Wołanie na puszczy
Szkody wyrządzone przez rząd na długo osłabią naukę polską.
Twarda i nadęta polityka braci Kaczyńskich wobec Niemiec będzie miała długofalowe negatywne skutki dla polskiej nauki. Nie dlatego, by Republika Federalna miała w odwecie oficjalnie ograniczyć naukowe kontakty z nami. Nie będą szukali z nami kontaktów sami niemieccy naukowcy, bo po jakie licho? A właśnie prywatne kontakty i dobra atmosfera między państwami to dwa nierozłączne motory współpracy naukowej.
Polityka obrzydzania Polakom Niemiec i Niemców (lista jest bardzo długa: sztandarowy dziadek z Wehrmachtu Donalda Tuska skutecznie przywrócony do wirtualnego życia przez Jacka Kurskiego na użytek kampanii wyborczej w r. 2005, wyolbrzymianie wpływów Eryki Steinbach, jakby była rzeczywiście ważnym niemieckim politykiem, instrumentalizacja Polaków poległych i zamordowanych z rąk Niemców w trakcie II wojny światowej w negocjacjach z UE, straszenie Niemcem, który przyjdzie odebrać „swoją” własność, przypisywanie niemieckofilności politycznym przeciwnikom, sugerujące jednoznacznie, że „prawdziwi” Polacy nie mogą lubić Niemców – a mogą i są liczni, etc…) przynosi zamierzone przez PiS polityczne i społeczne efekty.
A paradoksalnie, pożądane są one głównie w polityce wewnętrznej. Niemiecki straszak, tak dobrze sprawdzony przez Władysława Gomułkę, pozwala osiągnąć co najmniej dwa zasadnicze dla Kaczyńskich wewnętrzne cele polityczne:
- podsycić ducha polskiego patriotyzmu, takiego, jaki jawi się premierowi, czyli patriotyzmu anachronicznego, wywodzącego się z ksenofobii i bohatersko-konfrontacyjnej legendy, gdzie nasz, wyidealizowany patriotyzm ma nie mieć równych sobie w świecie,
- pozyskać tudzież utrwalić wokół tych idei elektorat – przecież dwa lata rządów PiS wraz z koalicjantami były de facto stanem permanentnej kampanii wyborczej, która teraz wchodzi w swą fazę kulminacyjną.
W polityce zagranicznej pozytywnych skutków tych działań rządu jakoś nie widać. Ale też chyba Jarosław Kaczyński na nie nie liczył. Negatywne są zaś widoczne gołym okiem: wszyscy nasi partnerzy z UE i Ameryki Północnej czekają aż to się skończy. Polska traktowana jest jak rozpychający się łokciami i domagający się lepszego miejsca w kinie widz. W dodatku widz, który przeszkadza innym w oglądaniu filmu, głośno mlaszcząc, szeleszcząc papierkami, komentując w niewybredny, a głośny sposób co ciekawsze sceny, a nawet psując powietrze. Przy czym jest to widz, który bez wahania udziela reprymendy odsuwającym się od niego na dalsze, wolne fotele. Czyż kogoś takiego można lubić i respektować?
Chcę pisać tu głównie o nauce i badaniach naukowych, a nie o polityce, ale niestety nie mogę pominąć politycznego tła. Ono bowiem determinuje to, co dotyczy sytuacji polskiej nauki i stąd ten dość długi polityczny wstęp.
Polscy naukowcy bardzo chętnie szukają współpracy z zagranicznymi ośrodkami naukowymi, a chyba szczególnie z Niemcami. Dlaczego? Głównie z powodu technologicznej przewagi i geograficznej bliskości naszego zachodniego sąsiada. Z Poznania do Berlina, a z Wrocławia do Drezna, które rośnie na największy ośrodek badań biomedycznych w UE, przecież tylko rzut beretem. Nie bez znaczenia jest również nasza bliskość językowa i kulturowa. Po niemiecku mówi przecież wielu Polaków (więcej niż np. po francusku), a niemieckie zwyczaje i codzienność nie są dla nas egzotyczne.
Splot tych przyczyn sprawia, że polscy uczeni są zainteresowani współpracą z Niemcami niezależnie od zawirowań politycznych. Czasy, gdy współpraca naukowa z pewnymi krajami była źle widziana przez władze (za PRL lepiej było oczywiście współpracować z Rosjanami niż z Amerykanami) i miało to konsekwencje w wyborach kariery naukowej niektórych uczonych, już bezpowrotnie minęły. Kaczyzm realizuje bowiem obrzydzanie Niemiec, ale nie karze i nie piętnuje za nieprzestrzeganie wytycznych. Zgadzając się na samorozwiązanie Sejmu i nie zgadzając wcześniej na zaostrzenie ustawy antyaborcyjnej, bez względu na doraźne straty polityczne, Jarosław Kaczyński przekonał (przynajmniej mnie), że choć uwielbia zarówno ekwilibrystykę na granicach demokracji, poszukiwania jej krańców, jak i korzystanie z jej szarych stref, to ostatecznej granicy demokracji raczej nie przekroczy. Nie sądzę więc, by pomimo PRL-owskiej retoryki sięgnął po PRL-owskie metody nacisku. Zresztą dla PiS naukowcy to elektorat cieniutki, pożal się Panie Boże i bez większego strategicznego znaczenia.
Zupełnie inaczej sprawa wygląda za Odrą i Nysą. Niemcy nie mają szczególnych powodów do szukania naukowych kontaktów z polską nauką (poza historykami, literaturoznawcami czy lingwistami). Polska nie jest potęgą w żadnej dziedzinie nauki, a przyciągają zagranicznych naukowców tylko pewne wybitne jednostki; mamy świetnych informatyków i matematyków, ale to wyjątki, a nie reguła. Ta sytuacja jest oczywiście skutkiem polityki zgrzebnego PRL, tak Gomułki, Gierka jak i Jaruzelskiego, i nie oskarżam o to Kaczyńskich. Ale właśnie w nauce najlepiej widać, że powinniśmy partnersko, a nie konfrontacyjnie układać stosunki z innymi krajami. W tym na pierwszym miejscu z Niemcami.
Doraźne zwycięstwa Kaczyńskich w tej dziedzinie są zwycięstwami pyrrusowymi. Pozarządowe organizacje usiłują ograniczyć straty. Przykładowo Fundacja na rzecz Nauki Polskiej i Deutsche Forschungsgemeinschaft fundują nagrodę naukową Copernicus wyróżniającą najbardziej aktywnych w polsko-niemieckiej współpracy naukowej. To chwalebne działania, które są jednak zawracaniem Wisły braci Kaczyńskich wiosłem.
