Jak nie walczyć z zamachem terrorystycznym

Wśród osób, które straciły życie w zamachu terrorystycznym w Rosji na przełomie XIX i XX w., był jeden z pierwszych jej premierów Piotr Stołypin, postać dość niejednoznaczna, z jednej strony gorący zwolennik reform i liberalizacji w autokratycznym mocarstwie, z drugiej kontrrewolucjonista stosujący brutalne metody represji. Zmarł na skutek – łagodnie mówiąc – zaniedbań carskiej ochrany.

Niestabilną sytuację polityczną w Rosji końca XIX w. opisuje w książce „Romanowowie. 1613-1918” brytyjski historyk Simon Sebag Montefiore. Pełnię władzy trzymał wtedy jeszcze w ręku car – ku niezadowoleniu szerokich mas, zwłaszcza zaś ruchów narodowego, socjalistycznego i mniejszości, takich jak oskarżani o wszystko, co najgorsze, Żydzi i Polacy. Po zgonie w zamachu Aleksandra II (który w rzeczywistości próbował wprowadzić pewne reformy, ale powoli i wybiórczo – nie dotyczyły choćby niecierpianych przez niego Polaków i Żydów) i śmierci na zapalenie nerek przez lata niedbającego o zdrowie Aleksandra III, twórcy Ochrany, carskiej tajnej policji mającej zapewnić władcy, jego rodzinie i protegowanym bezpieczeństwo, na tron wstąpił młody Mikołaj II. W obliczu zgonów tysięcy przedstawicieli państwa w zamachach poszedł na pewne ustępstwa, zgodził się na konstytucję i marionetkowy parlament.

Kolejnym z kilku powołanych przez Mikołaja premierów został Piotr Arkadiejewicz Stołypin (na zdjęciu powyżej), który w sferze reform radził sobie całkiem nieźle. Niestety był również zwierzchnikiem tajnych służb, które wysłały na śmierć, niekiedy pokazową, kolejne tysiące ludzi, często bez prawdziwego procesu. Kilkakrotnie prosił cara o zwolnienie ze służby, jednak Mikołaj nie przyjmował dymisji. W Rosji to car decydował, kiedy ktoś może odejść ze stanowiska. Pomimo podobno 17 nieudanych zamachów i słabego zdrowia premier dalej sprawował urząd. W sierpniu 1911 carski ulubieniec, syberyjski kaznodzieja i mistyk Rasputin powiedział ponoć, że ze Stołypinem jedzie śmierć i ta akurat przepowiednia rzekomego jasnowidza miała się sprawdzić.

Ochrana rozpracowywała rewolucjonistów w charakterystyczny sposób. Opłacała agentów wybieranych z samego środka terrorystycznych struktur, osoby głęboko zaangażowane w antycarską działalność, których lojalność względem obu stron była w efekcie niepewna. Do takich osób należał młody rewolucjonista żydowskiego pochodzenia Dmitrij Bogrow (na zdjęciu poniżej).

Tenże Bogrow poinformował miejscowego szefa Ochrany, pułkownika Nikołaja Kulabkę, i jego przełożonego gen. Aleksandra Spiridowicza o planowanym zamachu na premiera. Nastąpić miał podczas opery Rimskiego-Korsakowa Bajka o carze Sałtanie w Teatrze Maryjskim w Kijowie, gdzie Stołypin przebywał wraz z carem i częścią jego rodziny z okazji odsłonięcia pomnika Aleksandra II. Jak podał Bogrow, planujący mord zamachowiec ukrywał się na razie w jego mieszkaniu.

Niezwiązany z tajnymi służbami człowiek mógłby mniemać, że w takiej sytuacji należałoby udać się do mieszkania Bogrowa i ująć zamachowca. Agent zaproponował zupełnie inne rozwiązanie. Zaoferował, że wskaże terrorystę już w teatrze, o ile Ochrana umożliwi mu wstęp, wykupując bilet (wedle innej wersji skorzystał z przepustki współpracownika tajnej policji). Przesłuchujący go funkcjonariusze przystali na to, a plan zyskał aprobatę wiceministra spraw wewnętrznych gen. Pawła Kurłowa, który odpowiadał za bezpieczeństwo carskiej podróży do Kijowa.

W Teatrze Maryjskim premier siedział w pierwszym rzędzie w białym mundurze o złotych naramiennikach w towarzystwie innych członków rządu, w swojej loży obecny był też Mikołaj II z dwiema ze swoich czterech córek. Tymczasem funkcjonariusze wypatrywali zamachowca, którego długo nie mogli znaleźć. Widzieli tylko Bogrowa, który przebywał sam, obiecywał jednak, że wspominany przez niego terrorysta wkrótce się pojawi. Miejscowy szef Ochrany nakazał w końcu swemu agentowi wrócić do domu i pilnować zamachowca.

Chwilę później okazało się, że informator mówił prawdę: zamach rzeczywiście był planowany i terrorysta rzeczywiście mieszkał w mieszkaniu Bogrowa. Rzeczony agent wbrew poleceniu nie wyszedł z teatru, a skierował się do pierwszego rzędu, gdzie premier rozmawiał z ministrem baronem Władimirem Frederiksem. Zdziwiony Stołypin spojrzał na zbliżającego się Bagrowa, który wyciągnął pistolet i dwukrotnie strzelił, trafiając premiera w rękę i klatkę piersiową.

Chwilę później zamachowiec został zatrzymany, a na miejsce (niezbyt rozsądnie) przybył Mikołaj. Zdążył zobaczyć zakrwawiony biały mundur premiera, który uczynił ręką znak krzyża, po czym szepnął, że umiera za cara. O własnych siłach doszedł do karetki. Jego stan na krótko się poprawił, ale później, 5 września 1911 (18 września wedle kalendarza gregoriańskiego), zmarł na skutek zakażenia.

Mikołaj, uprzednio skonfliktowany ze zbyt liberalnym względem jego poglądów premierem, przeraził się i żałował sporu (na krótko, niedługo po zamachu wrócił do zaplanowanego przebiegu uroczystości). Zadowalając się skazaniem na śmierć Bagrowa, powołał co prawda komisję, która stwierdziła niekompetencję funkcjonariuszy, nie zdecydował się jednak na większe śledztwo w sprawie roli Ochrany i proces. Mogłoby zaszkodzić interesom tajnych służb. Wolał pozostać przy wersji, wedle której mający go ochraniać funkcjonariusze umożliwili wstęp do teatru opisującemu planowany przez siebie zamach terroryście z głupoty.

Marcin Nowak

Bibliografia

  • Simon Sebag Montefiore: Romanowowie. 1613-1918. Bellona, Warszawa 2016 / 2022

Ilustracje: