Czy istnieją świadome decyzje?
Zadziwia mnie, jak to niekiedy szanowani przeze mnie autorzy piszą bzdurę z powodu braku wiedzy w innych niż ich własna dziedzinach. O ile taki brak wiedzy w oddalających się od renesansu czasach nauki poszatkowanej na malutkie specjalności trzeba wybaczyć (sam mam wrażenie, że w dziedzinie, na której z racji wykształcenia jako tako powinienem się znać, mam straszne braki), o tyle autorytatywne wypowiadanie się w takich wypadkach mnie mierzi. Zwłaszcza zaś pretensje niektórych humanistów z filozofami na czele do wyższości, tłumaczenia innym materii i zjawisk, o których nie mają (za co, jak wyżej, ich nie winię) bladego pojęcia.
W niedawnym tekście prof. Jerzy Kowalski-Glikman, fizyk teoretyk, krytykuje wypowiedź prof. Hartmana na temat mechaniki kwantowej, w której ten ostatni, filozof i etyk (skądinąd ceniony, ale za teksty dotyczące etyki, nie fizyki), sugeruje, jakoby lepiej od fizyki rozumiał mechanikę kwantową. Odważne stwierdzenie, ale prof. Kowalski-Glikman świetnie odpiera pretensje Hartmana i nie trzeba poświęcać tej kwestii więcej miejsca.
Miałem podobne odczucia w trakcie czytania ciekawej skądinąd książki „Widok stąd” prof. Barbary Chyrowicz, również wybitnej filozofki i etyczki (zapewne o innych niż Hartmanowe poglądy). Prof. Chyrowicz analizuje m.in. poglądy różnych autorów dotyczące słabej woli, tzn. działania niezgodnego z wolą podmiotu, pozostającego w sprzeczności z wyznawanymi przezeń wartościami, celami itp. Autorzy ci, jak Hare, za Sokratesem wskazują, że nikt z nas nie działa w sposób sprzeczny ze swymi poglądami:
(…) nie jest logicznie możliwe, zdaniem Hare’a, by uznać wynikający zeń [z moralnego nakazu] imperatyw za słuszny i nie dostosować do niego działania. Oznaczałoby to niedopełnienie zobowiązań wobec samego siebie.
Na tej podstawie Hare wyklucza możliwość istnienia słabej woli. Taka sytuacja jest znana prawie wszystkim z codziennego życia – jak sobie z tym Hare radzi, Chyrowicz nie pisze. Jeśli świat nie zgadza się z naszym poglądem, tym gorzej dla świata. Świat zmądrzeje, to się dostosuje.
Chyrowicz wskazuje, że coś tu nie gra; wykazując się wglądem, zauważa, że istotnie zdarza nam się mieć słabą wolę i nie zawsze zachowujemy się zgodnie z głoszonymi poglądami. Nie zmienia jednak metody i dalej próbuje rozwikłać problem poprzez filozoficzne rozważania, cytując wierszyk Fredry o osiołku, a do psychologii odwołując się w jej wersji sprzed półwiecza.
Trochę jak w paradoksie Zenona z Elei: Achilles nigdy nie dogoni żółwia, ogólniej szybszy nigdy nie dogoni wolniejszego. Tyle że starożytni Grecy nie mogli wiedzieć, że suma nieskończenie wielu składników może mieć skończoną wartość, co tłumaczy rzekomy paradoks, z punktu widzenia dzisiejszej matematyki dość banalny. Obecnie mamy całkiem pokaźną wiedzę. Nie tylko matematyczną.
Otóż wedle popularnego poglądu podejmowanie decyzji powinno polegać na rozważeniu wszystkich za i przeciw, przywołaniu wartości stojących za każdą z decyzji, porównaniu ich z przewidywanymi skutkami i w końcu racjonalnym wyborze. Krytykowane jest natomiast decydowanie na podstawie emocji. Wszystko pięknie, tylko że ten pogląd nie ma nic wspólnego z rzeczywistością.
Antonio Damasio opisuje sławny przypadek Phineasa Gage’a, sumiennego i rozsądnego robotnika kolejowego, który po doznanym urazie (stalowy pręt przebił mu czaszkę, uszkadzając mózg) stał się zupełnie inny: lekkomyślny, niezdolny do racjonalnego podjęcia jakiejkolwiek decyzji. Damasio opisuje jeszcze drugi podobny przypadek – własnego pacjenta cierpiącego na niemożność podjęcia jakiejkolwiek decyzji.
Obaj nieszczęśnicy mieli zachowane ośrodki odpowiedzialne za racjonalne myślenie. Ten drugi potrafił odpowiedzieć na każde rozsądne pytanie dotyczące faktów, przewidzieć konsekwencje, ale i tak wybór… nie dokonywał się. Wniosek jest oczywisty, ale trudny do przyjęcia: to nie ośrodki związane z racjonalnością dokonują wyborów. Uszkodzeniu u obu pacjentów uległa co prawda część związanej ogólnie z racjonalnym myśleniem kory płatu czołowego, ale chodzi o powiązaną z odpowiedzialnym za emocje układem limbicznym brzuszno-boczną korę przedczołową (ventro-medial prefrontal cortex, VMPC, very moody, jak mówi o niej mądrzejszy ode mnie w tej dziedzinie kolega). Otóż każda podejmowana przez nas decyzja jest emocjonalna, nie ma decyzji wyłącznie racjonalnych.
Niektórzy filozofowie bronią się tutaj, definiując racjonalność jako dobieranie środków odpowiednich do określonych celów. No dobrze, ale w trakcie podejmowania decyzji ani te cele, ani środki nie są nam dostępne. Absurd? Tak, ale to empirycznie dowiedzione.
Co to w ogóle znaczy nam? Każdy z nas (rozważamy teraz stan fizjologiczny, nie patologiczny) tworzy sobie jakieś ja, opisywane różnorodnie w różnych teoriach psychologicznych, jakąś wewnętrzną reprezentację siebie. Jesteśmy świadomi nie tylko dopływających bodźców, ale też siebie, swego własnego istnienia, a więc samoświadomi. W odróżnieniu od choćby złotej rybki czy leniwca pstrego. Temuż ja przypisujemy podejmowane przez nas decyzje. Tylko że te zapadają, zanim sobie to uświadomimy, zanim świadome ja uzyska do nich dostęp.
Walter odkrył zjawisko tzw. karuzeli prekognitywnej. Monitorowanym podpiętymi do głowy elektrodami badanym polecił oglądać slajdy. Chcąc przejść do kolejnego obrazka, probant naciskał przycisk. Nie wiedział jednak, że nie działa, a slajdy zmieniane są impulsem z elektrod odbierających wyładowania neuronów w jego głowie, dokładniej w ośrodkach decyzyjnych. Zdumiony obserwował, jak obrazki zmieniają się, zanim nacisnął przycisk, jakby aparatura czytała mu w myślach. Chwilę po zmianie slajdu badany rzeczywiście naciskał przycisk (błędnie oczekując, że slajd zmieni się dwa razy). Otóż aparatura wykrywała podjętą decyzję o wciśnięciu przycisku, zanim docierała ona do świadomości (i do palca). Slajd zmieniał się, a chwilę później badany uświadamiał sobie, że podjął decyzję, i wciskał przycisk.
Tylko że decyzja o wciśnięciu przycisku zapadała, zanim on sam wiedział, że go wciśnie. Jak większość procesów w naszym mózgu powstawała jeszcze w nieświadomości. Rolę procesów nieświadomych zauważył Freud, ale wbrew jego poglądom nie wynika to z żadnego wyparcia, z przeniesienia pierwotnie świadomych procesów w obręb nieświadomości celem obrony. Po prostu świadomość jest tylko jedną z wielu funkcji ludzkiego mózgu i do znakomitej większości zachodzących tam procesów nie ma dostępu. Rozszerzanie źrenic zachodzi z udziałem ośrodkowego układu nerwowego, ale spróbujmy to zrobić świadomie. Nie da się.
Reasumując: teoretyczne opisy podejmowania decyzji na podstawie sprzecznych z faktami przesłanek mają niewielką wartość. Nieważne, jak dopracowane, filozoficzne modele nie mają przełożenia na nauki realne, jak je nazywają niektórzy metodolodzy, lub nauki o życiu czy istotną część nauk ścisłych opisującą otaczający nas świat. W innych niż filozoficzne naukach nie wystarczy pomyśleć i napisać, pomyśleć to dopiero pierwszy krok, który bez oparcia w obserwacji i doświadczeniach, wykonywanych wedle drobiazgowych procedur, nie ma większej wartości. Zresztą sami naukowcy na podobne pretensje zazwyczaj nie odpowiadają. Albo, podobnie jak filozofowie, nie mają pojęcia, że ktoś w tekstach z innej dziedziny w ogóle cokolwiek o ich dziedzinie pisze, albo uznają takie teksty za bzdury, którymi nie warto się przejmować. Odpowiedzą na krytykę zgodną z metodologią ich dziedziny. Którą oczywiście uznają za wyższą niż jakieś filozoficzne dywagacje. Może jednak mamy tutaj pewną symetrię.
Marcin Nowak
Bibliografia
- Chyrowicz B: Widok stąd. Dlaczego działamy tak, a nie inaczej? Znak, Kraków 2021
- Dennett DC: Świadomość. Kraków: Copernicus Center Press, 2016
- Mokros Ł, informacja osobista
Ilustracja: Rekonstrukcja 3D czaszki Gage’a, z: Thiebaut de Schotten M, Dell’Acqua F, Ratiu P, et al. From Phineas Gage and Monsieur Leborgne to H.M.: Revisiting Disconnection Syndromes. Cereb Cortex. 2015;25(12):4812–4827, za Wikimedia Commons, CC BY 4.0
Komentarze
Jeszcze raz – może będzie lepiej. A przede wszystkim tam, gdzie być powinno.
Nie wiem czy na temat, ale odnoszę wrażenie, że do tego rodzaju aktywności piszącego ten komentarz zdążyli się wszyscy przyzwyczaić.
Od razu zaznaczę, że nie wymyśliłem tego, a jest to wiedza pozyskana z mozolnie przebiegającej lektury.
Trochę o niej.
Autor do tej pory anonimowy, ale bohaterowie…
Pomyślałem, że gdybym był beneficjentem Facebookowej posługi to wszyscy mieliby u mnie lajka…
…a są nimi Czapski, Miłosz, Stempowski i Gombrowicz, czyli czterech przyjaciół z boiska paryskiej Kultury, a tytuł owej czytanej brzmi: „Poglądy historiozoficzne pisarzy z kręgu „Kultury” paryskiej”.
Miłosz (chociaż na kartach książki jest ostatni) i Czapski „za”. Stempowski „w trakcie”. Gombrowicz czeka.
Ciekawa, chociaż czytało się lepsze.
I teraz, aby nie przedłużać ciekawa informacja którą pozyskałem podczas lektury eseju o Jerzym Stempowskim, a sytuująca się jakoś wokół tezy o wyższości ( albo jej braku) „humanistów z filozofami na czele w kwestii tłumaczenia, czy interpretacji”…czegoś tam.
I fragment ten nie odnosi się do tego akurat sporu, ale pokazuje chyba specyfikę obu światów.
Dotyczy czasów minionych. Otóż Stempowski pisząc o opozycyjnych pisarzach w Niemczech hitlerowskich zauważył fakt następujący:
„Ci którzy w swoich danych biograficznych podawali o tym bliższe szczegóły, wymieniają zawsze fakultet filozoficzny, filozofię, filologię, historię sztuki…Ani jeden z 66 pisarzy nie wzmiankuje studiów technicznych ani nauk ścisłych. Opozycja pisarzy jest więc wyłącznie buntem humanistów”
A w tym czasie ( czasy nazizmu w Niemczech) „lud laboratoryjny” nie tylko milczał i posłusznie wymyślał nowe rodzaje broni, ale też głośno pochwalał i popierał działania władz, które doceniały rolę i znacznie we współczesnym świecie specjalistów o wykształceniu technicznym i przyrodniczym. To już nie cytat dosłowny, ale konkluzja poglądów Stempowskiego w tej sprawie.
…Czyli nie na temat, ale trochę i na temat.
O iledobrze pamiętam, impuls nerwowy od efektora do receptora, przebiega z prędkością 0,6 metra/s.
Czyli, najszybszy czas reakcji na długosci 30 cm od mózgu do ręki, trwać będzie jakieś 0,3 sekundy.
Szlak chemiczny jest wolniejszy od szlaku wyznaczonego przez przebieg impulsu elektrycznego, który za pomocą elektrody przekazywany jest do urzadzenia.
A co do filozofowania na temat wolnej woli, czy innych zachowań stadnych.
Konformizm jest podstawą istnienia gatunków, nie tylko ludzkich.
Wszystkie zwierzęta stadne poddają się instynktownie dominującym w stadzie osobnikom.
Czy to stado wilków, pawianów, czy ludzi…..
Kwestie kierowania stadem zostały nieźle rozpoznane.
Odpowiedni dobór bodźców czyni cuda w tresurze.
Ludzi, również.
Trochę inny wariant problemu, czyli świat nauki i powód dla którego należne są mu hymny i pokłony, bo reszta to bajki z mchu i paproci. W tym gronie outsiderów racjonalni humaniści, że o duchowych nie wspomnę.
Niby to też szkoła filozoficzna ale za to wiedeńska, a uczą w niej, że:
– oparcie całej wiedzy na danych empirycznych i odrzucenie wszystkiego co nie znajduje oparcia w faktach empirycznych.
– opisanie tej wiedzy językiem matematyczno-logicznym.
– sprowadzenie wszystkich nauk do fizyki, lub przynajmniej zastosowanie w nich technik badawczych i opisu matematycznego wziętych z fizyki – dotyczy to nawet takich nauk jak psychologia i ekonomia.
Rożnie klasy są w tej szkole a to Kółko wiedeńskie, a to pozytywiści logiczni, a to empiriokrytycy.
Czyli, nauka przede wszystkim, ale opisana jedynie językiem mat-log i do tego nie byle jaka nuka, bo fizyka, a panie o panowie lirycznie usposobieni poeci: na trzy kroki w bok od niej ze swoimi pomysłami opisu a nie daj Boże interpretacji.
I teraz też Stempowski, bo znalazłem frapującą informację.
Bohater niby nie z tych „wiedeńskich”, co powyżej, ale na moje wyczucie ( tym bardziej że to Galicja) ma trochę wspólnego z tamtymi
Mowa o Janie Łukasiewiczu. A był ci On polskim naukowcem logikiem, matematykiem i filozofem, rektorem Uniwersytetu Warszawskiego,, ale i wchodził w ministry. Z teką.
A najbardziej znany jest jako jeden z twórców polskiej szkoły matematycznej (szkoła lwowsko-warszawska).
I Stempowski opisując atmosferę tamtych lat ( konkretnie początek lat 30-tych, czyli za Odrą i Nysą Łużycką wielką karierę robi niemiecki polityk Adolf Hitler) opisuje przebieg spotkania w którym miał szczęście uczestniczyć:
„…w tymże mniej więcej czasie słynny logik Łukasiewicz wystąpił w Towarzystwie Naukowym z odczytem w którym przez „a plus b”, pisząc kredą na tablicy, wypowiedział, że ustrój hitlerowski jest najlepszy ze wszystkich, Beck siedział w pierwszym rzędzie i oklaskiwał ostentacyjnie te wywody…”
I to tyle na temat…po prostu na temat.
• czas odbioru bodźca
• percepcja (czas przyjęcia do świadomości)
• identyfikacja (określenie)
• reakcja.
Takie parametry bada się u kierowców w celu określenia, czy jako uczestnicy ruchu drogowego nie stwarzają zagrożenia dla bezpieczeństwa swojego i innych kierowców. Nieodpowiednia w danym przypadku gotowość i szybkość reakcji jest jednym z najważniejszych czynników współdziałających w powstawaniu wypadków.
Podejmowanie decyzji przez kierowcę, pilota, strażaka, maszynistę pociągu, ratownika medycznego itp. jest (powinno być) wytrenowane w różnych, zdefiniowanych sytuacjach i podświadomość jest „zaprogramowana”, reakcje są niemal automatyczne, bez wahania, ale i nie impulsywne.
W codziennym życiu spotykamy jednak wiele sytuacji, których nigdy nie trenowaliśmy. I tu mamy okazję przekonać się, jaki wpływ mają emocje i co robimy lub mówimy pod wpływem nagłego impulsu.
A po jakimś czasie, spoglądając wstecz, oceniamy racjonalność podjętych decyzji i nie pojmujemy, jak mogliśmy… 🙄
Swego czasu badano szybkość reakcji przeciętnego człowieka i rewolwerowca.
Od spostrzeżenia zagrożenia, do oddania strzału.
Przeciętny człowiek od wydobycia broni do oddania strzału- celnego- potrzebował 5 sekund.
Wyszkolony profesjonalista, 3….
Oczywiście, to reakcja na NIEPRZEWIDYWANE sytuacje.
Przy założeniu, że ma się do czynienia z osobami potrafiącymi się bronią posługiwać.
W wielu sytuacjach droga receptor- analiza- efektor- nie przebiega gładko.
Z wielu powodów analiza trwa znacznie dłużej niż byłoby to poządane.
Sumienie, opory moralne, konflikt lojalności, zaburzenia emocjonalne, wpływają na podjęcie decyzji.
Stupor, czy histeria?
Jest z czego wybierać w reakcjach….
Kierowcom na ogarnięcie sytuacji daje się 1 sekundę.
@wiesiek59:
Ogólnie znanym faktem jest, że jeśli reakcja ma być szybka, to musi być odruchowa. Wyszkolony bramkarz nie wylicza toru lotu piłki świadomie — rzuca się na nią podświadomie.
BTW. Chyba z historii testów prototypów Mig-21 zapamiętała mi się historia, że samolot miał rezerwowy system sterowania, ale jeden był elektryczny, a drugi hydrauliczny. Pilot mógł opanować jeden i drugi, ale oba wymagały innych odruchów (swoją drogą, każdy zna z prowadzenia samochodu, że inny pojazd wymaga kilkudziesięciu minut na przyzwyczajenie się) i w chwili, gdy jeden padł, nie zdążył opanować samolotu, który nagle zaczął zachowywać się inaczej.
@markot:
Po której katastrofie morskiej, gdy rozstrzygnięto winę, padła uwaga: sąd określał, jak powinien postąpić kapitan przez tyle lat, ile on miał minut (? czy sekund… próbuję sobie przypomnieć…) na podjęcie decyzji.
Moja świadomość i podświadomość decydują o tym, aby moja silna wola ulegała mojej słabej woli.
A więc i ateiści, i teiści ramię w ramię razem wespół zgodnie starają się o to, aby człowiek sam dla siebie nie był swoim własnym panem/bogiem, a jedynie kukiełką w ręku czegoś, co poza człowiekiem. Wypchajcie się.
Microtubules
Warto sie zastanowic co laczy czlowieka z pantofelikem. Jest to reakcja na otoczenie. Reakcje czlowieka na otoczenie sa tak samo jak reakcje pantofelka zatrzymane przez gaz anestetyczny. Protoswiadomosc pantofelka i swiadomosc czlowieka sa tlumaczone przez Penrose i Hameroff teoria OrchOR.
Pianista vs sedzia
Cenie jednych i drugich. Pianista po latach praktyki staje sie wirtuozem. Sedzia po latch praktyki staje sie arbitrem. Ich ciezka praca rozni sie. Pianista to misztrz bezmyslnych algorytmow a sedzia to popelniajacy bledy mistrz logicznego myslenia.
Cerebellum ma wiecej neuronow niz cerebrum.
Żona powiedziała, chrapiesz nie mogę przez ciebie spać!
Ale ja lubię, bo wtedy mam całkiem fajne sny. Wówczas z zakamarków mózgu wypełzają najróżniejsi bohaterowie, seryjni mordercy, piękne kobiety, no i te scenerie i przygody. Ugryzłem się w język, oczywiście tylko ty mi się śnisz kochanie.
-Nie dyskutuj, masz iść do laryngologa i już.
Żony trzeba słuchać, bo inaczej zła.
– Co panu dolega?
-Żonie spać przeszkadzam. Mam tez katar bo doktor od obniżenia ciśnienia dal mi świństwo po którym dostałem paskudnego kaszlu. A sudafed-u tez mi nie pozwala bo tenże podnosi ciśnienie.
– To się zdarza powiedział doktor od nosa gardła i płuc. Średnio polowa populacji jest na to narażona. Po czym dodał, jak chcesz dobrego adwokata od rozwodów to mam znajomego.
Nie, nie powiedziałem, mamy dwie sypialnie.
-No to bierz kropelki. Ale wyśle Cię tez do lekarza od patologii snu.
Zona była zachwycona uslyszawszy o patologu.
– Wreszcie zrobią z tobą porządek.
W recepcji u tego patologa, recepcjonistka rozpromieniła się. W jej oczach jak u kota Jinxa pokazały się podwójnie kreślone litery S, czyli dolary.
Doktor od snów, kazał położyć się i zaczął straszyć.
Do tego ze oni wszyscy strasza już przywykłem, wiec wrażenia na mnie nie zrobił.
Mam przyjść pojutrze, czyli wczoraj do laboratorium i się wyspać.
Czy mogę przyjść z psami?
Bo my od trzeciej nad ranem musimy na jednej kanapie – spytałem.
-Stanowczo nie, ale może pan przynieść sobie iPada.
Wczoraj nadeszło szybko. Zjawiłem się o jakiejś równie patologicznej i późnej godzinie w laboratorium snów.
Słowem patologia to ich motto.
Normalnie w domu chrapałbym sobie smacznie przynajmniej od godziny.
Pielęgniarka wysmarowała mnie jakimś świństwem i zaczęła wtykać rurki w nos i wbijać elektrody w mózg, oczy i stopy, owijać kabel na szyi.
Mój ulubiony organ pominęła.
Dziwne, bo w młodości tenże bardzo lubił fajne sny.
A po co w stopy spytałem z ciekawości.
