Hipoteza 1421

Gavin Menzies

Naukowe banialuki trzymają się nad podziw mocno.

Tupet i zdolności fabulacyjne pozwalają zdobyć nie tylko sławę, władzę i pieniądze. Na tupecie, ale oczywiście z udziałem prawdziwego talentu do oszukiwania, opierała się kariera powieściowego Nikodema Dyzmy. Takich postaci w rzeczywistej już, a nie literackiej wersji polityki jest dziś wiele.

Pojawiają się one w każdej dziedzinie, a więc również w nauce. Tworzą pseudonaukę, która w zależności od przebojowości autora, może zupełnie nieźle zakorzenić się i funkcjonować w świadomości społecznej. Sztandarowy jest przykład koreańskiego oszusta Woo Suk Hwanga. Jego oszustwo naukowe jednak szybko okazało się zbyt grubymi nićmi szyte. Autor był po prostu zbyt przebojowy.

W „Niedowiarach” pisałem też o mniej znanym oszustwie dokonanym przed rokiem przez Mike’a Robertsa w renomowanym „Science”. Przy okazji tego wpisu chciałbym poinformować PT Blogowiczów, że praca Robertsa została niedawno wycofana z „Science”, co potwierdza zarzuty, o których pisałem. Trafiła ona na właściwe miejsce, czyli na naukowy śmietnik. Ale nawet on nie jest miejscem całkowitej izolacji i zapomnienia. Przebywanie na śmietniku nauki nie przeszkodzi zapewne w cytowaniu tej publikacji przez niezbyt skrupulatnych naukowców, którzy nie zauważą nawet jej wycofania.

Mike Roberts od czasu swej życiowej publikacji w „Science” opublikował już 8 kolejnych prac. I to w całkiem dobrych czasopismach naukowych. Na stronie internetowej uśmiechnięty od ucha do ucha R.M. Roberts (jak się dowiadujemy laureat Carl G. Hartman Award z roku 2006, za osiągnięcia w dziedzinie biologii rozrodu, sic!) po prostu zaczyna listę swych publikacji od maja roku 2006 – wycofana niedawno z „Science” publikacja ukazała się w lutym 2006 r. To co było przedtem idzie w niepamięć. Razem z wycofaną publikacją oczywiście. Oto nowoczesny naukowy Dyzma!

Wniosek z tej afery taki, że publikując wyssane z palca wyniki naukowiec nie ryzykuje nawet własną karierą – ciągle publikuje (zresztą dlaczego nie miałby publikować?), zbiera laury. Zawsze może oświadczyć, że został oszukany przez nieuczciwych współpracowników (tak broni się Roberts).

Przykładów oszustw i konfabulacji, które zyskują poklask gawiedzi można znaleźć wiele również na pograniczu nauki i religii. Choćby dyskutowane po wielekroć (wpis 1, 2, 3, 4) w tym blogu kreacjonistyczne teorie Macieja Giertycha czy Adnana Oktara. Odegrały one swoją rolę, siejąc ziarno zwątpienia wśród laików, bo sam świat nauki potrafi, choć dość nieudolnie jak widać z przykładu Robertsa, bronić się przed brednią choćby wycofując publikacje z baz danych. Nikt nie policzył jednak, ile osób w Polsce uwierzyło w rewelacje Macieja Giertycha.

Najlepiej jednak utrwalają się banialuki w świecie pogranicza nauki i publicystyki. Tam nie działają bowiem prawie żadne mechanizmy ograniczające bajdurzenie. Działa natomiast prawo rynku mówiące, że najgorsza nawet brednia może dobrze się sprzedać. Świetnym przykładem znany zapewne wszystkim Erich von Daeniken i jego wszędobylskie ślady bytności zielonych ludzików na Ziemi. Sam będąc nastolatkiem pochłaniałem jego książki, tyle że niezupełnie bezkrytycznie.

Na nową gwiazdę, tym razem fantastyki historycznej, wyrasta obecnie niejaki Gavin Menzies (na zdjęciu). Ten były oficer marynarki wojennej Jej Królewskiej Mości Elżbiety II jest twórcą tzw. „hipotezy 1421”.

Gavin Menzies wykoncypował sobie, że przed Kolumbem (w r. 1492) do obu Ameryk (ale także do Antarktydy) dopłynęli Chińczycy. Osiągnięciem chińskich żeglarzy miało również być opłynięcie kuli ziemskiej na sto lat przed Magellanem. Książka Menziesa ukazała się w oryginale w r. 2002. Teraz właśnie wyszło jej francuskie tłumaczenie. Stąd właśnie mój „podziw” dla jego twórczości. Albowiem autor tej poczytnej pozycji, jak widać tłumaczonej obecnie na języki obce, nie tylko zdobył sławę i pieniądze, ale i zatrząsł historią – przynajmniej w głowach tych, którzy dają wiarę jego wywodom.

Sam fakt dotarcia Chińczyków do Ameryki przed Kolumbem nie byłby tak znów szokujący – mogli dotrzeć, ale skoro nie zrobili z tego pożytku, to co z tego? W końcu wiadomo, że dotarli tam jeszcze wcześniej europejscy Wikingowie. Jednak Gavin Menzies utrzymuje, iż Kolumb dobrze wiedział o chińskich podróżach i zdawał sobie sprawę z tego dokąd płynie, gdy wyruszał z Kadyksu na pokładzie Santa Marii. Jednym słowem „hipoteza 1421” zakłada, że Kolumb był oszustem. I chyba to właśnie znajduje się u źródła popularności jej samej i jej autora. Odkrycie Ameryki dla cywilizacji europejskiej nabiera bowiem charakteru oszustwa, staje się swego rodzaju grzechem pierworodnym. Zagłada Indian, imperializm USA i co się tam jeszcze komu zamarzy mają mieć u swych podstaw prawdziwy grzech pierworodny – grzech oszustwa. A takie teorie spiskowe sprzedają się, jak wiadomo, jak świeże bułeczki.

Niedawno w „Polityce” czytałem artykuł Sławomira Leśniewskiego „Ameryka na nowo odkryta”, o tym jak to Amerigo Vespucci przywłaszczył sobie, również za sprawą tupetu, „prawa” odkrywcy obu Ameryk (skąd nazwa kontynentów). Okazuje się, że Vespucci wykiwał nie tylko Kolumba, ale i Chińczyków.

Gavin Menzies, podobnie zresztą jak Daeniken, przedstawia w swej książce wiele „niezbitych” dowodów na słuszność swej teorii – chińskich map i rysunków. Właściwie nie wiadomo dlaczego oficjalni historycy nie wierzą w jego dowody, bo na chińskich mapach widać obie Ameryki w zupełnie dobrze oddanych zarysach, jak i Antarktydę i Australię. Nie jestem historykiem, więc nie mogę udzielić zadowalającej odpowiedzi.

Menzies jest wielbicielem Chin. Zapewne z tego właśnie powodu tak bardzo zależy mu na chińskim pierwszeństwie w odkryciu krągłości Ziemi. Twierdzi nawet, że urodził się w Państwie Środka, co nie jest prawdą. Ale jeśli ma się do udowodnienia tak ważne sprawy, to czy warto tracić czas na detale? Alleluja i do przodu! Ciekawe kiedy ukaże się polskie tłumaczenie dzieła Gavina Menziesa. Nie ulega wątpliwości, że czytelników nie zabraknie.

Jacek Kubiak