W dniach 5-7 września b.r. brałem udział w międzynarodowej konferencji naukowej nt. „Endokrynologii rozrodu” w Mikołajkach (pisała o niej Gazeta Wyborcza). Konferencja zorganizowana i sponsorowana była wspólnie przez Polskę i Francję, choć oczywiście otwarta była dla wszystkich. Oglądając wysiłki organizatorów, zarówno te bieżące, jak i trwające od lat zabiegi uwieńczone zaledwie 3-dniowym sympozjum, jasne stało się dla mnie, że dobra organizacja takiej konferencji wymaga ścisłej współpracy z obu stron, choć gros wysiłku spoczywało na kolegach z Białegostoku, którym szefował prof. Sławomir Wołczyński, kierownik Kliniki Rozrodczości i Endokrynologii Ginekologicznej AM w Białymstoku. Dzięki temu można było ściągnąć z Francji do Mikołajek takie sławy jak Bouchard, Carreau, Fellous, Dadoune i wielu innych. Jednym słowem, bez prawdziwej międzynarodowej współpracy naukowej, zaufania, wspólnego interesu w doprowadzeniu dzieła do końca, i – co najważniejsze dla strony finansowej – dobrej atmosfery politycznej pomiędzy Polską i Francją, sympozjum to nie mogło by się odbyć. Ciekawe czy dziś ambasada Niemiec zaangażowałaby się w podobny projekt tak jak ambasada Francji.
Chyba nikogo z czytelników „Niedowiarów” (poza Bobolą zapewne) nie trzeba przekonywać, że konferencje naukowe to jedno z podstawowych i najszybszych źródeł zdobywania informacji naukowej. Nie są w stanie zastąpić ich żadne inne formy wymiany myśli. A przy okazji czyż dobra organizacja i świetny wybór miejsca konferencji (Mikołajki i hotel Gołębiewski, merci!) to nie znakomita wizytówka dzisiejszej Polski (goście zauważyli też, że drogi mamy kiepskie, ale przebiegający przed autokarem koło Rucianego-Nidy wspaniały jeleń chyba zrekompensował wszystkim trudy podróży z Warszawy na Mazury). To wymowny przykład, czym może być międzynarodowa współpraca naukowa w sprzyjającej atmosferze politycznej.
Szkody wyrządzone przez rząd na długo osłabią naukę polską. Polityka zagraniczna i nauka to bowiem naczynia połączone. Dlatego dedykuję premierowi myśl hydraulika ze słynnego skeczu kabaretu Dudek: „Praw fizyki pan nie zmienisz i nie bądź pan głąb!”. I wcale nie chodzi o to, by dowalić rządowi. Tylko o to, żeby w końcu przestał, co jest oczywiście głosem wołającego na puszczy.
Jacek Kubiak
Na zdjęciu: polskie dobro narodowe. Autor: *Micky*, Flickr (CC BY SA)
Komentarze
Drogi J.K. Nie mnie ograniczać tematykę kolejnych wpisów, ale proponuje jednak aby dyskutować na tym forum, albo o nauce, albo o polityce naukowej sensu stricto, a nie o polityce w ogóle. Zgadzam się, że ewentualna wojna z Niemcami prowadzona przez Kaczyńskich za pomocą zdemobilizowanych niemieckich czołgów Leopard miałaby destrukcyjny wpływ na polska naukę. Natomiast wolałbym podyskutować o bardziej aktualnych sprawach. Dzisiaj Minister Nauki powołał radę Narodowego Centrum Badań i Rozwoju. Tak jak CBA również NCBR jest nowa instytucją, która została stworzona w ramach para-rewolucyjnych działań PIS. Czy Ty albo inni uczestnicy tego blogu zainteresowani sprawami polskiej nauki sądzą, że naprawdę potrzebna jest nam jeszcze jedna rządowa instytucja nadzorująca badania naukowe w Polsce? Co sądzicie o nominacjach na prezesa i członków rady NCBR? Ponieważ nikt do końca nie wie czym tak naprawdę ma się NCBR zajmować to żaden dziennikarz nie pofatygował się chyba, żeby spytać prezesa jak mu sie podoba nowy gabinet i czym właściwie ma zamiar się zajmować. A może ktoś powinien to zrobić?
Jarek :
Mysle, ze rowniez sprawe powolania NCBR trzeba widziec w szerszym, ogolnopolitycznym kontekscie. Gdybym mial na ten temat pisac, to zaczalbym od kaczorzej obietnicy taniego panstwa. Tworzenie NCBR jest bowiem zaprzeczeniem tej obietnicy. No, ale Jaroslaw Kaczynski obiecywal tez, ze nie bedzie premierem jesli brat bedzie prezydentem, wiec wszystko jest w normie (cukier tez!). 😉
Otoz, wedlug mnie powolanie NCBR to wyrzucanie pieniedzy w bloto. KBN bardzo dobrze rozdawal pieniadze. Wystarczylo pewnie cos tam poprawic, cos zmienic itd, a nie powolywac nowego molach, ktory ma kosztowac – jak znajduje w internecie – od 18 do 31 mln zlotych (rozne zrodla podaja rozne liczby).
NCBR ma rozdawac pieniadze w, jak podaja media, strategicznych obszarach (np. energetyka, biotechnologia, nowe materiały i techniki wytwórcze). Jednym slowem za te 18-31 mln zlotych rzad, ktory wszystko centralizuje, jak w PRL, chce miec calkowita kontrole nad badaniami w tych wlasnie dziedzinach. Sadze, ze KBN moglby nadal pelnic swa funkcje, ale widocznie Kaczory nie maja tam swoich ludzi. To tylko moje podejrzenia.
Ma jeszcze powstac Agencja ds. Badań Poznawczych. Czyli, jak sadze, KBN-bis. Gratuluje taniego panstwa!
Ciesze sie ze JK doklada PISowemu rzadowi — im sie nalezy za caloksztalt a szczegolnie za wzmiecanie napiec z sasiadami aby zebrac wiecej glosow w kraju. Jednak zaryzykuje teze ze naukowcy doskonale potrafia odsunac polityke od dzialalnosci profesjonalnej. Wezmy przyklad USA. Dlugie rzady niepopularnych na swiecie Republikanow na czele z niedouczonym ignorantem Bushem powinny powaznie nadwyrezyc kontakty naukowe USA z innymi krajami. Nic sie takiego nie dzieje, przynajmniej na podstawie mojej dziedziny. Najwieksza na swiecie konferencja biologii komorki nadal odbywa sie w USA a liczba uczestnikow siega 8,000 i rosnie. O polityce sie po prostu nie mysli kiedy trzeba myslec na przyklad o pierszym podziale zygoty (chyba sie zgodzisz JK?). Jezeli kolega ma przeciwcialo a jego lab jest w na przyklad Iranie, to nic nie powstrzyma naukowca aby wyslac e-mail z prosba o wspolprace (zakladac ze e-mail dochodzi do Iranu czego nie jestem pewien).