-Musimy sprawdzić czy nie kopiesz. Bo to niezdrowe odpowiedziała.
Wisielec z drutem na szyi tez kopie, faktycznie moze te elktrody w stopach potrzebne pomyslalem. Dowcip jej się nie spodobał.
Zostawiła formularz, który miałem wypełnić rano.
Przewróciłem się na bok, i już, już byłem na granicy snu, gdy przez głośnik wychrypiała, mam wracac na środek łóżka, bo kamera ostrość traci i ona nie widzi.
Przez następne kilka godzin moja świadomość, czyli ‚JA’ mówiła mi –
tylko nie chrap, bo ci zrobią jakąś krzywdę.
Potem przy wzmozonej czujnosci śnił mi sie kilotonowy wybuch jadrowy, no i wybuchajace ruskie czołgi.
Świadomość czuwała nade mną i wciąż powtarzała,
zamknij dziob i ani się waż go otworzyć.
O trzeciej rano, głośnik wychrypiał.
– Proszę położyć się na wznak.
No tak, pomyślałem resztę nocy szlag trafił.
W płytkim śnie, przy namolnym nagabywaniu JA,
– nie kop się, nie chrap, leż jak opossum,
i z zadka slowami otuchy – nie martw sie może nic ci nie zrobią.
O piątej rano miałem dosyć.
-Jak się spało? spytała oczekując mojego zachwytu.
W domu śpi mi się lepiej odpowiedziałem,
nawet wowczas gdy musze zejść na dół i wypuścić psy na nocne polowanie.
-A ile godzin spałeś jak myślisz?
Odbiłem pytanie – a co powiedziała aparatura?
-A tego to nie mogę wyjawić, doktor musi przeanalizować. Przyjdziesz na następną wizytę to dr patolog powie. Musze przyjść, bo bezsenność jest niebezpieczna i z pewnością będę potrzebował maszynę.
Po czym zaczela wyklepywac z pamieci liste przypadlosci a na zakonczenie dodala, nawet można się nabawić uwiądu, ale maszyna dotlenić.
Mój portfel w kieszeni poruszył się niespokojnie.
Świadomość wyszeptała, nie przejmuj się kieliszek czerwonego wina wyjdzie nam taniej.
…
Przed siódmą wróciłem do domu.
Dzień dobry kochanie już jestem!
Żona dalej spala twardo,
nawet rwetes uszczęśliwionych psów jej nie obudził.
oops – cholerny problem post edycji – sorry wybaczcie
* i z rzadka słowami otuchy
@Marcin Nowak
Niektórzy filozofowie bronią się tutaj, definiując racjonalność jako dobieranie środków odpowiednich do wybranych celów. No dobrze, ale w trakcie podejmowania decyzji ani te cele, ale środki nie są nam dostępne. Absurd? Tak, ale to empirycznie dowiedzione.
Racjonalność instrumentalna, oidp tak się to żargonowo nazywa,
W czasie podejmowania decyzji, czy wbić gwóźdź młotkiem, czy żabą hydrauliczną (oba narzędzia są gdzieś w pobliżu) – co jest niedostępne?
PAK4
31 MARCA 2022
16:00
Nazywa się to chyba- pamięć mięśniowa.
Tysiące ćwiczeń wyrabia odruchy warunkowe.
Tak ćwiczono mistrzów miecza, sztuk walki, rycerzy.
Obecnie, siły specjalne.
Odruchy skracają czas bodziec- reakcja.
Choć odruchy można wyrobić i w inny sposób.
Psy Pawłowa…..
Albo te małpy uwarunkowane na otwieranie pojemnika z bananami.
Ludzi też można uwarunkować.
Co widać doskonale obecnie.
Ślinią się na przekaz medialny.
Warczą również.
Prymarne odruchy są łatwo sterowalne.
Problem w tym, że w pewnym momencie, pod wpływem warunków bytowych, zaczną przeważać nad wyuczonymi w toku cywilizowania.
Byt określa świadomość, niestety.
Ps.
Archimedes zginął zabity przez prostego żołdaka.
Zachowanie geniusza nie sprostało prozie życia, filozofia nie była tarczą.
A jednak, filozofowie są cenniejsi niż tysiące żołdaków.
Tyle że żołdacy ani ich nie zrozumieją, ani nie sa w stanie odróżnić od tłumu.
A jeśli młotek niby jest w pobliżu, ale jego posiadaczem jest sąsiad?
Możnaby pójść pożyczyć, ale…
A co będzie, jeżeli sąsiad nie zechce mi pożyczyć narzędzia?
Przecież już wczoraj pozdrowił mnie jakby od niechcenia. Może po prostu się spieszył. Ale może pośpiech był tylko pretekstem, a naprawdę ma mi za złe? Co takiego? Nic mu przecież nie zrobiłem; coś mu się chyba przywidziało. Jeżeli by ktoś chciał ode mnie pożyczyć narzędzie, zaraz bym mu je dał. A dlaczego on nie? Jak można odmówić człowiekowi takiej niewielkiej uprzejmości?
Ludzie tacy jak on zatruwają człowiekowi życie. A on jeszcze sobie wyobraża, że jestem na niego zdany. Tylko dlatego, że on ma młotek. No teraz to naprawdę mam dość».
I zaraz biegnie do drzwi naprzeciw, dzwoni, sąsiad otwiera, ale zanim zdąży powiedzieć «dzień dobry», nasz bohater krzyczy mu w twarz: «Zatrzymaj sobie swój młotek, ty chamie»
(Paul Watzlawick „Jak być nieszczęśliwym”)
@R.S.
z zadka slowami otuchy było bardziej intrygujące 😉
To ile w końcu spałeś?
Mnie się dość często przytrafiają fazy bezsenne, nieraz w co drugą noc, jeśli zasnę przed północą, to potem nie śpię między drugą a szóstą rano i najbardziej pasowałaby mi doba 48-godzinna, ale ciekawe sny (niektóre bardzo kolorowe) zdarzają się rzadko. Nie wiem, czy wtedy chrapię, nikt mnie nie szturcha.
Myślisz, że te lepsze sny są z niedotlenienia?
„Czy istnieją świadome decyzje?”
Jedno z najciekawszych pytań, jakie usłyszałem na blogach „Polityki”.
Odpowiedz w moim mniemaniu jest taka – gdybyśmy byli istotami świadomymi, nasze decyzje byłyby świadome. Z mojej obserwacji wynika, że nie jesteśmy istotami świadomymi i decyzje które podejmujemy nie są świadome, a raczej pochodzące z inteligencji człowieka, co nie jest tożsame z świadomością.
Gdybyśmy byli świadomi nasze życie byłoby inne, przede wszystkim człowiek nie gardziłby człowiekiem z powodów (najczęstszych) innych poglądów od naszych.
Dzisiejsza sytuacja na Wschodzie jasno pokazuje, jak gardzi się człowiekiem, który ma inny pogląd od „prawd objawionych”, które nam się scenariusz narzuca. Mało kto jest za protestem tej wojny i dojścia do pokoju. Obydwie strony się nakręcają i tworzą narrację do przedłużania tej niepotrzebnej wojny.
Czasami myślę, że zachowujemy się tak, jakbyśmy byli jedynie na wzór komputera, który jest mu do życia potrzebny jedynie odpowiedni program, też do wzajemnego toczenia wojen. Świat ludzki jest niezbadany i żadna filozofia tego nie zbada. Wiemy o sobie tyle, co nic.
lukipuki
31 MARCA 2022
20:55
„Wiemy o sobie tyle, co nic.”
Nikt nie wie więcej ode mnie niż ja sam. A o sobie wiem wszystko.
@PAK4
31 marca 2022
16:00
Nie wiem, o jaką katastrofę morską ci chodzi, za mało wskazówek co do okresu i kraju. Bo raczej chyba nie o zatonięcie promu „Heweliusz”, ani o „Estonię” czy „Costa Concordię”?
„Titanic”? – kapitan zginął w katastrofie
„Andrea Doria”? – do procesu nigdy nie doszło
@markot,
Z tym wszystkim powbijanym w głowę w nos, myśle ze mimo wszystko piec godzin snu zalapalem. Ale dość płytki, jak u dzikiego zwierzęcia.
Tak ja tez czasem myśle, ze te wszelkie nocne historie i sagi to może być efekt niedotlenienia.
Aż strach pomyśleć co sie może przyśnić w noc ostateczna. Może być całkiem paskudny koszmar.
Czasem zapisuje co sie śni na świeżo, rano jest to jednak mniej atrakcyjne i ma dość surrealistyczny charakter.
Dość często prześladują mnie wakacje, gdy próbuje sie wpakować z windsurferem do zapchanej kuszetki. Albo brak wiatru nad morzem.
Niezborność, czy inny astygmatyzm miedzy poważnymi (czasami tylko w mniemaniu ich adoratorów) naukami, a jakimś tam filozoficznym wodolejstwem jest prosta jak… a zresztą…
…otóż nauki poważne ( na przykład przyrodnicze) zajmują się prawami, a humanistyka bada to, co zdarza się tylko raz.
Mądrzej – jedne mają charakter nomotetyczny, a te drugie idiograficzny.
A propos nauk realnych, szczególnie psychologii i jej dorobku, a także uniwersalizmu praw będących oczywiście efektem żmudnych badań. Pisałem kiedyś na ten temat:
samba kukuleczka
14 lutego 2022
18:00
Naprawdę ciekawe i chyba na temat.
Przed 12 laty, w czasopiśmie „Behavioral and Brain Sciences opublikowano artykuł „Najdziwniejsi ludzie świata”. Autorzy to trzej profesorowie Uniwersytetu Columbia.
I co owi profesorowie napisali?
W dużym skrócie i raczej hasłowo.
Aż 96% populacji objętej badaniami przez psychologów pochodzi z krajów Zachodu, a jego (Zachodu) ludność to zaledwie 12 % globalnej populacji.
Uczestnikami badań są: w USA 63% to studenci psychologii
poza USA 80% to studenci psychologii
…co w przypadku USA stanowi 4000 razy nadreprezentację w świecie samych studentów
Autorzy tekstu twierdzą, że silna dominacja amerykańskiej psychologii nie znajduje potwierdzenia w innych gałęziach wiedzy.
Cytaty z badań amerykańskich w literaturze naukowej w dziedzinie psychologii stanowią ok 70%, podczas gdy następna w kolejce – z 19 gałęzi wiedzy – chemia ma tylko 37%.
Teza autorów artykułu brzmi: dzisiejsza psychologia ( w skali populacji całego globu)zajmuje się wyłącznie dziwnymi ludźmi(weird people).
Ci „dziwni ludzie” reprezentują dobrze wykształcone, uprzemysłowione, bogate i demokratyczne społeczeństwa i wyniki owych badań nie uprawniają do uogólniania swoich tez do wszystkich „istot ludzkich” (ludzi). A co za tym idzie badacze, których powinien znamionować obiektywizm i metodologiczna bezstronność „dokonują całkowicie nieuprawnionych uogólnień dotyczących pracy ludzkiego umysłu i ludzkich zachowań.
