W kieracie szczęścia
Szczęście nie zależy od wysokości zarobków – donoszą psychologowie.
Wyobraźmy sobie, że istnieje planeta X w równoległym Układzie Słonecznym, na której bezwzględny poziom szczęścia jej mieszkańców skojarzony jest z ich zarobkami. Mieszkańcy tej planety, nazwijmy ich X-manami, bardzo angażują się w pracę zawodową, ponieważ po osiągnięciu upragnionego pułapu zarobków 50 tysięcy X-ów miesięcznie automatycznie doświadczają stałego i maksymalnego poziomu szczęścia. Pomijając fakt jak nudne (przypuszczalnie) byłoby codziennie przeżywać pełnię szczęścia, mechanizm zachowania X-manów nie był zapewne trudny do wyobrażenia, bo właśnie w taki sposób myślimy o relacji szczęścia i zarobków na Ziemi. Tymczasem z badań psychologów płynie wniosek, że osoby zarabiające średnią krajową są tak samo szczęśliwe co osoby, które średnią krajową zarabiają w jeden dzień.
Wnioski z badań psychologów nad poczuciem szczęścia są bardzo spójne: szczęśliwi ludzie lepiej radzą sobie w życiu. Poczucie szczęścia sprzyja między innymi wydajniejszej pracy, lepszemu zdrowiu, nawiązywaniu lepszych relacji z ludźmi czy większej szansie na otrzymanie podwyżki. Nic więc dziwnego, że chcemy być szczęśliwi i życzymy tego najbliższym przy każdej możliwej okazji. Problem w tym, że najczęściej wyobrażamy sobie, że osiągniemy szczęścia dopiero wówczas, gdy otrzymamy podwyżkę i kupimy sobie wymarzony samochód.
W 1987 roku redaktorzy gazety „Chicago Tribune” przeprowadzili ankietę wśród zarabiających poniżej 30 tysięcy dolarów rocznie. Jak się okazało pensja rzędu 50 tysięcy spełniłaby ich marzenia. Natomiast ci, którzy zarabiali 100 tysięcy rocznie, do pełnej satysfakcji potrzebowali już 250 tysięcy. Psychologowie Edward Diener, Jeff Horwitz i Robert Emmons w 1985 roku przebadali 49 spośród 100 najbogatszych ludzi Ameryki według miesięcznika „Forbes”. Średnio ich poczucie szczęścia było tylko nieznacznie wyższe od osób o przeciętnych zarobkach. Jeden z tych niewyobrażalnie bogatych ludzi deklarował, że „nie pamięta kiedy w ogóle był szczęśliwy”.
Ekonomia szczęścia
Powszechne współwystępowanie bogactwa i poczucia szczęścia tłumaczy się tym, że więcej pieniędzy oznacza większe możliwości kupna rzeczy sprawiających przyjemność. Jednak taki związek można tłumaczyć odwrotnie. Im bardziej jesteśmy zadowoleni, tym więcej zarabiamy. Osoba w dobrym nastroju interpretuje otoczenie jako przychylne sobie. Wolni od trosk i zagrożeń szczęśliwi ludzie szukają nowych celów. Pozytywne emocje skłaniają nas do poszukiwania coraz to nowych wyzwań.
Wieloletnie badania prowadzone przez Dienera i Seligmana wskazują, że ludzie szczęśliwi mają wyższe dochody niż ludzie nieszczęśliwi. Wyższy poziom zadowolenia w pierwszym roku pracy na uczelni był pozytywnie skorelowany z wyższym wynagrodzeniem 19 lat później, kiedy respondenci mieli po 37 lat. Efekt ten był największy dla osób pochodzących z rodzin zamożnych. Naukowcy tłumaczą wyniki tym, iż dzieci osób zamożnych mają największe pole wyboru i ich produktywność w największym stopniu zależy od ich pozytywnego nastawienia.
Każdy zdrowy na umyśle człowiek na pytanie „Czy byłbyś szczęśliwy, gdybyś wygrał 15 milionów złotych?” bez wahania odpowie twierdząco. Nasze płaty czołowe silnie pracują syntetyzując przyjemne uczucia, jakie mogą nam towarzyszyć w takiej chwili. Niestety, jest to najmłodszy ewolucyjnie obszar mózgu (nasi przodkowie nie potrafili wyobrażać sobie swoich emocji w przyszłości) i takie przewidywania są często mocno przesadzone. Najczęstszy błąd w wyobrażaniu sobie przyszłych doznań dotyczy długości oraz intensywności ich przeżywania.
