Samobój Goulda
Z faktów nie da się nic wysnuć na temat dobra lub zła.
Uzasadniając zasadę NOMA Stephen Jay Gould odwołał się również do Karola Darwina. Twierdzi on, że Darwin reprezentował w kwestii relacji nauka-religia stanowisko zgodne z postulowaną przez siebie zasadą. Dla poparcia tego twierdzenia przytacza i obszernie analizuje fragmenty listu Darwina do Asy Graya.
W jednym z kluczowych fragmentów tego listu Darwin przeczy znaczeniu ewolucji dla kwestii teologicznych, a także moralnych. Fakty te można interpretować tylko w jeden sposób:
„Skłonny jestem uznać, ze wszystko jest rezultatem działania bezwzględnych praw, a poszczególne zjawiska – zarówno dobre, jak i złe – są pozostawione grze tego, co nazywalibyśmy przypadkiem”. ( S. J. Gould „Skały wieków. Nauka i religia w pełni życia”, Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań 2002, s. 145).
Jeśli Gould sądzi, że pogląd Darwina wyrażony między innymi w tych słowach jest zgodny z NOMA, to tym samym, mówiąc kolokwialnie, strzela sobie samobója. Z punkt zasady NOMA naukowo nie da się bowiem w ogóle rozstrzygnąć czy poszczególne zjawiska są w ogóle dobre czy złe. Stąd też nie można również wyciągnąć wniosku, czy za nimi stoi przypadek, czy też Bóg, który to wszystko zaplanował. Tymczasem Gould tego w ogóle nie dostrzega.
Co więcej Gould nie dostrzega również, że kwestia „przypadek czy Bóg” jest chyba głównym punktem niezgody między kreacjonistami a ewolucjonistami. Właśnie z tego względu jedna z głównych linii argumentacji kreacjonistów zmierza do wykazania, że przypadek to za mało, by nie tylko pojawiło się życie, ale na dodatek przybrało bardzo skomplikowane i rozbudowane formy. Jeśli więc twierdzenie, że wszystko jest pozostawione grze przypadku, jest zgodne z NOMA, to co zrobić z tezą przeciwną, którą głoszą kreacjoniści? Czy ona też jest zgodna z NOMA?
Gdyby Gould swoją zasadę NOMA stosował konsekwentnie musiałby przyznać, że z faktów nie da się nic wysnuć na temat dobra lub zła w świecie, a także tego, czy wszystko jest rezultatem gry przypadku, czy też kierowniczego sprawstwa Boga. Zasada ta narzuca po prostu bardzo ostre ograniczenia i zabrania wypowiadania się na te tematy z punktu widzenia naukowego. Jeżeli zaś Gould twierdzi, że poglądy Darwina w tych kwestiach są zgodne z NOMA to jest co najmniej niekonsekwentny. Myślę jednak, że przyczyna błędu Goulda leży gdzie indziej.
Gould w jednym z fragmentów pisze na przykład tak:
„Z punktu widzenia zasady NOMA potencjalna słuszność którejkolwiek ze skrajności nie czyni najmniejszej różnicy. Nadal nie możemy uzyskać moralnych przesłań czy wyciągać religijnych konkluzji z żadnych fizycznych aspektów natury – ani ze skrajnie sprzyjającej, ani z maksymalnie wstrętnej” (s. 142).
Ale dosłownie w następnym akapicie podaje dla uzasadnienia tego twierdzenia taki argument:
„Natura istniała przez eony przed naszym przybyciem, nie wiedziała, że przybywamy, i nie dba o nas ani trochę. Byłoby więc niezwykle dziwne, gdyby spełniła się pierwsza z wyżej wymienionych skrajności i przyroda odzwierciedlała nasze moralne i estetyczne preferencje. Szanse na taką koincydencję – przypadkową zbieżność niezależnego systemu z całkowicie odmienną i równie złożoną instytucją, powstałą z tak znacznym opóźnieniem – muszą być astronomicznie małe”.
