Eteryczne powszechniki

Czy istnieje jakaś istota rzeczy?

man_450.jpg

Ostatnio sporo czasu poświęciłem na słynny średniowieczny spór o uniwersalia. Świadczy on o wysokim poziomie refleksji w owym czasie, bo myśliciele zaangażowani w rozwiązywanie tego problemu wprowadzali coraz subtelniejsze rozróżnienia logiczne. Tym bardziej dziwne jest, że jeśli pominąć kwestie teologiczne z nim związane, trudno odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego ten spór był taki głośny.

W sporze tym chodzi naturę tzw. powszechników, czyli pojęć ogólnych lub abstrakcyjnych. Jego źródłem jest pytanie: co jest poznawalne w rzeczach? Chodzi o to, że w gruncie rzeczy poznajemy cechy, które są wspólne rzeczom. Istnienie zaś treści wspólnych skłaniało niektórych myślicieli do wniosku, że rzeczy o wspólnych cechach mają tę samą wspólną istotę. Jeśli Sokrates, Platon i Arystoteles są trzema przykładami desygnatów nazwy „człowiek”, to w nazwie tej według nich odbija się to, co jest im trzem wspólne, czyli „człowieczeństwo”. „Człowieczeństwo”, jako wspólna natura ludzi, istnieje oczywiście inaczej niż realny człowiek, ale odbija się ono w nazwie „człowiek”, dzięki czemu możemy tę nazwę odnosić do poszczególnych ludzi. Samo słowo „człowiek” jest tutaj kwestią drugorzędną. Może to być „człowiek”, „l’homme”, „homo”, „abek” i cokolwiek innego.

Dla Platona ta wspólna istota istniała poza rzeczami i nazywał ją ideą. Dla Arystotelesa istota istniała tylko w rzeczach, ale poznając je człowiek jest w stanie wydobyć ją z rzeczy i ująć właśnie w postaci powszechników. I stąd pojawia się pytanie: jaką naturę mają powszechniki? Czy są to tylko słowa, czy też za tymi słowami jest coś więcej, czyli odbita w nich istota rzeczy, do których odnoszą się słowa? Czy relacja słów do rzeczy pozwala na wniosek, że istnieje jakaś istota rzeczy? Słowem, czy relacja języka do rzeczywistości ma charakter logiczny czy też może więcej – ontologiczny? Pytania te można sobie odwrócić – próbując poznać świat, szukamy i odkrywamy to, co wspólne, co powtarzalne w rzeczach, organizmach, procesach itp. Czy ta powtarzalność wskazuje na jakąś ukrytą istotę rzeczy, która następnie odciska się w słowach?

Platon i Arystoteles w tym sporze są zaliczani do grona realistów. Uważają, że istnieje istota rzeczy, która następnie odbija się w słowach. Przeciwne stanowisko zajmowali nominaliści. Uważali oni generalnie, że zależność słów do rzeczy ma jedynie charakter logiczny, a wyciąganie z tego twierdzenia wniosku o istnieniu jakiejś ukrytej istoty rzeczy jest nieuprawnione. Wychodzili oni od twierdzenia, że w rzeczywistości istnieją tylko konkretne przedmioty. By lepiej i łatwiej było nam mówić o świecie i przekazywać o nim wiedzę używamy nazw ogólnych. Lecz nazwy te nie mają powiązania z naturą wspólną tych rzeczy (np. ludzi), ponieważ taka natura nie istnieje realnie tak jak rzeczy.

Warto przy tym pamiętać, że obie strony nie odbierają jakiejkolwiek sensowności w posługiwaniu się nazwami ogólnymi. Gdyby nazwy ogólne pozbawić znaczenia, nie byłaby możliwa komunikacja. Nominaliści utrzymują, że relacja powszechników do rzeczy ma jedynie charakter logiczny. Ale ich zdaniem nie wynika z tego, by te wspólne cechy móc podnosić do rangi osobnych bytów lub quasi-bytów, jak chcieliby realiści w różnych wydaniach. I chyba tylko tego dotyczy różnica między nimi a realistami.

Stanowisko to jest więc dużo ostrożniejsze, a przez to chyba bliższe zasadom postępowania naukowego. Skupia się ono na relacjach logicznych, a nie ontologicznych (metafizycznych) uznając, że te ostatnie relacje są poza zasięgiem poznania naukowego. Zaś uznanie jedynie relacji logicznych między słowami a ich desygnatami wystarcza do tego, by móc skutecznie poznawać świat. Minimalizm leżący u podstaw stanowiska nominalistów jest kolejnym przykładem sytuacji, w której rozwiązania filozoficzne w zasadzie nie mają przełożenia na kwestie naukowe. A to znaczy, że filozofia, przynajmniej w tej kwestii, nie jest nauce potrzebna.

Grzegorz Pacewicz

Fot. eggtea, Flickr (CC BY SA)