Opowieść noworoczna
Ta opowieść powinna być optymistyczna, lekko zakrapiana i traktowana z przymrużeniem oka. Dwa pierwsze elementy łączy doniesienie szwedzkich reumatologów, które znalazłem w grudniowym wydaniu szacownego amerykańskiego pisma naukowego „PNAS USA”. Przymrużenie oka możemy zaś dodać sami, bo w takim czasopiśmie o żartach nie może być mowy. A artykuł ekip Andreja Tarkowskiego z Uniwersytetu w Göteborgu i Rikarda Holmdahla z Uniwersytetu w Lund opisuje zbawienny wpływ niskich dawek alkoholu na zdrowie myszy.
Szwedzkich reumatologów zainteresowały przypadki dobrego stanu zdrowia osób pijących systematycznie niewielkie dawki alkoholu. Wiadomo z badań epidemiologicznych, że taki sposób konsumpcji alkoholu ma ochronne działanie na układ krwionośny, zapobiega zawałowi i, co najważniejsze dla reumatologów, może zapobiegać rozwojowi choroby układu immunologicznego o nazwie toczeń rumieniowaty, czyli lupus erythematosus, zbliżonej do artretyzmu (niedawno na łamach „Polityki” publikowany był artykuł „Stawiamy na stawy” pióra Pawła Walewskiego na temat immunologicznej etiologii chorób reumatycznych). Oczywiście nie muszę dodawać, że nadmiar alkoholu ma destrukcyjny wpływ na cały ludzki organizm, powodując również załamanie systemu odpornościowego i zwiększoną podatność na wszelkie infekcje. Tajemnica więc tkwi w finezyjnej kontroli dozowania ilości wypijanego alkoholu.
Szwedzi badali wpływ małych, ale systematycznie podawanych dawek alkoholu na organizmy myszy laboratoryjnych, u których sztucznie wywoływano chorobę zbliżoną do ludzkiego artretyzmu. Podawali oni zwierzętom 10-procentowy alkohol etylowy w wodzie (nie podając innych napojów) lub zwykłą wodę. Myszy pojone alkoholem miały się o wiele lepiej niż hodowane na czystej wodzie. Ich choroba reumatyczna rozwijała się znacznie wolniej. Potwierdzono też, że podawane im dawki etanolu nie wywoływały zmian w wątrobie.
Podobne efekty dało pojenie myszy 1-procentowym roztworem aldehydu acetylowego – głównego metabolitu etanolu w organizmie. W ten sposób naukowcy potwierdzili, że nie tylko sam alkohol, ale nawet powodujący kaca jego metabolit ma zbawienny wpływ na reumatyzm myszy.
W kolejnych eksperymentach badacze wyjaśnili, w jaki sposób alkohol działa na układ odpornościowy. Okazało się, że ogranicza on migrację leukocytów, zmniejsza pewne reakcje zapalne organizmu, zmienia produkcję cytokin, zwiększa produkcję testosteronu (hormon ten bywa używany w leczeniu szczególnie ostrych objawów reumatycznych) i zabezpiecza kości przed utratą wapnia i innych minerałów. Naukowcy wykazali także, że alkohol nie tylko zapobiega rozwojowi choroby, ale również łagodzi efekty już trwającej choroby.
Epidemiolodzy wiedzą, że objawy reumatyzmu są łagodniejsze u mieszkańców wybrzeży Morza Śródziemnego. Podejrzewają, że nie jest to wynikiem wpływu klimatu, a raczej diety bogatej w zdrowe tłuszcze np. z oliwek. Dietę śródziemnomorską charakteryzuje jednak także ciągłe popijanie umiarkowanie alkoholowych napojów. Szwedzi sądzą, że to właśnie ten zwyczaj może mieć zbawienny wpływ na choroby reumatyczne.
Jednym słowem, popijanie alkoholu może mieć dobry wpływ również i na nasze organizmy. Jednak nie polecałbym od razu takiej kuracji. Główny problem polega, jak wiadomo, na odpowiednim dozowaniu „medykamentu”.
PS. Serdeczne życzenia noworoczne dla wszystkich blogowiczów. I uwaga na alkohol! Może pomóc, ale tylko niektórym, i pod warunkiem stosowania bardzo niskich dawek.
Komentarze
Prawda to wiadoma”już starożytni Chinczycy wiedzieli,że w małych dawkach nawet trucizna leczy”
do lambdy:
Alkohol etylowy w 10 proc. stezeniu nie przypomina lekow homeopatycznych. Te sa podawane w stezeniach miliony razy nizszych (chemicznie niewykrywalnych). Nie tedy droga.
No to cyk!
no niby cyk, ale… 🙂
No coz, badania na zwierzetach nad ‚dobroczynnym’ dzialaniem alkoholu wypada traktowac powaznie. Miedzy innymi dlatego, ze raczej nie da sie oszacowac korzystnego dzialania alkoholu w ramach kontrolowanych badan klinicznych na ludziach. Trudno sobie wyobrazic wieloletnie badania, w ktorym lekarze podawaliby jednej grupie ludzi alkohol, a drugiej oszukane drinki jako placebo. (Trudno nawet wyobrazic sobie, co mialoby byc tym imitujacym alkohol placebo.) Mimo powszechnego entuzjazmu, warto wiec pamietac, ze doniesienia o korzystnych dzialaniach alkoholu u czlowieka oparte sa wciaz na analizach epidemiologicznych. Glowna wada tych badan jest porownywanie stanu zdrowia osob pijacych male ilosci alkoholu do zdrowia calkowitych abstynentow. A calkowici abstynenci to nie jest specjalnie reprezentatywna grupa kontrolna. Zwlaszcza w polskich, francuskich czy wloskich realiach kulturowych. No i prawdomownosc calkowitych abstynentow nie jest stuprocentowa.
Badania na zwierzetach pozwalaja kontrolowac ilosc wypijanego alkoholu, a dobor do badanych grup jest (przynajmniej w zalozeniu) losowy. Nie da sie jednak, nawet w badaniach laboratoryjnych, do konca kontrolowac orosensorycznych aspektow dzialania alkoholu. Zapach i smak alkoholu moze byc dla izolowanej od bodzcow myszy laboratoryjnej istotnym elementem stymulacji zewnetrznej. A o tym, ze wzbogacona smakowo i zapachowo dieta modyfikuje parametry ukladu odpornosciowego wiadomo nie od dzis.
Pamietajac o tym wyszystkim wypije wieczorem zdrowie J.K. i innych blogowiczow.
Oczywiscie, wyniki badan na zwierzetach, i to uzyskane w tak sztucznych warunkach (ciagle pojenie jednym napojem), moga byc jedynie wskazowka jakie czynniki potencjalnie moga dzialac u ludzi. W ogole picie alkoholu przez ludzi (mysle o samym procesie spozywania) ma niezwykle istotny wplyw kulturowy i socjalny (moze byc negatywny jak i pozytywny). U myszy natomiast chyba w ogole nie ma takich efektow. Moze wiec okazac sie, ze picie araku „leczy” reumatyzm, a koniaku czy piwa nie.
Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku…
Wlasnie, wlasnie jeszcze socjokulturowe uwarunkowania picia… Ludzie pijacy umiarkowanie (bez tendencji do eskalacji dawek) czesciej, jak przypuszczam, wychodza z domu, czesciej spotykaja sie z innymi ludzmi, wiecej rozmawiaja i to raczej na tematy niepowazne. A to wszystko podnosi jakosc zycia, zmniejsza ryzyko depresji i przedwczesnych zgonow.
Wroce do Twojej uwagi o ”socjokulturowych” uwarunkowaniach picia u zwierzat. Jesli pozwoli sie im pic w grupach wychodza arcyciekawe zaleznosci. Na przyklad uklad szczur-demonstrator + szczurek-obserwator. Ten pierwszy, starszy i doswiadczony w zmaganiach z alkoholem, pije na oczach tego drugiego, mlodego i zdezorientowanego fatalnym smakiem alkoholu. Po jakims czasie mlody szczur przekonuje sie do alkoholu i zaczyna ostro pic (czego nie zrobilby siedzac w klatce sam albo przebywajac z innym mlodym, niepijacym szczurem).
Do med:
Oczywiscie pod warunkiem, ze oba szczury beda mialy dostep do napojow alkoholowych i bezalkoholowych, co nie mialo miejsca w doswiadczeniu opisanym w PNASie.
Oczywiscie. Odbieglismy juz dosc znacznie od protokolu doswiadczenia opisanego w PNASie…
Standardem w badaniach ukierunkowanych neurobiologicznie jest raczej podawanie alkoholu do wyboru z woda. Czasami nawet roznych stezen alkoholu, np. 5 – 10 – 20%, do wyboru z woda. Ten ostatni model pozwala na ekspresje naturalnych roznic indywidualnych w preferencji alkoholu.
Przymus picia (tak chyba bylo w doswiadczeniu Szwedow) troche stresuje gryzonie i odstrecza je od picia w przyszlosci. Oczywiscie gryzonie z doswiadczenia opisanego w PNASie nie mialy wielkiej przyszlosci, ale poziom stresu i aktywacje osi HPA mozna w badaniach nad reumatyzmem uwzglednic.
przyczynek do dyskusji:
„Study: red wine substance counteracts bad diet, extends life”
skrot do przeczytania na:
http://www.world-science.net/othernews/061101_resveratrol.htm
Na zdrowie 🙂
Jacobsky
Do Jacobskyego:
Dzieki. Do dalszej kontemplacji polecam moj artykul z Tygodnika Powszechnego z r. 2002:
http://www.tygodnik.com.pl/numer/278547/kubiak.html
jk,
dzieki za link.
in vino veritas zatem 🙂
Nie moge pic zbyt duzo wina. Po drugiej lampce zatyka mi stopniowo nos i drapie mnie w gardle. Slaba reakcja uczuleniowa.
Wino to dosc zlozona mieszanka chemiczna, pelna cukrow, garbnikow, soli mineralnych, nawet peptydow. Kiedys jakis spec-kiper w radio wyjasnial powody, dla ktorych czerwone wino powinno sie podawac do czerwonych mies, a biale – do bialych. Otoz w czerwonym winie znajduja sie garbniki, ktore, w zetknieciu ze skoagulowanymi bialkami miesa czerwonego (w tym z bialkami krwi), wywoluja okreslone reakcje smakowe i aromatyczne. Takich reakcji nie prowokuje ani wino biale w obecnosci miesa czerwonego, ani wino czerwone w obecnosci miesa bialego.
Nie wiem, ile jest w tym prawdy. Nie znam sie na tyle na chemii zywnosci, zeby moc prawidlowo ocenic powyzszy wywod, ale na chlopski rozum naukowy ma to wszystko sens.
W kazdym razie wiadomo, z czym najlepiej konsumuje sie naszego poczciwego sledzia w oleju…
Pozdrawiam,
Jacobsky
Sadze z praktyki, ze ten kiper moze miec racje. Ja np. lubie czerwone (dobre) wino do ryb (no moze nie do sledzia, ale do ryb na goraca). Sadze, ze to moze byc spowodowane wlasnie jakas mutacja receptorow smaku. Zachodza u mnie jakies inne reakcje niz u reszty ludzkosci? A do bigosu i szukrutu nie ma jak piwo! Pozdravki, jk
to fajne ale tego nie przeczytalam bo to nie to czego szukam
gdzie mogę znależć moją nadprzyrodzoną zdolność
🙂