Muzyka młodej generacji

scena z koncertu muzyki rockowej, wśród tłumu słuchaczy wyróżnia się dziewczyna z wyciągniętą ręką

Jeżeli czytelnicy tego bloga jak ja słuchają muzyki nie tylko ułożonej w tradycyjne albumy albo własnoręcznie wyselekcjonowanej, tylko korzystają z serwisów oferujących strumień nagrań oparty na algorytmie przewidującym zainteresowania na podstawie utworów wysłuchanych wcześniej, to zapewne nie zawsze okażą się zadowoleni z tak podsuwanych propozycji. Są na to badania – np. opublikowane niedawno w „EPJ Data Science”.

Pisałem jakiś czas temu, że osoby po trzydziestce mają z reguły mniejszą potrzebę poznawania nowej muzyki i – jeżeli nie zarzucili tej rozrywki – rozsmakowują się w tym, co już poznali. „Z reguły” to jednak nie to samo co „zawsze”. Jednym ze źródeł nowej muzyki (dla mnie, choć może pochodzić sprzed moich narodzin) prócz rekomendacji znajomych są serwisy streamingowe z różnymi wersjami trybu spersonalizowanych propozycji.

Takim serwisem jest Last.fm. Ma lata świetności za sobą, bo rynek zdominował Spotify, a Deezer depcze mu po piętach. Podobnie YouTube. Są też miejsca do publikowania, a więc i słuchania muzyki, jak Soundcloud czy Bandcamp. Zresztą chyba nie ma już możliwości publikowania własnych nagrań na Laście i muzyka, której da posłuchać za jego pośrednictwem, i tak pochodzi ze Spotify albo YouTube’a.

Być może główną przyczyną, dlaczego Last.fm wciąż ma wielu użytkowników, jest system scroblowania czy zapamiętywania muzyki, której się słuchało. Dziś mogę sprawdzić, czego słuchałem, dajmy na to, w sierpniu 2009 r. (głównie płyty „Der Prozess” Armii, ale też kilku piosenek Grażdanskiej Oborony czy… „Ratujmy kosmos” Bajmu albo „Да молчит всякая плоть человеча (Ин распев)” chóru A. Grindenki). Last.fm podpowiada, że od 2007 r. słucham średnio 19 piosenek dziennie. To nieprawda z powodów, które pominę, bo nie ma tu na nie miejsca.

Jedną z zalet Lasta jest możliwość tagowania przez słuchaczy. Oto etykietę „tuwim” przypięto do kilkudziesięciu piosenek – nie tylko Ewy Demarczyk, ale też do (około)punkowych wersji „Do prostego człowieka”. Oczywiście można wybrać mniej niszowy tag, jak „rock”, „parody” czy „female fronted metal”. Najbardziej bezużyteczny w tym przypadku jest „seen live”, bo prawie każdego wykonawcę ktoś kiedyś widział na żywo i mógł tak oznaczyć. Także takiego quasi-wykonawcę jak Various Birds.

Słuchanie dzieł z konkretną etykietą to stosunkowo bezpieczny sposób na poznawanie nowej muzyki i zarazem podobnej do tej, którą już się lubi. Słuchanie utworów słuchanych już kiedyś przez znajomego jest bardziej ryzykowne. Najbardziej zaś – słuchanie nie na podstawie etykiet, ale podpowiedzi algorytmów.

W przywołanej na początku pracy kilkoro – głównie austriackich – badaczy przyjrzało się, co algorytmy podpowiadają słuchaczom Last.fm. Podzielono ich na dwie główne grupy: odbiorców muzyki mainstreamowej i niemainstreamowej. Tę drugą podzielono na kolejne grupy, ale o tym dalej.

Okazało się, że ci pierwsi nie powinni mieć za wielu powodów do narzekania – przy pomocy różnych miar statystycznych, które nie do końca ogarniam, wyszło, że w zasadzie dostają to, czego oczekują. W przypadku słuchaczy mniej popularnej muzyki rozrywkowej liczba propozycji uznanych za źle dobrane jest większa.

