Filtry w oceanie
Widząc tytuł tego wpisu i znając moje hydrobiologiczne podłoże, czytelnicy mogą się spodziewać, że napiszę coś o morskich zwierzętach zdobywających pokarm przez filtrowanie wody. Robią tak mikroskopijne robaczki, jak wrotki, nieco większe większe skorupiaki, a nawet największe współczesne zwierzęta – wieloryby z grupy fiszbinowców. Niestety, nie – dziś napiszę o śmieciach.
O śmieciach w wodzie wie każdy. Kiedyś zaproszono mnie do programu w telewizji śniadaniowej, żebym opowiedział o czystości wód. Ostatecznie okazało się, że to nie będzie program o zanieczyszczeniach chemicznych, ani stanie ekologicznym, tylko o zaśmieceniu. Wyjaśniłem wydawczyni programu, że ja, owszem, coś tam o śmieciach wiem, ale nie jest to coś, czym bym się zajmował zawodowo, ani też nie jestem wybitnym znawcą tematu amatorsko i ostatecznie nie wziąłem w nim udziału. O zaśmieceniu wód w końcu powiedział tam kilka zdań przedstawiciel Klubu Gaja. Wszyscy byli zadowoleni – ja, bo nie musiałem mówić o czymś, w czym nie czuję się ekspertem, autorzy programu, bo mieli wypowiedź znanego aktywisty ekologicznego i sam aktywista, bo mógł na antenie przekonywać, żeby mniej śmiecić. Widzowie pewnie też, bo usłyszeli prosty przekaz, a gdybym był ja, kto wie, w jakie dygresje bym poszedł.
No bo coś przecież wiem. Pisałem choćby niedawno o trendzie na badania mikroplastików, który zaowocował pewną patologią naukowców. Mikroplastiki to jednak, zgodnie z nazwą, coś mikroskopijnego. Normalnie ludzie ich nie dostrzegają i nie one się kojarzą ze śmieciami w rzece czy morzu. Ciężko je nazwać śmieciami, są w pewnym sensie bliskie zanieczyszczeniom badanym w laboratoriach.
Typowe śmieci, o których się myśli w tym kontekście to foliowe reklamówki, gumowe opony, a ostatnio swoje pięć minut mają plastikowe słomki. Na kratach kolektorów ściekowych z kolei gromadzą się elementy wrzucane do muszli klozetowych: podpaski, prezerwatywy i waciki. Te ostatnie są zbudowane z celulozy i ligniny, a więc może się wydawać, że w ściekach kanalizacyjnych dość szybko ulegną rozpadowi, jak papier. Haczyk w tym, że są tak zaprojektowane, żeby się zbyt łatwo od wody nie rozwalać – w końcu w czasie korzystania mają mieć styczność z wilgocią. Czasem cały ten zestaw można oglądać wiszący na gałęziach nadrzecznych wierzb.
Potem to wszystko spływa do morza i czasem trafia na plaże. Tam zresztą miesza się z tym, co zostawią plażowicze. Od paru lat monitoring odpadów na brzegu morza w Polsce prowadzony jest przez Błękitny Patrol WWF pod nadzorem oddziału morskiego IMGW, a jego wyniki ostatecznie trafiają do wyników państwowego monitoringu środowiska firmowanego przez GIOŚ. Monitoring prowadzony jest w piętnastu punktach, będących kilometrowej długości odcinkami (geometrów prosimy o zaciśnięcie zębów, bo te punkty-odcinki są oczywiście krzywe). W morzu jest też prowadzony monitoring mikroodpadów (nie tylko plastikowych), ale to inna procedura.