Reasumujac, polityka PISu przynosi szkody wizerunkowi Polski za granica. Mysle ze Polska ma w tej chwili notowania tylko nieco wyzsze od Bialorusi w Europie (w opinii publicznej). Jednak nauka, posrod innych dziedzin, bedzie ostatnia ktora ucierpii na krotkowzrocznosci i nieodpowiedzialnosci szalonych Kaczorow.
arnold :
Dlatego pisalem o konferencjach naukowych i innych dzialaniach wymagajacych wspoldzialania finansowego conajmniej 2 krajow. Pisalem tez, ze wspolpraca tam gdzie wchodza w gre bezposrednie intersesy dwoch ludzi nie ucierpi. Ale jest dysproporcja pomiedzy zainteresowaniem we wspolpracy Polakow i Niemcow. Ci drudzy nie beda ulatwiac naszym naukowcom kontaktow wlasnie dlatego, ze dzieki rzadowi mamy dzis opinie pieniaczy i rozkapryszonych, a nie mamy wiele do zaproponowania w zamian. Amerykanie moga sobie wygadywac co chca na kogo chca i nie ma to znaczenia. Ale Polacy nie powinni tak robic, bo na tym traca. Tak samo jak Albanczycy czy Czesi. Kaczory wmawiaja Polakom, ze sa pepkiem swiata. A to oszukiwanie ludzi.
Zawsze jest winny Bobola ten potwor i wyrodek, ktory nie docenia uciech intelektualnych i fizycznych jakich dostarczaja konferencje naukowe umieszczone w atrakcyjnych miejscowosciach wypoczynkowych. Dobrze, ze natrafil on na zdrowy rdzen narodu, ktory odeprze jego insynuacje zamiast po prostu odpowiedziec na wyraznie sformulowane pytania. A co do reform w zarzadzaniu i finansowaniu nauki, to nie widze niczego alarmujacego. Najwyrazniej NCBR ma sie zajmowac finansowaniem badan stosowanych a ABP – badan podstawowych. Nie piszesz czy KBN pozostaje. Jezeli jest w likwidacji to zapewne koszty administracyjne tej instytucji rozloza sie na dwa nowe organizmy. Niewatpliwie, dostateczne srodki na prowadzenie badan naukowych sa warunkiem koniecznym aby polska nauka miala cos do powiedzenia na swiecie. Nie jest to jednak warunek podstawowy. Aby srodki mogly byc wykorzystane z korzyscia dla nauki i krajowej gospodarki potrzebne sa w pierwszym rzedzie wysokiej jakosci kadry naukowe. A o te niestety trudniej. Polska nie moze przeznaczyc na badania tak duzych sum aby moc sobie pozwolic na to, ze czesc badan bedzie mogla byc spisana na straty gdyz pozostale istotne wyniki powetuja te straty z nawiazka. Stad proponowalbym aby wiekszosc badan finansowanych przez ABP dotyczyla badan teoretycznych, w ktorych koszty aparatury i odczynnikow sa nieznaczne a koszty komputerow moga byc zaspokojone przez ogolnopolskie centrum obliczeniowe wyposazone w pare superkomputerow klasy Cray. W badaniach eksperymentalnych, wymagajacych kosztownej aparatury musimy polegac na wspolpracy z osrodkami zagranicznymi (Dubna, CERN). Zreszta badania te, jakkolwiek poznawczo istotne, maja mala wartosc wdrozeniowa i byc moze byloby lepiej gdyby polscy naukowcy koncentrowali sie na takich problemach, ktore chociaz w odleglej przyszlosci moga miec praktyczne zastosowanie. A co do wspolpracy z zagranicznymi osrodkami naukowymi to wplyw stosunkow politycznych jest znikomy. Powodem tego jest prosty fakt, ze polscy naukowcy sa , a moze raczej byli, stosunkowo dobrze wyksztalceni w stosunku do absolwentow uniwersytetow i politechnik krajow zachodnich. Z tego powodu stanowili oni dobrej jakosci, tania sile robocza dla badan uniwersyteckich stopnia podoktorskiego. Wydaje mi sie, ze ten ekonomiczny czynnik gra nadal pewna role.
Bobola :
Bo sam sie o to prosisz i nigdy z niczym sie nie zgadzasz. Stad podejrzenie, ze z teza nt. konferencji tez sie nie zgodzisz. 🙂
Co do KBN, to wlasnie nie wiem jaki los temu komitetowi gotuja Kaczory.
Dyskutujecie o rozwoju nauki w Polsce, o sposobach jej fiansowania, a robicie wrażenie, że nic na ten temat nie wiecie.
Oto link do strony, na której poznacie „tajną” historię KBN
http://pl.wikipedia.org/wiki/Komitet_Bada%C5%84_Naukowych
AWWW :
Nie rozumiem. Ten link nie mowi nic o przyszlosci (ani o terazniejszosci) KBN. W czym rzecz? Skad informacje, że nic na temat dzialalnosci KBN nie wiemy? Apage, Satanas!
Moze AWWW chodzi o to, ze formalnie KBN nie istnieje? Same procedury nie zmienily sie jednak az tak bardzo, to wszystko jest raczej kwestia nazwy (nawet na stronie Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyzszego w formularzach dot. grantow jeszcze niedawno widniala nazwa KBN, byc moze sie to juz zmienilo).
Pomijam juz, ze czasami nie wiadomo co pisac w artykulach, bo bylo KBN, potem MNiI, ktore Marcinkiewicz je zlikwidowal i utworzyl MNiEN, tylko po to, by wkrotce (jakies pol roku pozniej) znow podzielic (wszak musialo sie znalezc miejsce dla Romana). Niby powinno sie pisac „partially supported by (nazwa widniejaca na umowie o grant)”, ale to juz z reguly nieaktualne. Pomijam juz jak ktos mial to szczescie, ze mu umowe podpisano tego dnia, gdy sie nazwa zmieniala…
hlmi :
Same zmiany nazw bybyby jeszcze bez znaczenia. Chodzi o koszta zwiazane z roszadami personelu, zmianami siedzib, sekretarek, pism, pieczatek, dlugopisow, gumek, pieczatek, olowkow, popielniczek, tabliczek etc, etc… Przemoz sie hlmi i przecztaj nowego Pilcha. Tam to wszystko jest. Na serio! Gdybym byl opozycja to ufundowalbym wielkie afisze z napisem: „Czytajcie nowego Pilcha: Moje pierwsze samobojstwo”. I tyle. PiS by przegral wybory. Ale nikt na to nie pojdzie w tym kraju bez polotu. Zreszta ile osob w Polsce czyta ksiazki?
Na wypadek, gdyby ktos sie przyczepil do stylu mojej poprzedniej wypowiedzi, bije sie w piersi i przyznaje – mea culpa. Na swoje czesciowe usprawiedliwienie mam tylko tyle, ze pisalem, podobnie jak teraz, w pospiechu, z cudzego komputera (stad tez brak ogonkow).
hlmi :
e tam, styl miales swietny. Ale poczytaj Pilcha, to jest dopiero styl 🙂
JK napisał:
„Co do KBN, to wlasnie nie wiem jaki los temu komitetowi gotuja Kaczory”
Więc pokazałem, gdzie najprościej można znależć odpowiedź na temat historii (przeszłości) KBN oraz informację, że nie ma dla niego teraźniejszości. Nie rozumiem zatem wypowiedzi JK
„Ten link nie mowi nic o przyszlosci (ani o terazniejszosci) KBN. W czym rzecz? Skad informacje, że nic na temat dzialalnosci KBN nie wiemy?”