Jednym z powodów jest popularność. Piosenki mainstreamowe są częściej słuchane i oceniane, a algorytmy działają zgodnie z biblijną zasadą „tym, co mają, będzie dodane, a tym, co mają mało, będzie zabrane także to, co mają”. Trochę jak dobór kierunkowy w ewolucji. Jak podpowiada moje doświadczenie, wystarczy, żebym raz posłuchał jakiegoś radiowego przeboju i będzie on (lub inne wytwory danego wykonawcy) co jakiś czas podsuwany mi przez serwisy – zdecydowanie częściej, niż by to wynikało z losowego przydziału.

Można też podejrzewać, że słuchaczom mainstreamu jest z reguły wszystko jedno, co dostaną, byle było łatwe, proste i przyjemne, a słuchacze alternatywy mają bardziej wyśrubowane żądania. Miłośnik Dream Theatre skrzywi się na prostackiego Slayera i odwrotnie, ten drugi uzna DT za jakieś wydumane granie, mimo że oba mają etykietę „metal”, a dla fana Eda Sheerana są ledwo odróżnialne i niesłuchalne. Z innych badań tego samego zespołu wynika, że fani muzyki alternatywnej zwykle szerzej opisują swoje zainteresowania muzyczne i wymieniają więcej ulubionych wykonawców.

Dlatego badacze tej drugiej grupie przyjrzeli się wnikliwiej. Podzielili ją na podgrupy takie jak „folk”, „hard rock”, „ambient” i „electronica”. Nie był to podział a priori na podstawie znajomości gatunków, lecz analizy zgrupowań (usunięto zarazem najszersze tagi, jak „rock”, „metal” „pop”, „indierock”, „electronic” i „alternativerock”). Nazwy nadano grupom od najliczniej reprezentowanego tagu/gatunku, choć np. „folkowi” niewiele ustępuje „singer-songwriter”, a „hard rockowi” – „punk”.

Nie bardzo to dziwi. W Polsce przywykliśmy nazywać folkiem muzykę ludową i jej emanacje w muzyce rozrywkowej w rodzaju Kapeli ze Wsi Warszawa, Trebuniów-Tutków, ale i Golców. Przekłada się to na muzykę celtycką – z Clannadem i Enyą. W kulturze anglosaskiej muzyka ludowa jest nieco inna, dość wspomnieć tak naprawdę ludowe dla USA country o korzeniach w muzyce irlandzkiej i szkockiej. I tak folk (czy tzw. folk revival) to Bob Dylan, ale też Leonard Cohen czy Simon & Garfunkel. Stąd dość zaskakująca dla nas klasyfikacja Jacka Kaczmarskiego jako piosenkarza folkowego. I tak silne powiązanie anglosaskiego folka (i folk rocka) z piosenką autorską, nieraz od folka już odległą, jak Amy Winehouse.

Podobnie mimo wszelkich animozji między subkulturami słuchającymi ostrych odmian rocka nie dziwi bliskość hard rocka i punka. Granice między punkiem a hard rockiem/metalem w przypadku takich zespołów jak Suicidal Tendencies czy Exploited, a na polskiej scenie Armia czy Proletaryat, są bardziej konwencjonalne niż ściśle muzyczne. Pisałem kiedyś o łączeniu tej muzyki w badaniach nad radzeniem sobie z emocjami. To, że w grupie z dominacją słuchaczy ambientu na drugim miejscu jest tag „experimental”, też przesadnie nie dziwi.

Dziwić może ostatnia grupa. Na pierwszym miejscu jest electronica, tag nie do końca ścisły, choć mniej ogólny niż odrzucony bardzo obszerny „electronic”, który mógłby łączyć Jeana-Michela Jarre’a z Prodigy i Xenakisem. Na drugim miejscu znalazł się natomiast, i to blisko… „deathmetal”. No cóż – statystyka. A może nie doceniam współczesnego przemieszania gatunków. Faktem jest, że zespoły, które kilkanaście lat temu grały jakieś odmiany metalu, dziś wplatają w muzykę dużo elektroniki. Przykładem Within Temptation. Autorzy mają jeszcze jeden pomysł – ponieważ cechy analizowano maszynowo, deathmetalowy gardłowy wokal mógł zostać zaklasyfikowany jako dźwięk instrumentów elektronicznych.

