Dębem w żołędziu, kto łeb urwie hydrze
Kiedy dwa wpisy temu poruszyłem na tym blogu temat zahaczający o aborcję, tekst spotkał się z większym niż w przypadku moich poprzednich wpisów odzewem. Nie planowałem jeszcze wtedy obecnego tekstu, jednak w przedprzedostatniej POLITYCE (42/2017) przeczytałem ciekawie napisany artykuł Joanny Podgórskiej „Słownik fałszywego języka”. Tekst jest na wysokim poziomie, autorka operuje często fachowym słownictwem używanym w tej trudnej tematyce. Jednakże z pewnym fragmentem artykułu nie mogę się zgodzić.
Autorka cytuje między innymi Bartela i Steczyńską piszących w „Dlaczego aborcja jest dopuszczalna”:
Jest ewidentna różnica w statusie bycia między zygotą, mającą wielkość liczoną w mikronach bądź płodem liczącym kilka centymetrów, tj. człowiekiem in potentiam, a 175-centymetrowym ciałem dorosłego człowieka (…). Jeśli ktoś ma trudności z dostrzeganiem tej różnicy, to można podejrzewać go albo o zaburzenia percepcji, albo o zaburzenia kategorii myślenia, albo o jedno i drugie. Zaburzenia są rzeczą ludzką, jednak rzeczą niemądrą jest przedstawiać je jako normę czy, mając zaburzoną percepcję i kategorie myślenia, chcieć odgrywać rolę autorytetu dla innych ludzi.
Otóż krytykowany pogląd w żadnym razie nie może stanowić podstawy rozpoznania jakichkolwiek zaburzeń (a już na pewno nie percepcji; jeśli nie jesteśmy ginekologami, to raczej empirycznie płodów ani zygot nie poznajemy). Stanowi on raczej wyraz specyficznych poglądów, obcych cytowanym autorom intuicji etycznych.
Poglądy te można podeprzeć pewnym rozumowaniem, w rekonstrukcji którego nieoceniony okazuje się podręcznik bioetyki Kazimierza Szewczyka, bioetyka z Łodzi (a przynajmniej najprzydatniejszy z przeczytanych przeze mnie; np. zalecany do Lekarskiego Egzaminu Państwowego podręcznik Brzezińskiego, lekarza i wybitnego historyka medycyny z Pomorza, stwierdza po prostu, że lekarze się rozważaniami filozoficznymi nie przejmują, natomiast książka Biesagi z KUL, z zawodu księdza, mniej opisuje, a bardziej argumentuje za określonym konkretnym punktem widzenia).
Wcześniej pisałem, że z biologii nie wynika etyka, a człowiek jako rodzaj biologiczny i człowiek jako osoba to dwie różne rzeczy – i tylko o to wtedy chodziło – a więc że sama biologia nie dowodzi, że człowiek jako osoba zaczyna się od zapłodnienia, ale i temu nie przeczy. Stanowisko w tej kwestii nie wynika z biologii, ale wymaga dodatkowego uzasadnienia. Spróbujmy więc takie uzasadnienie zrekonstruować.
W przytaczanym za Autorką cytacie znajduje się sformułowanie in potentiam. Co ono właściwie znaczy? By je zrozumieć, należy cofnąć się do IV wieku p.n.e. – do Arystotelesa. Filozof ten, którego przedstawiać nie trzeba, uważał, że pewne rzeczy zrozumieć można tylko na zasadzie zestawienia przeciwieństw. Mamy na przykład formę i materię. Arystoteles prowadził takie dialektyczne rozważania długo i męcząco (jeśli kto chce się nimi podręczyć, może to znaleźć np. w 1. tomie „Historii filozofii” Tatarkiewicza). Nas jednak w tej chwili interesuje tylko dialektyka aktu (łaciński actus, grecka ενέργεια) i potencji (potentia, δύναμις).
Arystoteles pisał, że materia jest potencjalnością. Dziś niekiedy tłumaczy się to prościej, za przykład biorąc piłkę. Kiedy piłka leży, leży aktualnie (in actu). Jednak potencjalnie (in potentia, w narzędniku, a nie w bierniku, jak w cytacie wyżej) znajduje się ona w ruchu. Jeśli ktoś ją kopnie, udzieli jej aktu, tzn. zaktualizuje jej potencję. Co ważne, piłka musi otrzymać ten akt z zewnątrz.
Tatarkiewicz podaje jako przykład roślinę. Gdy wyrasta ona z nasiona, stopniowo jej potencja aktualizuje się, tym pełniej, im dorodniejszy okaz wyrasta. Samo nasiono jest już potencjalnie dorosłą rośliną. Żołądź jest potencjalnie dębem. Tak samo zygota ludzka jest potencjalnie dorosłym człowiekiem, myślącym, czującym, kochającym – zygota jest osobą in potentia. Tatarkiewicz używa tutaj określenia możność, częściej jednak potencjalność określa się jako możliwość. Jaka to różnica? Wedle niektórych bardzo istotna.
Krytycy mówią bowiem: i co z tego, że zygota jest osobą potencjalnie? Może komórka jajowa i plemniki też? (Dawniej był taki pogląd, zwany animalkulizmem, że w plemniku siedzi miniaturowa osoba ludzka; jeszcze wcześniej, w średniowieczu, surowo karano za marnowanie spermy i stąd zawiłe teologiczne debaty nad różnicą między coitus interruptus a amplexus reservatus – co liberalniejsi teolodzy uważali, że jeśli plemniki pozostają w ciele mężczyzny, to grzech powodowany współżyciem jest mniejszy, a wylewanie ich bądź umieszczanie w nieodpowiednim miejscu = nie w pochwie, to grzech gorszy i śmiertelny). A komórki somatyczne? Można pobierając je, klonować człowieka, który będzie osobą, może więc też mają jakąś potencjalność? Nie przypisujemy im żadnych szczególnych praw, tak jak ścięcie dębu wymaga (przepraszam, do niedawna wymagało) pozwolenia, a zniszczenie żołędzia nie.
W odpowiedzi zwolennicy zasady potencjalności różnicują możliwość oraz możność. Możliwość to coś zewnętrznego: zygota staje przed możliwością dalszego rozwoju, np. zagnieżdżając się w macicy. To aktualizuje jej potencję, udziela jej tego aktu. Jednak zygota dysponuje materiałem genetycznym pozwalającym jej na rozwinięcie się w człowieka będącego osobą. Jest to jej własność wewnętrzna, niezależna od otoczenia. Zygota ma (wewnętrzną) możność rozwoju w osobę, a więc nie potrzebuje zewnętrznego aktu, skoro akt ten posiada – już jest osobą in actu. Żołądź jest już dębem. Aktualnie.
Zawiłe? Jak większość bioetyki. A to tylko fragment dyskursu, obejmującego różnorodne kryteria człowieczeństwa i argument z kontinuum, różne definicje osoby, zasady partycypacji i świętości życia, argument z ostrożności i inne tym podobne dziwy. Także argumentacje całkowicie sprzeczne z przedstawioną wyżej. Tak to już jest w bioetyce: poglądy są zróżnicowane, za każdym obecnym w literaturze naukowej stoją jakieś argumentacje, raz lepsze, raz gorsze, zwykle niestanowiące dowodu.
Siłą rzeczy nikt nie może się zgodzić ze wszystkimi, a pod wieloma trudno się podpisać. Poznanie ich nie oznacza od razu konieczności przyjęcia tych argumentacji i bronionych przez nie poglądów. Natomiast najdziwniejszy nawet uzasadniony pogląd nie stanowi podstawy rozpoznawania jakichkolwiek zaburzeń.
Marcin Nowak
Ilustracja: Dąb in actu, zdjęcie wykonane przez autora
Bilbiografia
1. Tatarkiewicz W: Historia filozofii. T. 1. Filozofia starożytna i średniowieczna. Warszawa: Państwowe Wydawnictwo Naukowe, 1981. ISBN 8301-02581-6 s. 104-122.
2. Szewczyk K: Bioetyka. T. 1: Medycyna na granicach życia. Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN, 2009. ISBN 9 78-83-01-15797-5, s. 235.
PS Jak zauważa Autorka wyżej wymienionego artykułu, znaczna część zygot (nawet więcej niż połowa) z powodu wad genetycznych obumiera. To znaczy nie ma w sobie żadnej możności i bez względu na dostarczenie im możliwości nie rozwinie się dalej. Etyka nie wynika z biologii, ale biologia często różne koncepcje etyczne weryfikuje.
Komentarze
Szanowny Panie Marcinie
Etyka jest produktem biologii. Odrywanie czlowieka od biologii jest antropomorficzna nieuczciwoscia. Taka sam nieuczciwoscia jest zmuszanie kobiet do rodzenia dzieci upsledzonych.
Slawomirski
Podany cytato to przykład wyjątkowo płaskiego pseudointelektualizmu. Szkoda w ogóle z czymś takim dyskutować.