Przez większą część roku wśród śmieci przeważają plastiki i jest to przewaga przytłaczająca, bo stanowią one 80-90% wszystkich. Tylko zimą śmieci plastikowe i metalowe dzielą się prawie po połowie. W poszczególnych punktach mogą być drobne różnice, np. w Gdańsku jest wyjątkowo dużo odpadów drewnianych. Zasadniczo, zachodnie wybrzeże jest bardziej zaśmiecone niż wschodnie, a prym wiedzie Mielno, Trzebiatowem i Dziwnowem depczącym mu po piętach, choć tym ostatnim dorównuje Gdańsk, a np. jeden z najmniej zaśmieconych odcinków trafił się w Kołobrzegu (podobnie jest na Helu i Krynicy Morskiej). W Darłowie i Gdyni zauważalny procent stanowią odpady szklane. Papier, tekstylia naturalne czy guma też się zdarzają, ale w mniejszych proporcjach.
Tymczasem Europejska Agencja Środowiska przygotowuje raport dotyczący stanu środowiska w Europie (a przynajmniej w tej części, która raportuje dane do agencji). Jeszcze nie jest opublikowany, ale widziałem część infografik. Na jednej przedstawiono wyniki zebrane przy użyciu udostępnionej przez EAŚ aplikacji mobilnej Marine LitterWatch. Są to dane od zwykłych użytkowników plaż. O tzw. monitoringu obywatelskim już kiedyś pisałem w kontekście notowania gatunków. Nie jest to idealny zestaw danych zebranych z naukową rzetelnością, ale całkiem nieźle pozwala zarysować obraz. Do raportu trafią wyniki opracowane na podstawie 700 000 sztuk śmieci zanotowanych nad europejskimi morzami.
W tym raporcie śmieci na plaży są pogrupowane na inne kategorie niż w bałtyckim monitoringu. W tym naszym lokalnym plastik to plastik – do jednej kategorii wpada kawałek poliestrowej koszuli, butelka po oleju silnikowym i kawałek starej sieci. To ostatnie wymieniłem nieprzypadkowo, okazuje się, że wielka pacyficzna wyspa śmieci zbudowana jest właśnie w dużej mierze ze szczątków sieci. W Bałtyku, gdzie prowadzono akcje usuwania starych sieci zalegających na dnie jest nieco inaczej. W raporcie europejskim – w sumie przecież też naszym – te różne przedmioty mają swoje kategorie.
Wyniki są takie, że różnego rodzaju nieokreślone fragmenty plastiku o różnych rozmiarach, szkła lub ceramiki tworzące własne kategorie sumują się do 18%. Spośród śmieci dających się rozpoznać jest jeden rodzaj, który też osiągnął 18%, a więc jest najczęstszym rodzajem śmieci. Jak myślicie, co to jest? Butelki po wodzie i innych napojach? Nie – one to tylko 3%. Taki sam procent tworzą sznurki (inne niż fragmenty sieci, które mają swoją kategorię, ale na plażach są znajdowane rzadziej). Torby foliowe? Nie – one, podobnie jak paczki po czipsach i celulozowe patyczki kosmetyczne mają 4%. Pokrywki z zakrętkami to już 5%
Co zostało? Jednorazowe torebki foliowe? Opakowania żywności? Słomki? Mieszadełka? Sztućce? Gąbki? Nie – wszystkie one są rzadziej znajdowane niż wymienione w poprzednim akapicie. Najliczniejszym rodzajem śmiecia raportowanym przez aplikację Marine LitterWatch są niedopałki papierosów, a więc w praktyce filtry papierosowe.
Kiedy byłem dzieckiem, papierosy dzieliły się głównie na popularne – bez filtra i klubowe – z filtrem (tak, pamiętam, że były też carmeny, radomskie i parę innych, a zza granicy jednej lub drugiej przywożono jeszcze kolejne, ale to jednak była mniejszość). Sportów nie pamiętam. (Dygresja, polska ortografia, w której carmen to nazwa pospolita papierosa marki Carmen, czyli nazwy własnej, jest dość ciekawa.) W każdym razie, jak sama nazwa wskazuje, papierosy bez filtra były popularne, a z filtrem elitarne. Czasem zdarzało mi się rozwalić jakiś znaleziony filtr klubowego i wyglądał jak pomarszczona bibuła, czyli papier. W czasach bliższych współczesności zauważyłem, że chyba bardziej przypominają gąbkę. Za wiele nie wnikałem, wyroby tytoniowe nigdy nie były mi szczególnie bliskie.
