Rzucanie w palenie
Czy trucie samego siebie jest czymś złym?
W ubiegły czwartek przypadł Światowy Dzień Rzucania Palenia Tytoniu. Akcja bardzo chwalebna, bo wiadomo do czego palenie tytoniu (z reguły chodzi o palenie papierosów, ale nie tylko) prowadzi. Z niepaleniem mam jednak pewien problem, powiedzmy teoretyczny. Stąd kilka uwag na marginesie tej akcji.
Dlaczego rzucać palenie? Wiadomo – bo choroby, kłopoty z oddychaniem, trucie innych naokoło i tak dalej. Tkwi tu pewien haczyk – czy trucie samego siebie jest czymś złym? Zapewne większość z nas odpowie, że tak, to coś złego. Ale dlaczego tak jest? Bo sobie szkodzę? A czy jako istota wolna sam sobie w swojej wolności szkodzić nie mogę? Mogę oczywiście. Co więcej mogę nawet wykazywać, że palenie „coś” mi daje, i że w związku z tym „czymś” warto ponieść cenę, jaką są straty zdrowotne i zwiększone ryzyko zapadnięcia na ciężkie choroby. Moja wolność i mój wybór.
Czy w paleniu jest coś nieracjonalnego? Wszystko zależy od definicji racjonalności. Jeśli przez racjonalność rozumieć adekwatność środków do celów, to jeszcze jest bezpiecznie. Cele bowiem w takim podejściu nie poddają się racjonalnemu definiowaniu. Jeśli więc moim celem jest zdrowe życie to środkiem będzie niepalnie i unikanie palaczy. Ale jeśli celem tym jest na przykład doznawanie przyjemności, którą mogę znajdować w paleniu, to środkiem do tego celu będzie palenie – dobrych papierosów, albo mocnych, a jeszcze lepiej palenie fajki.
Jeśli jednak uznać, że uczucia, pragnienia i cele, jakie sobie stawia człowiek, poddają się racjonalności – mogą być lub nie być racjonalne – to w tym momencie robi się naprawdę niebezpiecznie. Pisał o tym swego czasu Isaiah Berlin w „Dwóch esejach o wolności„. W takim wypadku palacz może być traktowany jako osoba nieracjonalna, a może nawet niepoczytalna. Wobec tego, można mu narzucać wszelkiego rodzaju ograniczenia i przymuszenia, by przestał palić. Wszystko w imię rzekomej troski o jego zdrowie (i dobro, którego on teraz nie jest w stanie rozpoznać), ale w praktyce z pogwałceniem jego godności i wolności. W prostej linii takie rozumowanie prowadzić będzie do totalitaryzmu, który niebezpieczny jest nawet w sprawach tak godnych pochwały, jak tytułowa akcja. Efektem byłby pewnie całkowity zakaz produkcji, sprzedaży i palenia tytoniu, co pewnie skończyłoby się tak, jak czasy prohibicji w Stanach Zjednoczonych.
Dlatego sądzę, że słusznie wszelkie zakazy palenia idą po zupełnie innym sposobie myślenia. Według klasycznego rozumienia wolności granicą wolności jednego człowieka, jest wolność drugiego. Stąd sensowny jest zakaz palenia w miejscach publicznych, skoro paląc, nieświadomie też truję innych, czyli naruszam ich wolność. Dalej myślę, że rozsądne są wszelkie akcje uświadamiające skutki palenia – w końcu co to za wolność, kiedy nie wiadomo między czym, a czym wybierać. Wreszcie zakaz sprzedaży papierosów dla niedorosłych, ponieważ możliwości wyboru dzieci i młodzieży są ograniczone. Niestety póki co ten przepis jest martwy.
W tym sposobie myślenia nie znajduje jednak usprawiedliwienia wysoka cena produktów tytoniowych. Bierze się ona ze świadomej polityki państwa, które przez cenę między innymi chce ograniczyć ilość palaczy i zachęcić do niepalenia. W imię oczywiście wiedzy o tym, co jest dobre, a co złe dla obywatela. Ale nawet na ten rys totalitaryzmu w sumie jestem w stanie się zgodzić – w imię wspominanej ostatnio niekonsekwencji.
Grzegorz Pacewicz
Fot. Shockie, Flickr (CC BY SA)
Komentarze
Argument o wolności miałby sens w państwie 100% liberalnym. Tam każdy mógł by sobie szkodzić i ponosić tego konsekwencje.
W państwach socjalnych (jakie mamy w Europie) świadome szkodzenie jest równoznaczne z kradzieżą. Jeśli ktoś zachoruje ze względu na swój nałóg, to w ostateczności uszczupli wspólną kasę na bezpłatne leczenie.