Co do pańskiego wywodu, to nie wiem jaki związek miałaby potencja z problemem aborcji. Tak jak zygota czy żołądź jest potencjalnym dorosłym człowiekiem czy dorodnym dębem, tak dorosły człowiek jest potencjalnym trupem i prochem a dąb potencjalnym próchnem lub węglem.
Tylko czy z tego cokolwiek wynika, że możemy decydować z tych potencji o prawie decydowania co do śmierci i życia? Podobnie jest z pojęciem osoby. Czy człowiekowi przystoi decydowania o ludzkim życiu w zależności od subiektywnie przyznawanych przez niego atrybutów osobowości.
To jest właśnie sednem problemu etycznego aborcji. Czy człowiekowi przystoi w ogóle decydowanie o życiu i śmierci innego człowieka i uzależnianiu tych decyzji od fikołków pojęciowych na temat człowieczeństwa?
Nie chciałbym tu rozstrzygać o ty, czy rozumowanie jest uzasadnione, trafne, czy też nie. Wedle jednej ze stron dyskusji wynika, wedle drugiej strony nie wynika. Pisząc ‚o życiu i śmierci innego człowieka’ już zajmujemy pewne stanowisko. Miałem podobną refleksję odnośnie trupa i prochu. Od Arystotelesa pojmowanie świata już się trochę zmieniło.
W tym roku powodowany śmiercią Zygmunta Baumana na blogu redaktora Makowskiego pod nickiem Aarona Sprężynera popełniłem tej treści wpis.
Nieskromnie sądzę (ale oczywiście mogę się mylić), że jego treść odnosi się również do aktualnego wątku, czyli: komu wieniec an szyję, biologii, czy etyce?
A oto tamten wpis:
Jeszcze raz… Kraina Cieni, czyli Wodziński i Bauman we wzajemnej wymianie myśli.
Trochę pojadę terminami, ale bez przesady. Będą też nazwiska, a właściwie jedno, ale za to jakie!
Levinas oczywiście. Nie wiem od jakiego momentu ,ale w kilku książkach Bauman przywolywał nazwisko Levinasa i jego poglądy, jego etykę.
Levinas- żydowski filozof, komentator Talmudu, etyk, Inny, jego Twarz. Tego typu klimaty.
I w pewnym momencie Wodziński z Baumanem ( a właściwie to Bauman) zapuszczają się w rejony gdzie już tylko …ontologia i aksjologia, czyli filozoficzne podstawy podstaw.
A dlaczego zawędrowali aż tam?
A bo na swiecie nędza z bidą. Rządzi ten kto pierwszy wstanie. Kto ma najgłośniejszą trąbkę tego wszyscy słuchają. Nie ważne ,czy ma rację, ale jego ma być na wierzchu , bo on w tej chwili pociąga za sznurki.
I Bauman twierdzi podpierając się Levinasem, że cały czas istniej walka między ontologia i aksjologią.
Przy czym ontologia to byt , bycie ,a co za tym idzie, ostatnimi czasy zdecydowana supremacja tego co namacalne, realne tego co istnieje podpartego powaga rozumu i nie dowodliwym założeniem niejakiego Hobbesa, że aksjologia, etyka, moralność za każdym razem musi prosić o zezwolenie wejścia na pokoje Pani ontologii.
Bo to ona, czyli społeczeństwo poddane różnym procesom rozdaje karty. Społeczeństwo przetwarza altruizm indywidualny w grupowy egoizm. Moralność przekształca się w rzeczywistość społeczną i jest poddana tej rzeczywistości priorytetom..
Czyli aksjologia kontra ontologia., i na dzisiaj zdecydowanym hegemonem jest ontologia. To ona konstruuje aksjologie. To ona ustala priorytety, ona określa tabu, ona ustala Dekalog Tygodnia, to ona wskazuje wygranych, ona ustala odrażających, brudnych złych tego świata. Aksjologia oczywiście próbuję walczyć o swoje, ale niestety czyni to na klęczkach, nieusutannie przepraszając i tłumacząc się z głoszonych przez siebie prawd.
I Bauman powołując się na Levinasa twierdzi, że to jednak „etyka jest pierwszą filozofią, moralność jest przed bytem, a etyka przed ontologią”..
Bauman odrzuca ontologiczne zwierzchnictwo, kwestionuje ustalony przez ontologię podział ról, odrzuca ustalone przez ontologię reguły gry.
