Tryumf pseudonauki

0lech450.jpg

Gdy rozum śpi, budzą się upiory. Tak można by skwitować rozkwit pseudonauki w Polsce. I nie chodzi o leczenie torfem, a o naukowe ponoć badania życiorysu Lecha Wałęsy.

„Newsweek” podał właśnie informacje o szykowanym do druku książkowym wydaniu magisterium niejakiego Pawła Zyzaka. Praca magisterska, której promotorem jest historyk z Uniwersytetu Jagiellońskiego, profesor Andrzej Nowak, równocześnie redaktor naczelny konserwatywnego miesięcznika „Arcana”, poświęcona jest „badaniom” młodzieńczych lat Lecha Wałęsy.

Nie każda praca magisterska ukazuje się drukiem. I całe szczęście. Czy praca przyszłego magistra Zyzaka jest tak ambitna, że na publikację zasłużyła? Z doniesień prasowych wynika, że wybitność historycznej analizy życiorysu historycznego przywódcy Solidarności polega na dotarciu do informacji jakoby miał on w młodości nieślubne dziecko. Pan Zyzak dotarł do mieszkańców Popowa, którzy opowiedzieli mu o tym co wiedzą i myślą o Wałęsie.

Ale magistrant wykazał się również wielkimi zdolnościami analitycznymi i doszukał się nie tylko zatajeń, ale i kłamstw w autobiografii Wałęsy. Odkryciem pana Zyzaka, za które może w przyszłości zapewne dostać nawet nagrodę Nobla, jest fakt, że „w Dobrzyniu nad Wisłą nigdy nie było i nie ma torów kolejowych”. I z tego właśnie powodu, magisterium pana Zyzaka jest wybitne.

Lech Wałęsa stał się ostatnio obiektem badań bardziej popularnym niż laboratoryjna mysz. Tyle, że po życiorysie Wałęsy może hulać każdy pseudonaukowiec, podczas, gdy do sekcji myszy trzeba przynajmniej mieć zgodę komisji etycznej.

Słynna, choć ciągle niewydana, książka historyków IPN o Wałęsie ma pewne znamiona naukowości – choćby fakt, że opiera się na źródłach ubeckich. Magisterium pana Zyzaka wygląda na plotkarską publicystykę z jakiegoś tabloidu. I nie chodzi nawet o to, że opiera się na plotkach, to w końcu też źródło, ale, że opisuje jako główną informację właśnie same plotki.

Jaką wagę historyczną ma fakt czy Wałęsa miał czy nie miał nieślubnego dziecka? Jaką wagę historyczną ma to, czy jeździł do Gdańska pociągiem czy PKS-em? Chodzi wyłącznie o obrzydzenie jego postaci, o wciągnięcie Wałęsy po uszy do polskiego piekiełka. Ile w tym historii, a ile politycznego wyrachowania? Był udokumentowany przez posła Kurskiego dziadek z Wehrmachtu Donalda Tuska, a teraz mamy jeszcze mocniej, bo „naukowo” udokumentowanego nieślubnego syna Wałęsy.

Po zapowiedzi wydania książki o Wałęsie przez IPN dyskutowaliśmy niedawno na blogu nt. wolności badań naukowych. Pretekstem do dyskusji był list broniących dobrego imienia Wałęsy, który został odczytany jako chęć ograniczenia wolności badań. Zapowiedź wydania książki na podstawia magisterium pana Zyzaka chyba powinna otworzyć oczy najbardziej zagorzałym zwolennikom publikowania byle czego pod nazwą „dzieła naukowego”.

Oczywiście określenie co jest nauką, a co nią już nie jest jest bardzo trudne, gdyż kryteriów naukowości jest bardzo wiele i są one dość płynne. Zakaz prowadzenia pewnych badań jest oczywiście sprzeczny z wolnością nauki. Publikowanie plotki jako dzieła naukowego nie pozostawia jednak żadnych wątpliwości, że jest to nadużycie właśnie wolności prowadzenia naukowych badań.

Naukę wykorzystuje się do celów politycznych od dawien dawna. Wyspecjalizowały się w tym totalitarne dyktatury. Tak hitlerowska, jak i stalinowska nauka oparta była na kłamstwie nakazanym i kontrolowanym przez partyjno – państwową machinę. Były więc de facto pseudonauką i nikt zdrowo myślący nie może mieć co do tego wątpliwości.

Również demokracja nie jest wolna od pseudonauki, choć z zupełnie innych powodów. W demokracji, można pisać co się na język nawinie i nazywać to nauką właśnie dlatego, że jest wolność poglądów i myślenia. We Francji regularnie ukazują się „dzieła” rewizjonistyczne, w których wylicza się np. że zlikwidowanie takiej, a takiej liczby Żydów w komorach gazowych obozu Auschwitz – Birkenau było niemożliwe. Przed kilkoma laty media dyskutowały nt. zasadności obrony doktoratu pewnej pani z zakresu… astrologii.

Wyliczenia historyków francuskich dotyczące przerobu obozów koncentracyjnych nie mogą być traktowane jako dzieła naukowe, gdyż są zakazane sądownie. Astrolodzy natomiast mogą publikować jako naukowe opisy wpływu konstelacji ciał niebieskich na ludzkie losy i nikt im tego nie zakazuje. Ciekawe tylko, kto to czyta i jakie z tej lektury wysnuwa wnioski.

Podobnie z pseudonaukową historią w Polsce nt. szczegółów z życia człowieka, który obalił komunizm. Każdy będzie mógł przeczytać magisterium pana Zyzaka i wyciągać z niego takie wnioski jaki mu się spodobają. Tylko co to ma wspólnego z nauką?

Jacek Kubiak

Fot. Donat Brykczyński/ZW/REPORTER