I kolejny wniosek: Zdaniem uczonych owi badani „dziwni ludzie”, którzy stanowią podstawę do populacyjnych uogólnień mogą stanowić najgorszą subpopulację ( grupa w obrębie populacji) jaka mogła się trafić.
I jedynie mój syntetyczny wniosek.
Otwarte buzie przy czytaniu rewelacji z książek z dziedziny psychologii – moim zdaniem – można czasami dyskretnie zamknąć.
@sambo
Chybotasz się tu w pojedynkę niczym na rzece Borgesa…
Ja mam chyba coś bliższego tematowi:
„(…) Każda percepcja, każda scena jest kształtowana przez nas –
niezależnie od tego, czy tego chcemy, czy w ogóle cokolwiek
o tym wiemy.
Występujemy jako reżyserzy filmu, który tworzymy, ale jesteśmy
też jedynymi jego widzami: każda klatka, każdy moment
sa nami, są nasze.
…jak… owe klatki, nasze chwilowe momenty, trzymają sie razem?
Jak – jeśli jest tylko ich wypychanie jednego przez drugi –
osiągamy ciągłość?
Nasze przepływające myśli, jak zauważa William James
( w obrazie, który tchnie życiem kowbojskim lat osiemdziesiątych
XIX wieku), nie wałęsają się dokoła niczym dzikie bydło.
Każda jest posiadana i nacechowana znakiem właściciela,
a każda myśl, by użyć słów Jamesa, rodzi się jako właścicielka
myśli poprzednich i „umiera posiadana, przekazując to,
co zrealizowała, jako swoje JA swojemu późniejszemu
posiadaczowi”
Nie są to więc po prostu momenty percepcyjne, proste fizjologiczne
momenty – cociaż te leżą u podstaw wszystkiego innego –
lecz momenty niezbywalnie osobiste; to one właśnie konstytuują
nasze istnienie.
Na koniec zatem, wędrując tędy i owędy, dochodzimy do idei Prousta
– która sama jakby była inspirowana fotografią – że jesteśmy
wyłącznie „kolekcją chwil”, aczkolwiek te wpływają jedna w drugą
niczym rzeka Borgesa.”
(Rzeka świadomości – Oliver Sacks)
Znam kogoś kto… komu zdaję się -albo mnie brak silnej woli,
by z tą sytuacją się oswoić… – jej zdaje się , że jest w środku sześcianu
Neckera, pułapce, i tylko wciąż otwarte na oścież drzwi, nadzieją są
na uwolnienie…
https://www.youtube.com/watch?v=kXYiU_JCYtU
Żeby nie było….
@markot:
Oj, to była moja lektura chyba jeszcze w tamtym stuleciu, też już nie pamiętam szczegółów. Generalnie: dwa statki zderzyły się na Atlantyku (żadna polska katastrofa — sąd był anglosaski, ewidentnie), a określenie winy dotyczyło tego, kto jak był zobowiązany zmienić kurs, widząc, że kursy się przecinają. Bo dowódcy widzieli problem, ale jeden z nich wykonał zwrot w niewłaściwą stronę*.
Czytałem też coś takiego:
https://lubimyczytac.pl/ksiazka/161771/pilot-naga-prawda
I tu z jednej strony większość katastrof to efekt ludzkich błędów, z drugiej strony, „wini” się raczej procedury, rozumiejąc, że pilot działa pod presją: czasu, stresu, itp. Stąd te wszystkie checklisty i nakazy, że prowadzący pojazd musi odpocząć przez X godzin.
—
*) Oj, miałem taką przygodę na rowerze — jechaliśmy kursem kolizyjnym z innym rowerzystą — każdy z nas wykonał ze trzy uniki by ominąć tego drugiego, ale wszystkie w zgodnych kierunkach, więc się zderzyliśmy 😀 No, ale to rower, wolna jazda bo się problem widzi itp., więc do śmiechu, nie do tragedii i liczenia strat.
@wiesiek:
Chyba niezupełnie to może być pamięć mięśniowa, bo mięsień nie może skojarzyć trajektorii lotu piłki ze skokiem. Nie ma sam odpowiednich połączeń.
Takie analogie czytałem, gdy szukałem informacji o paradygmatach sterowania robotami (czyli hm… też ze dwie dekady temu), bo tam jest coś takiego, bodaj „paradygmat reaktywny” — robot reaguje na „bodźce”. Ma to swoje ograniczenia (nie wskazuje drogi od odległego, złożonego celu), ale pozwala uniknąć bliskich przeszkód. (Przykład: robot jest wyposażony w sonary, które określają jego odległość od przeszkód, jeśli przeszkoda jest za blisko, robot zmienia kurs, by się oddalić.) Oczywiście alternatywą jest domyślne: zobacz -> przeanalizuj -> działaj; co się nie sprawdza (jest za wolne). A rozwinięciem jest miks-hybryda — gdzie obie zasady współistnieją.
Wiem że to 1 kwietnia, ale nawet w tym dniu można mnie zaskoczyć.
Po pierwsze, cała zima bez śniegu ( zapomniałem już jak wygląda… śnieg), a tu wstaję i za oknem biało…z tej okazji zjadłem na śniadanie biały ( to zima) ser ze szczypiorem ( szczypior to wiosna).
No i na dodatek obecność Bohatyrowiczowej… i to z takimi komentarzami. Tutaj też jak w przypadku śniegu – musiałem sobie przypominać… i sobie przypomniałem.
I zrobiłem sobie mocną herbatę.
Pisze Marcin Nowak w zwieńczeniu swojego tekstu coś takiego:
„W innych niż filozoficzne naukach nie wystarczy pomyśleć i napisać, pomyśleć to dopiero pierwszy krok, który bez oparcia w obserwacji i doświadczeniach, wykonywanych wedle drobiazgowych procedur, nie ma większej wartości.”
Niezłe, a przede wszystkim sensowne, ale na moje wyczucie powinien autor dodać tutaj jeszcze, a przynajmniej wymienić Rocznik Statystyczny, bo cały ten efekt owych drobiazgowych procedur ma – moim zdaniem – wybitnie statystyczno-uśredniony charakter.
Cześćć Sysiu…
Jakiesz prima primadonno…
Pięć palczy na serduchu że to ja!
Przed snem sięm maltretowałam potroszę,
dokończyłam Rojst 97 na wiadooomoo gdzie -Netflix.
Następne 90 minut spędziłam przy piórze, Patrycji
Dołowy „Wrócę, gdy będziesz spała…”
Potem wmiksowałam stopy pod psa, bo mi zmarzły,
drętwieje, kostnieje ze zmartwień, starości…
Patrzę…Syś sam poochraniam pomyślałam i jestem!
Swoją drogą ciekawe czy ktoś przeprowadzał badania jak przebiegają procesy w ludzkim mózgu i czy są w zasadzie identyczne: z jednej strony na przykład u osoby pracującej na czterech etatach w europejskiej aglomeracji, i z drugiej strony u mieszkańca puszczy amazońskiej, który tygodniami na pełnym luzie pracuje nad uszczelnieniem swojej sieci służącej do połowów krokodyli?
@Bohatyrowiczowa
U mnie wszystko w porządku. Zegarek przestawiłem, bo jestem w trakcie kilku wizyt. Nie, nie są to wizyty u lekarzy mentalnie sprofilowanych – tym razem jak to się mówi wchodzę w ciało, czyli rożnego rodzaju badania… mniej lub bardziej inwazyjne.
Ładnej przenośni użył jeden z lekarzy słysząc moje pytanie: „A często mam robić te badania?”
Lekarz odpowiedział pytaniem: „A często robi Pan badania techniczne samochodu?”
Odpowiedziałem: „Powinienem co roku, ale jest różnie.”
Lekarz: ” I widzi Pan, z badaniami określającymi pana zdrowotność jest podobnie. Też powinny odbywać się raczej co roku.”
Oczywiście wziąłem poprawkę, że wizyta była prywatna i w interesie owego lekarza są częste wizyty pacjentów i może nie co roku, ale badania techniczne samochodu robię co dwa lata, to i wizyty u lekarzy i badania potraktuje podobnym interwałem czasowym.
Na ciekawy przypadek natknąłem się podczas aktualnej lektury.Tym razem nie jest to esej o Stempowskim. Nie jest to zresztą rzecz wybitnie współczesna, ale nie jest przecież wykluczone, że i dzisiaj, a owo zdarzenie również każe zadać pytanie „Co stało u podstaw tej decyzji?”
Racjonalny, świadomy wybór, czy może u źródeł stała skryta i przewrotna podświadomość, a może poryw chwili, czyli emocje, a może…
Oto ilustracja dla moich wątpliwości. Rzecz dzieje się za wschodnią, a właściwie za dwoma wschodnimi granicami, jakiś czas temu, czyli ponad 150 lat temu, a znajdujemy się w jednej z rosyjskich wsi, jest noc, pada deszcz, psy ujadają i w tej scenerii toczy się taki oto dialog:
„- …W przeszłym tygodniu spalił się kowal, doskonały majster, znał się nawet na ślusarce.
– To u was był pożar?
– Bóg ochronił od takiego nieszczęścia; sam się spalił ojcze. Wnętrzności się u
niego zapaliły, za wiele pił. Tylko niebieski ognik z niego wybuchnął. Cały
poczerniał jak węgiel! A jaki znakomity kowal! Teraz wyjechać nie mogę, nie ma
komu konia podkuć.
– Trzeba się zgadzać z wolą Bożą matko.”
No właśnie. Co stało u źródła tej, a nie innej decyzji doskonałego majstra?
PAK4
1 KWIETNIA 2022
8:23
Gdzies te zdobyte poprzez doświadczenie informacje się odkładają…
Wiesz, z jaką silą musisz nacisnąć dźwignię, podnieść przedmiot, uderzyć siekierą, by uzyskać efekt.
Kwestia treningu przekłada się na doświadczenie.
Czy ten osrodek został zidentyfikowany?
Móżdżek, mózg, jakiś płat?
Myslę, że sporo jeszcze do odkrycia przed nami.
Dziecko UCZY SIĘ chodzić, mówić, chwytać, aż w końcu staje się to automatyczne, bez udziału myslenia o wykonywanej czynności.
Osrodek koordynujący wysyła jedynie impulsy sterujące, po wydaniu komendy- mysli że chce się jakąś czynność wykonać, bądź automatycznie uruchamia wyuczony odruch w jakiejś niespodziewanej sytuacji.
Ciekawym przypadkiem sa ping- pongisci.
Czas reakcji oko- odpowiednie ustawienie rakiety, jest minimalny.
A jednak trafiają bezbłędnie.
I im mniejszy zawodnik, tym na ogół lepszy.
Bo jak pisałem, ma krótszy szlak neuronowy pomiędzy receptorem a efektorem, niż dwumetrowy człowiek.
Dlatego Chińczycy wygrywają…częściej.
Rano oznajmiłam ze będę bardzo użyteczny,
żona odpowiedziała
wymyśl coś bardziej przekonywującego na Prima Aprilis.
