Piecuszek i pierwiosnek z kornikowej polanki

Siedem lat temu, jeszcze zanim to było modne, napisałem o kornikach, a jako ilustracji użyłem Tatr, które znowu tu wklejam. Później pojawiła się sprawa Białowieży, a jeden z jej aspektów – dobór sztuczny w nasadzeniach – też tu poruszyłem. Tymczasem takie miejsca jak to na zdjęciu przebadali naukowcy z Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie i Gorczańskiego Parku Narodowego.

Badanie małych polanek powstałych wskutek upadku grupy kilku-kilkunastu świerków zaatakowanych przez kornika (określanych w naukach leśnych jako gniazda kornikowe) nie jest wcale częste. Głównym powodem jest brak takich polanek, bo w lasach gospodarczych pojawienie się kilku drzew skutkuje od razu cięciem sanitarnym. W Tatrach, których lasy są częściowo objęte ochroną, też nie zawsze o nie łatwo. Duże połacie lasów świerkowych (borów) co jakiś czas są kładzione przez wichury. Na całej takiej połaci odnawia się więc jednowiekowy las, który przez swą jednorodność znowu za kilkadziesiąt lat może się powalić itd.

Mimo to da się trochę znaleźć takich polanek w karpackich parkach narodowych – badacze wybrali 50 w Tatrach i Gorcach. Pokornikowa łysinka miała przeciętnie 85 arów i nie musiała być kompletnie pozbawiona drzew, bo zwykle większość daje sobie z kornikami radę. Dla porównania: wybrali tyle samo obszarów w zwartym lesie oddalonym o kilkaset metrów.

Skupili się na ptakach. Najpopularniejsza okazała się zięba, którą stwierdzono we wszystkich 100 polach badawczych, średnio po trzy i pół osobnika. Krzyżodziób świerkowy osiągał większe zagęszczenia – ponad osiem osobników w polankach (przy trzech w polach kontrolnych), ale występował tylko w połowie badanych obszarów. Łącznie stwierdzono 43 gatunki – 38 w polankach i 36 w zwartym lesie.

Zatem nie różniła się bardzo sama liczba gatunków w dwóch typach siedliska. Wiele gatunków stwierdzono tylko w jednym obszarze, np. kaczkę krzyżówkę w jednej polance, a kruka w jednym obszarze kontrolnym. Takie stwierdzenia to jednak szum informacyjny i raczej przypadek (choć owszem, ciężko oczekiwać kaczki w zwartym lesie). Przypadek zięby zaś pokazuje, że niektórym gatunkom jest wszystko jedno, jak wygląda ich siedlisko – oczywiście w ramach tych dwóch typów do wyboru. Dość podobnie zachowuje się rudzik, występujący prawie równie często.

Jeśli jednak wziąć średnią polankę i średni obszar kontrolny, to w polance było w przybliżeniu dziesięć gatunków, a w zwarciu – osiem. Różnica nieduża, ale na tyle stabilna, że istotna statystycznie. Podobnie z liczbą osobników (po kilkanaście, na polankach bliżej dwudziestu).

Polanki zdecydowanie preferują dwa gatunki świstunek – pierwiosnek i piecuszek (utrapienie dla ptakolubów, bo są prawie nieodróżnialne z wyglądu), kapturka (pokrzewka czarnołbista) i strzyżyk. Występują tam dwu-trzykrotnie częściej niż w zwartym lesie.

Zarówno liczba gatunków gnieżdżących się na ziemi, jak i zagęszczenie ich przedstawicieli były wyższe w polankach. W przypadku innych grup gniazdowych niby też, ale różnice są małe. Jeżeli chodzi o gildie pokarmowe, to ptaki owadożerne preferują polanki, a gustującym w innym pokarmie jest niemal dokładnie wszystko jedno.

W takich kontekstach często przywołuje się dzięcioły. Stwierdzano je w polankach kilkakrotnie częściej niż w zwartym lesie, ale sumarycznie było ich tak niedużo – przedstawicieli danego gatunku stwierdzano tylko w jednym do sześciu obszarów – że nie da się wyciągnąć daleko idących wniosków. O ile spotkanie dzięcioła w zwartym drzewostanie graniczyło z cudem, o tyle w polankach było tylko rzadkością.

Więc choć różnorodność gatunkowa była proporcjonalna do grubego martwego drewna, to niekoniecznie głównym jej motorem są korniki i inne gatunki owadów kryjące się pod korą. Oczywiście, obecność gatunków żywiących się martwym drewnem jest czynnikiem ważnym dla owadożerców, ale to nie wyczerpuje sprawy. Wspomnianym małym ptakom owadożernym wystarczyłoby nawet to, że na polankach jest więcej owadów związanych z silniej nasłonecznionymi plackami terenu. Przypominam, że mówimy o borze świerkowym, czyli dość mrocznym lesie, a nie o prześwietlonym borze sosnowym.

Takie słoneczne placki sprzyjają też rozrostowi borówek i jarzębin, których owoce są czynnikiem atrakcyjnym dla ptaków – bezpośrednio, ale i pośrednio, bo żywią się nimi kolejne owady.

Martwe grube drewno to nie tylko siedlisko owadów, to także miejsce na dziuple, a w takich dziuplach wykutych przez dzięcioły gnieżdżą się kolejne ptaki (choćby te, które znamy z parków z budkami lęgowymi). Używam tu głównie słowa „polanka”, ale tak naprawdę taka luka nie jest otwartą łączką – to miejsce pełne zwalonych pni. W takim miejscu trudniej być upolowanym niż w uporządkowanym lesie. (Badacze ominęli w analizach miejsca, gdzie padające drzewa uprzątnięto).

Nie powinno zatem dziwić, że w lesie, w którym pojawiają się pokornikowe łysinki, różnorodność gatunkowa i liczebność ptaków będą większe niż w lesie zwartym. Z jednej strony są one dobre dla ptaków typowo leśnych, a z drugiej – terenów otwartych (choć gatunków typowo polnych raczej ciężko oczekiwać). Bogactwo ekotonów jest w ekologii tak klasyczną obserwacją, że już dość trywialną. Czasem się wręcz podkreśla, że to może być pułapka, bo przez zwiększenie bogactwa gatunków pospolitych może umknąć zanik rzadkich gatunków wymagających dużego i jednorodnego obszaru (np. puchacza). Puchacza akurat w tym badaniu nie stwierdzono (badania prowadzono za dnia), ale mimo wszystko w odróżnieniu od lasów regularnie przecinanych takie polanki są tylko elementem mozaiki i nie muszą odstraszać gatunków związanych z masywami leśnymi.

Piotr Panek

fot. Piotr Panek, licencja CC BY-SA 3.0

  • Fabian Przepióra, Jan Loch, Michał Ciach (2020) Bark beetle infestation spots as biodiversity hotspots: Canopy gaps resulting from insect outbreaks enhance the species richness, diversity and abundance of birds breeding in coniferous forests Forest Ecology and Management 473, 118280 doi:10.1016/j.foreco.2020.118280