Wizualizując otrzymanie dużej nagrody finansowej dochodzimy do wniosku, że takie wydarzenie istotnie zmieniłby nasze życie na lepsze i bylibyśmy szczęśliwi aż do jego końca. Oczyma wyobraźni widzimy, jak odbieramy walizkę pełną gotówki i jesteśmy pewni, że w rok po wygranej, będziemy szczęśliwsi niż przed losowaniem. Nic bardziej mylnego – w latach 70. Philip Brickman wraz z zespołem z Northwestern University rozesłał kwestionariusze do osób, które 12 miesięcy wcześniej wygrały spore sumy w loteriach losowych (od 50 tysięcy do miliona dolarów) oraz, dla porównania, do osób, które rok wcześniej uległy wypadkom, w wyniku których zostały sparaliżowane. Kwestionariusze dotyczyły poziomu szczęścia przed, w chwilę po, oraz w rok po tych wydarzeniach. Wyniki doprowadziły do sformułowania tezy „kieratu szczęścia” – niezależnie od zdarzeń losowych i podejmowanych wysiłków, nasze szczęście pozostaje na tym samym poziomie. Ludzie przystosowują się zarówno do najbardziej ekscytujących, jak i najbardziej traumatycznych wydarzeń. W dwanaście miesięcy po wypłacie wygranej lub po wypadku, który przykuwa na resztę życia do wózka, poziom szczęścia członków obu grup powrócił do poziomu sprzed tych wydarzeń.
Czy mogę być bardziej szczęśliwy?
Jeśli szczęście jest cechą stosunkowo stałą i niezależną od dobrych lub złych wydarzeń, które nam się przytrafiają, to znaczy, że większość z nas będzie przez całe swoje przyszłe życie tak samo szczęśliwa jak jest teraz. Psycholodzy dowodzą, że wyjściowy poziom poczucia szczęścia ma przynajmniej częściowo korzenie genetyczne (aż do 50 procent dziedziczności). Bliźnięta jednojajowe są zazwyczaj tak samo marudne lub pogodne. Niezależnie od stawianych wyzwań, poziom odczuwanego szczęścia jest raczej stabilny w czasie całego życia.
Pomimo genetycznego uwarunkowania „marudności” lub „pogodności” możemy oczywiście próbować wpływać na poziom zadowolenia ze swojego życia. Psycholodzy powoli odkrywają, jakie działania trwale zwiększają wyjściowy poziom szczęścia. Ustaliliśmy już, że przeceniany wpływ na nasze zadowolenie z życia mają pieniądze, a skuteczną metodą wydają się wszystkie aktywności związane z poczuciem przynależności do wspólnoty: małżeństwo, budowanie sieci przyjaciół i znajomych czy wolontariat.
Okazuje się, że najszczęśliwsi ludzie mają wielu dobrych przyjaciół. Diener wraz z Seligmanem porównali 10 procent najbardziej szczęśliwych studentów z tymi przeciętnie i najmniej szczęśliwymi. Jak się okazało „szczęśliwcy” mają lepiej rozwinięte umiejętności społeczne, wchodzą w silniejsze związki romantyczne i przyjacielskie niż studenci mniej zadowoleni ze swojego życia. Z badań Jamesa Pennebakera z Texas State University wynika, że posiadanie zaufanej osoby, której możemy się zwierzyć w dowolnej chwili silnie warunkuje zdrowie fizyczne i psychiczne. W jednym z eksperymentów studenci proszeni byli o przypomnienie sobie ważnego wydarzenia, o którym jeszcze nigdy nikomu nie powiedzieli. Z pośród 373 uczestników, 43 procent przypominało sobie takie zdarzenie, zaś 57 procent nie posiadało takiego sekretu. Zgodnie z przewidywaniami naukowców badani, którzy zachowali swoje emocje tylko dla siebie zgłaszali dużo więcej problemów zdrowotnych w porównaniu z osobami, które nie podzieliły się swoimi emocjami z innymi.
Grubszy portfel nie zwiększy zatem na długo naszego szczęścia. Największy wpływ na nasze samopoczucie ma wspólnota – liczba życzliwych nam przyjaciół, z którymi lubimy spędzać czas to zasoby, którymi opłaca się zarządzać bardziej niż stanem konta.
Fot. Michał Parzuchowski
Komentarze
A co to takiego to „szczęście”? 🙂 W dzisiejszych czasach termin ten chyba stał się cokolwiek sloganowy. Chociaż kto tam wie, jak było dawniej. Myslę, że mówiąc o szczęściu, trzeba też zahaczyć o „przyzwyczajenie”. Bo ono jest tym czynnikiem, który wszystko sprowadza do parteru, pozwala żyć w najgorszych nawet warunkach, a jednocześnie zabiera długoterminową satysfakcję z każdego luksusu i każdej euforii. I chyba bardziej obiektywnym terminem niż „szczęście” byłby „optymizm”. „Szczęście to los na dzień jeden” – pisze Eurypides, a Rudzki definiuje optymistę jako człowieka, który nie przejmuje się tym, co przytrafia się innym… 🙂
Wg ogólnoświatowych badań istnieje dodatnia korelacja pomiędzy zarobkami a poczuciem szczęścia (czyli im wyższe zarobki, tym szczęśliwszy człowiek) do pewnej granicy finansowej. W przypadku Polski ta granica to bodajże 2,4 tys. zł miesięcznie (nie daję głowy za tę kwotę, nie mam źródła pod ręką). Powyżej tej kwoty – szczęście jest niezależne od wysokości zarobków. Jest to interpretowane tak: dopóki nie mamy zaspokojonych podstawowych potrzeb bytowych, przyrost dochodów daje nam szczęście, gdyż pozwala te podstawowe potrzeby (jedzenie, bezpieczeństwo itp) zaspokoić. Powyżej tej niezbędnej kwoty o wzroście poczucia szczęścia decydują inne czynniki, pozafinansowe.