Pisze Bauman:
„Uciekam przed dyktatem ontologii do moralności”
Przy czym ta przedbytowa etyka Levinasa i Baumana nie jest zbyt skomplikowana.
W zasadzie sprowadza się do jednego konkretnego przykazania :
„Nie zabijaj, czyli uznaję Drugiego jako wartość podmiotową i reszta jest naszym stosunkiem – rozmową nie kończącą się, nie kończącym się pasmem wyborów miedzy dobrem i złem, czyli moralnością.”
Dąb nie jest pod ochroną. Ale zabicie zygoty przez zbicie jaja np. bielika jest zabronione.
Świadczy ten fakt zarówno o wielkiej odpowiedzialności polskiego ustawodawcy jak i trudnej do opisania wrażliwości miłośników rodzimej fauny i flory.
…o czym, jako miłośnik czarnych jagód wiem zresztą najlepiej.
Wyciecie drzewa wymagalo jeszcze nie tak dawno pozwolenia
Bioetycy tak rozwodnią, rozdłubią, zagmatwają sprawę poczęcia, niemalże jak teolodzy dyskutując kiedy dusza wchodzi w noworodka, lub obliczajac ilość diabłów na czubku szpilki. A tymczasem młode Polki wyrzucają noworodki z balkonu (lub topią), nie mogąc pozbyć się niechcianej ciąży. Wstyd.
Smierc niektorych osob jest dobrym rozwiazaniem dla otoczenia oraz dla nich samych. Nieudane kopie ludzkiego genomu gwarantuja cierpienie innym.
Slawomirski
To tzw. koncepcja życia niewartego przeżycia, dyskutowano już nad opartymi o nią procesami o złe życie/złe urodzenie. Natomiast jest to koncepcja – formułowana zwykle z małym kwantyfikatorem – i nawet wtedy – niezwykle kontrowersyjna, nie mówiąc już o zgeneralizowaniu jej.
A jeżeli ten ktoś jest tak „nieudaną kopią ludzkiego genomu”, że nie jest w stanie cokolwiek sądzić lub nie sądzić? I nigdy się nie dowie, że jest „darem od Boga”? Frustrujące trochę dla Boga, nieprawdaż?
Wprowadzanie do dyskusji boga iest intelektualna nieuczciwoscia w stosunku do mojej osoby poniewaz ja zyje w swiecie pozbawionym boga. Wadliwe kopie ludzkiego genomu sa niezbedne dla procesu ewolucji ale jednoczesnie komplikuja zycie innym oraz sobie. Proby kontroli tego ze strony czlowieka spotykaja sie czasami z oporem osob myslacych innaczej. Przykladem moze byc epidemia zespolu Downa w Polsce.
W sumie lepiej jest zyc cierpiac mniej.
Slawomirski
W stosunku do zespołu Downa nie używamy terminu epidemia
@markot post zakończył (a) swój post pytaniem frazą :
” Frustrujące trochę dla Boga, nieprawdaż?”
Nie wiem czy Bóg zna pojęcia frustracja, sfrustrowany, ale jeżeli uwzględni się nie do końca empirycznie poznany desygnat pojęcia „choroby cywilizacyjne” za którego prężny rozwój odpowiada …no właśnie kto odpowiada?…to sfrustrowanym może okazać się…
A jak ktoś będzie chciał być bardzo konsekwentny to i właściciel sukulentów może nieźle oberwać, czyli …
…cierpiętnicy wszystkich krajów łączcie się.
Mało na temat te sukulenty
Marcin Nowak
8 listopada o godz. 22:03
Szanowny Panie Marcin Nowak
Pamietam epidemie euforii. Teraz otacza mnie epidemia otylosci. Nadchodzi epidemia grypy. Epidemia poprawnosci politycznej zabija obecnie kazda dyskusje. To dlaczego zamiast promowac wolnosc slowa Pan zyczy sobie zakazu uzywania zwrotu epidemia zespolu Downa w Polsce.
Slawomirski
miłośnik czarnych jagód
9 listopada o godz. 15:02
boje sie robotniczo-chlopskiej sprawiedliwosci
Slawomirski
Słowa mają swoje definicje – opisowe, projektujące bądź wyostrzające znaczenie danego pojęcia. Nauka stosuje pojęcia zgodnie z definicjami, nie ma dowolności w definiowaniu i używaniu nazewnictwa, nie ma też demokracji w ustalaniu definicji i znaczeń. Używanie pojęć sprzecznie z definicjami prowadzi do wypowiedzi pozbawionych sensu.