Właściwie dopiero przy okazji niusów dających inspirację temu wpisowi dowiedziałem się, że filtry robi się nie z papieru, a z octanu celulozy. Czyli w zasadzie z plastiku. Może nie jest on tak wieczny, jak typowe plastiki, ale też nie rozkłada się tak szybko i skutecznie jak papier. Najwyraźniej zajmuje mu to dość czasu, żeby przepłynąć przez kanalizację, rzeki, odcinek morza i trafić na taką czy inną plażę.
Niejeden człowiek powstrzyma się przed wrzuceniem do klozetu nitki dentystycznej, bo to jednak plastik. Podniesie złotko po cukierku, które nie trafiło do kosza, bo to plastik. No ale pet, to pet. Dla wielu jest naturalne topienie go i spuszczanie do kanalizacji. Znam przyrodników, którzy, będąc w terenie, zasadniczo zabierają śmieci ze sobą do miejsca z koszem, ale petów to nie dotyczy. Nie ma się co dziwić – papier śniadaniowy czy butelkę można jakoś zawinąć w torebkę foliową i przewieźć bez większego problemu. Kiep śmierdzi i może zasmrodzić kieszeń. Jeśli się go nie przygasi do końca, może wypalić dziurę. Nic, tylko go od razu wyrzucić. No, może od biedy zasypać trochę liśćmi.
Rzecz w tym, że o ile papierek (prawdziwy, nie plastikowa folijka na cukierku) zagrzebany w liściach czy ziemi zostanie przez naturę potraktowany podobnie jak liść czy kawałek kory i prędzej czy później znajdzie się coś, co go zje (dosłownie albo raczej na zasadzie saprotrofii), o tyle filtr jest, jak już wspomniałem, plastikowy i albo będzie leżeć i leżeć, albo spłynie z jakimś deszczem do wód powierzchniowych i w końcu do morza.
Problem nie został zauważony przed paroma dniami. Od paru już lat działa Cigarette Butt Pollution Project zajmujący się tym zagadnieniem. Według podawanych na jego witrynie informacji rocznie na świecie zużywa się około 5 bilionów papierosów z filtrem. (W odróżnieniu od moich wspomnień, współcześnie to większość papierosów – w USA 98%) . W organizowanych od kilkudziesięciu już lat przez organizację Ocean Conservancy akcjach sprzątania plaż również to niedopałki są na pierwszym miejscu.
Niedopałki to oczywiście problem estetyczny, jak każde śmieci. Poza tym, jednak, jak każde drobne śmieci, są też zjadane przypadkowo przez ptaki, żółwie, psy czy dzieci. Te dwie ostatnie grupy w razie czego mogą zwymiotować i się pozbyć zalegających w żołądku śmieci, ale niektóre zwierzęta nie potrafią tego zrobić, a strawić ich nie są w stanie, co ostatecznie prowadzi do zagłodzenia.
W przypadku mikroplastików sprawa szkodliwości nie jest jeszcze – z tego, co wiem – dobrze zbadana. Na razie bada się, gdzie one są, a okazuje się, że są wszędzie – od ciał komarów, po nasze ciała. Plastiki jednak mają chemiczne powinowactwo do różnego rodzaju substancji organicznych – w tym pestycydów czy farmaceutyków. Stąd obecnie w grupach roboczych przy Komisji Europejskiej dotyczących wdrażania ramowej dyrektywy wodnej trwa pewna przepychanka, czy ma się nimi zająć grupa ds. stanu ekologicznego czy raczej stanu chemicznego. Tę pierwszą, w której zresztą ja jestem, tworzą głównie hydrobiolodzy, którzy problem mikroplastików zauważają, ale nie czują się ekspertami. Tę drugą z kolei ekotoksykolodzy, którzy raczej są ekspertami od zanieczyszczeń rozpuszczalnych w wodzie, a nie tworzących zawiesinę.