Bogactwo szczescia nie daje. Ale pozwala znacznie wygodniej byc nieszczesliwym.
Ja się zawsze zastanawiałem, czy „szczęście” i „poziom zadowolenia”, czy „pomyślność” to jedno i to samo. Kwestia oczywiście definicyjna, ale moja intuicja mi podpowiada, że „szczęście” ma dwa znaczenia: pierwsze to coś jak „chwilowa nirwana” – słuchamy sobie tego Trzeciego Brandenburskiego i nagle wiemy, że to właśnie Ta chwila. Drugim znaczeniem by było właśnie coś bliskiego „utrzymującego się przez określony czas wysokiego poczucia zadowolenia przy jednoczesnym braku niedostatku materialnego.” I wtedy okazuje się, że nie do każdego szczęścia potrzeba nam pieniędzy.
Warto pamiętać, że na nastrój kolosalny wpływ ma również dieta, może podstawowy?
Hmm…Ta potrzeba braku niedostatku materialnego to chyba znak naszych czasów.
Jeśli jedynym sposobem na badanie szczęścia jest zadawanie pytania: Czy jesteś szczęśliwy?, to jest to dla mnie mocno wątpliwe badanie. W zasadzie większość z Was już wspomniała, że jest to rzecz bardzo trudna do zdefiniowania i każdy ma w tej kwestii swoje własne przemyślenia. Ja bym określił szczęście (to długotrwałe) jako poczucie bezpieczeństwa wraz z poczuciem że jest się kimś znaczącym dla innych. I co? 🙂
Cóż warte jest stwierdzenie, że szczęście nie zależy od pieniędzy? Może jest ktoś kto definiuje szczęście jako pełne konto w banku i on rzeczywiście czuje się szczęśliwy gdy to pełne konto posiada.
Żaden osiągany próg finansowy nie gwarantuje szczęścia! Gdyż „apetyt rośnie w miarę jedzenia!” Znam osoby które zarabiają dużo, ale ciągle (wedle potrzeb urojonych) – zbyt mało. Spełnienie swych projektów ciągle odkładają na później, aż zawał daje temu kres. Moja sprawdzona definicja szczęścia: przeżywanie codzienności bez większych problemów zdrowotnych i finansowych, w otoczeniu bliskich! Od lat jestem szczęśliwy!
Hoko & komerski & dru`: Co to znaczy ?być szczęśliwym?? Na tak postawione pytanie każdy może podać własną definicję szczęścia i kilka sposobów na jego osiągnięcie, ale pewnie nikt nie będzie bardziej dosłowny od profesjonalnych badaczy szczęścia. Psycholodzy najczęściej sprowadzają szczęście do deklarowanej większej częstości (raczej niż intensywności) doświadczania uczuć pozytywnych (takich jak radość czy duma) nad uczuciami negatywnymi (takimi jak smutek czy lęk).
dru`: Promowana współcześnie w mediach definicja szczęścia to stan, w którym zaspokoiliśmy wszystkie zachcianki, potrzeby i najskrytsze marzenia. Co robi szczęśliwy człowiek według specjalistów od reklamy? W przypływie szczęścia generuje kolejne potrzeby i zachcianki. Gdyby rację mieli od marketingu szczęśliwców powinniśmy spotkać w alejkach supermarketu, np podczas zakupu telewizorów wielkości drzwi.
Patrząc tylko jednym okiem na dowolny blok reklamowy można dojść do wniosku, że prawdziwe szczęście osiągnie się wyłącznie gdy kupimy wyjątkowy samochód, właściwy proszek lub specjalny fason spodni. Jednak jak dowodzi profesor Barry Schwarz z Swarthmore College w bestsellerze ?Paradoks wyboru? podczas zakupów bardzo rzadko doświadczamy pozytywnych emocji, raczej towarzyszy nam męka podjęcia sensownego wyboru spośród wachlarza możliwości (?Ten model TV ma możliwość zatrzymania programu, zaś ten daje możliwość policzenia pieprzyków na policzku prezenterki?). Zanim zdążysz zapytać się ponownie ?Czy ja na pewno potrzebuję nowego telewizora?? otrzymasz kolejne wzmocnienie ? ?więcej produktów Supermarki uczyni Cię szczęśliwym?. Propaganda konsumpcjonizmu stoi jednak w sprzeczności z ustaleniami psychologów. – Ludzie, którzy deklarują, że ważnymi celami w ich życiu są pieniądze, są mniej zadowoleni z życia i rzadziej doświadczają przyjemnych emocji a częściej przygnębienia i lęku ? twierdzi autor książki ?Wysoka cena materializmu?, doktor Tim Kasser z Knox College w Illinois.
rozaamarela: w pelni sie zgadzam, pieniadze zdaja sie nie zwiekszac szczescia dopiero po zabezpieczeniu poziomu potrzeb podstawowych – ukonkretniajac artykul traktuje nie tyle o zarobkach tylko o wydawaniu oszczednosci z zarobionych pieniedzy (po odliczeniu potrzeb bytowych).