@wiesiek59:
Ja nie dyskutuję z faktem podświadomego działania, zwłaszcza szybkiej reakcji — tylko „pamięć mięśniowa” wydaje mi się trochę „za nisko poziomowa”, w tym sensie, że pasuje mi do odruchów wyuczonych dla grupy powiązanych mięśni. Gdy piszę to, nie patrzę na klawiaturę. Patrzenie nawet by mi przeszkadzało. Wyraz sam się rozkłada na sekwencję palców, uderzających w klawisze i wyskakuje na ekranie. No chyba, że zrobię literówkę 🙂 To bym nawet nazwał „pamięcią mięśniową” (na moje czucie znaczenia — a definicji nie znalazłem). (O, BTW. teraz używam linuxa, ale w innych godzinach używam MacOSa i skrót klawiszowy typu wyszukaj, tu jest CTRL+F, a tam APPLE->F. Potrzebuję zawsze chwili by się przełączyć…) Ale w momencie, gdy masz odbić piłeczkę pingpongową, organizm musi skoordynować wiele ruchów — mięśni i zmysłów. To nie jest takie proste.
Mówisz, że niżsi mają lepiej? Hm… pracuję nad systemem, który ma się wpiąć między ruch człowieka, a obraz w okularach VR. OK, z doświadczenia wiemy, że system działa i czujemy się naturalnie. (Próbuję pozbierać, co wiem z doświadczenia, z tym co wiem, z literatury, ale jak mi się to kiedyś uda, to pójdzie do pisma naukowego a nie w komentarz.) W każdym razie… literatura mówi, że wymagane jest 60fps lub więcej, zależy od człowieka. My mamy jakieś 20ms opóźnienia (co odpowiada 50fps) i czujemy się dobrze. Łudzę się, że to typ ruchu, którego nie opisuje literatura, ale może mamy za długie połączenia nerwowe? Testujemy w parę osób, wszyscy o wzroście ok. 180 cm, a co będzie jak założymy system dziecku, 120 cm wzrostu i krótsze połączenia nerwowe podniosą wymogi dotyczące systemu?
No dobrze.
Nauka – ze swoim oprzyrządowaniem empiryczno-puentującym cacy, a filozof „be”, ale co z filozofem nauki zajmującym się czymś takim jak:
„…Filozofia nauki – dział filozofii zajmujący się badaniem filozoficznych podstaw nauki, m.in. jej metod, struktury i założeń, a także różnicy między nauką i nie-nauką…?
Czy on – filozof nauki – może, czy ma prawo zawieruszyć się między wódką a zakąską, czyli powiedzieć coś sensownego na temat nauki, jej prawd, posypać od czasu do czasu trochę piasku między tryby naukowej machiny, a czasamy pochwalić i przygładzić włosy na zmierzwionej naukowej głowie.
Moim zdaniem może, a nawet bardzo może.
I teraz – ponownie wpadłem w zaspę – to, na co się natknąłem podczas wertowania książki zatytułowanej „Nauka a porządek świata” autorstwa Stefana Amsterdamskiego.
A tam sympatyczny cytat Nagela Ernsta ( nie Thomasa), który tak się złożyło, że był właśnie filozofem nauki.
I z jego „Struktury nauki” wyłuskał Amsterdamski na potrzeby swojej książki coś takiego:
„Z pewnością wolno nam prawem przyrody nazwać każde, jakie nam się tylko spodoba twierdzenie. Często brak konsekwencji, systematyczności w stosowaniu tego terminu, a to czy twierdzenie nazywa się prawem niewielki ma wpływ na to, jak się z niego korzysta w badaniach naukowych….”.
Czy można tę myśl podać w sposób bardziej przystępny?
Myślę, że można.
Otóż na stole w sekretariacie wielkiego naukowego laboratorium leży bardzo ważna pieczątka, której obecność na stosownym papierze nadaję rangę naukowego prawa, które z kolei uprawnia do środowiskowych laurek. I z tego fragmentu wynika, że tak naprawdę takie pieczątki może przybijać każdy i wszędzie…nawet na czole…chyba przesadziłem, żeby była bardziej widoczna. Oczywiście wśród opieczętowanych mogą i zapewne zdarzają się teorie o epokowo-pradygmatycznym znaczeniu, ale istnieje także taka ewentualność, że Ci bez pieczątek mogą bardziej zasługiwać na laury od tych naukowców wymalowanych na fioletowo.
I jeszcze jedno zdanie owego fragmentu z Nagela:
„…Niemniej członkowie społeczności naukowej zgadzają się w znacznej mierze do funkcjonowania tak nieostrego w swoim zakresie terminu „prawo przyrody”.
Czyli zarzut, że filozofia i inne humanistyczne szuflady to radosna poetycka twórczość i można do nich wepchnąć w zasadzie wszystko, w świetle tego co twierdzi Nagel ( Uniwersytet Columbia) nie musi być jedynie przypisany profesorowi Hartmanowi i jego kolegom.
PAK4
1 KWIETNIA 2022
15:41
Dziecko moim zdaniem, nie ma jeszcze wykształconych odruchów, doswiadczenia, pamięć mięśniowa powstaje z czasem.
Przetestuj ludzi w podobnym wieku, o różnej budowie ciala, wzroście.
To może być jakis trop.
Synapsa to chemia, neuron to impuls elektryczny, i tak dalej.
Chemia- neuroprzekaźniki- działaja wolniej niż elektryka.
Czy ludzie o różnym wzroście mają taką samą ilość neuronów, synaps, na szlaku przekazu sygnału?
Ilość kości, mięśni, jest taka sama.
Rodzaj komórek mięsniowych, niekoniecznie, zdarzają się anomalie- Małysz na przykład.
Jak jest z układem nerwowym?
Jazda milisekunda opóźnienia czy przyspieszenia sumuje się w efekcie końcowym. 0,1-0,3 s może robić różnicę.
Oczywiście, nie poprę tego źródłami.
Za wiele czytałem różnych tekstów.
Ale, myśl warta chyba rozważenia.
Mamy kości gigantów- 3-4 m wzrostu.
Gigantycznych jaszczurów.
Czy ich kleska ewolucyjna nie była związana z czasem reakcji?
Cięzko trafić muchę, żabę.
Czy ich czas reakcji nie wynika z krótkości dróg nerwowych?
Terra inkognita dalej jest sporą przestrzenią, jak myślę.
„Każdemu mądremu stempelek na łeb,przybiło się razu pewnego”
A potem granty, wykłady, etaty, zaszczyty, medale…..
PAK4
1 KWIETNIA 2022
15:41
Czas opóźnienia w ukladzie elektrycznym długości kilku metrów jest pomijalny.
W układzie biologicznym, znaczący.
To kilka rzędów wielkości, jak sądzę.
Robot o czasie reakcji pantery?
Chyba jeszcze długo nie….
„Czy ludzie o różnym wzroście mają taką samą ilość neuronów, synaps, na szlaku przekazu sygnału?”
W odniesieniu:
„(…)Hebb starał się przerzucić pomost nad wielką przepaścią dzielącą
neurofizjologię od psychologii, przedstawiając ogólną teorię, w której
usiłował powiązać neuronowe procesy z procesami mentalnymi,
a zwłaszcza pokazać, w jaki sposób doświadczenie może modyfikować
mózg. Hebb czuł, że potencjał takich modyfikacji wiąże się z
synapsami, które wzajemnie łączą komórki mózgowe.
Oryginalne podejście Hebba wkrótce zostało potwierdzone
i otworzyło drogę nowemu myśleniu.
Dziś już wiemy, że jeden neuron mózgowy może mieć do dziesięciu
tysięcy synaps, mózg w całości ma ich ponad sto bilionów,
a to znaczy, że możliwości modyfikacji są praktycznie nieskończone.(…)”
(Rzeka świadomości – Oliver Sacks)
Zmieniając otoczenie, dostarczamy nowych bodźców, klikamy
więcej”fotek”, przyszłych możliwości, im więcej segmentów,
obrazów, możliwości, tym szybciej się połapiemy czy coś nam
zagraża, czy mamy na coś ochotę, czy czemuś stawimy czoła…itd.
Wzrost nie ma znaczenia.
A „Robot o czasie reakcji pantery?”
A ta reakcja to po jakiego mu…?
Scignie się z w/w za posiłkiem, w locie wypatroszy
i….co z nim zrobi?
Umknęło mi a być miało.
Czytam o mózgu, umyśle, o uszkodzeniach, ich nieodwracalności,
obszarze, szukam odpowiedzi, jakiegoś rodzaju pomocy…
Jak pomóc czy w ogole da się, po udarze, jak zaradzić lękom,
przed niewielkimi pomieszczeniami, w jakie otoczenie zabrać,
co pokazać…
Ja przy metrze sześćdziesięciu czterech cm, przewidując,
gęsię skórnie dość szybko, i zaczynam od nadgarstków,
myślę że emocje, podniety, krążą po wyższych czy niższych
w tym samym kierunku…
Ale jakby co, to przypisze i tylko to wyjątkowości tego dnia,
dzisiejszego…
Darwinizm…..
Niedostosowani giną pierwsi.
Te niedźwiedzie jaskiniowe, stada wilków, bitwy hord i armii, nieźle przetrzebiły ludzi o słabszym czasie reakcji.
Dość długo dominowali krępi, niscy, muskularni.
Armie greckie czy rzymskie, pełne były takich konusów.
Dopiero koń zmienił proporcje w Europie, na długorękich, wielkich, zdolnych do noszenia pancerza i zasięgu rąk i miecza zakreślającego spore koło bezpieczeństwa.
I tacy zdolni byli do przetrwania i rozmnażania się…..
Jeszcze jakieś 150- 200 lat temu, średni wzrost mężczyzny w Europie sięgał 160 cm. Radiacja adaptatywna?
Fajnie, jestem wyższa od mężczyzn sprzed iluś tam lat!
A skoro Pan wie , to co wie.
A ja powiedzmy żę raczkuję. zdarza sie, ze ścierka do podłóg…
Domostwa, wysokość kiedyś komnat, dziś pokoi?
Więcej powietrza?
Latem jest mniej duszno, gdzie jest wysoko.
Ale zimą tracimy ciepło….
Dlaczego dusimy się w małych pomieszczeniach, klaustrofobia…
Ludzie mieszkali w jamach, pieczarach, bez wyjść ewakuacyjnych,
światła słonecznego….a nam bywa pod górkę?!
@wiesiek :
„Dość długo dominowali krępi, niscy, muskularni.
Armie greckie czy rzymskie, pełne były takich konusów.
Dopiero koń zmienił proporcje w Europie, na długorękich, wielkich, zdolnych do noszenia pancerza i zasięgu rąk i miecza zakreślającego spore koło bezpieczeństwa.”
Nie ma to, jak się wypowiadać o rzeczach o których nie ma się pojęcia.
Od czasu powstania większych niż obszar dzisiejszego powiatu państw, wojaczką trudniło się coraz mniej ludzi. od średniowiecza do wojen napoleońskich(czyli do wprowadzenia powszechnego poboru) w Europie to mogło być jakieś 1-2% społeczeństwa, więc cechy przydatne w boju miały raczej nikły wpływ na właściwości populacji. .
