Płynie w Wiśle, płynie
Sprawa jakości wody w Wiśle porusza opinię publiczną nie od dziś. Kiedyś było prościej – wystarczyło zajrzeć do zarządzenia prezesa Centralnego Urzędu Gospodarki Wodnej z 15 lutego 1972 r. w sprawie zaliczenia do klas czystości niektórych rzek. Co prawda w pewnym momencie zostało zastąpione zarządzeniem ministra administracji, gospodarki terenowej i ochrony środowiska z 13 stycznia 1983 r., zmieniającym sprawę klas czystości niektórych rzek, ale była to tylko kosmetyka w kilometrażu, bez naruszania meritum. Formalnie zarządzenie obowiązywało do 2003 r., gdy z automatu traciły moc akty wydane na podstawie ówczesnej wersji ustawy Prawo wodne.
W zarządzeniu stało jak byk, że Wisła ma pierwszą klasę czystości od ujścia Dunajca do Puław, potem od ujścia Radomki do Warszawy, a następnie od ujścia Narwi do Płocka. Pomiędzy tymi punktami, a także od Płocka do ujścia i od ujścia Przemszy do ujścia Dunajca – miała klasę drugą. Co było między źródłami a ujściem Przemszy, nie wiadomo.
Tak było w świetle zarządzenia ważnego organu. Co prawda od początku lat 70. były rozporządzenia, które wskazywały, co oznaczają dane klasy czystości i jakie kryteria powinna mieć woda, żeby się do którejś załapać, ale to inna sprawa. Zresztą do 1991 r. wody klasy pierwszej były przeznaczone do m.in. spożycia, wykorzystania w przemyśle spożywczym i hodowli ryb łososiowatych, klasy drugiej – do pojenia zwierząt, rekreacji czy hodowli ryb karpiowatych, a trzeciej – do użycia w innym przemyśle czy do nawadniania pól. Przeznaczone. Dopiero w 1991 r. zmieniono sformułowanie na „nadające się”.
Kiedy spojrzy się na mapy klasyfikacji czystości wód z lat 80., te niuanse semantyczne nie mają większego znaczenia, bo i tak większość rzek miała tam kolor czerwony oznaczający nieodpowiadanie normom żadnej, nawet trzeciej klasy (n.o.n.).
No dobra, w przypadku Wisły drugą klasę czystości miał odcinek źródłowy i tuż po Jeziorze Goczałkowickim. Ale już po kilku kilometrach od źródeł klasa spadała do trzeciej, a od miasta Wisła wylatywała poza system. Po goczałkowickim podczyszczeniu wpływ rzeki Białej znowu deklasował stan i dopiero dopływ wody z Dunajca (choć też poza systemem) podnosił klasę do trzeciej i to się utrzymywało aż do Puław (prawie jak w zarządzeniu), z pewnym pogorszeniem w okolicach Połańca. Od Puław do Warszawy była mozaika klasy trzeciej i n.o.n. (np. Radomka, zamiast rozcieńczać zanieczyszczenia Wisły, więcej ich dokładała), od Warszawy zaś było prawie cały czas pozaklasowo, aż do delty, gdzie znowu pojawiała się woda łapiąca się do ostatniej klasy.
Na początku lat 90. ta mozaika prawie znikła i wody pozaklasowe były od Goczałkowic po ujście, z dość nieoczekiwanym podniesieniem klasy do trzeciej w okolicach Puław i Dęblina. Przed Goczałkowicami pojawiała się nawet klasa druga, ale w połowie lat 90. i tam się zaczerwieniło.
Tak wynikało z oceny ogólnej. Dla zainteresowanych były bardziej szczegółowe mapy pokazujące klasyfikację na podstawie wybranych parametrów. Jeżeli wziąć pod uwagę zanieczyszczenie substancjami biogennymi (azot i fosfor), czyli eutrofizację, pozaklasowe byłyby wtedy tylko wody od Goczałkowic po Dunajec i od Warszawy do Modlina, a pozostałe odcinki łapałyby się do klasy trzeciej, a od ujścia Wdy i przy ujściu Pilicy – nawet drugiej. Pod względem zanieczyszczenia materią organiczną poza klasy wchodził tylko odcinek między Białą a Skawą, prawie cała zaś Wisła mieściła się w klasie drugiej, a poniżej Włocławka aż do Bydgoszczy – nawet w pierwszej.
Za to pod względem zawartości bakterii kałowych wody n.o.n. zaczynały się już w miejscu połączenia Białej i Czarnej Wisły, a klasę trzecią udało się uzyskać tylko między Puławami a Górą Kalwarią. Znajdowanie się w najniższej klasie (a w ówczesnym systemie poza klasami) ma niestety tę wadę w interpretacji, że bez dostępu do danych surowych nie wiadomo, czy normę przekroczono dwukrotnie czy tysiąckrotnie.