Jean: Czy Warren Buffett, drugi na liście najbogatszych osób na ziemi według miesięcznika Forbes, może zazdrościć Billowi Gatesowi pozycji lidera? Prawdopodobnie tak. Nagrody materialne nie przynoszą pokładanych w nich nadziei. Jeśli Kowalski z całej siły pragnie osiągnięcia miesięcznych zarobków na poziomie 5000 złotych, po ich uzyskaniu szybko zorientuje się, że potrzebuje kolejnej podwyżki. To co wczoraj było marzeniem, dziś jest tylko zadowalające, a za chwilę stanie się niewystarczające. Psychologowie nazywają to poczuciem ?względnej deprywacji?. Ponieważ zasoby są rozdane nierówno, ludzie oceniają swój majątek nie na podstawie tego czego potrzebują, żeby żyć komfortowo, ale w porównaniu do tych, którzy mają go więcej. Co oznacza, że obiektywnie bogaci ludzie potrafią czuć się gorzej od tych jeszcze bogatszych. W jednym z sondaży Instytutu Gallupa z 1990 roku, obiektywnie zamożni ludzie jako cel na kolejne lata stawiali sobie zdanie: ?zostać bogatym?.
Dziekuje za komentarze i pozdrawiam
Pojawienie się Dru przypomniało mi artykuł Krzysztofa Szymborskiego na Racjonaliście (który z kolei jeszcze wcześniej wspmniał mi się dzięki wpisowi na blogu Dru o psychologu Csikse… i dalej nie podejmuję się wymówić 🙂 ). W artykule z Racjonalisty wspomniana jest między innymi hipoteza szczęścia jako zaburzenia psychicznego, wysunięta w latach 90 przez Richarda Bentalla. Chociaż dotyczy to bardziej tego stanu okresowej, permamentnej szczęśliwości, niż odczucia długoterminowego. Całość (wyjątek z książki Szymborskiego „Poprawka z natury”) jest tutaj:
http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,3672
Hoko: Csikszentmihalyi kaze Amerykanom wymawiac swoje nazwisko jako zbitek słów „Chick sent me high” 🙂
Może doprecyzuję swoją kwestę. Nie pisałam, że osiągnięcie określonego progu finansowego gwarantuje uczucie szczęścia. Chodzi o to, że można empirycznie wyznaczyć pewną graniczną kwotę zarobków, poniżej i powyżej której inaczej się kształtują wzajemne zależności pomiędzy dochodami a poczuciem szczęścia (czy jak kto woli dobrostanu psychicznego). Poniżej tej kwoty istnieje relacja: więcej pieniędzy = więcej szczęścia. Powyżej – stopień poczucia szczęścia nie ma liniowego związku z wielkością dochodów, tzn. fakt że wzrastają zarobki nie powoduje większego poczucia szczęścia. Ten poziom graniczny to jakby stan zerowy. Gdy jesteśmy na minusie – więcej pieniędzy może nas podnieść do zera. Gdy mamy zero, a chcemy być na plusie potrzebujemy innych czynników niż pieniądze, aby ten plus osiągnąć.
Poczucie szczescia i jego zwiazek z nagromadzonymi dobrami materialnymi jest uwarunkowane cywilizacyjnie. Istnieja cywilizacje (protestancka, zydowska) , w ktorych powodzenie materialne jest rozumiane jako nagroda boza za etycznie wlasciwy sposob zycia. W chwili obecnej ten punkt widzenia wyraza sie przez konsumpcyjny styl zycia w mysl reaganowskiej zasady „Greed is good!”. Istnieja tez cywilizacje ascetyczne (buddyjska, hinduska, chrzescijanska) gdzie zaleceniem jest minimalizacja potrzeb. To zalecenie jest wyrazone przez slowa Ewangelii; „Latwiej jest wielbladowi przejsc przez ucho igielne nizli bogatemu wejsc do Krolestwa Niebieskiego.” S.P. prof. Tatarkiewicz definiowal szczescie jako „Trwale, pelne i uzasadnione zadowolenie z zycia.” (W.T. „O szczesciu”). Byc moze, ze mial racje ale jak widze z wiekszosci notatek wyzej przewage ma poglad, ze Pieniadze=Szczescie. Czyzby Szanowni Blogierzy przejawiali totalny brak zainteresowania potrzebami wyzszego rzedu?
Jezeli ktos chce to moze sobie sprawdzic poziom szczescia trzeba sie tylko zarejestrowac shttp://www.authentichappiness.sas.upenn.edu/. wiecej sczescia dla wszystkich Ania
Co my uważamy za szczęście to jedna sprawa. Drugie ważne zagadnienie to działanie przemysłu „uszczęśliwiającego”, pełnego uszczęśliwiających guru (Chick sent my somewhere jest tego doskonałym przykładem), którzy znacznie lepiej wiedzą co jest dla nas dobre. Do której organizacji z misją się nie wejdzie już od progu czekają recepty. 🙂
Michał:
to rozwiązuje tylko połowę problemu, bo zapisać „Csikszentmihalyi” jest równie trudno jak wymówić 🙂 . najprościej chyba skorzystać z metody ctrl+c, ctrl+v 😀
Bobola:
jesli szczęście ma być „zadowoleniem uzasadnionym”, to ocena musi pochodzić z zewnątz, czyli pojedynczą ocenę subiektywną (formułowaną przez bezpośrednio zainteresowanego) zastępujemy wielością ocen subiektywnych (bo rozmaici oceniający zewnętrzni mogą mieć rozmaite zapatrywania na owo uzasadnienie). I teraz to już w ogóle nic nie wiadomo 😀 Ta definicja Tatarkiewicza ma pewnie jakiś związek z różnymi próbami sformalizowania etyki i moralności, które to próby spaliły na panewce.
A dlaczego pieniąze mają być „potrzebą niższego rzędu”? (zakładam, że nie używasz tego stwierdzenia w zanczeniu czysto konwecjonalnym)
Hoko & komerski & dru`: Co to znaczy ?być szczęśliwym?? Na tak postawione pytanie każdy może podać własną definicję szczęścia i kilka sposobów na jego osiągnięcie, ale pewnie nikt nie będzie bardziej dosłowny od profesjonalnych badaczy szczęścia. Psycholodzy najczęściej sprowadzają szczęście do deklarowanej większej częstości (raczej niż intensywności) doświadczania uczuć pozytywnych (takich jak radość czy duma) nad uczuciami negatywnymi (takimi jak smutek czy lęk).
dru`: Promowana współcześnie w mediach definicja szczęścia to stan, w którym zaspokoiliśmy wszystkie zachcianki, potrzeby i najskrytsze marzenia. Co robi szczęśliwy człowiek według specjalistów od reklamy? W przypływie szczęścia generuje kolejne potrzeby i zachcianki. Gdyby rację mieli od marketingu szczęśliwców powinniśmy spotkać w alejkach supermarketu, np podczas zakupu telewizorów wielkości drzwi.
Patrząc tylko jednym okiem na dowolny blok reklamowy można dojść do wniosku, że prawdziwe szczęście osiągnie się wyłącznie gdy kupimy wyjątkowy samochód, właściwy proszek lub specjalny fason spodni. Jednak jak dowodzi profesor Barry Schwarz z Swarthmore College w bestsellerze ?Paradoks wyboru? podczas zakupów bardzo rzadko doświadczamy pozytywnych emocji, raczej towarzyszy nam męka podjęcia sensownego wyboru spośród wachlarza możliwości (?Ten model TV ma możliwość zatrzymania programu, zaś ten daje możliwość policzenia pieprzyków na policzku prezenterki?). Zanim zdążysz zapytać się ponownie ?Czy ja na pewno potrzebuję nowego telewizora?? otrzymasz kolejne wzmocnienie ? ?więcej produktów Supermarki uczyni Cię szczęśliwym?. Propaganda konsumpcjonizmu stoi jednak w sprzeczności z ustaleniami psychologów. – Ludzie, którzy deklarują, że ważnymi celami w ich życiu są pieniądze, są mniej zadowoleni z życia i rzadziej doświadczają przyjemnych emocji a częściej przygnębienia i lęku ? twierdzi autor książki ?Wysoka cena materializmu?, doktor Tim Kasser z Knox College w Illinois.
rozaamarela: w pelni sie zgadzam, pieniadze zdaja sie nie zwiekszac szczescia dopiero po zabezpieczeniu poziomu potrzeb podstawowych – ukonkretniajac artykul traktuje nie tyle o zarobkach tylko o wydawaniu oszczednosci z zarobionych pieniedzy (po odliczeniu potrzeb bytowych).