Opodatkowanie papierosów należy więc traktować jako mandat za kradzież, bądź ewentualnie jako dobrowolna składkę ubezpieczeniową.
Wolność jako kradzież. Tego jeszcze nie było, he he he… Ciekawe skąd jest kasa na „bezpłatne leczenie”?
Dopóki to sam palacz (czy inny opoj) pokrywa koszty leczenia chorób ewidentnie związanych ze swym nałogiem, to niech sobie pali nawet przez sen. Ale jeśli mają na jego leczenie składać się wszyscy, to dziękuję. Rachunek za leczenie mógłby być wystawiany po każdym etapie leczenia – indywidualnie i zasadniczo nieodwołalnie. Brzmi radykalnie, ale to nie przypadek wypadku samochodowego, który może się każdemu zdarzyć, ale uporczywe robienie swemu ciału na złość (w imię czego, to niech każdy sobie dopowie).
Palacz sam opłaca swoje leczenie, bo płaci składki i podatki. W przypadku tzw. „darmowej służby zdrowia” trudno jednak oszacować ile płaci on, a ile dopłacają inni. Sądzę, że może tu być cała skala przypadków – od niemal pełnej dopłaty, do tego, że sam płaci i jeszcze zostaje. Poza tym – w przypadku wielu chorób wiadomo tylko, że palenie podnosi statystycznie ryzyko zapadnięcia na chorobę, ale czy w konkretnym przypadku palenie jest przyczyną bezpośrednią myślę, że może być trudne do udowodnienia.
A w imię czego palić? Oczywiście przyjemności!
Zwracam uwage ze sklonnosci do nalogow maja czesto podloze genetyczne i moga byc uwazane za choroby genetyczne. Podobnie zreszta moze byc z otyloscia. Nadmierna waga ciala jest teraz oceniana jako bardziej szkodliwa dla zdrowia niz palenie i picie alkoholu razem wziete.
Pewnie wsrod ludzi ktorzy niszcza swoja zdrowie nalogami sa rowniez tacy z zupelnie normalnym podlozem genetycznym, i ci powinni byc w stanie zmodyfikowac swoj styl zycia przy odpowiedniej zachecie (takiej jak perspektywa placenia za leczenie). Ale karanie ludzi z genetyczna sklonnoscia do nalogow byloby chyba niesprawiedliwe.
Rozwiazanie tego problemu moze przyniesc w przyszlosci diagnostyka genetyczna. Na jej podstawie, osoba z mutacja powiedzmy receptora dopaminy powinna oczekiwac leczenia konsekwencji nalogu za spoleczne pieniadze.
Innym rozwiazaniem jest pelne sprywatyzowanie ubezpieczen zdrowotnych. Wtedy nie ma problemu.
Dziwi mnie takie podejście do sprawy, jaką prezentują przedmówcy wyżej…
No skoro ja na przykład palę i spodziewana długość życia u mnie jest mniejsza niż u niepalących, to dlaczego ja do jasnej cholery mam składać się na Wasze emerytury, czy dokłądać się do emerytur tych, którzy jak na złość żyją po dziewięćdziesiąt lat i więcej??? Przecież ja ze swojej nie będę się cieszył tak długo jak Wy, a może nawet jej nie dożyję umierając w męczarniach.
Ja na przykład segreguję śmieci, a Wy? Nie wyrzucam śmieci na chodnik, w lesie w górach itp, a Wy? Kupuję płyty oryginalne, jeśli lubię daną muzykę. No i można tak dalej.
Odpowiedzialność zbiorowa i społeczeństwo obywatelskie. Wspólnota.
Pozdrawiam.
Z tą genetyką to bym uważał, bo fakt, że w nałogi wpadamy, jest warunkowany przecież przez właściwości naszego organizmu, a te wynikają z genetyki – więc wszyscy są genetycznie podatni na wpadnięcie w nałóg. A nawet jeśli te uwarunkowania są jakoś stopniowalne i niektórzy mają „gorzej”, to z tego wcale nie wynika, że powinienem się godzić na wąchanie czyjegoś kopcenia. Zaś jeśli wykroczenia warunkowane genetycznie mają być z punktu prawa oceniane inaczej niż „zwykłe”, to i powinny być przymusowo leczone – w przeciwnym razie stworzymy kastę uprzywilejowanych i nietykalnych.