Otóż argument taki jest w mojej ocenie niczym więcej jak błędem, który Gould zarzuca innym – wyciąganiem z faktów natury wniosków dotyczących moralności. Takie wnioskowanie jest nieuprawnione z punktu widzenia logicznego, co już pokazywał David Hume, a Gould swoją zasadę NOMA oparł między innymi na tej tezie Hume’a. Sam jednak popełnia błąd, który jest niezgodny z zasadą NOMA. Myślę, że dlatego, że mimo, iż jest to nieuprawnione, z faktów natury wyciągamy i będziemy wyciągać wnioski moralne czy światopoglądowe. Stąd też zasada NOMA, chociaż jest logicznym rozwiązaniem napięcia między religią (chrześcijaństwem) a nauką, nie da się utrzymać.
Grzegorz Pacewicz
Fot. superbomba, Flickr (CC, SA)
Komentarze
Musze przyznac, ze nigdy nie slyszalem o zasadzie NOMA (i pewnie nie ja jeden). Dziwna wydaje sie juz sama mysl, ze zdarzenia przyrodnicze moga miec jakas moralna wage im przypisana. Ponadto nie jest dla mnie jasne dlaczego neo-darwinizm czy teoria ewolucji mialby byc pogladem lepiej naukowo uzasadnionym niz kreacjonizm. Teoria ewolucji nie ma bowiem zdolnosci przewidywania przyszlosci ani tez wyjasnienia dlaczego jeden etap rozwoju nastepowal po drugim. Jet to tylko pewien rodzaj katalogowania zdarzen biologicznych wychodzacy z nieudowodnionego zalozenia, ze zycie ma poczatek losowy a nie sterowany.
Zasadę NOMA wyjaśniałem nieco we wcześniejszym wpisie. http://naukowy.blog.polityka.pl/?p=193
„….kwestia ?przypadek czy Bóg?….”
A może ani jedno, ani drugie ? Użycie słowa „przypadek” wynika prawdopodobnie tylko z tego, że nie znamy wszystkich elementów wpływających na siebie, sposobu ich wzajemnego oddziaływania, a także, w związku z tym, ewentualnych konsekwencji tych oddzialywań.
Słowo „przypadek” to wygodny wytrych pojęciowy mający na celu zamaskowanie naszej bezradności czy niedoskonałości poznawczej. Podobnie jak słowo „bóg” zreszta. Reszta to kwestia wyznawanego światopoglądu.
Bobola, „Jet to tylko pewien rodzaj katalogowania zdarzen biologicznych wychodzacy z nieudowodnionego zalozenia, ze zycie ma poczatek losowy a nie sterowany.”
Czy mógłbyś podać przykład „udowodnionych założeń” jakiejś teorii naukowej? Teoria ewolucji nie musi przyjmować żadnych założeń o przypadkowości, żeby dosyć skutecznie wyjaśniać pojawianie się i znikanie różnych gatunków istot żywych na Ziemi, a jeśli przyjmuje takie założenie to w taki sam sposób jak fizyka i chemia, które podobnie nie uciekają się przecież do interwencji Boskiej, żeby uzasadnić ruch planet albo reakcję utlenianiania żelaza, a przecież dla każdej teorii fizycznej lub chemicznej średnio uzdolniony za to obdarzony poczuciem humoru uczeń może stworzyć konkurencyjną teorię o charakterze kreacjonistycznym. Mleko kwaśnieje bo krasnoludki do niego sikają a mocz mają jak wiadomo kwaśny. Planety się poruszają bo aniołki popychają je pracowicie a ponieważ aniołki same nie maja masy i są niewidzialne więc wszystko się zgadza. Żelazo leżąc w ziemi rdzewieje bo bóstwa podziemi lubią taki kolor i z zapałem malują super boskim sprayem wszystko co im wpadnie w ręce. Kreacjonizm jest dokładnie taką pseudoteorią opartą na wielkiej ilości dodatkowych założeń takich jak: 1. Istnienie istoty wyższej, której pochodzenia nie wyjaśnia. 2. Rozpoczęcie przez Istotę wyższą projektu „Stwórz sobie życie”. 3. Użycie przez Istote wyższą nieopisanych bliżej narzędzi o nieznanej budowie umożliwiających tej Istocie manipulacje cząsteczkami w taki sopsób, żeby z tych cząsteczek powstały istoty żywe. itd. itd. itd. itd. itd.