Jean: Czy Warren Buffett, drugi na liście najbogatszych osób na ziemi według miesięcznika Forbes, może zazdrościć Billowi Gatesowi pozycji lidera? Prawdopodobnie tak. Nagrody materialne nie przynoszą pokładanych w nich nadziei. Jeśli Kowalski z całej siły pragnie osiągnięcia miesięcznych zarobków na poziomie 5000 złotych, po ich uzyskaniu szybko zorientuje się, że potrzebuje kolejnej podwyżki. To co wczoraj było marzeniem, dziś jest tylko zadowalające, a za chwilę stanie się niewystarczające. Psychologowie nazywają to poczuciem ?względnej deprywacji?. Ponieważ zasoby są rozdane nierówno, ludzie oceniają swój majątek nie na podstawie tego czego potrzebują, żeby żyć komfortowo, ale w porównaniu do tych, którzy mają go więcej. Co oznacza, że obiektywnie bogaci ludzie potrafią czuć się gorzej od tych jeszcze bogatszych. W jednym z sondaży Instytutu Gallupa z 1990 roku, obiektywnie zamożni ludzie jako cel na kolejne lata stawiali sobie zdanie: ?zostać bogatym?.
Dziekuje za komentarze i pozdrawiam
Hoko & komerski & dru`: Co to znaczy ?być szczęśliwym?? Na tak postawione pytanie każdy może podać własną definicję szczęścia i kilka sposobów na jego osiągnięcie, ale pewnie nikt nie będzie bardziej dosłowny od profesjonalnych badaczy szczęścia. Psycholodzy najczęściej sprowadzają szczęście do deklarowanej większej częstości (raczej niż intensywności) doświadczania uczuć pozytywnych (takich jak radość czy duma) nad uczuciami negatywnymi (takimi jak smutek czy lęk).
dru`: Promowana współcześnie w mediach definicja szczęścia to stan, w którym zaspokoiliśmy wszystkie zachcianki, potrzeby i najskrytsze marzenia. Co robi szczęśliwy człowiek według specjalistów od reklamy? W przypływie szczęścia generuje kolejne potrzeby i zachcianki. Gdyby rację mieli od marketingu szczęśliwców powinniśmy spotkać w alejkach supermarketu, np podczas zakupu telewizorów wielkości drzwi.
Patrząc tylko jednym okiem na dowolny blok reklamowy można dojść do wniosku, że prawdziwe szczęście osiągnie się wyłącznie gdy kupimy wyjątkowy samochód, właściwy proszek lub specjalny fason spodni. Jednak jak dowodzi profesor Barry Schwarz z Swarthmore College w bestsellerze ?Paradoks wyboru? podczas zakupów bardzo rzadko doświadczamy pozytywnych emocji, raczej towarzyszy nam męka podjęcia sensownego wyboru spośród wachlarza możliwości (?Ten model TV ma możliwość zatrzymania programu, zaś ten daje możliwość policzenia pieprzyków na policzku prezenterki?). Zanim zdążysz zapytać się ponownie ?Czy ja na pewno potrzebuję nowego telewizora?? otrzymasz kolejne wzmocnienie ? ?więcej produktów Supermarki uczyni Cię szczęśliwym?. Propaganda konsumpcjonizmu stoi jednak w sprzeczności z ustaleniami psychologów. – Ludzie, którzy deklarują, że ważnymi celami w ich życiu są pieniądze, są mniej zadowoleni z życia i rzadziej doświadczają przyjemnych emocji a częściej przygnębienia i lęku ? twierdzi autor książki ?Wysoka cena materializmu?, doktor Tim Kasser z Knox College w Illinois.
rozaamarela: W pelni sie zgadzam, pieniadze zdaja sie nie zwiekszac szczescia dopiero po zabezpieczeniu poziomu potrzeb podstawowych – ukonkretniajac artykul traktuje nie tyle o zarobkach tylko o wydawaniu oszczednosci z zarobionych pieniedzy (po odliczeniu potrzeb bytowych).
Jean: Czy Warren Buffett, drugi na liście najbogatszych osób na ziemi według miesięcznika Forbes, może zazdrościć Billowi Gatesowi pozycji lidera? Prawdopodobnie tak. Nagrody materialne nie przynoszą pokładanych w nich nadziei. Jeśli Kowalski z całej siły pragnie osiągnięcia miesięcznych zarobków na poziomie 5000 złotych, po ich uzyskaniu szybko zorientuje się, że potrzebuje kolejnej podwyżki. To co wczoraj było marzeniem, dziś jest tylko zadowalające, a za chwilę stanie się niewystarczające. Psychologowie nazywają to poczuciem ?względnej deprywacji?. Ponieważ zasoby są rozdane nierówno, ludzie oceniają swój majątek nie na podstawie tego czego potrzebują, żeby żyć komfortowo, ale w porównaniu do tych, którzy mają go więcej. Co oznacza, że obiektywnie bogaci ludzie potrafią czuć się gorzej od tych jeszcze bogatszych. W jednym z sondaży Instytutu Gallupa z 1990 roku, obiektywnie zamożni ludzie jako cel na kolejne lata stawiali sobie zdanie: ?zostać bogatym?.