Inne stwierdzenie JK: „KBN bardzo dobrze rozdawal pieniadze.” też jest raczej dyskusyjne. Naromiast zgodziłbym się z tezą, że jego kolejne postaci robią to coraz gorzej.
AWWW:
Istota problemu bylo chyba co ma spotkac KBN, a ty nam przysylasz link z Wikipedii o tym czym jest KBN. No wiec uwazam, ze ni pricziom.
Co do rozdawnictwa pieniedzy. W zadnym kraju nikt nie jest do konca zadowolony z tego jak sa dystrybuowane srodki na nauke. Ale KBN taki znow zly nie byl. Teraz podzial na dwa komitety sprawi, ze beda sobie pieniadze wyrywac, przeciez to ten sam budzet (np. jak odroznic biotechnologie od badan podstawowych w biologii czy chemii)? Powinno byc jedno cialo decydujace ile na badania podstawowe a ile na stosowane z mozliwoscia (to bardzo wazne!) przesuniec, jesli poziom jednego z nich bylby za niski. Wychodzi mi wlasnie na to, ze to ktos ponad tymi komitetami bedzie decydowal ile gdzie pieniedzy pojdzie. Czyli wracamy do PRLu. I to jest wlasnie glowna wada kaczorzej polityki. Oni nie chca IV RP tylko II PRL, ktora ma sie nazywac IV RP. Taka jest prawda i ona wychodzi z kazdego kacika: TV, media, uniwersytety, tajne sluzby, IPNy itp – wszystko, czego sie dotkna, wszystko ma miec taki charakter jaki znamy z PRLu. No to ja takiej ideologii, takiej partii i takiemu rzadowi ja mowie po porstu, za prezydentem: spieprzaj dziadu!
Polska musi przyspieszyć reformę szkolnictwa wyższego – wynika z raportu przygotowanego przez Organizację Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) – cytat z GW http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80277,4501892.html
No i prosze, mamy kolejny temat do dyskusji o stanie nauki i szkol wyzszych w Polsce…
A ja przyznam, że się tych reform oświaty często boję. Bo choć na niektórych kierunkach przydałyby się pewnie zmiany, jeśli chodzi o liczność grup, dostęp do sprzętu, stosunek wykładowców do studentów, etc., to mam jednak wrażenie, że przynajmniej w matematyce, stare sprawdzone metody działają dużo lepiej niż nowoczesne, przyjazne studentowi programy nauczania. A u nas niestety wszystko idzie w kierunku zmian na system zachodni. Oczywiście wiąże się to z okrojeniem programu szkoły średniej, bo nagle okazuje się, że poza nielicznymi wyjątkami, studenci mają duże problemy z opanowaniem materiału, a nie można tego ignorować. Dodatkowo pojawiła się duża grupa studentów zainteresowanych ekonomią, co wymusiło odwrócenie kolejności pewnych przedmiotów na ich ścieżce. Jest to problem o tyle duży (z mojego punktu widzenia), że aby mogli oni opanować praktycznie potrzebne im narzędzia, muszą odłożyć zrozumienie pewnych faktów, leżących u podstaw tego materiału na później. Innymi słowy, trzeba założyć, że pewne rzeczy przyjmują na wiarę, a jeśli będą chcieli, poznają je później. Nie jest to do końca zgodne z paradygmatem nauk matematycznych (oczywiście życie jest życiem i każdy tak czasem robi, ale tutaj staje się to wymuszone programowo, na dużo większą skalę i trochę kosztem mniejszej grupy studentów zainteresowanych teorią).
Jakoś mam wrażenie, że te wszystkie teorie o mniejszym obciążeniu ucznia, bezstresowej szkole, etc., tylko rozkładają to, co w polskiej edukacji było dobre. Szkoła powinna być przyjazna, ale w tym sensie, że
ma umożliwiać rozwój pozalekcyjny, a nauczyciele nie powinni dostarczać dodatkowego stresu swoją osobowością. Ale chyba jedynym sposobem na nauczenie się czegoś jest wysiedzenie swoich d…godzin, chyba, nawet
jeśli jest się osobą uzdolnioną.
Jeśli nawet wkurzało mnie uczenie się na pamięć o strzygonii choinówce, turkuciu podjadku, sercu krokodyla i enzymach na biologii, jak pomyślę jak mała jest moja wiedza (bo rzeczywiście zapomniałem bardzo wiele) i o ile byłaby mniejsza, gdyby jeszcze mi ten program okroili, rozumiem, że może to była jakaś metoda. Na konsultacje do mojego kolegi (poza Polską) przyszedł ostatnio student pierwszego roku, żeby mu wyjaśnić logarytmy, co jest dla mnie jakąś masakrą. Jasne, że i u nas są studenci, którzy popełniają błędy kompromitujące niegdyś ucznia pierwszej klasy liceum,
zapewne zawsze tak było, ale mam wrażenie, że dążąc do edukacji w stylu zachodnim pozbawiamy się tego atutu, o którym wyżej pisał Bobola, że w przedmiotach ścisłych nasi studenci są (albo byli) lepiej wykształceni niż studenci niemieccy czy holenderscy (a gorzej niż np. studenci ukraińscy, wiem z doświadczenia). Zresztą jak się sprawdzi ilu jest doktorantów z krajów bloku postsowieckiego na zachodnich uczelniach w porównaniu z autochtonami, dostaje się dość ciekawe dane, które chyba o czymś świadczą. Wydaje mi się, że prawdziwym wyzwaniem byłoby połączenie oświaty otwartej, mniej zaściankowej, jeśli chodzi o nauki humanistyczne (tzn. pokazanie kultury światowej i kultury polskiej na tym tle, patriotycznie, ale bez nadmiernego, ograniczającego polonocentryzmu) ze starym, sprawdzonym sposobem, jeśli chodzi o nauki ścisłe i przyrodnicze.
jk,
może kiedyś zerknę na Pilcha, chwilowo nie mam możliwości, a muszę się rzeczywiście przemóc, żeby to zrobić ;). Nie, żebym miał coś przeciwko, ale to nie mój klimat jakoś.
hlmi :
Chyba troche za bardzo uogolniasz. Nie uwazam, zeby twardy podzial na studentow polskich, ukrainskich czy zachodnich byl dobry. Sa dobrzy i tu i tam, tak samo jak i zli. Mozna miec na studiach wszystko wkladane na pamiec do lba, a jak sie czlowiek wyrwie z tego kieratu to moga mu sie sploty mozgowe albo otworzyc albo zamknac. Zasob nauki uniwersyteckiej wystacza na jakies gora 2-3 lata, a potem trzeba samemu wszystko odnawiac. Najwazniejsze aby na studiach zrozumiec, ze uczyc sie trzeba caly czas. To wlasciwie jedyna rzecz, ktora trzeba zrozumiec w trakcie studiow. Cala reszta to po prostu cwiczenia pamieci w wybranej dziedzinie.