Moze moj mozg nie dziala zbyt sprawnie tego ranka ale zupelnie inaczej rozumiem zacytowane fragmenty zarowno wypowiedzi Darwina jak i Goulda. To co oni probuje chyba powiedziec to ze moralnosc jest wynikiem ewolucji. Tak wiec to sa twierdzenia dotyczace czasu powstania i zrodla moralnosci jako produktu wysoko uorganizowanego mozgu. Ze stwierdzenia skad pochodzi moralnosc nie mozna wyprowadzic sadu czy postepowanie jest dobre czy zle. Tak wiec, stwierdzenia te nie naruszaja zasady NOMA poniewaz bez wzgledu na pochodzenie moralnosci, nie ma sposobu aby naukowo uzasadnic specyficzne dezycje moralne ktore podejmuje czlowiek.
Nastepujace fakty:
1. koncepcja boga jest wewnetrznie sprzeczna logicznie ( wszechmogacy ale stosujacy sie do zasad logiki, wszechwiedzacy ale czlowiek ma wolna wole: to sa sprzecznosci ktore teologia rozwiazuje machaniem rekami, ale nie rachunkiem logicznym zdan, co jest po prostu niemozliwe, proponuje przeczytac ktoras z ksiazek Wolenskiego).
2. moralnosc ludzka odnosi sie do czynow ludzkich i ludzkich reakcji. Jako taka jest wynikiem procesu ewolucji postaw kulturowych i tym samym etyka jest po prostu fragmentem antropologii. Nauka ta bada zwyczaje i ich uzasadnienia w roznych kulturach i dostarcza az nadmiar przykladow na czysto przystosowawcza funkcjonalnosc postaw etycznych ( np. nadmiar samic – wielozenstwo, zakaz kazirodztwa, rozne tabu pokarmowe itp.)
3. cala historia nauki to odbieranie pola religii. Zasada NOMA zostala wymyslona przez ksiezy i teologow zaskoczonych latwoscia z jaka nauka odebrala religii prawie cale pole dawniej przez nia uzurpowane. To religia glosila niegdys ze prawde mozna poznac studiujac swiete ksiegi i ze wygladanie za okno jest nikomu niepotrzebne. Najwiekszym kuriozum o jakim slyszalem w tym temacie jest „rehabilitacja” Galileusza. Raczje powinnismy mowic o rehabilitacji KK. W koncu jesli sie twierdzi ze prawda nie jest wzgledna, w bledzie byl KK.
4. Calosc jest zwiazana z pieniedzmi. Bitwa miedzy kreacjonizmem a religia ma wylacznie finansowy wymiar. Chodzi bowiem o dostep do funduszy rzadowych i nie jest przpadkiem ze batalia ta trwa glownei w USA. Religia w USA jest biznesem podobnie jak wszytsko inne. Na nasz grunt w bardzo udany zreszta sposob podejscie takei usiluje przeszczepic dyrektor Rydzyk, a episkopat przyg;ada sie temu z zyczliwym zainteresowaniem, mityngujac go w co bardziej wyprzedzajacych rozwoj religijnego rynku w Polsce wyskokach. Nie ulegajednak watpliwosci ze przyszlosc KK w Polsce nalezy do ludzi pokroku Rydzyka (moze mniej kontrowersyjnych, bardziej nastawionych na formy uslugowe, niz na zdobycie rozglosu, no ale na mlodym, rozwojowym rynku agresywna reklama jest konieczna…), jego biznesowe podejscie jest bowiem przejawem globalizacji i tradycyjnego dla KK biznesowego( cala reformacja sie od tego zaczela) podejscia do boga.
@kakaz,
Ad. 3 NOMA wymyślił Gould, który nie był ani księdzem, ani teologiem.
@GP: prosze przyjac to za skrot myslowey: NOAM jest Gouldowska artykulacja znanej w filozofii zasady,majacej swoja historie, formy rozwojowe i zrodla bodaj jeszce w sredniowieczu i w procesach prawnych ( przynaleznosc spraw do trybunalow cywilnych czy inkwizycyjnych, rozne formy rozdzialu kosciola od panstwa itp.). Gould i jego NOMA to co najwyzej pewna forma artykulacji foilozoficznej koncecji jakoby religia i nauka mogly koegzystowac pokojowo, co jestoczywistym oszukiwaniem sie i hipokryzja, i jest praktykowane jako zjawisko z granicy psychologii i psychiatrii od bardzo dawna, w kazdej kulturze i beznajmniejszego problemu dla wyznawcow. Po prostu ludzki umysl calkiem niezle sobie radzi z takim stanem rzeczy, i jest to najpewniej calkiem naturalna jego funkcjonalnosc: dzialac starajac sie spelnic sprzeczne wymagania.