Artykuł tu wydał mi się trochę chaotyczny. Autorzy najwyraźniej przejęli się tym, że publikują wyniki w piśmie przeznaczonym do prezentowania analiz przeróżnych danych do tego stopnia, że ważniejsze okazały się same zestawy danych i to, jakie konfiguracje można z nich stworzyć, nie zaś to, co tak naprawdę znaczą. Nie wiem, czy w piśmie o charakterze kulturoznawczym, socjologicznym, czy antropologicznym ten artykuł mógłby tak wyglądać.

Klastry folk i ambient są stosunkowo małe, klaster electronica średni, a hardrock – bardzo duży i stykający się z folkiem. Klastry można układać w macierze. Folk i ambient są bardziej akustyczne, hardrock i electronica ostrzejsze (autorzy używają pojęcia high energy). Ambient i electronica są bardziej instrumentalne (cokolwiek to znaczy) niż hardrock i folk. Niektóre cechy nie pozwalają na wydzielanie zgrupowań, bo rozkładają się dość podobnie. Taka jest np. taneczność, mimo że w grupie hardrock jest średnio największa, a w grupie ambient najmniejsza, natomiast grupa electronica (z deathemetalem) ma w tej cesze największą amplitudę i średnia wypada pośrodku. Tempo także jest wszędzie podobnie zmienne.

Oprócz zebrania korelacji w grupach badacze przeanalizowali konkretnych użytkowników serwisu Last.fm, których można przyporządkować do tych grup. Kto słucha najwięcej muzyki? To zależy. Najwięcej „aktów słuchania” przypadło na przeciętnego członka grupy hardrock, ale przeciętny użytkownik grupy electronica słucha więcej utworów. Rockowcy słuchają muzyki z 1274 gatunków (tak! lista pod-pod-pod-…-podgatunków muzyki, nie tylko rozrywkowej, jest długa), „elektronicy” z 1005, ambientowcy z 918, a folkowcy tylko z 811. Zgadza się to z analizami grup: dwie ostatnie wykazują większą dominację najbardziej popularnych gatunków, a dwie pierwsze mają bardziej wyrównany rozkład. Z drugiej strony, biorąc pod uwagę muzykę charakteryzującą te grupy, słuchacze folku i ambientu częściej sięgają po muzykę z pozostałych grup. Pod tym względem najbardziej wsobni są słuchacze z grupy hardrock. Widocznie jest tak bogata (tak naprawdę łączy nie tylko hard rock, punk, pop rock, classic rock, hardcore czy emo, ale też hip-hop i rap, a także przynależną bardziej skądinąd do grupy folk piosenkę autorską), że nie trzeba szukać innej. Za to najbardziej otwarci na inne grupy członkowie klastra ambient mają mniej zróżnicowaną muzykę, w stylu dark ambient, new age czy post rock.

To zamknięcie się na muzykę z innych grup korelujące z wewnętrznym zróżnicowaniem wiąże się z trafnością propozycji algorytmów. Słuchacze z grupy hardrock (zawierającej też hip-hop) mają je znacznie mniej dopasowane niż słuchacze z grupy ambient.

Spośród nieco ponad 2 tys. przeanalizowanych słuchaczy serwisu Last.fm najmłodszy jest przeciętny słuchacz hardrocka (a jednak opowieści o śmierci rocka są przesadzone) – ma niecałe 24 lata, a najstarszy ambientu – 29,5 roku (a więc jest wciąż przed magiczną trzydziestką, choć powyżej feralnego dla muzyków wieku 27 lat).

W tym kontekście ciekawa może być analiza preferencji polskich nastolatków (12-17 lat) wykonana przez Dział Badań i Analiz Narodowego Centrum Kultury. Dotąd wykonano dwie takie – na przełomie lat 2018/2019 i 2020/2021. To oczywiście za mało, żeby wyciągać wnioski o trendach, ale coś widać.