Używane filtry papierosowe nie tylko przyciągają chemikalia jak inne plastiki. One są nimi nasączone z samej swojej natury – służą do wychwytywania substancji powstających przy spalaniu tytoniu. Że są to substancje szczególnie toksyczne, nie trzeba chyba nikogo przekonywać (zawartość pewnej ilości pestycydów służących do ochrony tytoniu przed szkodnikami, to już tylko wisienka na torcie). Niektóre substancje dodawane do tytoniu mogą być nieszkodliwe jako takie, ale produkty ich spalania to co innego. O dość nieoczekiwanym wykorzystaniu ich do dezynsekcji czy dezakaryzacji gniazd przez miejskie wróble kiedyś pisałem.
To jednak dość wyjątkowy pozytywny skutek uboczny wszędobylskości niedopałków. Bardziej typowy to zatrucia, siłą rzeczy lepiej udokumentowane w przypadku dzieci i zwierząt domowych niż zwierząt dzikich. Filtry w zasadzie nie zmniejszają szkodliwego wpływu palenia, a ostatecznie mogą prowadzić do zwiększenia przyjętej dawki nikotyny i innych substancji (jako że dzięki nim mimo wszystko przechodzi mniej substancji powodujących bezpośrednie podrażnienie gardła, a więc czynnik zachęcający do redukcji palenia). W związku z tym, jeżeli już ktoś chce palić papierosy, lepiej niech wybiera te bez filtra. Dla jego zdrowia żadna różnica, dla środowiska mniejsze obciążenie.
Piotr Panek
fot. Piotr Panek, licencja CC-BY-4.0
-
Thomas E Novotny, Sarah N Hardin, Lynn R Hovda, Dale J Novotny, Mary Kay McLean, Safdar Khan (2011) Tobacco and cigarette butt consumption in humans and animals Tobacco Control 10.1136/tc.2011.043489, doi:
Komentarze
Piękny wpis. I aż mi szkoda, że nie palę i nie mogę skorzystać z dobrej, rzeczywiście dobrej rady.
A co do sprawy: Statystyka statystyką ale wokół siebie widzę jednak, że śmieci przydrożne, polne, leśne i wszelkie niedomowe to jednak głównie torby plastikowe i o dziwo butelki po wódkach. Butelek, tych poręcznych 200 ml, najwięcej wzdłuż dróg bo łatwo wyrzucić podczas jazdy. Jednak jest tak, że o ile kamienie wędrują w ziemi do góry to plastiki wędrują w dół. Z czasem pokrywane trawą, liśćmi i ziemią. I co ciekawe, po jakimś czasie zaczynają się rozkładać. Torba foliowa, szczególnie ta z cienkiej folii, zamienia się w dziurawe resztki. Czyli odkrycie bakterii rozkładających plastik to wcale nie fantazja. Można by powiedzieć, że nie musimy czekać 400 lat i przyroda sobie poradzi, gdyby nie właśnie problem z mikroplastikami. Ale jest pociecha: Im więcej mikroplastiku tym większa potrzeba in Vitro, a to z kolei jest podobno „zabijaniem”. Czyli przyroda wróci do równowagi. Oby!
I jeszcze pytanie. Nie wiem, dlaczego Pan tak się poważnie odnosi do wyrzucania wacików w toalecie? O ile wiem, wszystko to jest zatrzymywane w oczyszczalniach. Niemieckie Jezioro Bodeńskie przestało dawać pracę rybakom nie z powodu zatrucia wody tylko ze względu na to, że woda jest zbyt czysta i ryby mają mało pokarmu. Mówi się nawet o dośmiecaniu. A w przemysłowym Renie urządza się zawody pływackie.
Co do Bałtyku to tak jak w przypadku palenia w piecach głównym zajęciem nie jest szukanie rozwiązań tylko winnych i rozdawanie mandatów. Amen
Zacznę od tego, że nie kokietuję, twierdząc, że na śmieciach i oczyszczalniach ścieków znam się mało. Pewnie znam się lepiej niż przeciętna populacyjna, ale nie na tyle, żeby łatwo odpowiadać na różne pytania.
Co do wacików, to słyszałem, że po prostu pomiędzy miejscem wyrzucenia a zasadniczą częścią oczyszczalni zatrzymują się na kratkach różnego rodzaju. Kratki właśnie od tego są, żeby zatrzymywać niepożądane odpady makroskopowe typu torebka foliowa albo gumiak, bo one nie nadają się do przerobu przez oczyszczalnię, tylko powinny trafić np. do spalarni (w kompleksowych oczyszczalniach są spalarnie, bo jest to też jedna z metod utylizacji osadów ściekowych). Mimo wszystko ludzie normalnie mają już opory przed wrzucaniem do kanalizacji gumiaków czy innych opon na tyle, że trafiają one na te kratki stosunkowo rzadko. Nawet te nieszczęsne wkładki higieniczne dzięki walącym w co drugiej toalecie publicznej nalepkom o zakazie ich wrzucania nie są pewnie wcale tak częste. Rzadko trafiają, więc kratki wymagają czyszczenia z zatrzymanych śmieci rzadko. Tzn. wymagałyby, gdyby nie napływ celulozowych wacików czy patyczków kosmetycznych. Sam do niedawna byłem przekonany, że można je spokojnie wrzucać do kanalizacji, bo przecież się rozmemłają w ściekach kanalizacyjnych na papierową pulpę. Tymczasem podobno właśnie wcale nie tak łatwo to idzie.
A co do widzenia przede wszystkim innych śmieci, to myślę, że dość ważny jest rozmiar. Butelka czy puszka jest w porównaniu z niedopałkiem ogromna, a często też bardziej jaskrawa, więc się rzuca w oczy bardziej. To też ma inny aspekt – filtry z jednej paczki (20 sztuk) to plastik zajmujący tylko 10 cm sześc. i ważący ok. 3,4 g. Dlatego należy pamiętać o rozróżnieniu między licznością a ilością. Jedna butelka jest jedną sztuką, ale ilościowo waży i zajmuje miejsca więcej niż kilkadziesiąt filtrów.
Jezioro Bodeńskie wróciło do stanu bliskiego naturze – jeziora górskie z natury nie mają produktywności porównywalnej ze stawami hodowlanymi. W Morskim Oku też mamy specyficzne formy pstrągów, określane jako głodowe, choć właśnie takie z natury są w takim typie jezior. Z punktu widzenia gospodarki rybackiej to nie najlepiej, ale są też inne aspekty (niektóre też wymierne finansowo – często ludzie są w stanie wydać więcej pieniędzy, żeby dostać się nad jezioro czystsze). Kiedyś może napiszę o innym przypadku – z Norwegii, gdzie zaszło coś nietypowego – do ultraczystości niektórych zbiorników przyczynił się czynnik nienaturalny – postawienie zapór. Tam próby zarybiania nawet pstrągami kończą się fiaskiem.
Nigdy w życiu nie przyszło mi do głowy, by wrzucać waciki na patyczku do toalety. Tym bardziej, że dawniej były one (patyczki) z kolorowego plastiku. Poza tym mam toaletę i łazienkę w oddzielnych pomieszczeniach.
Zwiedzałem niedawno nowoczesną oczyszczalnię ścieków i widziałem, co tam znajdują w kolejnych filtrach. Gumiaków nie było (nie zmieszczą się w domowym syfonie), ale były na przykład rajstopy. Woda opuszczająca oczyszczalnię nie zawiera żadnych przedmiotów, wszystko pozostaje w szlamie, który jest suszony (ciepłem wytworzonym ze spalania metanu ze ścieków) i spalany w spalarni śmieci.