@GP „Z punkt zasady NOMA naukowo nie da się bowiem w ogóle rozstrzygnąć czy poszczególne zjawiska są w ogóle dobre czy złe. Stąd też nie można również wyciągnąć wniosku, czy za nimi stoi przypadek, czy też Bóg, który to wszystko zaplanował. ”
Nie mogę sie zgodzić z twierdzeniem, że z punku widzenia nauki istnieje symetria w przyjmowaniu założenia o tym czy za obserwacjami stoi „przypadek” czy „Bóg”. „Przypadek” to maksymalne samoograniczanie się w ilości przyjetych założeń. Natomiast „Bóg” to maksymalne rozszerzanie liczby przyjmowanych założeń do poziomu, który czyni samo istnienie nauki zbędnym. Jesli zgodzimy się z twierdzeniem, że kreacjonizm jest teorią naukową to następnym logicznym krokiem powinno być zlikwidowanie katedr biologii na wszystkich uniwersytetach i przeniesienie niepotrzebnie marnotrawionych środków na rzecz rozwoju teologii, która staje sie wówczas jedyna nauką dostarczajacą nam wiedzy o życiu. No bo po jaką cholerę studiować uparcie co tam sobie wyprawiają czasteczki DNA w jądrze komórkowym skoro ten czas i wysiłek mozna poswiecic na poważne studia charakteru Istoty, która tymi cząsteczkami w sposób przemyslany porusza???
Jarek,
„No bo po jaką cholerę studiować uparcie co tam sobie wyprawiają czasteczki DNA w jądrze komórkowym skoro ten czas i wysiłek mozna poswiecic na poważne studia charakteru Istoty, która tymi cząsteczkami w sposób przemyslany porusza???”
Bo Bóg i jego dzieło to dwie różne sprawy. Dlatego nawet jeżeli kreacjonizm zyskałby status hipotezy nie oznacza to automatycznej likwidacji katedr biologii itp.
@GP A właśnie, że oznacza likwidację biologii uprawianej jako jednej z nauk przyrodniczych. Co najwyżej można wtedy pozostawić Zakłady Biologii w Katedrach i Instytutach Teologii. Traktowanie wyjaśnień typu „inteligent design” jako pełnoprawnych wyjaśnień naukowych podważa sens uprawiania biologii ponieważ zrównuje hipotezy falsyfikowalne i niefalsyfikowalne. Po diabła mam sie męczyć projektując eksperymenty jeśli mogę sobie wymyśleć dowolny zestaw duchów odpowiedzialnych za procesy biochemiczne i domagać się, żeby mój pomysł był wykładany w szkołach na równych prawach z opartą o prawa fizyczne biochemią. Co się dzieje w mitochondriach? Mądry bezcielesny Mitochondrion składa zręcznymi niewidzialnymi łapkami atomy w cząsteczki ATP i tyle. Żadna chemiosmotyczna albo inna konkurencyjna hipoteza z hipotezą bezcielesnego Mitochondriona nie wygra bo mój Mitochondrion ma zawsze takie cechy jak trzeba i wykazuje 100% zgodność z każdym eksperymentem, który będzie próbował podważyć moją teorię. Chcesz poznać inne teorie wyjaśniające mechanistyczne aspekty działania twojego organizmu? Zgłoś się do mnie. I pamiętaj, że jak już wywalczysz likwidację biologii to ja szukając innej roboty mogę się u Ciebie zatrudnić i wymyślać kopę takich teorii dziennie.
Jarek,
zalozmy katedre bio-teologii. Wystarczy tylko wywalic „chn” z istniejacych juz katedr czy wydzialow biotechnologii. Kadra zawsze sie znajdzie.