Wysoki wzrost nie był dla kawalerzysty wcale korzystny, zwłaszcza, ze jeszcze w XIX wieku przeciętny wzrost konia to było jakieś 150 cm czyli tyle ile mierzy koń arabski. A niższy niż dziś wzrost ludzi wynikał z tego, że nawet w tzw warstwach wyższych dzieci często nie otrzymywały takiego wiktu jak dzisiaj. w XIX wieku przeciętny robotnik czy chłop był wyraźnie niższy niż przedstawiciel warstw zamożnych czyli mniejszości, stąd niższy niż dziś przeciętny wzrost.
P.S. Uchodzący za niskiego Napoleon mierzył prawie 170 cm
@PAK4
1 kwietnia 2022
8:23
Wspomniałem „Andrea Dorię”, bo to właśnie była historia zderzenia dwóch liniowców pasażerskich na Atlantyku, 60 mil od Nowego Jorku, z którego wypłynął szwedzki „Stockholm”, a do którego dopływał włoski „Andrea Doria”.
Był lipiec 1956, gęsta mgła i noc, ale oba statki miały nowoczesne radary i „widziały się” nawzajem. Płynęły więc pełną parą i zbliżały się do siebie z prędkością 74 km/h.
Mimo że dowódcy obu jednostek wiedzieli o zbliżającym się niebezpieczeństwie, błędnie odczytali wskazania radarów.
Kiedy Andrea Doria wyłonił się z ławicy mgły, oba statki dzieliła odległość niespełna dwóch mil morskich. Do dziś nie rozstrzygnięto, kto ponosi odpowiedzialność za zderzenie.
Andrea Doria zatonął, Stockholm pod innymi nazwami pływa do dziś, aktualna (dwunasta) to Astoria.
A i jeszcze…
Czas reakcji kierowcy, kierowczyni, z wczoraj!
Przywołał Pan do tablicy.
Jest jeden taki sam, dla umiejętności, wyuczony, okraszony
drygiem, dla i wysokich i niskich.
A przy moich krótkich nóżkach, mam daleko, i kreuję się
na ‚Panienkę z okienka” może nie znosem w szybie, ale brodę
o kierownicę, jakby co, rozniesie.
Czyżby…staliśmy za wzrostem w jednej kolejce?!
@markot:
Uhm. Możesz mieć rację/trafić. Serio, nie pamiętam, ale historia rysuje mi się podobnie. A ta historia – „Andrea Doria” i „Stockholm” na pewno przewinęła się przez moje lektury.
@wiesiek59:
Wiesz, zerkałem do publikacji dotyczących „VR sickness” — na pewno badano względem płci. Tak, sprawdzenie byłoby ciekawe, ale ja nie jestem już częścią świata naukowe i podlegam regułom rynku. Firma nie ma pieniędzy na badania czysto naukowe, nawet jeśli to i owo można by sprawdzić (np. tym opóźnieniem można trochę manipulować).
Ehm… Ja piszę o 20ms = 0,02s. Wiem, że przy 0,03-0,04s to już jest odczuwalne dla użytkownika (choć początkowo nieświadomie — użytkownik czuje się gorzej, coś jest nie tak, ale nie wie co).
> Czy ich kleska ewolucyjna nie była związana z czasem reakcji?
Każda potwora znajdzie swego reaktora 🙂
Generalnie wielkość daje zwierzęciu pewne atuty, które pozwalają się obyć bez szybszej reakcji. Oczywiście ma minusy — wszystko zależy od strategii przetrwania i niszy ekologicznej. Są tu, co znają się, więc nie będę komentował.
PS.
A propos, jakoś przypomniałeś mi z niedawnych lektur (więc mam pod ręką i nie zgaduję…):
Not included here is the diverse bird fauna of the Hornerstown Formation of New Jersey, which probably formed very shortly after the K-Pg boundary (as evidenced by an abundance of re-buried mosasaur remains). This ecosystem preserved an abundance of waterbirds including waders and representatives of most bird groups mentioned above, further evidence that the birds which survived the extinction were primarily waterbirds, and which later evolved into “higher land birds” to fill the vacant niches left by enantiornitheans and other theropods.
Martyniuk, Matthew. A Field Guide to Mesozoic Birds and Other Winged Dinosaurs (p. 163). Kindle Edition.
Czy ja dobrze rozumiem, że tego jukatańskiego asteroida przetrwały kaczki? Porzućcie wszelką nadzieję — nie tylko inflacja, nie potrafi wygrać z kaczkami, ale nawet asteroidy…
Metr sześćdziesiąt cztery…
Ale nie o tym chciałem, chociaż to też istotne.
Otóż fragment z tekstu Marcina Nowaka… na przykład ten…
„…Obaj nieszczęśnicy mieli zachowane ośrodki odpowiedzialne za racjonalne myślenie. Ten drugi potrafił odpowiedzieć na każde rozsądne pytanie dotyczące faktów, przewidzieć konsekwencje, ale i tak wybór… nie dokonywał się. Wniosek jest oczywisty, ale trudny do przyjęcia: to nie ośrodki związane z racjonalnością dokonują wyborów. Uszkodzeniu u obu pacjentów uległa co prawda część związanej ogólnie z racjonalnym myśleniem kory płatu czołowego, ale chodzi o powiązaną z odpowiedzialnym za emocje układem limbicznym brzuszno-boczną korę przedczołową (ventro-medial prefrontal cortex, VMPC, very moody, jak mówi o niej mądrzejszy ode mnie w tej dziedzinie kolega). Otóż każda podejmowana przez nas decyzja jest emocjonalna, nie ma decyzji wyłącznie racjonalnych…”.
I pomyślałem, że projekt badawczy docierający do takich właśnie efektów mógłby powstać na przykład na zamówienie firmy marketingowej, agencji reklamowej, czy wręcz partii politycznej. Owszem mogło być inaczej, ale kogo w dzisiejszym świecie interesują wybory statystycznego Ziemianina.
Na pewno producenta (zero kryptoreklamy w tym momencie) precelków, czy innych wycieraczek do szyb samochodowych.
Bo w ich interesie jest doprowadzić aby ich produkt okazał się tym szczęśliwcem w palecie innych.
I taki producent zleca agencji reklamowej zadanie: mają kupić nasze precle, które będą jedli w samochodzie, którego szyby…
I co robi agencja reklamowa? Tak. tak. Biegnie…a tam biegnie, zapierd…. do laboratorium badawczego aby sprawdzili co zrobić aby zapewnić racjonalność wyborów potencjalnego beneficjenta naszych śmigających wycieraczek do szyb samochodowych i chodzi o to żeby to wszystko miało ręce i nogi, czyli było racjonalne i klyent nie miał wrażenia, że to ściema, ale miał przeświadczenie, że jest zdrowym na umyśle klyentem.
I w efekcie w wyniku żmudnych procedur pozyskano wiedzę, że
„… chodzi o powiązaną z odpowiedzialnym za emocje układem limbicznym brzuszno-boczną korę przedczołową (ventro-medial prefrontal cortex, VMPC, very moody, jak mówi o niej mądrzejszy ode mnie w tej dziedzinie kolega)…”
Zapomniałbym …
W drzwiach facet z agencji reklamowej mijał się wysłannikiem partii politycznej, który odbierał wyniki badań związanych z problemem: Co i w jaki sposób przekazywać ludziom na temat dyktatora Rampurumpa, aby wszyscy nie mieli wątpliwości że” Rampurumpa wielkim wrogiem postępowej ludzkości jest”. I też żeby miało to ręce i nogi, bo czas nagli…
A mnie bardziej rajcuje tematyka rozumu, umysłu w kategoriach bardziej ogólnych, opisanej w nieco innej perspektywie niż ta „przedczołowa…”
I chciałbym aby nauka bardziej była starą, dobrą, przednowoczesną nauką, niż tą, która tak naprawdę zajmuje się rzeczami, które służą jedną wielkiej manipulacji bezbronnymi w gruncie rzeczy masami…
…a zresztą, kogo to dzisiaj obchodzi?
Metr sześćdziesiąt cztery. Muszę to sobie zapisać.
Niczego nie zapisuj!
Zdeptuję się każdego dnia, a i wiosennie zaczynam sie pobocznie
ciosać…sama skóra mnie jak nic pociągnie w parter!
Te 200 – 150 lat i ten wzrost…:
https://www.filmweb.pl/film/Walka+o+ogie%C5%84-1981-11530/photos/581948
A co z ‚Walką o ogień” ?!
@Bohatyrowiczowa
A jednak zapisałem… i żeby nikt (wiadomo kto) nie miał głupich skojarzeń… zapisałem szyfrem starych kowali i Twoje 164cm przybrało w zaszyfrowanej wersji postać:
64,5669291
Dlaczego tak?
Twój wzrost zapisałem w calach. Nikt nie skojarzy kogo to dotyczy.
Zostało mi to z harcerstwa. Lubiłem się maskować.
A jeżeli chodzi o profesora Hartmana i jemu podobnych, to muszę zgłosić jednak zastrzeżenie i oznajmić, że dyskredytacja Jego skromnej osoby w świetle rzekomej nieuprawnionej uzurpacji do czegoś i ingerencji w wiekuistą świetlistość świata nauki może być przejawem złej woli przedstawicieli owego świata.
Od razu zastrzegam, że nie chodzi mi o wkład w/w w dorobek nauk przyrodniczych, czyli o powiększanie zasobów tychże nauk, a jedynie o wyjaśnianie, czy na przykład interpretację jej zdobyczy.
Bo sytuacja ma się tak:
Coraz bardziej widoczna jest przepaść…proszę Pana, proszę nie patrzeć w dół, bo może w głowie się zakręcić i może być nieszczęście… między światem nauki, nauki współczesnej, a ogromną rzeszą społeczeństw doby obecnej, która chciałaby poznać cóż tak zapierającego dech w piersiach, a co odkryli w laboratoriach i na stołach wiwisekcyjnych najbardziej zdolni ze zdolnych.
I chodzi o to, aby cały ten wspaniały dorobek naukowej braci uprzystępnić „ciemnym masom”, czyli mnie.
Jest coś takiego bowiem jak wyjaśnianie naukowe ( w zasadzie swoi, dla swoich w swoim języku) i wyjaśnianie potoczne, czyli prawdy naukowe podają ( jeżeli naukowcy nie potrafią, albo się nie kwapią) w swoim języku ci, którzy chcą i czują się na mocy, tym, którzy marnie kumają, ale chcieliby coś uszczknąć dla siebie z tego naukowego torta… a przynajmniej powąchać.
I jeżeli naukowcy nie chcą ( a może też i nie potrafią z języka naukowego na język potoczny) przełożyć czegoś na język bardziej przystępny, to dlaczego nie pozwolić aby uczynił to profesor Hartman.
Ma kontakt z ludźmi na blogu, zna ich moce poznawcze, aparat pojęciowy itd., wie( z racji kontaktu ze studentami) jak rozwinięty jest intelekt kwiecia polskiej młodzieży i mając pojęcie na temat tego co nowe ale i ciekawe jest wystawiane w okienku w naukowej jadłodajni, może w swoim humanistycznie usposobionym języku i takiej też wrażliwości podzielić się swoimi przemyśleniami, do których dołoży również walor hermeneutyczno-edukacyjny znanego polskiego filozofa.
Powtarzam.