Dlatego smieszy mnie unowoczesnianie programow. Nowczesnosc czy anarchicznosc programow po prostu nie ma zadnego znaczenia dla poziomu nauczania. Albo sie jest inteligentnym labo sie nie jest. I zeby nie wiem jak sie natezal…
Co do Pilcha. Namawiam na lekture wlasnie „Pierwszego samobojstwa”, bo to krotkie, robiace niezwykle wrazenie ‚kawalki’. Pilcha, dla tych, ktorzy nie sa do niego przekonani, radzilbym zaczynac wlasnie od tych opowiadan. A co do polityki w tej ksiazce, to tam nie ma nic politycznego. Po prostu sadze, ze ktos, kto rozumie Pilcha nie moze glosowac na PiS. I to tyle. Dlatego wlasnie warto sie przemoc jesli jeszcze sie Pilcha nie zaakceptowalo.
jk,
mówiąc o studentach polskich, zachodnich, ukraińskich miałem oczywiście na myśli średni poziom oraz to co wynieśli ze studiów i potrafią zastosować. Przy czym chodziło mi głównie o matematykę i informatykę. Otóż na zachodzie czasami nawet na studiach matematycznych jest podział na wykłady ścisłe i – nazwijmy – przystępne. Żeby zajmować się rachunkiem prawdopodobieństwa ze zrozumieniem, nawet na poziomie zastosowań w statystyce czy informatyce, lepiej jest przejść przez ścisły kurs teorii miary. Tak to wygląda w tej chwili na polskich uczelniach, na kierunku matematyka. Na zachodzie często, nawet na matematyce, nie robi się w ten sposób, tylko trochę, powiedzmy, oszukuje, żeby móc robić wyliczenia, a potem tyko co niektórzy studenci poznają jak to powinno tak naprawdę wyglądać. Dużo wykładów startuje też od zera, czyli od tego co to jest prawdopodobieństwo, żeby dojść w ciągu trymestru do bardzo zaawansowanych rzeczy z procesów stochastycznych (właśnie tych potrzebnych w ekonomii). Po takim kursie nie ma szans stosować tego ze zrozumieniem, nie wydaje mi się, żeby taki student potrafił nawet powiedzieć, co tak naprawdę robi (wiem, bo bylem na takim kursie 😉 ).
U nas do tej pory był najpierw roczny kurs rachunku prawdopodobieństwa, potem podstawy procesów stochastycznych, dopiero potem te zaawansowane rzeczy. Teraz czasami jet trochę gorzej, podstawy rachunku są nadal niezbędne, choć czasami studenci oszukują, natomiast ten zaawansowany materiał robi się czasami przed podstawami procesów stochastycznych. To sprawia, że studenci będą posługiwać się tym z mniejszym zrozumieniem. A teoria miary, która leży u podstaw tego wszystkiego może zostać wyrzucona nawet do wykładów nieobowiązkowych (podobnie jak topologia ogólna na niektórych polskich uczelniach). Nie wiem czy to jest dobre porównanie, ale to trochę tak jakbyś miał studenta piątego roku, który wyrecytuje Ci wszystko co trzeba z zaawansowanych rzeczy, przeprowadzi doświadczenie, ale nie wie co to jest proton.
A jeśli chodzi o Ukrainę, wyniesiona ze studiów (z kursowych przedmiotów) wiedza poznanych przeze mnie studentów informatyki nt. analizy matematycznej, była taka jak u nas studentów matematyki. Być może nie jest to celem samym w sobie, informatyka obchodzą z reguły inne rzeczy i analiza może wydać mu się zbędnym obciążeniem, ale przynajmniej jeden z tych studentów robi teraz doktorat na zachodzie, właśnie z pogranicza tych informatyki i matematyki. Wszystkiego się można douczyć samemu, jak ktoś ma smykałkę i odpowiednio dużo pracuje, ale na mnie ich wykształcenie robiło po prostu wrażenie.
Bez obaw, głosowanie na PiS mi raczej nie grozi ;).
hlmi :
ok. Teraz rozumiem.
Czego i jak uczyc, jak gleboko, jak szeroko, od czego zaczac i gdzie skonczyc… To sa decyzje ktore podejmuje profesor, wydzial akademicki itd. Tyle jest podejsc ile szkol i profesorow. Nie ma czegos takiego jak zachodni lub wschodni (o przepraszam — centralno-europejski) styl uczenia. Tak mi sie wydaje.
Natomiast zgadzam sie z JK, uczyc sie trzeba przez cale zycie. Najgorsze wyklady ktore daje to te kiedy zakladam ze cos akurat rozumiem na dany temat.
Ja też się zgadzam, że uczyć trzeb się całe życie, żeby nie było ;). A rutyna przy prowadzeniu dydaktyki rzeczywiście z reguły gubi.
Będę się jednak upierał, że jest jakiś wspólny mianownik dla stylu nauczania
w krajach byłego bloku wschodniego, który dziś zanika, a który mimo oczywistych wad, ma także dużo plusów. Wydaje mi się, że wynika on z historycznie mniejszej swobody uczelni, większego centralizmu, innego sposobu patrzenia na edukację w ogóle (nie przez pryzmat wolnego rynku). Być może rzeczywiście w krajach zachodnich sytuacja jest bardziej zróżnicowana, bo i presja rynku i większa swoboda uczelni maja tam miejsce od lat. Moje doświadczenie czerpię w sumie z rozmów ze studentami i wykładowcam (z których część studiowała/pracowała tu i tu, nie są to tylko matematycy), osobiście wiem jak wygląda nauczanie tylko na jednej uczelni polskiej i na dwóch zagranicznych. Niemniej na podstawie tych danych widać jakieś wspólne cechy między Polską, Słowacją i Ukrainą, które odróżniają je od np. Szwajcarii, Holandii, Kanady czy USA. I choć edukacja w tej drugiej grupie państw nie jest zapewne taka jednolita, to różnice z „naszym” blokiem sprowadzają się często właśnie do tych zjawisk, które opisałem w komentarzu wyżej. Teraz ta różnica zaciera się i pewnie nie będzie to miało większego wpływu na poziom najlepszych absolwentów, ale mam wrażenie, że może skutkować obniżeniem średniego poziomu na najlepszych polskich uczelniach (albo może tylko przeniesieniem środka ciężkości na inne umiejętności, nie wiem).
W każdym razie, żeby nie przynudzać dłużej, zakończę trywialnym stwierdzeniem, że trzeba czerpać dobre wzorce z każdej strony, odrzucając przy tym te mniej korzystne :D.
