Gdy zabraknie inteligencji

Arthur SchopenhauerPośród wielu rzeczy, jakie zawdzięczamy Grekom, najcenniejszą jest chyba tradycja racjonalizmu. W ich wydaniu racjonalizm miał polegać na krytycznej dyskusji prowadzonej nie dla niej samej, ale w poszukiwaniu prawdy. Do otaczającej ich rzeczywistości, Grecy, a w szczególności greccy filozofowie, mieli stosunek krytyczny – nie interesowały ich odpowiedzi raz osiągnięte, lecz ciągle na nowo zapytywali o to, co ich zdaniem było niejasne, nieprecyzyjne, niewłaściwie ujęte lub co po prostu było dla nich mało przekonujące. Krytyczne dyskusje pociągały za sobą systematyczne obserwacje, których skutkiem było rozbudowywanie teorii oraz pojawianie się nowych problemów. Tradycja racjonalizmu wychodziła wprawdzie od mitów, ale bardzo szybko je zarzuciła, właśnie dlatego, że w konfrontacji z rozumem i wymogami przez niego stawianymi, okazały się zbyt niepewne i wątpliwe. A wszystko to w imię prawdy.

Ale równolegle w greckiej tradycji dyskutowania pojawia się drugi wątek. Dyskusja owszem może być prowadzona dla prawdy, ale jeszcze lepiej może być prowadzona po to, by kogoś do czegoś przekonać. Obok prawdy pojawia się więc kwestia władzy – ten, kto potrafi skutecznie przekonywać, łatwo może wywierać znaczący wpływ na decyzje zapadające w demokratycznie rządzonym polis. Skuteczne przekonywanie nie zawsze musie mieć związek z prawdą. Bardzo szybko sofiści wypracowują zasady skutecznego przekonywania – argumenty dające temu, kto je opanował do perfekcji, umiejętność przekonania do wszystkiego, także do tez jawnie fałszywych. Argumenty skuteczne i niebezpieczne, bo chociaż zachowują pozór prawdy, z prawdą miewają niewiele wspólnego.

Sposoby wypracowane przez sofistów, zebrał jeszcze w XIX wieku Arthur Schopenhauer w książce Dialektyka erystyczna, czyli sztuka prowadzenia sporów (w skrócie nazywana po prostu Erystyką). Co jakiś czas sięgam do niej, bo jej lektura jest wielce pouczająca. Schopenhauer odróżnia dyskusję racjonalnej od dyskusji erystycznej, w której nie chodzi o prawdę, lecz o to, by mieć rację. Erystyka dana nam jest intuicyjnie i nie trzeba znać książki Schopenhauera, żeby skutecznie przekonywać. Ale kiedy czasem zbyt mocno angażuję się w jakąś kwestię lub nie mogę znieść arogancji przeciwnika, sięgam po tę wspaniałą książeczkę. Jest w niej niemal każdy możliwy sposób wykazywania, że się ma rację, co pozwala łatwiej je rozpoznać i się przed nimi obronić.

Oto kilka przykładów. Sposób pierwszy: rozszerzać argumentację przeciwnika poza założone przez niego lub naturalne granice; przerysowywać ją i wyjaskrawiać, a jednocześnie utrzymywać w bardzo rozmytym sensie. Natomiast swoją wypowiedź utrzymać w precyzyjnych ramach, w wąskim i określonym znaczeniu. W ten sposób łatwo uderzyć w przeciwnika.

Sposób ósmy: uczynić, aby przeciwnik wpadł w złość, ponieważ wtedy nie potrafi prawidłowo myśleć. Doprowadzić do tego można przez między innymi bezczelność, co autor podkreśla w sposobie czternastym.

Sposób osiemnasty: gdy czujemy, że przegrywamy, należy szybko zmienić przedmiot dyskusji, wdać się w jakieś drugorzędne kwestie, lub nawet przerwać całą rozmowę. Albo jeszcze inny sposób: zalać przeciwnika potokiem słów i argumentów. Jako ostatni sposób Schopenhauer wymienia atak osobisty (argumentum ad personam) – pomijamy przedmiot sporu i atakujemy wprost osobę przeciwnika na każdy możliwy sposób. Zaczepka osobista oznacza zaatakowanie przeciwnika zupełnie bez związku z istotą dyskusji, a więc zjadliwie, obelżywie i grubiańsko. Chwyt ten cieszy się ogromnym wzięciem, ponieważ każdy może go używać, nie znając się zupełnie na tym, o czym jest mowa.

Niestety, większość dyskusji ma charakter erystyczny. Chyba tylko w rozmowie z zaufaną osobą może chodzić o coś innego, niż przewaga jednego człowieka nad drugim, o spotkanie, o chwilę prawdy. Ale może inaczej się po prostu nie da… Sam Schopenhauer kończy swą książkę mądrą uwagą: „Trzeba prowadzić dyskusję poprzez argumenty, a nie apodyktyczne wypowiedzi, trzeba argumentów słuchać i zgłębiać je. Wreszcie potrzebna jest dyskusja z ludźmi szanującymi prawdę, którzy lubią słuszne argumenty nawet z ust przeciwnika i są na tyle sprawiedliwi, by uznać, że brak im racji, skoro prawdę głosi przeciwnik. (…) Niezbędna jest względna równość obu dyskutantów, tak pod względem erudycji, jak i inteligencji. Gdy jeden pozbawiony jest erudycji, to wszystkiego nie pojmie, przeto nie będzie na poziomie. Gdy zaś zabraknie mu inteligencji, rozgoryczy się tylko i sięgnie po nieuczciwość, szalbierstwo i w końcu grubiaństwo”. I wtedy nie ma co rozmawiać.

Grzegorz Pacewicz