Hartman nie uzurpuje sobie prawa do tworzenia nowych teorii, a jedynie chce wyjaśnić zawiłości współczesnej nauki na tyle ile je pojął i na tyle ile pojmie to cały lud Boży.
@Syś
” i żeby nikt (wiadomo kto) nie miał głupich skojarzeń… ”
Intrygujące!
Czepne się tak z rana, miałam straszny koszmar.
Mógł być odpowiedzą na obraz gwałtu z filmu, na który patrzyliśmy
razem, niestety z synem.
Przyszedł zapytał co oglądam, zachęciłam by został, nieświadoma
z czym się zmierzę…dręczyło mnie że tego nie wyłączyłam.
Odwrócił wzrok, a ja czułam że sie zapadam…
Wzrost – skup się Boho.
Tak mam po hamerykańsku 5’38”.
Samo odniesienie:
Nikt – wiadomo kto!
Z mojej perspektywy…wiesz chłopie jak to wygląda…
jakbym była ostatnią świnią!
Mój wzrost to żadna tajemnica, 26 kwietnia miną trzy lata
jak się tu wdarłam w niepozapinanych sandałach…
Lubię zwłaszcza tą poczekalnie Pana Marcina, nasłuchującego,
zza drzwi gabinetu, co ludzi trapi…i niby mimochodem,
umieszcza broszury na swoim poczekalnianym stoliku,
ze swoim zdaniem, lub pasującym do…
(kilka razy pisałam ile mierze -pamiętam)
Wszelakich pinów, kodów, uczę sie na datach urodzin i takich
tam, rocznicach, bliskich.
Ale klimat, ja pierdzie…!(mam ciary po pachy)
Chce tak!:
https://www.youtube.com/watch?v=ybEYNfp_41k
98” fascynujace
248,92
152,4
96,52
fascynujące jak diabli, 98″ Redmi Smart TV Max,
na ścianę ze mną, i rzucać w doń popcornem…
(a nie mówiłem…tak z tego dudni!)
Zyrafy takie sa, wcale mnie to nie dziwi 🙂
Hell’s Engels
1 KWIETNIA 2022
19:03
Jest pan raczej nieuprzejmy….
Pierwsze statystyki wzrostu żołnierzy, są dostępne po wprowadzeniu armii z poboru. Od napoleońskiej, o ile pamiętam.
W przypadku armii rzymskiej i późniejszych, dysponujemy jedynie danymi z badań szkieletów.
W obu przypadkach, rzadko który żołnierz przekraczał 170 cm.
Nie dotyczyło to oczywiście jednostek gwardyjskich, elitarnych.
Tam rekrutowano- na przykład Gwardia- zołnierzy powyżej 180 cm.
Fryderyk Wielki wręcz kolekcjonował olbrzymów, czesto karząc porywać odpowiednio wyrosniętych.
Stosześćdziesiątkaczwórka, niestety.
Ten rodzaj muzyki…
Kiedyś kumpel próbował ze mnie zrobić fana Black Sabbath.
Byłem jednak oporny.
Jeden kawałek owszem…nawet chciałem nucić podczas golenia, ale jak zobaczyli mnie w domu po wyjściu z łazienki to od tamtej dałem sobie na wstrzymanie.
Jeżeli muzyka to tylko andante, najwyżej alegretto.
A tamten kawałek to coś takiego:
https://www.youtube.com/watch?v=0qanF-91aJo
@wisiek:
A propos przegranej Hurkacza w Miami padł taki komentarz: „Całkiem nieźle się rusza, jak na swój wzrost”.
Ale podejrzewam, że szło o środek ciężkości wysokiego Hurkacza, a nie o długość połączeń nerwowych.
@R.S.
Uskrzydlasz!(dzięks przewielki)
@sambo
„Stosześćdziesiątkaczwórka, ((niestety.))”
Czy to Cię odstręcza?
Moja potrzeba powiedzmy – wywrotu!
Przyjmij słownie że i Ja sie maskuję…
Dam Ci tu kąsek tego czego słuchać mi nie wolno przy wnuczce:
https://www.youtube.com/watch?v=ep-nOtq2iT8
Tylko w potrzebie, na słuchawkach i bez wizji!
Ujmę to tak:
Przychodzi Papsi do Pepsi… od drzwi, na dobry:
– Sypiesz się!
To impuls, przestroga, pagony w zaspach(u nas obecnie za oknem
podobnie).
W tych dwóch słowach – sypiesz się – jest info, jest potrzeba wytrząchać
pędzlem(!) i skopać podeszwy buciorów…
(tylko uważaj z głośnością przekazu bo połączenia nerwowe będą
dyndać poza Tobą!)
@Bohatyrowiczowa
Pisząc „niestety” , nie to miałem na myśli. To mi akurat pasuje.
Chodzi mi czasami o Twoje wybory muzyczne, ale z drugiej strony gdyby w życiu były tylko takie problemy, to słuchałbym tej Twojej Metalliki na okrągło.
Oczywiście słuchasz też innych songów, tak więc ogólnie aż tak źle nie jest.
Miałem sen. Nie, nie śnił mi się Freud, nie śnił mi się Martin Luter King, nie śniła mi się nawet Bohatyrowczowa oglądająca coś ciekawego na Netfliksie. Miałem piękny sen, iż pewnego dnia zostałem laureatem Nagrody Nobla. Dostałem wiadomość, ale byłem jeszcze przed całą imprezą w Oslo, no i oczywiście przed przelewem niezłej kasy na moje konto w Banku Spółdzielczym.
Wszystko to było jeszcze przede mną, ale ten sen mimo to ewidentnie skonsolidował nadwątlone – ostatnimi czasy – moje ego.
Nie wiem też jaką dziedzinę wzbogaciłem gamą różnorakich spektakularnych odkryć, ale po przebudzeniu pomyślałem: „A jakby coś z fizyki, albo takiej fizjologicznej medycyny?”
Wiem, oczywiście jakie obowiązuję standardy jeżeli chodzi o jakość dorobku naukowego, nie tylko laureatów, ale nawet kandydatów i może jest to porywanie się z motyką na Słońce, ale dlaczego mam nie spróbować?
Oczywiście od razu zadałem sobie pytanie:” A czy jest co jeszcze odkrywać, czy jest sens eksperymentować, udowadniać, czy można jeszcze dedukować, roboczo „hipotezować”, czy statystycznie uprawdopodobniać?
I po wnikliwej analizie naukowego dorobku uznałem, że jednak warto zaryzykować, bo nauka jest tak naprawdę grą bez końca i że właściwie każde wyjaśnienie domaga swojego kolejnego „dlaczego?”. Nawet „dlaczego?” domaga się swojego „why?”
W sumie nauka to to taka wielokondygnacyjna nauka, do której co raz dostawiane są kolejne piętra.
Bo jakieś kolejne fakty tłumaczone są przez prawa eksperymentalne, prawa przez teorie, teorie przez inne teorie. I tak dalej. I tak dalej. I wszystko w tym świcie jest misternie utkane, poprzeplatane, pospawane
A gdyby tak sobie ułatwić zadanie. I rozmarzyłem się. A jakby tej naukowej budowli wyjąć jakieś jedno pięterko. Budynek jest ogromny. Liczy ponoć 164 piętra, czyli jest spory i gdyby tak mi się udało podważyć to, co zmagazynowane jest na 3 piętrze, a nie ma tam żadnych okien, wind i drzwi i trzeba by to trzecie piętro po prostu z tego budynku usunąć: wyjąć, wydłubać, wysadzić w powietrze…ale byłaby piękna katastrofa.
I po takiej katastrofie, na zgliszczach takiej naukowej budowli trzeba by ponownie podjąć się jej budowania.
I wtedy ja, na ochotnika, w pierwszym szeregu. I w takich okolicznościach byłoby chyba łatwiej i dostałbym tego swojego wyśnionego Nobla. I ta kasa!…nie, nie robiłbym tego dla kasy. Robiłbym to dla idei. Dla wielkiej idei Normalności.
Tylko czy jako facet z uszkodzonym płatem czołowym( wspominałem kiedyś o tym) podjąłbym taką decyzję? Chodzi oczywiście o dematerializację jednego z niższych pieter tej pięknej naukowej budowli.
Jeszcze trochę o hartmanowych ludziach, chociaż tak po prawdzie to nie wiem dlaczego wstawiam się za nimi, bo na przykład blog Profesora Jana Hartmana jest dla mnie na ten moment ( moment trwa już prawie dwa lata) zamknięty.
Problem z nimi, czy ich problem ze światem nauk przyrodniczych wywodzi się tak naprawdę chyba z rozumienia i celu nauk – czy odlatując w chmury – z ideału nauki.
Bo tak jak istnieje koncepcja wiedzy naukowej – propagowana chyba również przez Gospodarzy szalonego bloga – sprowadzająca się do opisu faktów i na podstawie tego opisu zrozumienia obecnych i przyszłych zdarzeń i co za tym idzie odpowiedniego zarządzania (manipulowania) rzeczami, naturą, ludźmi…
…i jeżeli w ślad za tym tworzy się jakieś prawa to są to prawa funkcjonowania – na przykład płata czołowego – które z reguły wyprane są z jakiegoś szerszego (choćby kulturowego ) kontekstu.
A hartmanowi ludzie mówią spokojnie, nie tak szybko. Owszem to wszystko się dzieje co ustaliliście, ale te wszystkie fakty, zdarzenia i procesy muszą być zinterpretowane z perspektywy „ludzkiego sensu”. Można tłumaczyć to wszystko poprzez naukowe prawdy, i prawa ale te sprawy są bardziej skomplikowane i przede wszystkim wypadałoby najpierw rozstrzygnąć czy rację miał Diderot, który twierdził, że:
„Człowiek jest dziełem przyrody, podlega jej prawom, nie może się wyzwolić z jej mocy”
czy jednak Konrad Lorenz (ten który opisał spotkanie człowieka z psem)), który stawiał tezę, że
„Człowiek jest ze swej natury istotą kulturową”,
A kultura to nie tylko kulturalny człowiek, czyli Ja.
I wracając do Hartmana Jana Profesora.
Wydaje mi się, że wnikając w wolnej chwili w niektóre sprawy świata przyrody swoim świeżym, humanistycznym spojrzeniem mógłby coś ciekawego, czy wręcz odkrywczego wymyślić.
Bo w wielu sprawach spore znaczenie ma dystans, ale również pomysł, czy wręcz idea.
Oczywiście może, ale nie musi.
@sambo
„(tylko uważaj z głośnością przekazu bo połączenia nerwowe będą
dyndać poza Tobą!)” – moje
„Tylko czy jako facet z uszkodzonym płatem czołowym( wspominałem kiedyś o tym) podjąłbym taką decyzję?” – kolegi Sysia
Coś tu się wydarza?
Czubek nosa z trwogi mi zmarzł!
Mój wpis skopiowany nie ma, nie miał mieć związku z tym czego
doświadczyłeś.
Nigdy sie nie widzieliśmy, to tylko przypomnienie!
Tyle tu tych wpisów o długim czy krótkim okablowaniu nerwowym
i do tego sie odniosłam.
