Żegnamy transseksualizm

W 2022 r. stosowane obecnie kontrowersyjne w niektórych środowiskach rozpoznanie transseksualizmu zniknie. Pacjenci zostaną… z czym?

Zachodzące zmiany opisują w książce „Dysforia i niezgodność płciowa” Bartosz Grabski, Magdalena Mijas, Marta Dora i Grzegorz Iniewicz.

Przyczyna zniknięcia transseksualizmu jest dość prosta. Po około dwóch dekadach obowiązująca jeszcze w Polsce dziesiąta wersja Międzynarodowej Klasyfikacji Chorób i Problemów Zdrowotnych (ICD-10) zostanie zastąpiona nową, 11. wersją. Największe zmiany, prócz całościowych zaburzeń rozwoju, dotyczą m.in. właśnie transseksualizmu.

To trudne zagadnienie dotyczy kwestii bardzo fundamentalnych dla ludzkiej tożsamości, mianowicie płci. Laicy opowiadają nieraz z przerażeniem rozmaite bzdury o coraz większej liczbie płci. Tym podobne absurdy wynikają z braku wiedzy na pewnym podstawowym poziomie. Problem pojawia się bowiem już z określeniem, czym właściwie jest płeć.

Okazuje się, że nie ma dobrej odpowiedzi. Najprościej mówiąc, w biologii za płeć można uznać zespół przystosowań do produkcji określonego rodzaju gamet. Płeć męska wiąże się z adaptacjami do produkcji mikrogamet, płeć żeńska – makrogamet. Wiele gatunków nie dzieli tych adaptacji pomiędzy różne osobniki, każdy produkuje i takie, i takie gamety. Inne tworzą albo plemniki, albo jaja. U większości osobników przystosowania te są dość spójne, niekiedy się jednak rozbiegają. Wtedy powstaje problem, które cechy mają świadczyć o przynależności do danej płci.

Biorąc pod uwagę różne cechy, wyróżnia się płeć genetyczną, chromosomalną, chromatynową, gonadalną, hormonalną, anatomiczną, morfologiczną, psychologiczną, społeczną, prawną… W przypadku każdej z tych płci dana osoba może być kobietą, mężczyzną lub… płeć nie musi być określona (np. morfologiczna: niewielkie prącie bez cewki moczowej przypomina łechtaczkę, zrośnięte wargi sromowe – mosznę). Do tego dochodzi odrębna sprawa orientacji seksualnej. Humaniści wyodrębnili płcie o mniejszej komponencie biologicznej, zwane po angielsku gender, dla tych bardziej biologicznych używa się angielskiego sex.

Transseksualizm polega na niezgodności płci psychologicznej, czyli identyfikacji płciowej, z pozostałymi płciami. A więc dana osoba ma narządy płciowe męskie, jest uznawana za mężczyznę, jednak czuje się kobietą, dąży do funkcjonowania w takiej roli społecznej i dostosowania swego ciała do odczuwanej płci. Bądź odwrotnie: spełnia wszystkie pozostałe kryteria płci żeńskiej, ale tożsamość wykształciła męską.

W USA wedle obowiązującej od 2013 r. wersji piątej klasyfikacji DSM funkcjonuje rozpoznanie dysforii płciowej (gender dysphoria), kładące nacisk na cierpienie (dysforia) osoby czującej, że jest płci odmiennej, niż świadczy o tym jej budowa anatomiczna etc.

Nowa wersja ICD idzie krok dalej, wprowadzając zamiast tego rozpoznanie niezgodności płciowej (gender incongruence). Sednem diagnozy ma być, jak sama nazwa wskazuje, niezgodność płci odczuwanej przez pacjenta z postrzeganą przez otoczenie. Zwolennicy chwalą zmianę za pewną, jak mówią, depatologizację i depsychiatryzację zjawiska niezgodności płci. Niezgodność płciowa przeniesiona z zajmowanego przez transseksualizm miejsca wśród zaburzeń identyfikacji płciowej wśród szerszej grupy zaburzeń osobowości i zachowania dorosłych obok osobowości typu borderline, trichotilomanii (wyrywania włosów) i, wbrew nazwie rozdziału, zaburzeń identyfikacji płciowej w dzieciństwie, ma zająć miejsce odrębne od zaburzeń psychiatrycznych.

Co więcej, samo poczucie niezgodności płci mieści się wedle tego poglądu w szerokim wachlarzu możliwych tożsamości czy sposobów doświadczania własnej płciowości. Dopiero niezadowolenie czy cierpienie wynikające z tego faktu (dysforia), które nie musi wcale towarzyszyć niezgodności, ma stanowić o obecności zaburzenia. Ma to pewien sens, z drugiej strony – jeśli pacjent nie odczuwa problemu związanego z poczuciem własnej płci, po co w ogóle umieszczać taki stan w klasyfikacji problemów zdrowotnych?

Zmienia się też język. Zamiast mówić o płci przeciwnej mówi się o płci innej. Odchodzi się więc od sztywnych kategorii kobieta-mężczyzna, dostrzegając możliwość innego wykształcenia się tożsamości płci, określanego przez zwolenników tego ujęcia niebinarnym. A więc zamiast możliwości kobieta albo mężczyzna mamy dwie skale (kobiecości i męskości) i dana osoba może lokować się w różnych miejscach (np. czuć się trochę kobietą i bardzo mężczyzną).

Usunięto też konieczny dla rozpoznania wedle ICD-10 wymóg, by dana osoba pragnęła dostosowania swego ciała do pożądanej płci w maksymalnym stopniu, za pomocą wszystkich dostępnych środków, w tym chirurgicznych. Niektóre osoby nie mają aż tak daleko idących potrzeb, nie chcą się zdecydować na obiektywnie dość poważny zabieg chirurgiczny, ale to nie oznacza, że nie odczuwają cierpienia z powodu przypisanej im płci.

A więc kończymy z wyszukiwaniem „prawdziwych transseksualistów”, jak piszą autorzy wspomnianej książki. Wystarczy rozbieżność wyraźna i długotrwale odczuwana, która może, ale nie musi prowadzić do poddawania się zabiegom chirurgicznym czy hormonoterapii. Mogą istnieć rozmaite rozpoznania towarzyszące, orientacja homoseksualna (oceniana względem płci odczuwanej). W klasyfikacji znajdzie swoje miejsce więcej osób.

Marcin Nowak

Bibliografia

  • Bartosz Grabski, Magdalena Mijas, Marta Dora i Grzegorz Iniewicz: Dysforia i Niezgodność Płciowa. Kompendium dla praktyków. PZWL, Warszawa 2020

Ilustracja: Johnathan Andrew, The Transgender Pride Flag, za Wikimedia Commons, CC BY-SA 4.0