Polskość średniowieczna

Zachwyt nad średniowieczem jako czasem najlepszym dla polskości można było ostatnio usłyszeć w telewizji. Pogląd to dość dziwny, jeśli weźmie się pod uwagę, że polskość w zasadzie w średniowieczu… nie istniała.

Rzecz dobrze znaną, ale często niedocenianą czy niedostrzeganą, wyłożył choćby amerykański historyk Brian Porter-Szűcs na początku swojej książki „Całkiem zwyczajny kraj. Historia Polski bez martyrologii”. Autor opisuje, jak sam mówi, historię zupełnie przeciętnego kraju w północno-wschodniej Europie (świadom, że Polacy nie zgadzają się ani z przeciętnością, ani z takim określeniem położenia geograficznego), poczynając od czasów po rozbiorach.

Historyk polemizuje z popularnym poglądem, że po rozbiorach działacze patriotyczni czasu niewoli zaczęli budzić w Polakach świadomość narodową. Zauważa, że budzi się kogoś ze snu – a więc powtarzany w szkołach frazes zakłada, że wcześniej ta świadomość była uśpiona. Że za dawnej Polski – I RP – chłop-zawsze-katolik wiódł proste życie, nie wiedząc jeszcze, że jest Polakiem.

Oba poglądy łączy jeden fakt: tenże chłop Polakiem się nie czuł. Gdybyśmy, przemieszczając się w czasie, zapytali go o narodowość, patrzyłby na nas zadziwiony i nie rozumiał, o co go w ogóle pytają. Równie dobrze można by go spytać, którą partię popiera albo co sądzi o noszeniu maseczek. Pojęcie narodowości byłoby mu obce, jednak wedle Portera-Szűcsa nie dlatego, że był niewyedukowany i nie wiedział, że jest Polakiem i ma obowiązki polskie, ale dlatego, że pojęcie narodowości polskiej jeszcze nie istniało.

Ale jakże to, przecież Państwo Polskie liczy ponad tysiąclecie, jego początek datuje się na chrzest Mieszka jeszcze w X w.? Istotnie, ale czym innym państwo, czym innym narodowość. W średniowieczu było domeną władcy. Twórca największej dynastii w historii średniowiecznej Anglii poza podbojami właściwie tam nie zaglądał i władał z terenów swych kontynentalnych ziem, a w miejscowym narzeczu, które dało później początek językowi angielskiemu, rozumiał podobno proste wypowiedzi, a może nawet potrafił powiedzieć kilka słów. Polskojęzyczna ludność walczyła po obu stronach bitwy pod Grunwaldem. Nikogo to nie dziwiło.

No dobrze, ale szlachta, poddani polskiego władcy kultywujący polską tradycję i język, właściwie rządzący krajem w parlamencie – czyż oni nie tworzyli polskiego narodu? Otóż nie tworzyli, pisze autor. Wracając do naszego pytania – gdybyśmy zapytali szlachcica, do jakiego należy narodu, tym razem pewnie otrzymalibyśmy odpowiedź. Do narodu szlacheckiego.

Aby mówić o narodzie polskim, musielibyśmy mieć jakąś w miarę spójną zbiorowość (Harari napisałby jeszcze: intersubiektywność). Tylko że takiej zbiorowości (ani intersubiektywności) w Rzeczypospolitej nie było. Krajem rządziła głównie polskojęzyczna szlachta, reprezentowana w Sejmie i sejmikach, i duchowieństwo podlegające prawu kościelnemu. Pozostałe stany obchodziły ich tyle co siła robocza. Mieszczanie zajmowali się swoimi sprawami, rządzili w miastach poprzez rady miejskie. Chłopi, pozbawieni praw, interesowali się głównie przeżyciem, określali się jako miejscowi, tutejsi. Sprawy Rzeczypospolitej szlacheckiej nie interesowały ich i było im głęboko obojętne, czy nakładający im jarzmo szlachcic jest poddanym polsko-litewskiego króla, czy może rosyjskiego cara. Pewną świadomość narodową mieli prawdopodobnie Żydzi, ale nie polską, związaną raczej ze wspólną religią i tradycją sięgającą starożytności.

Dopiero po zaborach, kiedy świat zachodni objęło nacjonalistyczne wzmożenie, pojawiła się pewna nowa tożsamość. Również szlachta, pragnąc odzyskania wpływów politycznych, zaczęła upatrywać możliwości ich powrotu w przekonaniu do swojej sprawy reszty ludności zamieszkujących te samie ziemie. Znaczącą rolę odegrali jednak ogarnięci nacjonalistycznym szaleństwem zaborcy. Wcześniej wystarczyło, by mieszkaniec kraju zachowywał porządek, przestrzegał prawa (choćby miejscowego, jeśli tak będzie łatwiej) i służył władcy. W jakim języku gada na co dzień, było mniej ważne. Kim się czuje – nikogo nie interesowało. Teraz zaś władcy zaczęli żądać od poddanych, by mówili w ich języku, uczestniczyli w ich kulturze, odczuwali przynależność do ich narodowości. Co przekładało się na znane nam dobrze germanizację i rusyfikację, ale tak samo na głośne ostatnio krzywdy wyrządzone rdzennym Amerykanom przez władze Kanady.

Za namową jednych i z nienawiści do wtrącających się w prywatne życie drugich zaczęły rodzić się świadomości narodowe. Polskojęzyczni chłopi zaczęli uznawać się za Polaków. Starocerkiewnosłowiański co prawda wymarł, ale część mieszkańców północnych ziem dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego przyjęła tożsamość litewską wraz z tym językiem, używanym wcześniej na dość ograniczonym obszarze. Mieszkańcy dawnej Rusi czy Malej Rusi odrzucili oba nadane przez teraz obcych określenia, odgrzewając średniowieczne miano Ukrainy. Pozostali w końcu stali się Białorusinami. Wszyscy wywodzą się z pierwszej Rzeczypospolitej, niebędącej jeszcze, jak podkreśla autor, Polską. Nieoczywistość tych procesów dobrze widać na przykładzie Mickiewicza, wieszcza trzech późniejszych narodów, piszącego po polsku inwokację do Litwy.

Wtedy dopiero można mówić o pewnym przykładalnym do dzisiejszego pojęciu polskości. Które oczywiście rzutowano wstecz, tworząc narodową mitologię. Tej ostatniej właściwie nikt by w średniowieczu nie zrozumiał. Wtedy żadnej polskości nie było. Był władca polskiego państwa i jego mówiący w istotnej części po polsku poddani, niewyprowadzający z tych faktów żadnych dalszych konsekwencji.

Możliwe, a nawet prawdopodobne, że (o ile ludzkość przetrwa) za kilka wieków powstaną zupełnie inne tożsamości, których dziś nie potrafimy sobie nawet wyobrazić. Ówcześni historycy będą uczyć dzieci w szkołach, że w czasach dzisiejszych te tożsamości były uśpione, że jeszcze nie wiemy, ale już jesteśmy tymi a tymi. Że dzisiaj mamy najlepsze czasy dla X-ości, chociaż nikt jeszcze nie jest w stanie zrozumieć, czym jest tak oczywiste i ważne za kilka wieków X. Jacy my dzisiaj głupi.

Marcin Nowak

Bibliografia

  • Brian Porter-Szűcs: Całkiem zwyczajny kraj. Historia Polski bez martyrologii. Wydawnictwo Filtry.

Ilustracja: Autor anonimowy, Godło na pieczęci Przemysła II, 1295, za Wikimedia Commons, w domenie publicznej