Bo, dlaczego Ktoś straciwszy kończynę, nadal ją czuje?
Przecież nie kładzie dłoni, w miejscu jej niegdysiejszej, obecności.
Nie dociera do niego z nad jej ciepło, opór szlaczka, którym nazwę
skórę, i nie zostawia na moment swych linii papilarnych smugą
wielkości fasolki, niknącą.
Czuje ją w głowie!
Zdarza mi się że drętwieje mi dłoń, przy rozmowach telefonicznych,
przydługich, ale ten dyskomfort odczuwam, odkładając telefon
dopiero…zaprzątam myśli rozmową, tworzę obrazy, wczuwam się
w to co ktoś mi, lub jak komuś komunikuję, rejestrują nerwy co innego…?!
Bywam wredną małpą ale nie do przesady!
Coś łagodnego na pojednanie:
https://www.youtube.com/watch?v=hTWKbfoikeg
Jednasz się ładnie i chociaż trochę za głośno to powoli się przyzwyczajam.
Jeżeli chodzi o muzykę z tamtych stron to raczej coś takiego:
https://www.youtube.com/watch?v=X70VMrH3yBg
Teraz merytorycznie, czyli wątek teorii kwantowej w interpretacji Jana Hartmana.
Oczywiście szczegółów owej interpretacji nie znam. Nie znam, ale po tym co jakiś czas temu przeczytałem mogę sobie zmyślność owej interpretacji wyobrazić.
Otóż, jeżeli na pierwszej stronie książki o wydaniu której kiedyś wspomniałem( „Niedokończona rewolucja Einsteina”), na pierwszej, „mottującej” stronie zamieszczone są dwa zdania, z których jedno jest w brzmieniu:
„Sądzę, że mogę bezpiecznie stwierdzić, że nikt nie rozumie mechaniki kwantowej”
a którego autorem jest niejaki Richard Feynman, to z faktu, że kiedy Feynman wypowiadał tej treści zdanie, Profesor Jan Hartman mógł być najwyżej małym Jasiem brudzącym pieluchy wielokrotnego użytku, to zupełnie uprawnione może być taka oto supozycja.
Skoro Jan Hartman nie brudzi już pieluszek i jest znanym urbi et orbi filozofem o znacznym dorobku naukowym. Jak również zważywszy na to, że jest właścicielem nietuzinkowej osobowości o nieprzeciętnym potencjale sprawczym, i wiemy, że Richard Feynmam w swoim zdaniu nie użył czasu przyszłego, czyli nie wykluczył tego, że w przyszłości znajdzie się ktoś kto zrozumie mechanikę kwantową, to co najmniej każe postawić duży znak zapytania – a nawet dwa – na końcu zdania, które przybrało taką postać:
„Zwłaszcza zaś pretensje niektórych humanistów z filozofami na czele do wyższości, tłumaczenia innym materii i zjawisk, o których nie mają (za co, jak wyżej, ich nie winię) bladego pojęcia.”
Musi też być brana pod uwagę ta oto ewentualność, że Feynman używając zaimka rzeczownego nieokreślonego „nikt”, miał na myśli tylko i wyłącznie środowisko fizyków.
A jeżeli nie jest mi znana osoba, która nazwałaby Profesora Jana Hartmana fizykiem, to tym samym filozof nie mieści się w zbiorze „nikt” i może tym samym znaleźć się w zbiorze „ktoś”.
I tym samym zdanie Richarda Feynmana mogłoby by przyjąć postać:
„Sądzę, że mogę bezpiecznie stwierdzić, że ktoś spoza grona fizyków zrozumie mechanikę kwantową. I ten ktoś może pochodzić na przykład z Polski.”
Skończyłem.
@Bohatyrowiczowa:
Przypominasz mi pierwszy rok politechniki — kolega lubił nosić w kieszeni podstawowy zestaw narzędzi. Że było ich sporo, to czasem coś wypadało. I jak mu kiedyś śrubka wypadła to usłyszał:
— Te, MacGyver, rozkręcasz się!
@PAK4
Ja sama jedna przypominam cały pierwszy rok!
Gdy coś upadnie, z kucu, można sie tajnie porozglądać…
Kolega może nic nie gubił, tylko zostawiał w celu kontaktu…
Zdradzisz jak jego los się potoczył?
Bo jeśli kieszenie dociążał obustronnie, to problemów
z kręgosłupem nie ma!
Nie wiem czy powinnam była ale uśmiałam sie do łez!Dzięki!
@Bohatyrowiczowa:
A KUC nie był na drugim roku? KUC = Konstrukcja Urządzeń Cyfrowych.
Losu kolegi dobrze nie znam. Szkoda, bo fajny gość, ale nie pokazywał się na spotkaniach rocznicowych, a mijanek na ulicy z nim dużo nie zaliczyłem. Ostatnio jak go widziałem był cały, zdrowy i planował zaliczenie Korony Gór Polski. Tak, więc jak ktoś znajdzie kiedyś na Rysach, Babiej, czy innym Łysicy śrubki, albo miernik uniwersalny, zgubiony między kamieniami, to znaczy, że kolega tam był.
Z narzędzi obrotowych może być też korkociąg.
Dzisiaj spotkał mnie spory zawód w związku z nim.
Byłem na proszonym (nie ja prosiłem, ale mnie proszono) obiedzie. Nic mnie miało nie obchodzić oprócz przygotowania, czyli otworzenia butelki z jakimś winem. Poleciałem na górę ( proszony byłem na dół ) po korkociąg ( kupiłem niedawno i jeszcze nie sprawdzałem jego możliwości) aby na pełnym luzie zaprezentować jego walory i niestety. Zdjąłem delikatnie część zakrywającą element uszczelniający zawartość butelki i ku mojemu zgorszeniu zamiast korka, ukazał się … kapsel!
I tym samym uroczysta prezentacja możliwości mojego korkociągu zostanie przełożona na termin późniejszy.
A wino było niezłe, ale pijało się lepsze.
@PAK4
„(…) ale nie pokazywał się na spotkaniach rocznicowych”
Nie pokazywał się… nasuwa sie może chcąco może mniej
czy Ciebie oddelegowano do redakcji zaproszeń, zawiadomień…?
Wytłuszczka zachodem tylko dla wybranych, do niego jak
do mnie bez ozdobień, pogrubień, nie dopatrzył…może.
Śrubki jak sie o jakąś potknę, uwierz że się schylę, podniosę,
w nią dmuchnę, włożę w kieszeń najprawdopodobniej ramoneski,
zbiorę z tuzin, poślę na adres redakcji z Twoim wytłuszczonym nickiem!
Co jeszcze, może ulubiony profil?!
Twój rzecz jasna!
Przemknę obok, tym drugim.
Nawet wstrzymam oddech by Cie nie rozpraszać…
@Bohatyrowiczowa:
Są ludzie zbiorowi, który tęsknią do tłumu i zabawy.
I są ludzie osobni, dla których najlepszą zabawą jest rozróżnianie w terenie OKI27 od TKt48.
Mój znajomy z tych drugich jest.
Kłaniam się nisko!
@PAK4
To niedopuszczalne jak sie zachowałam!
Fuj…fuj…fuj z tym mnie identyfikuj!
Coś dla Ciebie:
https://www.youtube.com/watch?v=8DyziWtkfBw
Wołodymyr Kłyczko też z jej dobrodziejstwa korzystał!
Poprosiem o więcej światła(!!), muszę trafić do wyjścia
by wejść nim ponownie!
Przepraszam.
Wstyd się przyznać, ale dopiero teraz przeczytałem zalinkowany tekst profesora Jerzego Kowalskiego Gliksmana i dopiero teraz wiem czego dotyczy polemika skierowana w stronę profesora Jana Hartmana.
Wiem też co marzy się czasami fizykowi kwantowemu.
Najpierw nieco o krytykowanym Janie Hartmanie i jego marnej – zdaniem prof. Kowalskiego- Gliksmana – próbie zaistnienia na poważnym forum (PAN). Nie wiem, nie byłem, ale Jana Hartmana kojarzę trochę nie tylko z racji jego blogowych tekstów.
Kiedyś nabyłem jakiś zbiór jego esejów, ale raczej bez rewelacji.
Zapamiętałem to, że nie uważa się już za filozofa, ale jeżeli już to raczej historyka filozofii, bo w zasadzie w filozofii już wszystko powiedziano i on też nie zamierza porywać się z motyką na Księżyc.
W innym tekście z kolei oznajmił, że kończy ze swoim delikatnym konserwatyzmem i teraz przechodzi na pozycje wybitnie postępowe i Ci, którzy kojarzą poglądy Profesora wiedzą co miał na myśli.
Była jakaś polemika z Husserlem, ale jakaś taka…
A poza tym wsławił się swego czasu tekstem ( na swoim blogu)propagującym kazirodztwo i z tego powodu miał nawet problemy w robocie (na UJ).
Czyli, szału nie ma.
Jedyne co mogę zapisać na plus profesorowi to fakt, że swego czasu poświęcił tekst na blogu o miejscowości ( typowe zadupie), którą mijam, kiedy jadę do rodziny. Przy tej okazji namalował laurkę społeczności ŚJ w owej miejscowości.
Drugi plus to jego publicznie głoszony pogląd, że „Aborcja jest złem” i tak zatytułował kiedyś tekst na swoim blogu.
A poza tym ciągłe nieudane próby w różnego rodzaju wyborach. Próbował już wszędzie – zostało jeszcze tylko ONZ i wybór przewodniczącego.
A skąd moje próby obrony Jana Hartmana?
Raczej jedynie reprezentował moje poglądy na współczesną naukę i posłużył mi jedynie jako przykrywka.
Niezły ten fragment z polemiki z prof. Hartmanem.
„…Wydaje mi się, że w porównaniu z prostą zabawą, której oddajemy się my, fizycy, filozofowie, idący śladami wielkich myślicieli przeszłości, podejmują naprawdę wielkie i potwornie trudne problemy. Dlatego też zdarzało mi się napotkanych filozofów zagadywać, pytać o wszechświat i całą resztę. Niestety, za każdym razem czekało mnie rozczarowanie. Jeden powiedział mi, że współczesnej filozofii wielkie pytania o świat zupełnie nie interesują. Drugiego, co prawda, interesowały, ale odniosłem wrażenie, że niechętnie o filozofii mówi… I tak dalej.”
Czyli współczesna filozofia i filozofowie mają inne priorytety.
Ich „pytania o wszechświat i całą resztę” nie interesują.
Ale mam w tym miejscu propozycję.
Jeżeli nie filozofia to może… teologia.
Kiedyś popełniłem tekst na ten temat u Hartmana właśnie. Uważam, że nawet rozsądny, czyli polecam lekturę.
Jeżeli nie polscy filozofowie to może Alasdair MacIntyre. Szkot. Szkocki filozof.
https://hartman.blog.polityka.pl/2018/03/19/czy-kobiety-zmiota-pis/
samba kukuleczka
20 marca 2018
22:25
PAK4
3 KWIETNIA 2022
9:11
Każdy ma swoje ulubione teorie, do których jest przywiązany…
Jeżeli nie ma faktów zaprzeczających, można je uznać za prawdziwy opis świata.