A tak na powaznie, to powyzsza dyskusja i tak zostanie zapedzona do naroznika o charakterze: „No dobrze, ale skad sie wziely podstawowe prawa rzadzace Wszechswiatem, dzieki ktorym zycie (jak chca ewolucjonisci) moglo powstac jako samoorganizujacy sie zbieg wydarzen bez okreslonego celu i kierunku ?” I w tym sensie mowienie o tym, ze bog i jego dzielo to dwie rozne sprawy jest dosc wykretnym sposobem argumentacji, dlatego ze to szukajacy bogow beda arbitralnie ustalac gdzie przebiega (aktualna wzgledem dyskusji) granica miedzy bogiem i jego dzielem.
Swoja droga cos tu jest nie tak z tym rozgraniczeniem skoro ten sam bog przybieral postaci jak najbardziej materialne (labadz, brodaty syn ciesli z Nazaretu, itp), ktore byly czym ? Dzielami danego boga czy samym bogiem ?
Pytanie o granice dotyczy raczej tego, jakie są granice nauki, w tym nauk biologicznych. Po drugie czy ten samorganizujący się bieg wydarzeń ma cel i kierunek, czy też nie ma. Ja powtórzę swoje – teologia i biologia mają swój różny przedmiot.
Podobnie można chyba zapytać o to, gdzie i jak przebiegają granice teologii czy religii w ogóle, bo niby dlaczego teologia nie ma być niczym ograniczona, a nauka, w tym biologia – ma być ?
Kreacjonizm jest mieszanką biologii i teologii, taką bo-teologią. Szukanie wartości poznawczej w tak spłodzonej hybrydzie bez żadnych granic (w przeciwieństwie do biologii dla przykładu) jest raczej pomyłką solidnego kalibru.
Oczywista, że teologia ma swoje granice. Nie mówi np. nic na temat DNA… 😉
„Szukanie wartości poznawczej w tak spłodzonej hybrydzie bez żadnych granic (w przeciwieństwie do biologii dla przykładu) jest raczej pomyłką solidnego kalibru.”
Moim zdaniem racja, ale tylko z ateistycznego punktu widzenia. Moim zdaniem dla teistów szukanie odpowiedzi na pytanie Bóg a ewolucja nie jest pomyłką, a raczej koniecznością. Pytanie tylko znów, czy taka odpowiedź mieści się w granicach nauki. Gould chciał ustawić sprawę tak, że odpowiedzi na pytanie ogólnie rzecz biorąc ostateczne – a więc także te dotyczące Boga – nie mieszczą się w nauce. Ale sam nie był w stanie utrzymać się w tak ustawionym zagadnieniu.
Dyskusje tu na blogu i różne stanowiska prezentowane w komentarzach – czytam je wszystkie z uwagą – raczej wskazują na to, że zagadnienia religia a nauka nie da się dobrze ustawić.
@GP Współczesna nauka nie żąda od naukowców bycia ateistami. Natomiast żąda od nich posługiwania się pewnym zestawem reguł metodologicznych, które nie pozwalają uzasadniać teorii naukowych za pomocą cytatów z Biblii albo Koranu. Dyskutując z kimś na temat hipotez biologicznych nie oczekuję deklaracji, że ktoś jest buddystą, katolikiem, muzułmaninem lub ateistą. Jeśli jednak ktoś wprowadza do dyskusji naukowej swojego boga i proponuje hipotezę, że ten bóg stworzył życie na Ziemi to oznacza, że gotów jest udowodnić istnienie swojego boga za pomocą falsyfikowalnych dowodów materialnych. Jeśli zaś chce istnienie swojego tworzącego życie boga wprowadzić w formie nie podlegającego dowodzeniu aksjomatu to znaczy, że nie prowadzi już działalności naukowej tylko działalność misyjną. Nie pomogą tutaj żadne zaklęcia, kreacjonizm nie jest teorią naukową chociaż wśród naukowców są kreacjoniści.
Czemu „przypadek”? W debatach z kreacjonistami biologowie zawsze zaprzeczają, że ewolucja jest przypadkowa – przecież rządzi nią prawo doboru naturalnego. W pewnym sensie można oczywiście mówić o przypadku, tak jak przypadkowy jest układ planet w naszym układzie słonecznym, z drugiej strony ich ruchem oraz kształtem rządzą żelazne prawa sir Newtona (choć to opis niewystarczający dla Merkurego). Może lepszym przykładem byłaby pogoda albo zejście lawiny – przypadkowe, lecz determinowane przez prawa fizyki.