Ewald: czyli rachunek się wyrównuje: Ty płacisz na emerytury niepalących, zaś oni na Twoje leczenie… 😉
Hoko: O tym właśnie mowa 😀
Przeraża mnie ilość kobiet, które palą w ciąży. Tu nie ma zastosowania, moim zdaniem, żaden argument o wolności. Bo czyja wolność ma być brana pod uwagę? Oczywiście argumenty na szkodliwość palenia w ciąży są „oczywiste”, ale jak widać choćby przed wejściem do pobliskiego szpitala (tak, tak!)- do wielu nie przemawiają. A koszty utrzymania tych zagrożonych przez kochające mamusie ciąż i leczenia dzieci od urodzenia podtrutych ponosimy wszyscy i nie wydaje mi się aby jakikolwiek akcyzy czy inne podatki papierosowe to pokryły. Ciekaw jestem czy istnieje jakaś w miarę obiektywna ekspertyza oceniająca koszty leczenia palaczy i biernych palaczy i procent tych kosztów pokryty przez dochody państwa z sprzedaży- mam subiektywne odczucie, że chyba niewielki. Zdowia zyczę 😉
Dobra, jako człowiek, który palił 12 lat, momentami ponad 20 fajek dziennie powiem, co mi się wydaje.
Co do racjonalności/nieracjonalności to rzeczywiście GP zdał słusznie sprawę. Niemniej ilość ludzi skądinąd uznanych za racjonalnych skłania mnie za wersją co najmniej ulgowego traktowania dla palaczy.
Secundo – Pobieranie akcyzy za papierosy jest co najmniej wątpliwe – a wg mnie to czysta hipokryzja. Z jednej strony Państwo marudzi jakie to szkodliwe, z drugiej czerpie dochód.
Co do zakazu palenia w miejscach publicznych, to i tak i nie. Wydaje mi się, że to właściciel np. knajpki powinien mieć prawo decydowania. Wtedy nie ogranicza niczyjej wolności, a ewentualny niepalący (lub palący który będzie się musiał powstrzymać) sam decyduje. Szkoły, urzędy, szpitalne powinny mieć obowiązkowo palarnie. Wyganianie dorosłych ludzi na ulicę jest poniżające i bardziej drażni niż odstręcza od palenia. O zakazie palenia na ulicy nie wspomnę. Nie wiem co prawda jak przekłada się na spodziewaną długość życia ilość „syfu” który wdycham mieszkając w Warszawie z powodu samochodowych spalin, ale nie sądzę, żeby dla niepalącego było to mniej groźne od wdychania tej ilości dymu tytoniowego , którą teoretycznie może wchłonąć na ulicy.
Co do tych, którzy narzekają na „konieczność” sponsorowania leczenia chorób palaczy, to mnie po prostu śmieszą. Idąc tym tropem rozumowania mi może przestać się podobać leczenie ofiar wypadków, bo to w większości zbyt szybko jadący kretyni. Póki służba zdrowia nie jest zupełnie prywatna tak musi być, że płacą wszyscy, za wszystkich.
Aha – nie palę od lipca i choć widzę kilka korzystnych zmian w swoim życiu (głównie biologii) to tęsknię za tą przyjemnością.
pragne zaznaczyc, ze statystycznie palacze zyja znacznie krocej, a gdy choruja to na raka pluc lub choroby wiencowe. W rezultacie wydaje sie na ich leczenie mniej pieniedzy niz na tych ktorzy dozywaja lat 80 i w gore cierpiac na inne dolegliwosco
Ja nie widzę powodu dla którego mielibyśmy marnować jakieś pomieszczenie w budynkach publicznych na palarnię. Na tej zasadzie to ja chciałbym pokój schadzek (dla niepalących oddzielny, żeby smród nie psuł romantycznej atmosfery)…
hlmi: To trochę inaczej. Ja rozumiem, że być może niektórzy pracownicy urzędów wymykają się do pobliskich parków czy toalety w celu schadzkowania w godzinach pracy, ale skala tego problemu jest chyba jednak mniejsza niż w sprawie palenia. Gdyby 40% społeczeństwa naszego kraju musiało co godzinę odbyć gody, to oczywiście – należałoby takie pokoje schadzek wprowadzić.
komerski,
brzmi bardzo lewicowo, masy potrzebują palarni;). Zresztą, co to znaczy muszą? Chyba, że uznamy palenie za chorobę, wtedy to byłby standard, jak podjazdy dla wózków. Ja w każdym razie nie widzę problemu o którym mówisz, bo nie patrzę na to ani statystycznie, więc mnie nie ujęło owo 40%, ani nie znajduję w sobie współczucia dla jednostki, która musi/chce zapalić. „Chcesz? Zapal. Ale w środku nie można. To wyjdź na zewnątrz.” Nawet zakazy palenia na przystankach by mi nie przeszkadzały. No i trudno powiedzieć ilu pracowników odczuwa potrzebę odbycia godów, a nie ma takiej możliwości, nie z powodu swoich ułomności fizycznych, a z powodu braku zaplecza…
Na marginesie, muszę powiedzieć, że determinacja palaczy zawsze mnie szokowała, mróz, -20, pada śnieg, przerwa w konferencji, a wszyscy palacze na zewnątrz. Wyszedłem raz dla towarzystwa, myślałem, że zamarznę. W sumie to pewnie bardziej szkodliwe niż samo palenie, przynajmniej w lokalnej skali czasowej, no chyba, że palacze się tak hartują, bo tylko ja wyglądałem na zmarzniętego ;).
