Płeć, Środa i biologiczna wcale-nie-bzdura roku

W internecie ogłoszono wyniki dorocznego plebiscytu „Biologiczna bzdura roku”. Po przeczytaniu bzdurą wydaje mi się raczej… uwzględnienie w nim wypowiedzi, która zajęła drugie miejsce. Obawiam się, że hejtowana za rzekomą bzdurę profesor Środa miała rację.

Zwyciężyła wypowiedź Jasia Kapeli o wegańskich kotach („są zdrowsze”). Istotnie bzdura. Kotowate są obligatoryjnymi mięsożercami, w naturze nie przyjmują żadnego pokarmu roślinnego, w przeciwieństwie do psowatych, które w warunkach naturalnych nie stronią choćby od owoców i pokarm roślinny może stanowić aż kilkadziesiąt procent ich jadłospisu. Żaden kot na bezmięsnej diecie nie przeżyje. Chyba że w wyrwanej z kontekstu wypowiedzi chodziło nie o koty wegan, ale o koty należące do wegan?

Niestety przegrał mój faworyt, wypowiedź pana Zięby, jakoby „żaden wirusolog nigdy nie widział wirusa. Cała wirusologia jest oparta na domniemaniach”. Tu nie mam żadnych wątpliwości. Oczywiście wirusy są znacznie mniejsze od bakterii – kolonie tych ostatnich można zobaczyć rosnące na odpowiedniej pożywce na szalce Petriego, a pojedyncze komórki po odpowiednim wybarwieniu świetnie widać w zwykłem mikroskopie świetlnym. Wirusy wymagają do wzrostu żywych komórek gospodarza, a do uwidocznienia – mikroskopu elektronowego. Ani pierwszego (bo niebezpieczne), ani drugiego (bo drogie) nie daje się studentom na zajęciach. Niemniej zdjęcia wirusów są dostępne w sieci. Nawiasem mówiąc, znana na całym świecie nazwa „koronawirus” wzięła się właśnie od charakterystycznego, przypominającego koronę wyglądu otoczki. Chyba że jednak pandemii nie było, w szpitalach leżeli statyści, a reptilianie z Billem Gatesem wszczepili nam chipy.

Wróćmy jednak do Środy. Facebook pokazuje mi napisane wołami: „Magdalena Środa: Nie ma ani jednej cechy definiującej płeć”. Nic, tylko pukać się w czoło. Albo wejść w artykuł – okazuje się, że brzmiało to tak: „Nie ma ani jednej cechy genetycznej, ani fizjologicznej, ani medycznej, która by jednoznacznie decydowała, kto jest mężczyzną, a kto kobietą”. Brzmi trochę inaczej, prawda?

Na Środę głosowało 2370 osób, uznając za bzdurę nieistnienie takiej cechy. Pamiętam około dziesięciu kryteriów płci, ale każde z nich w pewnych sytuacjach zawodzi, żadne nie jest jednoznaczne. Licząc się z możliwością, że mimo studiów medycznych i prowadzenia zajęć dydaktycznych na uczelni medycznej mam jakieś luki w wiedzy, poprosiłem kilkakrotnie (ach, media społecznościowe) na prowadzącym plebiscyt profilu totylkoteoria.pl o wyjaśnienie, cóż to za cecha. Za każdym razem otrzymałem odpowiedź na poziomie przedszkola / szkoły podstawowej, a po poinformowaniu rozmówcy, w jakich to sytuacjach proponowane kryterium zawodzi, uzyskałem za każdym razem odpowiedź, że to nie są zdrowe osoby.

Dwie uwagi. Po pierwsze, wiedza wyniesiona ze szkoły często zawodzi, w nauce – zwykle. Świat jest skomplikowany, a wiedza naukowa olbrzymia. W szkole uczy się jej w wersji znacznie uproszczonej, często na granicy przekłamań. Wykładowcy uniwersyteccy mawiają potem, że ich praca polega w znacznej mierze na oduczeniu tego, czego wcześniej nauczono w szkole. Inaczej być nie może. Możemy nauczyć licealistę, że równanie x2 + 1 = 0 nie ma rozwiązania, ale nie mamy tygodnia, żeby wprowadzić liczby zespolone, w których równanie jak najbardziej ma rozwiązanie (a nawet dwa), a tym bardziej nie możemy poświęcić miesiąca na tłumaczenie, że dla każdego wielomianu f niezerowego stopnia o współczynnikach z ciała K istnieje rozszerzenie tego ciała, w którym wielomian ten ma pierwiastki (dowód twierdzenia pominiemy). W biologii jest tak samo. Mimo głoszonej przez prawie każdego opinii, że zna się na własnym zdrowiu, w naukach medycznych także.

Po drugie, po co nam właściwie jakiekolwiek kryteria płci? W przypadku tej istotnej większości populacji, do której chcą się ograniczyć samozwańczy znawcy z internetu, nie są do niczego potrzebne. Zazwyczaj potrafimy odróżnić mężczyznę od kobiety. Kryteria powstały na skutek dyskusji przypadków wątpliwych.

Weźmy mniej emocjonujący przykład. Znacie Państwo definicję ptaków? To klad Passer domesticus + Archaeopteryx litographica. Czyli zbiór wszystkim potomków ostatniego wspólnego przodka wróbla i praptaka. Definicję tę operacjonalizuje się, podając listę cech diagnostycznych ptaków. Jeśli nigdy jej nie stosowaliście, nie ma się czego wstydzić: ornitolodzy (naukowcy od ptaków) też jej nie stosują. Ptak, jaki jest, każdy widzi. Przedszkolak rozpozna ptaka. Definicję stworzyli i stosują paleontolodzy badający czasy, kiedy ptaki miały zęby i kręgi ogonowe, a ich najbliżsi krewni (nieptasie dinozaury) nosili dumnie pióra, dzioby i widełki obojczyka. Odróżnienie jednych od drugich to nie lada wyzwanie. Kryteria mają służyć opisaniu przypadków wątpliwych, trudnych. I także tutaj nie ma jednej niezawodnej cechy.

Podobnie w przypadku płci każde z kryteriów czasem zawodzi i ma swoje wady. W źródłach znaleźć można płeć:

  • genetyczną (gen SRY)
  • chromosomalną (chromosom Y)
  • chromatynową (ciałko Barra)
  • hormonalną (stężenia hormonów płciowych)
  • morfologiczną (zewnętrzne narządy płciowe)
  • anatomiczną (wewnętrzne narządy płciowe)
  • gonadalną (gonady)
  • psychologiczną (identyfikacja płciowa)
  • społeczną (rola społeczna)
  • prawną (wpis w papierach).

I tak, zdarzają się kobiety posiadające gen SRY, chromosom Y, chromatynę bez ciałka Barra, jądra i poziom testosteronu kilkakrotnie wyższy od mojego. Tak, kryteria płci mają służyć opisowi płci także takich osób. Chyba że uznamy, że kilka-kilkanaście procent populacji nie ma płci.

Pomimo braku biologicznego wykształcenia profesor Środa ma w cytowanej wypowiedzi absolutną rację, zgodnie z dzisiejszą medycyną i biologią. To organizator plebiscytu palnął ewidentną dla każdego obeznanego z biologią czy medycyną bzdurę. Głosującym brak wiedzy można wybaczyć, od autora portalu pretendującego do popularyzacji nauki należałoby wymagać nieco więcej.

Marcin Nowak

Ilustracje: