Pochwała niekonsekwencji

konsekwencja_450.jpg

Postęp naukowy jest możliwy przede wszystkim dzięki brakowi konsekwencji.

Osiągnięcia nauki muszą budzić zrozumiały podziw. Ale pośród wielu zasad metodologicznych i ogólnie rzecz biorąc rządzących racjonalnością zapomina się o jednej – niekonsekwencji. Myślę, że ogromny postęp naukowy jest możliwy przede wszystkim dzięki niej.

Przyjrzyjmy się najpierw poglądom podważającym wiarygodność ludzkiego poznania. Trzeba zauważyć, że konsekwentny sceptycyzm jest niemożliwy. Jeśli jego naturalnym i logicznym rozwinięciem jest agnostycyzm, czyli twierdzenie, że jakakolwiek wiedza jest niemożliwa, to postawa taka naraża się na wewnętrzną sprzeczność. Twierdzi się, że nic o świecie wiedzieć niepodobna. Ale w ten sposób coś już wiemy o nim: wiemy, że nic nie wiemy, i że to jest pewnik. Jest to pewność niepewności, ale ona już wystarcza, by postawę tę odrzucić, a do sceptycyzmu podchodzić ostrożnie. Owszem jest on bardzo potrzebny, lecz uczy przede wszystkim dystansu do wiedzy, obnażając jej słabości.

Z drugiej strony spójrzmy na metody, które umożliwiają nam zdobywanie wiedzy. Ogólne zasady zdobywania wiedzy są nieugruntowane. To znaczy, trudno wykazać ich powszechną ważność. Weźmy indukcjonizm, to znaczy dyrektywę, według której dane obserwacyjne zebrane na podstawie skończonej liczby przypadków rozciągać można na wszystkie egzemplarze danego gatunku czy rodzaju. Badamy skończoną liczbę egzemplarzy, a wyniki tych badań rozciągamy na wszystkie, nawet nam nie znane egzemplarze. Skąd pewność, że wszystkie pod danym względem będą miały te same cechy? Jest to tylko założenie, którego słuszność należałoby wykazać. Ale w ten sposób grozi nam regres w nieskończoność, bo by mieć absolutną pewność trzeba by zbadać wszystko.

A skąd pewność, że w ogóle ta dyrektywa ma sens? Jak ją uzasadnić? Można by się tu odwoływać do podobieństwa egzemplarzy danego gatunku, czy też użyteczności lub skuteczności samej tej zasady. Ale w ten sposób niczego nie załatwiamy, bo odwołujemy się do zasad, które same są nieugruntowane i do czasu ich uzasadnienia należałoby je traktować jako założenia. I znów pytanie ? jak dowieść słuszności tych założenia? Jednak jeśli da się to uczynić, to znów odwołamy się do kolejnych reguł, o których prawomocność znów możemy się pytać. I tak w nieskończoność.

Zauważmy przy tym, że brak tego ugruntowania wcale nie przeszkadza w powszechnym stosowaniu indukcjonizmu. Właśnie dzięki niekonsekwencji. Stąd moja skromna pochwała tej postawy. Z jednej strony nie sposób twierdzić, że wiedza jest niemożliwa. Z drugiej, nie sposób znaleźć absolutną podstawę dla tej wiedzy. Lecz to w ogóle nie przeszkadza w tym, by tę wiedzę budować, opierać się na niej, a nawet pokładać w niej nadzieję na lepsze jutro. Niech żyje niekonsekwencja!


Grzegorz Pacewicz

Fot. Môsieur J., Flickr (CC BY SA)