Goulda jednak nie da się wepchnąć w ramki kreacjonizmu. Może ktoś kompetentny zrecenzuje jedną z najgłośniejszych chyba książek twórców teorii ID skoro wyszła po polsku: http://wydawnictwomegas.pl/?menu=books,more,23 ?
sceptyk,
Potencjalni czytelnicy ktorzy nie sa biologami powinni wiedziec ze teorie Behego sa uwazane za pozanaukowe przez ogromna wiekszosc biologow i odcina sie od nich w calosci jego wlasny wydzial nauk biologicznych na Lehigh University:
http://www.lehigh.edu/~inbios/news/evolution.htm
Wiedzac to, jak ktos lubi poczytac na tematy religijne, jest to pewnie dobra lektura.
Jarek;
Sklonny jestem twierdzic, ze wiekszosc teorii fizyki ma oparcie w empirycznych faktach (nie dotyczy to astrofizyki i teorii czastek elementarnych, ktore maja charakter spekulatywny). Ten fakt empiryczne uwazam za dowod czy raczej podstawe dalszych rozwazan. Na przyklad brak uzaleznienia szybkosci rozchodzenia sie swiatla od ruchu zrodla (doswiadczenie Michelsona ) uwazam za podstawe szczegolnej teorii wzglednoasci. Natomiast neo-darwinizm jak dotad nie potrafi empirycznie uzasadnic spontanicznej generacji nie tylko zywej komorki ale nawet polimeru DNA czy RNA. To zas oznacza, ze musimy wierzyc na slowo, gdy twierdzi, ze organizmy zywe powstaly droga ewolucji materii martwej. Ponadto neo-darwinizm nie potrafi wyjasnic dlaczego pewne organizmy zywe ( na przyklad ciag ludzki) powstaja jedne z drugich i w jakiej kolejnosci. Nie widzialem tez nigdzie przewidywania stworzenia, ktore nastapi po homo sapiens sapiens a przeciez trudno przypuszczac aby ewolucja na nas sie zatrzymala. Ogolnie biorac teoria ewolucji w niczym nie pomaga biologii jako takiej. Mozna byc biologiem nie znajac jej.
„Natomiast neo-darwinizm jak dotad nie potrafi empirycznie uzasadnic spontanicznej generacji nie tylko zywej komorki ale nawet polimeru DNA czy RNA. To zas oznacza, ze musimy wierzyc na slowo…”
Nie musimy. O doswiadczeniach majacych na celu zademonstrowanie mozliwosci generacji prekursorow RNA czy samego RNA pisze de Duve w swej ksiazce pt. Singularities. Landmarks on the pathways of life. Ksiazka na podstawie najnowszych dokonan w dziedzinie… nazwijmy to archeo-biochemia. De Duve przy tym nie wskazuje na jedeno jedyne wytlumaczenie, ale prezentuje raczej dowiedzione datad oraz przypuszczalnie mozliwe scenariusze, bo autor wcale nie ukrywa, ze ciagle jest wiecej niewiadomych niz wiadomych, a wiec wciaz trzeba szukac.
Singularities to ksiazka nie tylko o RNA czy DNA, ale – jak wskazuje tytul – rowniez o innych waznych reakcjach chemicznych, ktorych zaistnienie w pewnym momencie do popchniecia o krok dalej zlozonosci zachodzacych u zarania procesow chemicznych, od powstania (czy tez od osadzenia sie na Ziemi) podstawowych molekul – cegielek zycia, poprzez wykorzystanie potencjalu ox-redox, transport elektronow, „uzycie” fosforanow jako uniwersalnego nosnika energii, az po chemie bialek, kod genetyczny, czy komorke.
Czy mozna byc biologiem nie znajac teorii ewolucji ? Wszystko mozna, rowniez byc niewidomym i prowadzic samemu samochod na zatloczonej autostradzie, w dodatku pod prad. Z tym ze bycie biologiem przy nieznajomosci ewolucji nikogo nie porani czy nie zabije.