Dodam jeszcze, że ku mojemu zaskoczeniu, znajomi Francuzi mówili, że zakaz palenia w knajpach, który tam wprowadzili (tylko chyba nie wszedł jeszcze w życie) jest popierany przez większość palaczy. A tu akurat ja mam mieszane uczucia, z tych samych powodów, co Ty. Ale to chyba taka francuska natura, oni zdają się lubić zakazy i nakazy, jeśli tylko podepnie się je pod kwestie praw obywatelskich 😉 …
Jestem przekonany, że pobieranie akcyzy od papierosów nie wyniki z troski państwa tylko ze zwyczajnych względów finansowych. Państwo zbiera dużą kasę z rzeczy od których ludzie są uzależnieni, jak alkohol, papierosy czy benzyna 🙂
Dobrze, że jeszcze nie z jedzenia.
hlmi, ja powiem tak – syty głodnego nie zrozumie. 🙂 Wnioskuję z twojego komentarza, że nie byłeś nigdy (na własne szczęście zresztą) w szponach żadnego nałogu, w szczególności nikotynowego. Dlatego nie wiesz co znaczy „muszą” i dlatego nie wiesz, co robią palacze na trzaskającym mrozie. Nie jestem w stanie ci tego inaczej wytłumaczyć.
Palenie jest legalne – palacze mają równe prawa z niepalącymi i dlatego obie strony powinny być tak samo traktowane. Ale że jest tak, że bardzo często interesy obu tych grup są sobie przeciwne, powinno się wypracować sposób godzenia potrzeb w jak najmniej uciążliwy dla zainteresowanych sposób. Takim sposobem jest palarnia.
komerski,
mam tendencję do obżarstwa ;), to a propos „syty – głodnego” i „w szponach nałogu” 😉 …
Palenie jest legalne (choć nie w każdym miejscu), podobnie seks, więc nadal się będę upierał, że palarnia, tak jak i pokój schadzek to komfort, który wcale nie musi być zapewniony w budynkach publicznych…
A palacze są traktowani tak samo jak niepalący, ani jedni ani drudzy nie mogą palić w budynkach publicznych ;). To jest właśnie to lewicowe podejście, o którym mówiłem wyżej, mam zachcianki i nie mogę ich realizować, to podniosę larum, ze mnie dyskryminują…
I to mi przypomina historię o moim śp. wujku – palaczu, który (przynajmniej tak opowiadał) w zatłoczonym pociągu , stojąc na korytarzu zobaczył, że w przedziale dla palących jednak z pasażerek nie pali. Zapytał więc grzecznie czy jest niepaląca, a gdy naiwnie potwierdziła, zażądał kategorycznie, by opuściła to miejsce, przeznaczone w założeniu dla osób w szponach nałogu, które przez nią właśnie nie mogą sobie pofolgować, bo na korytarzu i w innych przedziałach jest zakaz palenia. Dalszą część trasy siedział delektując się dymkiem, choć nie wiem co na to inni podróżni.
A co z kobietami ? Paląc zmniejszają swoją odporność immulogiczną , a kolei rodzą dzieci którym przekazują tylko szczątkową odporność ,w porównaniu do takiej jaką mogą dzieciom przekazać matki niepalące.
Czy liberalizm jest tylko krótko dystansowym myśleniem , czy też „rób co chcesz ale nie szkodź innym” ?
Po za tym największy problem jest taki że jest żenująca kultura palenia , palenie na przystankach, chuchanie w innych itp. Sami sobie zapracowaliście na to aby was tępić (w sensie zakazywać palenia w coraz większej ilości miejsc)
Pracuje w klinice onkologicznej, dopiero tam palacze pluja sobie w twarz, ze palili. Oczywiscie kazdy moze zachorowac na raka, ale rak pluc jest jednym z najbardziej zabojczych, dajacym spore przezuty. Po za tym jest mase innych chorob, COPD dopada kazdego palacza a potem tylko koszty leczenia…
Oczywiscie tutaj role gra statystyka, mozesz palic 25 lat i jedyne co sie pogorszy to perfuzja i wentylacja. Mozesz nie miec szczescia. Juz samo zycie z niepewnoscia czy oby nic tam w plucach nie ma jest udreka.