Pety w morzu i na plażach moim zdaniem pochodzą bezpośrednio od plażowiczów i ludzi na łódkach, statkach itp. oraz palaczy rzucających niedopałki na ziemię, gdzie popadnie.
O trwałości plastiku decyduje rodzaj tworzywa (związek chemiczny) i jakość polimeru (technologia), a rozpadanie się cienkich toreb plastikowych przyspiesza światło słoneczne (promienie UV), ozon, tlenki azotu, mikroorganizmy (grzyby, bakterie) oleje mineralne, tensydy, zmiany temperatury i wilgotności, obecność aktywnych (redox) jonów metali Al, Cu, Fe, Cr, Ti…Takie folie rozpadają się po niedługim czasie „same z siebie”. Także ku rozczarowaniu działkowiczów, którzy budując foliowy namiot dla swoich pomidorów, nie sprawdzili, czy folia jest odporna np. na promieniowanie ultrafioletowe.
U mnie w pracy jest taki problem na patio. Normalnie zamki by można budować z pozostawionych petów (nie przez personel, żeby była jasność).
Jeżeli chodzi o to, co trafia do oczyszczalni lub wód, to trzeba pamiętać o kanalizacji burzowej, która zbiera wszystko z ulic (łącznie z chodnikami). W cywilizowanych krajach kanalizacja burzowa i sanitarna teoretycznie nie mają połączenia, ale w praktyce bywa różnie – kiedyś nie było takiego podziału i gdzieś mogły uchować się niezamurowane połączenia, firmy asenizacyjne mogą nielegalnie spuszczać ścieki z szambiarek do kanałów burzowych, w czasie nagłych powodzi burzowych albo awarii może też dojść do przelania się zawartości kanalizacji sanitarnej do burzowej. W Warszawie wszystko to się zdarza.
Proszę mi wybaczyć niejaką obcesowość komentarza. To wynika z dwu powodów.
Pierwszy to, że właśnie od kilku dni zbieram śmiecie. Workami. Nie liczę na służby bo to ja mieszkam w śmietniku. Brak już wysokiej trawy a ziemie jeszcze nie zamarzła. Trochę przeszkadzają liście ale do przedwiośnia nie można czekać. I rzeczywiście, w jeziorku naprzeciwko (brak wody nie mówiąc o rybach) mamy i gumiaki i sieci kłusownika, już gotowe na przyszły rok. Nie doczekają. Petów, podpasek i prezerwatyw nie zbieram. Ale nastrój mam.
A mikrośmieci: Rolnicy i ogrodnicy dookoła polewają roundupem, co się da, woda spływa i przy jeziorku zieleń też doznaje skutków pielęgnacyjnych.
Drugi powód to dzisiejsza wiadomość, że mandat za spacer z psem bez smyczy podniesiono do 5000 zł. Za jazdę grożącą śmiercią wielu osób można zarobić 1000. I co ja mam zrobić z moim psem znajdą, który nie uznaje smyczy a którego biorę na ręce przy każdym szalejącym kierowcy? W innych krajach wymyślono ścieżki dla pieszych, żeby nie musieli chodzić po jezdni. A w Polsce wymyślono mandaty. Za wszystko.
A propos zatykania rur, to właśnie trwa akcja edukacyjna warszawskiego MPWiK: https://www.mpwik.com.pl/view/akcja-sedes-to-nie-kosz-na-smieci
Z niedopałkiem w muszli kojarzy mi się stara opowiastka o gościu, który kończąc „posiedzenie” i palenie papierosa, wrzucił go pod siebie, nie zważywszy, że żona wylała tam przed chwilą resztki benzyny ekstrakcyjnej, w której prała skórzane rękawiczki…
Sanitariusze niosący go po schodach kamienicy upuścili ze śmiechu nosze, co skończyło się dodatkowym złamaniem obojczyka… 🙁
No tak, a szwagier tego gościa raz zobaczył kolegę opartego o podłączoną do prądu betoniarkę, któremu trzęsły się kończyny…
Tego nie znałem…
Lat temu już trochę znalazłam się w interesach przy ulicy Jana Pawła naszego, w okolicach Hali Mirowskiej. Wzdłuż chodników jakieś kwiatki, chodniki pozamiatane, jak prawie nie Polska (wtedy przynajmniej), ale zaraz, patrzę i coś mi nie pasuje. Szpary między płytami szczelnie wypełnione petami. Jakby ktoś specjalnie, regularnie w każdą szparę, setki, tysiące petów. Kto je tak ładnie wdepnął? Przechodnie, sprzątacze, deszcze? A to Polska właśnie, pomyślałam.
A przy następnym pobycie pobiegłam zobaczyć czy to dziwowisko ma jeszcze miejsce, czy ktoś może to łaskawie posprzątał. I co zobaczyłam? Nowe płyty, wielkie, bez żadnych szpar. Może taniej byłoby jakieś zbiorowe rzucanie palenia opłacić.
Któregoś lata poszłam na jazz do parku, ale nie było gdzie usiąść ani stać. Nie było żadnego miejsca bez dymu.
Jak żyć, panie profesorze, jak żyć.
W czasach studenckich kolega opowiedzial mi historie o sasiedzie mieszkajacym dwa pietra nizej. Kolega bardzo nie lubil sasiada. A w blokach ponoc zawsze bylo slychac co kto robi.
…
Na odmierzonym sznureczku w woreczku z plotna, kolega spuscil w toalecie troche sodu. Sasiad mial niespodzinke.
A propos, plastiku – to jest ostatnio nowa moda. Psia kupke w parku wklada sie w torebeczke platikowa i zostawia na sciezce.
Perswazja, aby jednak psa spuscic ze smyczy aby poszedl sobie w krzaki nie pomaga. Bo psy maja byc na smyczy.
Taki postep cywilizacyjny!
A przysolić zostawiającemu woreczek mandat za zaśmiecanie?
Na woreczki z psią kupą w mieście są stosowne pojemniki. Jak nie osobne, to przynajmniej te na śmieci.
Ja już takie woreczki widziałem nie w miejskim parku, a w górskim lesie, co jest kompletną perwersją. Albo na śniegu przy trasie saneczkowej.
Ludziom wpojono już obowiązek zbierania psich odchodów, ale niektórym do tego stopnia, że wyłączają logiczne myślenie.
W mojej szkole średniej eksperyment z sodem skończył się na pęknięciu muszli klozetowej. Bez szkód w ludziach.
Stolica Brytyjskiej Kolumbii Victoria codziennie wypuszcza scieki do oceanu. Montreal rok temu zanieczyscil rzele. Jednoczesnie politycy roznych masci chca ratowac planete podnoszc nam podatki. Francuzi sie zbuntowali.
@markot, no bo eksperyment byl zrobiony po amatorsku. wspomniany kolega umiescil woreczek w pioonie kanalizacyjnym na sucho i zatkal u siebie syfon.
A z innych ciekawostek platikowo-przyrodniczych to odkrylem w czasie remontu kuchni gniazdo termitow mieszkajace sobie chwacko w styropianie. Zdjecia kanalow godne opublikowania w tym blogu. 🙂
Ponoc to nowa odmiana termitow i latwiej im drazyc w styropianie. Niech sie tylko troche cieplej zrobi w krajach polnocnych to i cala izolacje budowlana szlag trafi.
Zdjęcie można przysłać (ze zgodą na publikację). Na razie nie mam pomysłu, co by miało ilustrować, ale coś się wymyśli. 😉
Styropian jest dla termitów o tyle gorszy od drewna, że na razie chyba nie za bardzo mogą go trawić, więc drążąc tunele, nie najadają się przy okazji. Ale przy budowie termitier z ziemi też nie.
Wspomniany we wpisie raport Europejskiej Agencji Środowiska już jest: https://www.eea.europa.eu/pl/publications/sygnaly-eea-2018-woda-to-zycie