I na tym polega cale piekno obskurantyzmu w nauce.
@Bobola, Można być fizykiem nie znając teorii względnosci ani tabliczki mnożenia. Ten argument mnie nie przekonuje. Zgodnie z Twoimi wymogami można spokojnie zrównać astrologię z astronomią. Obie są „spekulatywne” ale o ile się orientuję program Apollo chyba bardziej skorzystał na ustaleniach tej drugiej jak najbardziej „empirycznie” wysyłając człowieka na Księżyc. W komedii „Dzięcioł” reklamujący na co dzień warzywa i owoce jako źródło witamin zbuntowany Jacek Federowicz krzyczy przez mikrofon do klientów sklepu „Czy ktoś z państwa widział witaminy?” demaskując w ten sposób „spekulatywność” całej współczesnej biologii.
P.S. Zresztą i tak Ci nie wierzę. Wydaje mi się, że prowadziz z nami grę. Analiza Twoich wpisów wskazuje, że bawisz sie setnie prowokując innych do ataków na swoje skrajne, trudne do obrony, a czasami przerysowane do granic absurdu kontrowersyjne poglądy.
Szanowni Koledzy Blogerzy!
Istotnie podsuwam Wam problemy koncepcyjne zwiazane z nazbyt doktrynerskim tenorem niektorych wypowiedzi. To jednak nie znaczy abym umyslnie wprowadzal kogos w blad gloszac tezy, ktorych nie podzielam.
Nie wiem jak to jest z biologami (uczylem ich tylko przez dwa lata na UW i nie bylem olsniony jakoscia materialu studenckiego) ale fizykiem nie mozna zostac bez znajomosci tabliczki mnozenia tudziez teorii wzglednosci. Chyba, ze wymagania bardzo spadly w ciagu ostatnich lat. Wszystko co chcialem powiedziec, to to ze neo-darwinizm jest w gruncie rzeczy pogladem z dziedziny filozofii naukowej a nie nauk biologicznych. Pelni on w biologii role taka jaka w filatelistyce pelnia katalogi znaczkow. Podaje chronologiczne edycje bez zdolnosci przewidywania tego jaka pozycja bedzie oszancowana dwiema znanymi badz tez jak bedzie nastepna edycja Poczty po aktualnej. Nikt tez nie jest w stane powiedziec co bylo zanim wydrukowano pierwszy znaczek.
Jarek,
Bobola wydaje sie byc szczerym kreacjonista, jest oczywiste ze nie rozumie biologii. Obserwuje duza doze arogancji u przedstawicieli nauk fizykochemicznych. Wydaje sie im ze kompetencja na poziomie czasteczek uprawnia ich do rozumienia procesow na wyzszym poziomie zlozonosci bez stosownego wkladu pracy umyslowej. Zauwaz ze posrod zwolennikow ID jest ogromna nadreprezentacja przedstawicieli nauk fizykochemicznych i geologow a tylku kilku nieznanych biologow.
GP;
Czy Ty zawsza musisz mieszać Boga z nauką?Religia to jest pewien „system” w który się wierzy albo nie i tyle.A jeśli chodzi o przypadek to:gdyby ‚Saraceni” wygrali z Zachodem to prowadzillibśmy takie dyskusje? O Wątpię.I po której stronie byłby wówczas Bóg? Oczywiście Twój.
Rozwiklanie kwestii czy zyciem rzadzi przypadek czy koniecznosc jest niemozliwe. Z tej prostej przyczyny, ze nie potrafimy odroznic przypadku od koniecznosci, a inaczej – kazdy przypadek da sie wytlumaczyc koniecznoscia i vice versa. Odsylam do Jacquesa Monoda ‚Le Hasard et la Nécessité’. To tak jak szukanie sprzecznosci miedzy niebem a Ziemia. Niby wielkie przeciwienstwa, a wystarczy rozlozyc na pierwiastki chemiczne i okazuje, sie ze to to samo, tylko pomieszane w roznych proporcjach.
„Niby wielkie przeciwienstwa, a wystarczy rozlozyc na pierwiastki chemiczne i okazuje, sie ze to to samo, tylko pomieszane w rownych proporcjach.”
No proszę ! Redukcjonista się odezwał 😉
No pewnie!