Po pierwsze, muzyki słuchają praktycznie wszyscy nastolatkowie (99 proc. w 2018 r. i 97 proc. w 2020). To nie dziwi w kontekście ewolucyjnej roli socjotwórczej muzyki, o której kiedyś pisałem. Zgodnie z tym, co wyżej, najpopularniejsza jest muzyka środka, w ankietach określana jako pop. Przy czym, o ile w 2018 r. jej słuchanie deklarowało 62 proc. ankietowanych, a w 2020 60 proc., o tyle wcześniej zdecydowanie ten gatunek preferowało 23 proc., nieco mniej niż rapu/hip-hopu (25 proc.), a obecnie preferencja wzrosła do 39 proc., preferencja rapu/hip-hopu nieznacznie zaś spadła – do 22 proc. Rap/hip-hop jako gatunek w ogóle słuchany, a niekoniecznie preferowany, w 2018 r. deptał po piętach popowi (59 proc.), ale obecnie, choć zachował drugie miejsce, odstaje (42 proc.).

Oprócz popu beneficjentem spadku zainteresowania rapem stał się rock. W 2018 r. słuchała go jedna trzecia nastolatków, a preferował co dziesiąty, obecnie słucha go 40 proc., czyli prawie tyle co rapu, a preferuje już co piąty, czyli również prawie tylu, ilu preferuje rap. Sytuacja rocka dwa lata temu była podobna jak dance’u i disco polo. Tymczasem teraz oba te gatunki straciły, osiągając mniej więcej połowę tego co wtedy i gdyby zastosować cezurę 5 proc., trafiłyby do drugiej ligi razem z muzyką klasyczną, metalem, muzyką filmową czy elektroniczną. Swoją drogą, dość podobne liczby dla obu gatunków muzyki tanecznej, różniącej się głównie tym, czy jest akceptowana przez ogół środowiska kulturotwórczego (dance), czy jest uważana za obciach (disco polo), wskazują, że dla słuchaczy te etykiety chyba nie mają większego znaczenia.

Analizy NCK są może mniej wyrafinowane statystycznie, za to bardziej osadzone w realiach. Można się z nich dowiedzieć, że dziewczęta w stosunku do średniej populacyjnej preferują pop i oba gatunki taneczne, a chłopcy rap, muzykę elektroniczną i metal. Z wykształceniem rodziców korelują pozytywnie rock i pop, a negatywnie disco polo.

Jeżeli chodzi o współpreferencje, to siłą rzeczy pop jest często słuchany przez fanów innej muzyki, zwłaszcza dance’u i rapu. Nieco słabsze relacje występują między słuchaniem muzyki filmowej i innych gatunków (popu, rocka, przede wszystkim muzyki poważnej) oraz dance’u i disco polo.

Czy oznacza to, że czas rapu/hip-hopu i muzyki dyskotekowej mija, a wraca rock? Niekoniecznie. Sami dziennikarze rockowi przyznają, że to raczej sinusoida, a młodzi sięgają po muzykę rockową bardziej pod wpływem rodziców niż przez jakiś szczególny rozkwit sceny tego gatunku (choć trzeba pamiętać, że rodzice obecnych nastolatków mogli się już wychowywać niemal wyłącznie na rapie czy disco polo, które w latach 90. ubiegłego wieku skutecznie wypierały rock z mainstreamu). Jednak niezależnie od tego, czy to rock, czy hip-hop jest najpopularniejszym gatunkiem muzyki alternatywnej, to w świetle badań przedstawionych w pierwszej części tekstu jego słuchacze i tak mają gorzej dopasowane przez automaty propozycje.

Piotr Panek

fot. Piotr Panek, lic. CC-BY-SA-3.0

  • Dominik Kowald, Peter Muellner, Eva Zangerle, Christine Bauer, Markus Schedl, Elisabeth Lex (2021) Support the underground: characteristics of beyond-mainstream music listeners. EPJ Data Science 10, 14 doi:10.1140/epjds/s13688-021-00268-9
  • https://nck.pl/badania/aktualnosci/preferencje-muzyczne-nastolatkow 31.01.2019
  • https://nck.pl/badania/aktualnosci/muzyczne-wybory-polskiej-mlodziezy 15.02.2021