko jeden oddział wraz z kolegą, ale gdy pójdzie operować, oddział zostanie bez nikogo. Na oddziałach niezabiegowych dyżurowanie w jednym tylko miejscu to rzadki luksus. Są w Polsce szpitale, w których lekarz ma pod sobą na dyżurze pięć oddziałów i tutaj już nam psychologia do opisu nie wystarczy. Umiejętność bilokacji (pentalokacji?) jak u ojca Pio to raczej domena teologii…

I ostatnia rzecz w nawiązaniu do głośnej ostatnio sprawy aborcji. Czy poświęcicie Państwo swoją pracę dla dobra klienta, złamiecie prawo, narażając się na więzienie? Osób, którym pomoc wymagałaby narażenia się na odpowiedzialność karną, w medycynie spotyka się setki. Złamiecie prawo nie raz, ale kilka razy codziennie, bo do tego sprowadzałyby się żądania stawiane w internecie? Komu wystarczy bohaterstwa, by się ciągle narażać? W Polsce lekarz codziennie myśli o prokuratorze. A jak oceniacie jakość swojej pracy w warunkach stresu, kiedy np. boicie się konsekwencji karnych, cywilnych i pracowniczych?

W odpowiedzi na podobną argumentację pada zwykle stwierdzenie: wybrali sobie taki zawód. Z dodatkiem o możliwości zmiany pracy. Skutki możliwości zmiany pracy wśród ratowników ostatnio obserwowaliśmy, zajmijmy się więc kwestią wyboru pracy.

Stawia nas to przed pytaniem: kto ma nas leczyć? Bo jeśli chcemy, by leczyli nas – jako społeczeństwo – najlepsi kandydaci, to musimy im stworzyć najlepsze warunki. W wielu miejscach są warunki, których przeciętna zdrowa psychicznie osoba z pełną ich świadomością by nie wybrała. Nie znajdziemy tysięcy osób chcących pracować dla idei, bo takiej liczby takich osób w społeczeństwie nie ma. I nie pojawią się, cokolwiek powiemy. A nawet jeśli – to czy wolimy być leczeni przez dobrze funkcjonujących, radzących sobie z życiem specjalistów, którzy mają i dbają o swoich bliskich, czy może przez oderwanych od społeczeństwa ideowców, nienawykłych do liczenia się z drugim człowiekiem? Istnieje jedna grupa osób, które dobrze radzą sobie w sytuacjach, kiedy innych paraliżuje lęk: osoby dyssocjalne (media używają słowa psychopatia).

Możemy dalej tkwić w systemie, w którym zdrowy psychicznie człowiek nie przetrwa bądź rozwinie strategie adaptacyjne. Ale pomstowanie na normalne reakcje na nienormalną sytuację ma taki sam sens co gniewanie się na siłę grawitacji.

Marcin Nowak

Ilustracja: Zde, Asklepios, Muzeum w Epidaurus, za Wikimedia Commons, CC BY-SA 4.0