Dziekuje za komentarze i pozdrawiam
dru`: Promowana współcześnie w mediach definicja szczęścia to stan, w którym zaspokoiliśmy wszystkie zachcianki, potrzeby i najskrytsze marzenia. Co robi szczęśliwy człowiek według specjalistów od reklamy? W przypływie szczęścia generuje kolejne potrzeby i zachcianki. Gdyby rację mieli specjaliści od marketingu szczęśliwców powinniśmy spotkać w alejkach supermarketu, np podczas zakupu telewizorów wielkości drzwi. Patrząc tylko jednym okiem na dowolny blok reklamowy można dojść do wniosku, że prawdziwe szczęście osiągnie się wyłącznie gdy kupimy wyjątkowy samochód, właściwy proszek lub specjalny fason spodni. Jednak jak dowodzi profesor Barry Schwarz z Swarthmore College w bestsellerze ?Paradoks wyboru? podczas zakupów bardzo rzadko doświadczamy pozytywnych emocji, raczej towarzyszy nam męka podjęcia sensownego wyboru spośród wachlarza możliwości (?Ten model TV ma możliwość zatrzymania programu, zaś ten daje możliwość policzenia pieprzyków na policzku prezenterki?).
Patrzę na problem szczęścia bardziej globalnie.
Bawią mnie opisy na katalogach z kosmetykami w stylu: Odkryj źródło szczęścia. Moja żona kupiła kiedyś tonik nawilżająco-uszczęśliwiający, a jedna z soli do kąpieli miała również zdolność oczyszczania sumienia.
Ale to nie koniec: W księgarniach stoją całe półki zawalone tak zwaną literaturą motywacyjną. Osiągnij przepływ, odpływ, napływ, ekstazę i co tylko autorom się wyśni. Całość w ciągu kilku sesji szkoleniowych w weekend lub po przeczytaniu kilku książek.
Skoro zaś problem szczęścia jest raczej nie nowy, to i powinny być nie-nowe instytucje, które się tym zajmują. I proszę, odwiedź jakąkolwiek organizację religijną, wszystkie mają receptę, co należy czynić aby być szczęśliwym, tak w tym życiu jak i przyszłym.
Na pewnym poziomie rozwoju cywilizacyjnego dopadła nas chyba obsesja szczęścia. Albo może raczej sukcesu życiowego.
Ja osobiście polecam znalezioną gdzieś w necie wskazówkę: http://www.patrzwsiebie.pl. Lepszej póki co nie znalazłem.
Pozdrawiam serdecznie.
dru`:Rzeczywiście, psycholodzy raportują niską ale istotną korelację między poczuciem szczęścia i religijnością. Z analiz wynika, że ludzie religijni są zdrowsi i żyją dłużej. Wierzący utrzymują i wracają do wyższego poczucia szczęścia po rozwodach, bezrobociu, chorobach czy żałobie.
Wiara najczęściej zakazuje samobójstw, rozwodów i szkodliwych dla zdrowia nałogów. Niektóre religie obiecują wieczne szczęście w zaświatach, inne osłabiają pragnienia i marzenia, by uniknąć poczucia nieszczęścia na Ziemi. Jednak, co najważniejsze, wiara praktykowana jest grupowo i daje poczucie wspólnoty z innymi. Przywiązanie do większej społeczności ma ma jeszcze dłuższą historię niż wyznawanie wspólnego Boga – więzy społeczne zwiększały szanse na przeżycie i przekazanie genów już wśród naszych kuzynów biegających nago po sawannach. Grupy ludzi wymieniały jedzenie, spółkowały i pomagały sobie wzajemnie w wychowaniu potomstwa.
Definicja i metodologia badan nad szczesciem to jednak rzecz kluczowa. Na przyklad taka definicja: dobrostan psychiczny, fizyczny i spoleczny. Brzmi dosc sensownie, ale to akurat definicja zdrowia wg WHO. Rownie dobrze mozna ta fraza charakteryzowac i nastroj, i zdrowie, i szczescie, i jakosc zycia. Albo taka definicja: rozumiem co sie wokol mnie dzieje, widze w tym sens, mam na to wplyw. A to tylko przydatne w zyciu poczucie koherencji. A moze to juz szczescie?
MP napisal, ze profesjonalni badacze szczescia oceniaja szczesliwosc na podstawie deklarowanej czestosci przezywania emocji pozytywnych w stosunku do negatywnych. Mozna i tak, ale to bardzo gruba metoda. Nawet pomijajac oczywiste kwestie czyli indywidualna zdolnosc do swiadomego przezywania, nazywania i ujawniania emocji, stopien koncentracji na wlasnych emocjach, interpretacje przezyc emocjonalnych, selektywnosc pamieci emocjonalnej itp.
To ze duzo latam nie oznacza, ze jestem pilotem. Kolekcjonuje emocje pozytywne – bo ich szukam i stac mnie na tzw. drobne przyjemnosci – ale nie jestem szczesliwy. Jestem mnichem i ogolnie rzecz biorac emocje przezywam rzadko, ale jestem – przynajmniej w sferze deklaracji – szczesliwy. Jest welu cierpiacych, religijnych ludzi, ktorzy sa szczesliwi. Metoda: ‚duzo emocji pozytywnych / malo negatywnych = szczescie’ nadaje sie pewnie dla dzieci i mlodziezy. Z wiekiem refleksyjnosc wzrasta, natezenie emocji slabnie, a szczescia mimo to – niektorym – przybywa. Poniewaz szczescie, tak ja nastroj, to nie tylko emocje.
Hoho;
Bogactwo jako cel sam w sobie , albo srodek do utrzymania pozadanego stylu zycia jest potrzeba nizszego rzedu, ktora na ogol przejawia sie u osobowosci prymitywnych. Dla osob inteligentnych pieniadze sa srodkami do osiagniecia celu lub celow zycia, ktore to cele nie sa same w sobie zwiazane z powiekszaniem posiadanego majatku. Na przyklad, dla artysty celem nie jest uzyskanie honorarium ale stworzenie dziela, ktore przynajmniej w jego wlasnym wyobrazeniu, jest piekne. Dla naukowca, nawet szalonego, nie jest celem uzyskanie dobrze platnej pozycji w instytucie badawczym ale odkrycie jakiegos nieznanego jeszcze prawa natury czy wyjascienie palacej kwestii naukowej. Dla polityka celem byloby takie sterowanie nawa panstwowa aby jego kraj uzyskal optymalne znaczenie polityczne , terytorium, zasoby oraz porzadek wewnetrzny. To czy on sam bylby stosownie wynagrodzony i utytulowany byloby kwestia bez specjalnego znaczenia.
Szczęście to dość ulotny stan. Czysz nie chcemy być szczęśliwi, gdyż tak
naprawdę przez to czujemy się bezpieczni? Wszelkie bodźce ze świata zewnętrznego, które mogą zagrozić naszemu osobistemu szczęściu – jakkolwiek je definiujemy, próbujemy wyeliminować lub usilnie walczymy, aby stan bycia szczęśliwym utrzymać.Bo z jaką łatwością można pozbawić człowieka tego stanu: Przytoczę przykład: Własne doświadczenie, dzisiejszego dnia: Przez ostatni rok pracowałam nad czymś, co czyniło mnie szczęśliwym, przynajmniej dawało mi namiastkę tego.
A praca zawodowa może przyczynić się do przeżywania choć namiastki szczęścia! Jednak, w 20 minut udało się mojej przełożone, wyrażającej wyłącznie krytykę destrukcyjną, całe te poczucie szczęścia odebrać.
Jaki wniosek: Szczęście definiujemy indywidualnie, myślę, że tak naprawdę
chcemy być szczęśliwi, gdyż pragniemy zaspokoić inne potrzeby.
Pozdrawiam,
A.
Michał: Hmm… To jaka jest korelacja między szczęściem a religijnością, mówi, mi osobiście, niewiele. Znacznie ważniejsze, ciekawsze i bliższe prawdy było by zbadanie co ludzie rozumieją przez bycie szczęśliwym i religijnymi. Mogło by się wtedy np. okazać (ale tego nie wiemy), że jednym z elementów bycia szczęśliwym jest pewien porządek w sferze duchowej. Porządek taki, w przypadku ludzi domagających się prostego świata, zapewnia religia. Ale wtedy mogło by się również okazać, że i ateiści, którzy uporządkowali swoje życie duchowe (a na własną rękę zrobić to jest znacznie trudniej) są szczęśliwi na równie wysokim poziomie. Taki Hoko z Komerskim idą sobie do filharmonii i dotykają Absolutu (nie chodzi o alkohol 🙂 ) odczuwając jednocześnie poczucie wspólnoty. Ja natomiast chodzę do kościoła i krew mnie zalewa jak słyszę co czasem ksiądz wygaduje z ambony, a poczucie wspólnoty mam podobne jak z ludźmi z którymi robię zakupy w hipermarkecie. 😀
BTW bardzo wyraźnie oddzielam wiarę, jako pewne wewnętrzne i nie związane z racjonalnością przekonanie o istnieniu istoty (osoby, tworu?) wyższej od religii, która jak dla mnie jest zorganizowaną (niemalże instytucjonalną) formą wyrażania przekonania o istnieniu jednoznacznie określonego boga.
Czyli jeszcze raz: rozumienie szczęścia i rozumienie religii przez ludzi to są rzeczy, które mogą powiedzieć coś o naturze tego ważnego i interesującego dla badaczy związku.
Chciałbym jeszcze dodać (bo to jakoś mi umknęło): spełnienie zawodowe i uczuciowe, oraz wyzbycie się ZAWIŚCI – która może zniszczyć człeka (to w związku z Billem Gatesem).
Satysfakcja z pracy i z siebie w ogromnej mierze zależy tylko od nas samych. Jeśli nastawimy się na sukces – to ten sukces osiągniemy. Jeśli będziemy myśleć pozytywnie to przyciągniemy rzeczy zdarzenia pozytywne a co za tym idzie szybciej osiągniemy swój cel. To cały Sekret zadowolenia z życia.
ale noie oto mi chodzi ale nizłe