Pochwała niekonsekwencji (2)

ryba_450.jpg

Dlaczego tak, a nie inaczej, czyli o tym, że nie ma ucieczki od metafizyki.

Pisałem już niekonsekwencji w nauce, która najogólniej rzecz biorąc polega na odcinaniu się przez nią od wszelkich kwestii metafizycznych. Sama metafizyczność nauki miałaby polegać zaś na nieugruntowaniu jej metod, bo zadanie takie jest niewykonalne. Trudność tę dobrze podsumowuje zdanie z filmu „Rejs”: jaką metodą wybierzemy metodę głosowania? Trzeba po prostu od czegoś zacząć i dobrze, że tak właśnie się czyni. Ale taki punkt wyjścia to właśnie metafizyka, tyle że przyjmowana zupełnie nieświadomie. Ostatnia dyskusja wokół podobieństwa nauki do religii skłania mnie do jeszcze jednej uwagi.


Badania naukowe wspierają się na tak zwanej zasadzie racji dostatecznej, którą zwięźle wyraził Gottfried Leibniz – nic nie dzieje się bez racji. Czym jest racja, to sprawa dość jasna. Chodzi o wyjaśnienia, które odwołują się po pierwsze do jakiegoś prawa ogólnego. Po drugie wskazują na przyczynę sprawiającą, że badana rzecz podlega właśnie temu prawu. Sądzę, że do poszukiwania tego typu wyjaśnień w gruncie rzeczy da się sprowadzić większość badań naukowych.

Leibniz jednak w całej swojej przenikliwej genialności wskazał na metafizyczne konsekwencję, do których prowadzi właśnie taka postawa. Jest nią szukanie odpowiedzi na pytanie o rację istnienia całej rzeczywistości, a w szczególności dlaczego jest ona taka, a nie inna. W bardzo zwięzłej rozprawce „O zasadach istnienia” pisze on tak: „Jest w naturze racja, dla której raczej istnieje coś niż nic. Jest to następstwo owej wielkiej zasady, że nic nie staje się bez racji. Tak samo musi też być racja, dla której istnieje raczej to niż coś innego”.

Jak zaznaczyłem, jest to już kwestia metafizyczna i takie poszukiwania prowokuje. Ma być jednak o pochwale niekonsekwencji. Otóż chwała właśnie nauce, że się w niej rezygnuje z tego typu poszukiwań. Bo w ten sposób odcina się ona od całego balastu zbędnych dociekań, które być może pogłębiają nasze rozumienie rzeczywistości, ale z praktycznego punktu widzenia są zupełnie jałowe.

Moja pochwała będzie nieco gorzka. Poszukiwanie racji, dlaczego w ogóle są takie, a nie inne prawa świata, z konieczności wskazuje na jakąś przyczynę zewnętrzną wobec tych prawa i rzeczywistości. Dlatego jest to już pytanie metafizyczne. Odnoszę jednak wrażenie, że nie wszyscy naukowcy zdają sobie sprawę, że skoro pytanie jest metafizyczne, to każda na nie odpowiedź jest metafizyczna. Zarówno taka, która wskazuje na Absolut jako rację zaistnienia takiej, a nie innej rzeczywistości, jak i taka, która neguje potrzebę odwoływania się do niego czy też unieważnia samo podejście jako właśnie metafizyczne. Sztandarowym przykładem takiej nieświadomości jest omawiana na blogu wielokrotnie książka Dawkinsa.

Metafizyki nie da się w ogóle usunąć, bo gdy się ją usuwa to zawsze w imię jakiejś innej metafizyki. W końcu bierze się ona z odwiecznego pytania: dlaczego tak, a nie inaczej? Dlaczego naukę zacząć od takiego, a nie innego pytania? Takiej, a nie innej metody? Takiego, a nie innego podejścia? Takiego, a nie innego typu wyjaśnień? Odpowiadając, odwołujemy się do jakiś przesłanek, o które znów można się pytać i tak w nieskończoność. Ponieważ podejście takie pogrąża nas w regresie w nieskończoność i kompletnym paraliżu intelektualnym, jego przerwanie z konieczności rodzi metafizykę. I na tym polega jej nieuchronność, ale także to, że utrzymuje się ona u podstaw nauki.

Grzegorz Pacewicz

Ilustracja „Poisson Aérostatique” (1784) pochodzi najprawdopodobniej z listu Louisa St Juste’a do jednego z braci Montgolfier.