OECD zaleca zmiany w takim kierunku by ksztalcenie studentow bylo mniej akademickie, ale jak sie jest samemu nauczycielem akademickim to najpierw chce sie dac te wlasnie akademicka wiedze. Problem w tym, ze tylko czesc absolwentow potrafi ja potem zastosowac w praktyce. Dlatego trzeba znalezc jakis zloty srodek pomiedzy tym co sugeruje hlmi na wschodzie i arnold na zachodzie. Tyle, ze to wymaga wyczucia. No i masz babo placek. Bo tego nie da sie podac w jakiejkolwiek recepcie.
Do dyskusji o KBN, polityce naukowej (przed PiSowskiej):
Tabela nieparametryczna 10 grzechów głównych KBN
http://www.jwieczorek.ans.pl/grzechy%20kbn.htm
( w 7 nie dało się zmieścić !)
KOMISJA WYBORCZA KBN
http://www.jwieczorek.ans.pl/komisja%20wyborcza%20kbn.htm
Dialog z Ministrem Nauki
http://www.jwieczorek.ans.pl/dialog%20z%20ministrem%20nauki.htm
Nauka nad polityką ?
http://www.jwieczorek.ans.pl/JKF.htm
UCZENI A SPORTOWCY
http://www.jwieczorek.ans.pl/uczeni%20sportowcy.htm
Kleiber -kto, komu, za co
http://www.jwieczorek.ans.pl/kleiber%20kkc.htm
Problem Eriki Steinbach nie jest wyolbrzymiony w przeciwieństwie do ‚szkód’ wyrządzanych rzekomo przez Kaczora Wielkiego.
http://nfaadmin.blogspot.com/
Ogórki akademickie (małosolne) i in.
Problem z Erika Steinbach jest taki sam jak z Jaroslawem Kaczynskim – za duzo tupetu i zadecia. I tyle.
Szanowny jw,
Nie da sie zreformowac nauki w niepowazny sposob w jaki to probujecie zrobic w NFA (wnioskujac na podstawie linkow ktore podales/as powyzej). Czesc zarzutow pod adresem KBN wydaje sie byc uzasadniona (jak brak bazy danych). Ale wiekszosc pozostalych albo nie da sie zrozumiec („5. Wysoka, parametryczna ocena jednostek, w których nie ma miejsca dla osób posiadających poczucie własnej wartości i mających samo-motywację do pracy naukowej”) albo stanowia oczywisty nonsens („6. Prawne zagwarantowanie nie-finansowania aktywnych naukowo, niezależnych badaczy”).
W punkcie 4. czytamy „Prawne zagwarantowanie układów przyjacielsko-instytucjonalnych w dystrybucji pieniędzy podatnika”. To jest zarzut korupcji jezeli dobrze rozumiem. To jest powazny zarzut. Gdzie sa dowody? To jest powazne oskarzenie pod adresem demokratycznie wybranych czlonkow KBN . Z drugiej strony, wiemy jak „przyjacielski uklad” byl pomocny w pompowaniu spolecznych pieniedzy (z kieszeni europejskich podatnikow) do szkoly pana Rydzyka.
W tekstach NFA widac szkole PISowska. Kaczor tez nie wacha sie rzucac oskarzeniami bez pokrycia (i namyslu).
dnarna jak widać ma zwyczaj rzucać oskarżeniami bez pokrycia i ma nader poważne trudności w rozumieniu słowa pisanego co nie jest zresztą taką rzadkością w polskim środowisku akademickim. Widać też, ze nienawiść do Kaczorów powoduje całkowitą utratę kontaktu z rzeczywistością.
Linki o KBN które zostały podane nie dotyczą NFA, bo w latach 90-tych (i poczatek 2000) NFA nie istniało i w najmniejszym stopniu te teksty nie wyszły ze szkoły PISowskiej bo istnienia PISu chyba wówczas nawet najlepsze wróżki nie przewidywały. To że wiele lat później wokół jw samotnie w latach 90-tych walczącego z patologiami m.in. KBN skupiło się trochę osób na NFA to chyba nie jest niepoważne, tym bardziej , że ten ruch traktowany jest powaznie przez wielu poważnych ‚akademików’.
Radzę sprobowac najpierw zaznajomic się z treścią tekstów (sprzed ery PISu) a potem probować merytorycznie z nimi dyskutowac. Rzucanie nonsensownych oskarżeń bez kontaktu z rzeczywistością tak charakterystyczne dla polskiego srodowiska akademickiego co najwyżej świadczy o jego poziomie i potwierdza potrzebę przeprowadzenia radykalnych reform.
Oczywistym nonsenem jest stwierdzenie „stanowia oczywisty nonsens (?6. Prawne zagwarantowanie nie-finansowania aktywnych naukowo, niezależnych badaczy?).
Uzasadnienie ptk. 6 mozna znaleźć w tekstach na stronie http://www.jwieczorek.ans.pl
Oczywiście gdyby ówczesny KBN zezwolił na druk w odcinkach tych punktów w Sprawach Nauki (tam propozycje zgłosilem) wtedy każdy punkt miałby szersze rozwinięcie i udokumentowanie faktami.
Punk 4 zdaje się zaakaceptowany został przy zmianach strukturalnych i likwidacji KBN co nie było moim zamiarem bo
mimo krytyki podział środkow podatnika w ramach konkursow uważam za zasadny ale nie uważałem za zasadne dzielenie ich w ramach ‚pseudokonkursów’ bez ujawniania rezultatów. Tak sie sklada, ze np. min. Kleiber ujawnił je przed takim jak ja podatnikiem ale generalnie KBN bronił się ustawą o ochronie danych osobowych !
Sprawa ew. korupcji była przedmiotem zgłoszenia do programu przeciw korupcji, opiniowana przez zainteresowanych , wspóltwórców KBN , więc zostala schowana pod dywan a pelnej opinii do dnia dzisiejszego nie dostalem ( no z wyjatkiem wyrazów najwyższego szacunku od szefowej programu).
Przypomne, ze wtedy program antykrupcyjny FB wraz Gazeta Wyborcza prowadzil kampanie antykrupcyjna ale złotowkową tzn. np. przeciwko dawaniu złotowki kierowcy przez kobiecinę z tobolami, która by chciała wysiąść na końcu wsi a nie na przystanku w jej srodku. Zdaje się wynikiem tej kampanii było wprowadzenie kar 3000 zł dla kierowcow zatrzymujących się poza przystankami. Obecnie takie kobieciny ida czasem 2-3 km wzdluż szosy, często bez poboczy i czasem giną pod kołami samochodów.
Nierozliczonymi milionami rozdanymi na prowadzenie badań bez ujawniania rezultatów jakoś nikt sie nie zainteresowal – no może poza jw i częsciowo NIKiem.
Tak to sie u nas walczy z korupcja, a przede wszystkim z tymi
którzy by sie z korupcją odważyli walczyć. ( wiecej na http://www.jwieczorek.ans.pl z epoki przedpisowskiej)
Zgadzam sie z dnarna co do ocen reformatorskich zapedow jw i NFA.
