Jak pszenica ukradła nam wolność

Klasyczny pogląd na powstanie rolnictwa, państwa czy cywilizacji stanowi, że ludzie najpierw żyli w małych grupach łowców-zbieraczy, po czym jakieś 10 000 lat temu zaszła tzw. rewolucja neolityczna: wynaleziono rolnictwo, dzięki czemu można było odłożyć nadwyżkę plonów i powstały pierwsze państwa, zapoczątkowując naszą wspaniałą cywilizację. Prawdopodobnie nie było to ani tak proste, ani tak piękne.

Trochę inną wersję przedstawia prof. James C. Scott, amerykański antropolog i badacz rolnictwa, w książce „Jak udomowiono człowieka. U początków historii pierwszych państw” wydanej pod oryginalnym tytułem „Against the Grain. A deep History of the Earliest States” (Przeciw ziarnu. Głęboka historia najwcześniejszych państw) w 2017 r.

Już wcześniej rozbrzmiewały informacje, że rewolucja neolityczna nie była aż takim dobrodziejstwem, jak sądzono. Otóż przeciętny łowca-zbieracz (czyli raczej w większości siedlisk zbieracz z niewielkim, ale prestiżowym dodatkiem łowcy) wkłada w zdobycie żywności znacznie mniej wysiłku i znacznie więcej odpoczywa niż utrudzony całym dniem na polu rolnik. Cóż, już w szkole uczono nas haseł: rewolucja zjada własne dzieci i rewolucja to pospolita grabież. Najwyraźniej znacznie bardziej rozłożona w czasie rewolucja neolityczna jest godna swej nazwy. Tylko co w takim razie pchnęło szczęśliwych łowców-zbieraczy do parania się tak niewdzięcznym zajęciem jak rolnictwo – i jeszcze zakładania państw?

Scott zauważa, że pierwsze państwa – jak i rolnictwo – powstały w specyficznych warunkach: na nizinach aluwialnych, czyli żyznych osadach naniesionych przez wielkie rzeki uchodzące do morza. Obecnie ruiny Ur, Uruk czy Eridu leżą w pustynnych rejonach Mezopotamii, jednak tysiące lat przed naszą erą Zatoka Perska rozciągała się znacznie dalej niż dziś na północ i zachód, na obszarach zasypywanych przez kolejne tysiąclecia piachem i mułem niesionymi przez Eufrat i Tygrys. Ok. 6500 lat przed naszą erą tereny te pokrywały okresowo zalewane przybrzeżne bagna obfitujące w roślinność i żyzne ziemie.

Bogate obszary zapewniały rozmaite drogi zdobycia żywności. Ludzie żyli w rozproszeniu i w razie trudności w jednym miejscu przenosili się gdzieś dalej. Generalnie jednak można było zostać na dłużej. Koncentracja ludzi w jednym miejscu wytworzyła wielogatunkowe skupiska, które Scott nazywa neolitycznymi obozami przesiedleńczymi – grupa ludzi, zagnane kozy, podjadające odpadki psy, znacznie później świnie, szczury i rozmaite pasożyty przeskakujące z jednego gatunku na kolejny. Okresowe zalewanie wyższych terenów przez rzeki stwarzało okazję do łatwego rozpoczęcia rolnictwa: wystarczyło zasadzić roślinę w wilgotnej glebie, ewentualnie po jakimś czasie, gdy woda się obniży, przenieść ją w wilgotniejsze miejsce. Wybór co bardziej nadających się okazów spowodował ewolucję roślin – wybierano te o większych owocach czy ziarnach, łatwiejsze w uprawie, wytrzymalsze czy łatwiejsze do zbioru. Od powstania rolnictwa do powstania państw minęły jednak przynajmniej 4000 lat.

Prawdziwą rewolucję spowodowały wyhodowane w ten sposób zboża z pszenicą na czele i jęczmieniem w drugiej kolejności: coraz więcej ziaren łatwych do pozyskania, i to dojrzewających w mniej więcej tym samym czasie, co znacznie ułatwia żniwa. Pszenica nadawała się do siania także w mniej sprzyjających warunkach, jeśli zadbano o jej wzrost. Ziarno dało się odłożyć na ciężkie czasy. Miało to istotne znaczenie po znacznym ochłodzeniu klimatu w młodszym dryasie, ok. 10 000 lat p.n.e., kiedy liczba siedlisk odpowiednich do zamieszkania mocno zmalała.

