Samobój Goulda

 ge.jpg

Z faktów nie da się nic wysnuć na temat dobra lub zła.

Uzasadniając zasadę NOMA Stephen Jay Gould odwołał się również do Karola Darwina. Twierdzi on, że Darwin reprezentował w kwestii relacji nauka-religia stanowisko zgodne z postulowaną przez siebie zasadą. Dla poparcia tego twierdzenia przytacza i obszernie analizuje fragmenty listu Darwina do Asy Graya.

W jednym z kluczowych fragmentów tego listu Darwin przeczy znaczeniu ewolucji dla kwestii teologicznych, a także moralnych. Fakty te można interpretować tylko w jeden sposób:

„Skłonny jestem uznać, ze wszystko jest rezultatem działania bezwzględnych praw, a poszczególne zjawiska – zarówno dobre, jak i złe – są pozostawione grze tego, co nazywalibyśmy przypadkiem”. ( S. J. Gould „Skały wieków. Nauka i religia w pełni życia”, Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań 2002, s. 145).

Jeśli Gould sądzi, że pogląd Darwina wyrażony między innymi w tych słowach jest zgodny z NOMA, to tym samym, mówiąc kolokwialnie, strzela sobie samobója. Z punkt zasady NOMA naukowo nie da się bowiem w ogóle rozstrzygnąć czy poszczególne zjawiska są w ogóle dobre czy złe. Stąd też nie można również wyciągnąć wniosku, czy za nimi stoi przypadek, czy też Bóg, który to wszystko zaplanował. Tymczasem Gould tego w ogóle nie dostrzega.

Co więcej Gould nie dostrzega również, że kwestia „przypadek czy Bóg” jest chyba głównym punktem niezgody między kreacjonistami a ewolucjonistami. Właśnie z tego względu jedna z głównych linii argumentacji kreacjonistów zmierza do wykazania, że przypadek to za mało, by nie tylko pojawiło się życie, ale na dodatek przybrało bardzo skomplikowane i rozbudowane formy. Jeśli więc twierdzenie, że wszystko jest pozostawione grze przypadku, jest zgodne z NOMA, to co zrobić z tezą przeciwną, którą głoszą kreacjoniści? Czy ona też jest zgodna z NOMA?

Gdyby Gould swoją zasadę NOMA stosował konsekwentnie musiałby przyznać, że z faktów nie da się nic wysnuć na temat dobra lub zła w świecie, a także tego, czy wszystko jest rezultatem gry przypadku, czy też kierowniczego sprawstwa Boga. Zasada ta narzuca po prostu bardzo ostre ograniczenia i zabrania wypowiadania się na te tematy z punktu widzenia naukowego. Jeżeli zaś Gould twierdzi, że poglądy Darwina w tych kwestiach są zgodne z NOMA to jest co najmniej niekonsekwentny. Myślę jednak, że przyczyna błędu Goulda leży gdzie indziej.

Gould w jednym z fragmentów pisze na przykład tak:

„Z punktu widzenia zasady NOMA potencjalna słuszność którejkolwiek ze skrajności nie czyni najmniejszej różnicy. Nadal nie możemy uzyskać moralnych przesłań czy wyciągać religijnych konkluzji z żadnych fizycznych aspektów natury – ani ze skrajnie sprzyjającej, ani z maksymalnie wstrętnej” (s. 142).

Ale dosłownie w następnym akapicie podaje dla uzasadnienia tego twierdzenia taki argument:

„Natura istniała przez eony przed naszym przybyciem, nie wiedziała, że przybywamy, i nie dba o nas ani trochę. Byłoby więc niezwykle dziwne, gdyby spełniła się pierwsza z wyżej wymienionych skrajności i przyroda odzwierciedlała nasze moralne i estetyczne preferencje. Szanse na taką koincydencję – przypadkową zbieżność niezależnego systemu z całkowicie odmienną i równie złożoną instytucją, powstałą z tak znacznym opóźnieniem – muszą być astronomicznie małe”.

Otóż argument taki jest w mojej ocenie niczym więcej jak błędem, który Gould zarzuca innym – wyciąganiem z faktów natury wniosków dotyczących moralności. Takie wnioskowanie jest nieuprawnione z punktu widzenia logicznego, co już pokazywał David Hume, a Gould swoją zasadę NOMA oparł między innymi na tej tezie Hume’a. Sam jednak popełnia błąd, który jest niezgodny z zasadą NOMA. Myślę, że dlatego, że mimo, iż jest to nieuprawnione, z faktów natury wyciągamy i będziemy wyciągać wnioski moralne czy światopoglądowe. Stąd też zasada NOMA, chociaż jest logicznym rozwiązaniem napięcia między religią (chrześcijaństwem) a nauką, nie da się utrzymać.

Grzegorz Pacewicz

Fot. superbomba, Flickr (CC, SA)