Uwikłani w założenia

Socrates.jpgOstatnio czytałem w jakimś popularnym czasopiśmie o intuicji. Pojawił się tam pogląd, że intuicja przekracza nasz rozum i ma z nim niewiele wspólnego. Podobnie, czytając wpis Jacka Kubiaka (Bałamucenie Bogiem) powróciła myśl, która od czasów szkoły średniej nie daje mi spokoju: czym u licha jest ten mityczny rozum? Co to jest racjonalność?

Chciałbym tutaj podzielić się tylko jedną refleksją. Sądzę, że racjonalność jest związana z rozmawianiem o tym, czego doświadczyliśmy. W tym sensie trzeba przyznać, że doświadczenie jest tutaj czymś pierwszym i niekwestionowanym, a problem z racjonalnością zaczyna się, gdy o tym zaczynamy mówić. Nie ma więc czegoś takiego jak „nieracjonalne” doświadczenie. Ponieważ doświadczenie – szeroko rozumiane – wyprzedza mówienie o nim. By o czymś mówić, trzeba tego najpierw jakoś doświadczyć. Dopiero namysł, i to namysł krytyczny, nad doświadczeniem jest znamieniem racjonalności.

W sporze teistów z ateistami nie ma sensu mówić, że jedna strona jest racjonalna, a druga nie. Obie są racjonalne w tych granicach, że uznają doświadczenie za fundamentalny punkt odniesienia – teiści doświadczenie o charakterze religijnym, ateiści brak takiego doświadczenia. Chodzi mi o to, że w przypadku osób wierzących treści prawd religijnych znajdują potwierdzenie w ich doświadczeniu osobistym. Fakty z ich życia wskazują, że jest tak, jak te zasady ich o tym pouczają. Podobnie jest z ateistami – właśnie dlatego, że takiego potwierdzenia nie mają w swoim życiu (doświadczeniu) odrzucają oni te prawdy, które wyznają osoby wierzące.

Podobnie rzecz się ma z intuicją. W przypadku intuicji panuje takie zamieszanie pojęciowe, że na dobrą sprawę nie wiadomo, czy chodzi o jakieś „jasnowidzenie”, nieuzasadnione przeczucie, widzenie wprost rzeczy, takich jakimi są, doświadczenie pozazmysłowe itp. Jakiekolwiek by określenie nie przyjąć, zauważmy, że w każdym wypadku chodzi o to, że czegoś wpierw jakoś doświadczamy. Do końca nie wiemy, czego doświadczamy i jak doświadczamy. Faktem jest jednak to, że czegoś doznajemy, coś „widzimy”, „przeczuwamy”, czy „odczuwamy”. W dalszej części próbujemy to „coś” właśnie nazwać, określić, odnieść do naszego wcześniejszego doświadczenia i wiedzy – także wiedzy innych ludzi czy wiedzy naukowej. Prawidłowość jest jednak podobna – od doświadczenia przechodzimy do mówienia i krytycznego odniesienia się do tego, czego doświadczamy.

Zakłada się, że we wszelkich wypowiedziach logika jest nieprzekraczalna. To znaczy, możemy przekraczać w swoich wypowiedziach prawa, o których poucza nas logika, ale wtedy nasze wypowiedzi traktuje się jako nonsensowne, czyli bełkot. Zauważam generalnie, że tę nieprzekraczalność logiki traktuje się jako oczywistą. Prawa logiki – a przynajmniej podstawowe: prawo tożsamości, niesprzeczności i wyłączonego środka – traktuje się jako mówiące same przez się, których myślący człowiek nie może nie przyjąć. Na przykład mówienie o Sokratesie, że jest człowiekiem i jednocześnie nie jest człowiekiem narusza prawo niesprzeczności i jest absurdem.

Sądzę, że na tych dwóch uwagach – o pierwszeństwie doświadczenia i o nieprzekraczalności logiki w dyskusji racjonalniej – na razie możemy poprzestać. Nie wyczerpują one problemu samej racjonalności. By jednak nie było tak łatwo, na zakończenie zauważmy niepokojący fakt, który może zasiać niepewność do tego, co napisałem. Otóż wszelkie doświadczenie jest warunkowane przez jakieś uprzednie założenia. Nie ma czegoś takiego, jak czyste, pozbawione jakichkolwiek założeń doświadczenie. Nasze badania są już uprzednio uwikłane w założenia, które świadomie lub nieświadomie przyjmujemy. A przyjmujemy je również dzięki mowie – to ona udostępnia nam świat. To, co postrzegam, zależy do pewnego stopnia od słów, w których później o tym mówię. Wszelkie doświadczenie jest już uwikłane w interpretację. Udostępniając świat, język również skrywa jego niektóre aspekty. Wrócę do tego w kolejnych wpisach.

Grzegorz Pacewicz