Co więcej, okazało się, że osiadłe grupy ludzi uprawiających ziemię mimo gorszych warunków życia, większej śmiertelności niemowląt (dochodzącej prawdopodobnie do połowy) i gorszej jakości, bo mniej zróżnicowanego, pokarmu – dochowują się znacznie większej liczby dzieci niż koczownicy. Człowiek rozumny to jedyny dzisiejszy gatunek naczelnych, którego noworodek przychodzi na świat tak niedorozwinięty, że nie jest w stanie trzymać się futra matki (a i futra matkę ewolucja w znacznej mierze pozbawiła). W przemieszczających się grupach łowiecko-zbierackich dzieci przez kilka pierwszych lat życia trzeba nieść. Co więcej, pomimo różnorodności pokarmu nie ma za bardzo czym zastąpić kobiecego mleka, wobec czego dziecko długo ssie pierś matki, co zmniejsza szansę na kolejną ciążę. W efekcie pomiędzy kolejnymi dziećmi rodzice zachowują trzy-cztery lata przerwy. Zupełnie inaczej jest w grupie osiadłych, hodujących dające mleko zwierzęta i uprawiających zboże rolników – kobieta często rodzi co roku. W efekcie liczebność tych drugich rośnie znacznie szybciej.

Koncentracja dóbr w jednym miejscu pozwala na założenie państwa. Zgromadzoną nadwyżkę można zagarnąć pod pretekstem obrony, wsparcia czy też – w razie braku lepszego pomysłu – woli bogów (dosyć trudno uzyskać ich dementi), ewentualnie bez pretekstu, zwłaszcza jeśli żyjemy w Egipcie, gdzie żyzne tereny wokół rzeki otacza pustynia i za bardzo nie ma gdzie uciec. Zagarnięte zboże posłuży elicie zarządzającej obszarem, z którego jest w stanie ściągnąć zboże.

Ale dlaczego zboże? Ponieważ łatwo je ściągnąć. Dobrze je widać na jednogatunkowym polu, dojrzewa całe w tym samym czasie, łatwo je zebrać, przewieźć, może być przechowywane przez dłuższy czas. I składa się z drobnych ziaren, których ilość łatwo zmierzyć. Wystarczy wysłać poborcę podatku krótko po żniwach.

Nieprzypadkowo władza egipskich faraonów często kończyła się przed deltą Nilu, żyznych, zasobnych w pokarm terenów. Jak opodatkować dziesiątki źródeł pokarmu? Niektóre rośliny bobowate, które owocują i dojrzewają stopniowo w dłuższym czasie. Podziemne bulwy, których nie widać z powierzchni i niewykopane mogą przetrwać w ziemi rok czy dwa. A zawartość energetyczną mają skromną i przewóz jest znacznie mniej opłacalny. Szanowny poborco podatkowy, proszę bardzo, możesz kopać i szukać. A potem sobie przewieź. Możesz wizytować krzaki co tydzień i sprawdzać, ile czego dojrzewa. Możesz łazić po bagnach, o ile się nie utopisz, i notować, ile czego tam zbieramy.

Scott nie pozostawia złudzeń, że jakość życia w pierwotnym państwie była znacznie gorsza niż w grupie łowców-zbieraczy w dziczy. Wielu poddanych z takich państw uciekało, wybierając wygodniejsze koczownicze życie. Wielki Mur Chiński chronił Chiny nie tylko przed wtargnięciem barbarzyńców z zachodu, ale też przed ucieczką dźwigających ciężar utrzymania pałacu poddanych. Ówczesne wojny nie toczyły się wcale o ziemię, tej było w nadmiarze. Najcenniejszym dobrem byli ludzie. Wyprawy łupieżcze co jakiś czas zaopatrywały państwo w nowych przymusowych mieszkańców. Harujących na polach, by elita mogła sprawić sobie wille, a nawet tych kilka monumentalnych budynków, którymi zachwycą się archeolodzy za kilka tysięcy lat.

Jak widać, początki państw dla większości ich mieszkańców oznaczały znaczne pogorszenie warunków życia, pełnego pracy, chorób zakaźnych i obaw, czy plony wystarczą do zapłacenia podatków. Dzisiaj państwo jawi się nam zupełnie inaczej. Chyba…

PS Odbierali już Państwo PIT?

Marcin Nowak

Bibliografia

  • James C. Scott. Jak udomowiono człowieka. U początków historii pierwszych państw. PWN, Warszawa 2020

Ilustracje: