Sztuczna ętelygęcja

space_1.jpgChciałbym zagaić o sztucznej inteligencji, czyli nieco pomyśleć na temat myślenia. Z obserwacji bieżącego życia politycznego wynika niezbicie, że myślenie z dala od mózgu jest możliwe, a wręcz cieszy się sporą popularnością. Odrzućmy jednak kąśliwości i spójrzmy jak sprawy się mają okiem środowicha filmowego z Hollywood. Nie wiedzieć czemu, wśród tamtejszych scenarzystów panuje pełna zgodność w kwestii sztucznej inteligencji i jej ewentualnych źródeł. Jednym z filmowych pierwowzorów kalkowanych później niemiłosiernie jest film Stanleya Kubricka „Odyseja Kosmiczna 2001”. Dzieło to powinno przejść do historii już choćby za scenę pokazującą jak myślenie wykształciło się po raz pierwszy u czcigodnych małpoludów. Niestety jednak inspiracją dla kolejnych pokoleń scenarzystów piszących choćby „Terminatora”, czy „Matrix” stała się druga część „Odysei”, w której to potężny komputer Hal zostaje spontanicznie natchniony inteligencją. Otóż komputer ten obdarzony przez inżynierów niezwykłą mocą obliczeniową i wyposażony w niezwykłe umiejętności analityczne w pewnym momencie w niekontrolowany sposób nabiera samoświadomości. Zaczyna czuć, bać się, samodzielnie rozmyślać, upodabniając się pod tym względem w zupełności do człowieka. Nikt go do tego nie przygotował, stało się samo, nawet wbrew intencjom twórców. Jeśli o mnie chodzi, to prędzej już spodziewałbym się erekcji intelektualnej któregoś z naszych wicepremierów, niż uwierzył w realność bajkowego scenariusza „Odysei”.

Za jakiś czas rozwój techniczny pójdzie zapewne naprzód w takim stopniu, że zbudujemy skomplikowany automat tak dalece imitujący zachowanie ludzi, że będzie ono zewnętrznie nieodróżnialne od pierwowzoru. Uda się zapewne również stworzyć istotę, która będzie zdolna do rzeczywistej (a nie tylko imitowanej) samoświadomości na podobieństwo ludzkiej, czy zwierzęcej. Jednakże procesy te nie pojawią się same z siebie. Samoświadomość i zdolność odczuwania trzeba będzie mozolnie skonstruować, gdyż są to mechanizmy niezależne od umiejętności rozwiązywania zagadnień logicznych, czy „mocy obliczeniowej” białkowego komputera, który trzymamy z tyłu naszego nosa. Uzasadnieniem tej tezy mogą być wyniki badań osób z uszkodzonymi mechanicznie (na przykład wskutek wypadków) różnymi ośrodkami mózgu.

Neurolog Oliver Sacks w książce „Mężczyzna, który pomylił swoją żonę z kapeluszem” (oraz w wielu innych) opisuje badania takich właśnie pacjentów: inteligentny profesor obdarzony świetnym wzrokiem, który wskutek nowotworu mózgu nie potrafi rozpoznać niczyjej twarzy; zdrowy w zasadzie mężczyzna, który wskutek uczulenia ni stąd ni zowąd dochodzi do przeświadczenia, że jedna z jego nóg wcale nie należy do niego i chce ją sobie odciąć; jegomość, którego pamięć urywa po kilkudziesięciu sekundach, za wyjątkiem okresu młodości zapamiętanego w najdrobniejszych szczegółach; kobieta, która z zamkniętymi oczami nie potrafi stwierdzić, gdzie znajduje się jej ręka. W książce przedstawiona jest menażeria niezwykłych pacjentów, z których każdy naznaczony jest jakimś defektem świadomości. Fascynujące! Po lekturze nie można opędzić się od przekonania, że nasza świadomość to nie prosta i jednolita jakość. To raczej plątanina niezliczonych drobnych mechanizmów, o których nawet byśmy nie wiedzieli, że istnieją, dopóki ktoś by ich nie stracił boleśnie przekonując się o ich niezbędności. To co odczuwamy, to nie łatwa do wyekstrahowania i nieunikniona konsekwencja naszych zdolności analitycznych, ale potężna gmatwanina drobnych, lecz precyzyjnie skoordynowanych procesów specjalnie do tego celu przygotowanych. Co więcej – wystarczy przerwać jakąś drobną niteczkę wzajemnych powiązań, by cały mechanizm legł w gruzach i w miejsce zdrowego człowieka pojawiła się istota całkiem (bądź częściowo) niezdolna to skoordynowanego percepowania.

Filmowa teza, jakoby świadomość mogła pojawić się samoistnie w dowolnym, wystarczająco skomplikowanym układzie przypomina obawę, że zgromadzenie na placu budowy wystarczającej ilości materiałów budowlanych, dźwigów, koparek oraz innych cudów techniki grozi pojawieniem się w tym miejscu Pałacu Kultury i Nauki. Co prawda dowolnie idiotyczna teza znajdzie jakieś grono wyznawców – słyszałem na przykład o nurcie filozoficznym, według którego każde urządzenie mechaniczne, np. suszarka do włosów, posiada pewną szczątkową samoświadomość. I co zrobić z takimi? W naszym kraju prawidłowa odpowiedź została już wynaleziona. Do rządu ich, do rządu!

Andrzej Dragan

(Zdjęcie: MGM)