Prawie przed rokiem mielismy w tym blogu dyskusje z NFA. I nie zgadzalismy sie prawie w kazdym punkcie. Jak widac po roku NFA nadal jest na pozycjach atakujacych i jakos nawet rzad PiS/LPR/SB nie zainteresowal sie tymi propozycjami. Mysle, ze musicie sobie znalezc jakas inna, jeszcze bardziej radykalna rewolucje, do ktorej moglibyscie sie przylaczyc. Zycze powodzenia, ale beze mnie.
Sam mam do KBN kilka zastrzezen (swego czasu krytykowalem tu prof. Kleibera za niezbyt klarowna polityke), ale taki jest los majacych wladze i rozdzielajacych pieniadze. Do kogo takiego nie ma zastrzezen? Nawet Balcerowicza, ktory tyle dobrego zrobil dla Polski mozna krytykowac, nawet prof. Geremka mozna za to czy inne posuniecie nieco zbesztac, ba sam Jacek Kuron, ikona bezinteresownej walki z komuna, dostal swoje, nie wspomne o Adamie Michniku, bo troche sam sie prosil (np. bratajac sie w katolickim duchu z Jaruzelem czy nagrywajac Rywina, choc dobrze zrobil). Wiec rowniez i KBN skrytykowac nalezy, nie prawdaz?
jk „Jak widac po roku NFA nadal jest na pozycjach atakujacych i jakos nawet rzad PiS/LPR/SB nie zainteresowal sie tymi propozycjami.”
Jak widać jk jest nadal na pozycji atakującej na oślep bez argumentów merytorycznych a jak zwykle politycznych.Tak sie składa że musze jk zasmucić bo NFA zainteresował się i minister nauki i kancelaria prezydenta, a premier podniósl problem stworzenia uniwersytetu bez terroru obecnego na obecnych ( to wczesniej było postulowane przez osoby z kręgu jw).
Co do poparcia NFA przez SB to wolne żarty. Ale przykład sprawy jw jasno wskazuje, że papiery SB bywaja bardziej wiarygodne niz oskarżenia (papiery zniszczone) ‚autorytetów’ moralnych i intelektualnych.
Ciekawa jest postawa dnarna i jak rozmiem jk ” To jest zarzut korupcji jezeli dobrze rozumiem. To jest powazny zarzut. Gdzie sa dowody? To jest powazne oskarzenie pod adresem demokratycznie wybranych czlonkow KBN” czyli jak rozumiem jak gremium jest wybrane demokratycznie to zarzuty o korupcji jego nie dotyczą ? Czy tak ? Oczywiście ‚demokratycznie’ (po usnięcieu ze srodowiska ‚wyborczego’ osób niewygodnych) wybrane komisje rownież demokratycznie rozdzielały także miedzy siebie pieniadze podatnika co łatwo mozna było przesledzic porownując składy komisji i nazwiska zwycięzców ‚konkursow’ grantowych (nie bez przyczyny nie ma tego w ‚bazach’ niedanych). Jasne, że taka ‚demokracja’ nie była zagrożona ( zadnego ruchu na rzecz obrony demokracji wtedy nie było).
Ciekawe, że demokratycznie wybrany rząd jest jednak atakowany (głownie przez tych, którzy sa zwolennikami nieoskarżania ciał demokratycznie wybranych) bo nie chcial oddać wladzy tym którzy przegrali – a winna być przeciez równowaga (jak argumentowano) – zwycięzca oddaje wladzę przegranym, aby im nie było smutno.
He, he, SB dla mnie to SamooBrona.
He, he. Nie trudno odcyfrować, ale taki skrót może budzić inne skojarzenia. Niby dlaczego – nie. Mnie SB kojarzy się także z antypisowskiem ruchem na rzecz ‚demokracji’. Ofiary SB (i stosujących metody SB) także w środowisku akademickim ich nie interesują, co innego kaci – ci mają zapewniona pomoc i wsparcie. Skutki dla nauki widoczne, ale na tym forum to Kaczory mają odpowiadać za kiepską kondycje nauki, mimo ze np. ustawe o szkolnictwie wyższym tworzyli rektorzy pod egidą- pijaczyny, byłego Polaka. I to sie wielu antykaczystom podoba.
Żenada.
jw, Czy mógłbyś nam wytłumaczyć co Ty właściwie chcesz zmienić w polityce naukowej ? Czy masz jakieś inne postulaty oprócz tego pierwszego zasadniczego, że wszyscy w końcu mają się dowiedzieć, że jestes Wielkim Reformatorem Nauki Polskiej wołającym na puszczy ? Tak, tak, wiem lustracja wszerz, wzdłuż i w poprzek, aż do utraty tchu. To jest postulat NFA numero duo. I co dalej? Chowasz coś w zanadrzu oprócz obelg dla swoich przeciwników? Niech zgadnę, postulat kolejny to dać 15 milionów euro na szkołę ojca Rydzyka. I w ten oto sposób polska nauka zostanie zreformowana.
jw,
Moze uzyc ten link zeby przeczytac dane na temat projektow naukowych (te dane ktorych rzekomo nie ma — twoj zarzut jest conajmniej przeterminowany):
http://nauka.opi.org.pl/granty/granty_inf_f_nauka.htm
A teraz powiedz nam ktore projekty sa finansowane w wyniku korupcji.
no moze rzeczywiscie za bardzo dokuczamy jw. Popatrzcie co znalazlem w bazie danych jako rekomendowany projekt.
N N101 1630 33
Tytuł: Małżeńskie powołanie mężczyzny i niewiasty apostolskim darem i zadaniem w nauczaniu Jana Pawła II
Kierownik: prof. dr hab. Balter Lucjan
Instytucja realizująca: Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie ; Wydział Teologiczny
Typ projektu: promotorski
Dyscyplina naukowa: Filozofia i Teologia
Komisja: rekomendowany
deepfiber :
Nie mam nic przeciwko takim badaniom. Tym bardziej, ze to projekty, ktore nie powinny pochlaniac kroci bo nie trzeba do tego ani mikroskopow ani innej skomplikowanej aparatury. Ciekawe ile z tej rekomendacji poszlo na ten projekt?
jk,
podzielam Twoj entuzjazm dla niskich kosztow badan. Nie tylko nie potrzeba skomplikowanej aparatury, rowniez nie trzeba za dlugo szukac wynikow. Profesor Lucjan jest specjalista w zakresie „papieskiej nieomylnosci”.
A na powaznie, na takie „badania” powini placic wyznawcy „nieomylnosci” a nie podatnicy.
deepfiber:
To oczywicie problem o wiele szerszy. Na ile teologie powinno sponsorowac panstwo z pieniedzy podatnika. W Izraelu np. sporo pieniedzy idzie na tego typu badania, choc prywatni darczynscy chyba daja wiecej. Nasi polscy katolicy chyba sa bardziej skapi dlatego Kosciol katolicki wyciaga reke po kazdy grosz. Panstwo obojetne wyznaniono mogloby dawac jakis tam pieniadz na takie cele, ale powino dac rowno zydom, prawoslawnym, muzulmanom i mormonom. A zaloze sie 10000 do 1, ze daje tylko na badania nieomylnsci katolickich myslicieli nt. wspolzycia niewiast i mezczyzn. W dodatku to pewnie jest podciagane pod polityke prorodzinna.
Ciekawe czy mozna bylby dostac pieniadze na podobne badania na modelu zwierzecym albo pierwotniaczym. W koncu latwiej pewne rzeczy przesledzic na takich modelach. Z pierwotniakami bylby tylko ten problem, ze byloby do badania kilka plci niewiescich i kilka meskich. No, ale dobry mysliciel i z tym powien sobie poradzic, nieprawdaz? 😉
sprawa reform w nauce – m.in.
Petycja Niezależnego Forum Akademickiego
Sprawy nauki Nr 2 (123) Luty 2007
http://www.nauka.gov.pl/mein/index.jsp?place=Lead08&news_cat_id=1084&news_id=4678&layout=2&page=text
Europejska Karta Naukowca
http://www.nfa.alfadent.pl/articles.php?topic=32
sprawa finansowania nauki i KBN m.in.:
http://www.nfa.alfadent.pl/articles.php?topic=42
Przykłady projektów badawczych finansowanych ( ponad 100 000 zł) przez KBN niestety bez ujawnienia ich wyników przed podatnikiem wg bazy danych (niedanych) http://bazy.opi.org.pl/
http://www.nfa.alfadent.pl/articles.php?id=218
Wołanie na puszczy – to tytuł tego blogu autorstwa jk a nie jw
wszyscy tego mogą się dowiedzieć czytając ten blog
jk
Jezeli chodzi o pierwotniaki, to te wydaja sie wspolzyc jak Bog przykazal. Dla przykladu, wspolzycie ma tylko jeden cel — wyprodukowanie potomstwa, a koczy sie smiercia rodzicow w momencie urodzin. Potomstwo zas dziedziczy calkowicie cialo rodzicow (oszczednosc!!!). Co wiecej, homoseksualizm wystepuje ale jest widziany niechetnie. Kiedy horda pierwotniakow laczy sie w pary aby wymienic sie swoim nasieniem, zdarzaja sie pary homoksualne (okolo 1%). Te przypadki pewnie wynikaja z ogolnego zamieszania kiedy dochodzi do orgii koniugacyjnej. Jednak te homoseksualne rozdzielaja sie dobrowolnie bez wymiany nasienia. Gatunek jest wiec tak zaprojektowany aby nie marnowac gamet. Do tego mamy wspolzycie poronne. W tym wariancie, pierwotniak w pelni zdolny do wspolzycia laczy sie w pare z innym ktory ma zdolnosc partycypacji ale nie produkuje nasienia (taki senor citizen). W tej parze poronnej, nasienie jest przekazywane tylko w jedna strone. Przy okazji ten ktory daje nasienie, miesza sobie genom aby szybciej ewoluowac, co chyba tez jest pozytywne.
Chetnie widzialbym zwiekszone fundusze na badania nad seksem u pierwotniakow. Jest jeszcze wiele pytan na ktore nie znamy odpowiedzi. Na przyklad, dlaczego pierwotniak nie moze miec seksu zaraz po urodzeniu? A tak wlasnie jest, musi sie podzielic 100 razy zanim dojrzeje do wspolzycia.
deepiber:
I na te pytanie odpowiedz znajduje sie w przemysleniach JP2 nt. niewiast i mezow. Dlatego trzeba lozyc na teologie katolicka z pieniadzy podatnikow. To sa bowiem problemy dotyczace jednosci i wielkosci rodziny. 😉
Nie popieram generalnie finansowania projektów kościelnych z kasy państwowej, chyba, że mają obiektywną wartość naukową czy może bardziej kulturową (trudno mi się wypowiadać nt. wspomnianego grantu), ale nie rozumiem dlaczego państwo neutralne światopoglądowo ma dawać tyle samo na wszystkie religie. W końcu przedstawicieli różnych religii nie jest w żadnym kraju dokładnie tyle samo, więc korzyści społeczne z różnych projektów też zapewne są różne. To mi takimi parytetami trąci.
hlmi:
To jest pewien problem. Osobiscie bardzo cenie sobie teologie (dobra). Rozwazania nt. mysli JP2 o niewiastach i mezach uwazam za raczej glupkowate (ale moze sie myle). Trudno mi sie pogodzic z mysla, ze panstwo nie mogloby finansowac dobrych teologow. Tylko oczywiscie jak odroznic ziarno od plew. Rownoczesnie czuje, ze cos jest nie tak w sponsorowaniu przez podatnikow walkowania mysli nieomylengo (u nas) papieza.
Ja tez nie ma nic przeciwko teologii. Jednak, tytul projektu zaproponowanego przez Prof. Lucjana wydaje sie byc wadliwie skonstruowany. Zwykle tytul projektu zawiera kluczowe slowa ktore ilustruja hipoteze i metodyke badan a przedewszystkim obszar niewiedzy ktora ma projekt wypelnic. Zgadzam sie z jw ze brak streszczen jest powazna wada bazy danych o projektach naukowych. Przy braku streszczen, tytul zyskuje jeszcze bardziej na waznosci. Niestety, tytul zaproponowany przez Prof. Lucjana wlasciwie zawiera wynik badan. Tytul ten brzmi troche jak „Jacek Kubiak uczy nas ze mitoza to podzial chromosomow”. Natomiast moznaby ten tytul przebudowac aby ujawnial pewna luke w wiedzy ktora projekt ma wypelnic. Na przyklad „Mitoza w nauczaniu Jacka Kubiaka” ( w tym sensie ze ogolnie niewielu wie co Jacek uczy na temat mitozy i badacz przeprowadzi analize jego pisarstwa w tej dziedzinie i udostepni szerokiej publicznosci). W zasadzie tytul projektu Lucjana bylby do zaakceptowania po usunieciu „apostolskim darem i zadaniem” — „Małżeńskie powołanie mężczyzny i niewiasty w nauczaniu Jana Pawła II” — wtedy bym sie nie czepial.
No to chyba nastepny projekt, ktory zloze bedzie mial tytul: Mitoza w nauczaniu Jacka Kubiaka apostolskim darem i zadaniem. 😉
Wczesny rozwoj embrionalny w jaju u niewiasty mysiej — polarnosc u zygoty darem i zadaniem dla gorliwych badaczy.
polecam dluższa listę do omawianego tematu:-)
http://www.sprawynauki.edu.pl/?section=article&ref=issue&art_id=2468
i jeszcze jedno, podobne:
http://www.sprawynauki.edu.pl/?section=article&ref=issue&art_id=2481