Od wejścia do Unii Europejskiej system klasyfikacji mocno się skomplikował. Obecnie liczba klasyfikowanych parametrów przekracza sto, a obowiązuje zasada „najgorszy decyduje”, czyli klasyfikacja ogólna jest tak zła, jak zły jest najgorzej sklasyfikowany element – niezależnie od tego, czy przekroczenie norm dotyczy jednego, czy stu. Jak łatwo się domyślić, im więcej parametrów wchodzi do klasyfikacji, tym większe prawdopodobieństwo, że któryś swoją normę przekroczy (kiedyś pisałem o ciekawym przypadku norm dla polibromowanych difenyloeterów).
W związku z tym mapy jakości wód w Europie zasadniczo są prawie jednolicie czerwone. Kolejne lata obowiązywania ramowej dyrektywy wodnej mijają (zgodnie z jej założeniami mapy powinny być niebieskie do końca 2015 r.), a sytuacja ogólna się praktycznie nie zmienia. Ewentualnie zmienia na gorsze, w miarę dodawania do monitoringu kolejnych parametrów. Stąd też wzrasta na sile tendencja, żeby prezentować mapy nie tylko stanu ogólnego, ale i stanu różnych elementów.
Jak można się spodziewać, opublikowana kilka tygodni temu przez Główny Inspektorat Ochrony Środowiska mapa stanu wód w Polsce też jest trywialnie czerwona, a tam, gdzie nie jest, można przypuszczać, że nie zbadano kompletu parametrów. Najnowsza publikacja ze względu na czas obróbki danych mówi o stanie na 2019 r. Ponadto dzięki procedurze dziedziczenia danych, jeżeli jakichś brakuje z tego roku, używa się danych z lat wcześniejszych – procedury unijne pozwalają sięgać sześć lat wstecz.
W odróżnieniu od map z lat 80. czy 90. dużo trudniej skupić się na Wiśle, bo obecnie mapy prezentują stan nie tylko trzystu kilkudziesięciu odcinków dwudziestu paru największych rzek, ale stan 4,5 tys. tzw. jednolitych części wód rzecznych. Ogólny stan Wisły jednak najwyraźniej jest zły na całej długości. Podobnie jest ze stanem chemicznym, natomiast stan (lub potencjał) ekologiczny jest już bardziej zróżnicowany – nie tylko zły, ale też słaby, umiarkowany, a na dwóch krótkich odcinkach – dobry.
Mapy z taką liczbą obiektów są mało czytelne, ale są dostępne też tabele. Mają też tę zaletę, że można na nich zobaczyć nie tylko stan (ogólny, chemiczny, ekologiczny), ale i klasyfikację każdego elementu z osobna, a w wielu przypadkach są też wartości liczbowe (średnie stężenie roczne lub indeks biologiczny).
Obecnie Wisła jest podzielona na 29 odcinków (łącznie z ramionami), nie licząc położonych na niej zbiorników zaporowych – jedne są krótsze (np. Martwa Wisła od Strzyży do ujścia), inne dłuższe (np. od ujścia Wdy do samej Zatoki Gdańskiej). Dla zarządów gospodarki wodnej to za duże rozdrobnienie i od 2022 r. będzie ich mniej.
Każdy odcinek (jednolita część wód, jcw) oceniono ogólnie jako zły, z wyjątkiem końcowego kawałka Martwej Wisły, gdzie jest za mało danych. Potencjał ekologiczny tej jcw sklasyfikowano nawet jako dobry, ale chyba głównie dlatego, że z elementów biologicznych udało się tam zbadać tylko okrzemki bentosowe (choć trzeba przyznać, że zawartość azotu i fosforu w roku badań, tj. 2015, spełniała kryteria klasy pierwszej). Tu jest pewna pułapka porównywania klas z różnych lat – w 2016 r. zaostrzono niektóre normy. Podobnie sklasyfikowano odcinek po wypływie ze zbiornika Goczałkowice, przy czym to zrobiono w 2017 r., a więc już zgodnie z nowszymi kryteriami, ale też z ograniczoną liczbą wskaźników biologicznych.
Umiarkowany stan (lub potencjał) ekologiczny (trzecia klasa jakości) Wisła ma poniżej Dunajca, poniżej Sanu i mniej więcej od Włocławka do ujścia Wdy, a także sam odcinek źródłowy (do ujścia Dobki). W tym ostatnim stan okrzemek, roślin i ryb jest nawet lepszy, bo drugoklasowy, a stan bezkręgowców bentosowych – wręcz pierwszoklasowy, ale klasyfikację obniżył jeden parametr: chemiczne zapotrzebowanie tlenu (ChZT, przy czym np. biochemiczne zapotrzebowanie tlenu teoretycznie ukazujące podobny rodzaj zanieczyszczeń wskazuje na stan bardzo dobry). Na pozostałych odcinkach stan umiarkowany wynika głównie z klasyfikacji fitoplanktonu, który wskazuje na umiarkowaną eutrofizację, choć same stężenia azotu i fosforu mieszczą się w normach, czy zasolenia (choć na odcinku kujawskim może to wynikać z warunków naturalnych).
Najwięcej, bo 11 odcinków jest w stanie słabym (czwarta klasa jakości) i zwykle wynika to ze stanu fitoplanktonu i bezkręgowców dennych i też zwykle wiąże się z dużym ChZT i zasoleniem. Stan ryb zwykle jest tam nieco lepszy, z wyjątkiem górskiego odcinka od Dobki do Bładnicy, gdzie nie może być oceniony lepiej ze względu na liczne przegrody i idący za tym brak ryb wędrownych. Poza tym odcinkiem i odcinkiem między Wisłoką a Sanem stan umiarkowany charakteryzuje głównie środkowy bieg Wisły.
Nieco mniej odcinków ma zły (piąta klasa) potencjał ekologiczny i, poza odcinkiem od Wdy do ujścia, tworzą one ciąg na odcinku śląsko-małopolskim. O tak złej klasie decyduje głównie stan bezkręgowców dennych, często równie zły jest stan ryb, a pozostałe elementy biologiczne są klasyfikowane zwykle nieco, ale tylko nieznacznie lepiej. Zgodnie z tradycyjnym podejściem do wskaźników biologicznych można by się spodziewać, że bezkręgowcom i rybom jest źle z powodu braku tlenu, ale to najwyraźniej nieprawda, bo wskaźniki z nim związane są niezłe. Azot też wcale niekoniecznie jest na złym poziomie, a fosfor tym bardziej. Najgorzej wypada zasolenie.
Jeszcze raz przyjrzę się rybom, bo wzbudzają najwięcej zainteresowania niespecjalistów. Dobry stan mają tylko przy źródle. Dalej ich stan spada do słabego i do Sanu jest mozaika klasy czwartej i piątej (z poprawą przy Dunajcu), a od dopływu tej rzeki zasadniczo stan jest umiarkowany. Zatem to nie Warszawa czy Płock są dla nich najgorszymi okolicami, a Czechowice-Dziedzice i Kraków. W czasie monitoringu w okolicach ujścia Przemszy ichtiologom pracującym na zlecenie inspekcji ochrony środowiska kilka razy nie udało się w ogóle złowić ryb. Nie znaczy to, że ich tam nie ma, bo np. w całym monitoringu w Polsce prawie nie notuje się łososi, które – było nie było – są wpuszczane z hodowli, ale ostatecznie przy użyciu tej samej metody przy ujściu Jeziorki pod Warszawą złowiono 862 osobniki (z czego jedna czwarta to ukleja kojarzona raczej z jeziorami) o masie 6 kg (monitoring stanu ekologicznego ryb zdecydowanie nie jest dla wędkarzy), a w Kiezmarku na Żuławach 641 osobników o masie 13,5 kg (tu ukleja stanowiła prawie połowę liczebności, ale masę nabiło 12 szczupaków).
Co sprawia, że rybom w Wiśle śląsko-małopolskiej jest źle? Na pewno trochę przekształcenia morfologiczne – ten odcinek był regulowany jeszcze w czasach austro-węgierskich. Ale nie tylko. Jak napisałem wyżej, woda wcale nie jest tam tragicznie przeżyźniona (intensywne rolnictwo to jednak gdzie indziej mamy, a miasta mają lepsze lub gorsze oczyszczalnie i aż tak dużo fosforu nie wypuszczają), nie jest też aż tak bardzo zanieczyszczona materią organiczną (czytaj: odchodami), a wody w Wiśle nawet na tym odcinku jest już na tyle dużo, że się to nieźle rozcieńcza i samooczyszcza.
Otóż prawie cała Wisła ma przekroczenia norm stanu dobrego dla zasolenia (mierzonego np. jako przewodność elektrolityczna). Odcinki źródłowe mają przewodność na poziomie 125-177 μS/cm. Jeszcze poniżej Goczałkowic jest niewiele więcej, ale już powyżej ujścia Przemszy jest to prawie 6 tys. μS/cm. Nic dziwnego, skoro wpada tam m.in. Potok Goławiecki mający wodę o przewodności 46 tys. μS/cm. Potem wpada Przemsza (ma przy ujściu prawie 2 tys. μS/cm) i kolejne potoki, raczej nieznane szerzej, niosące mniej lub bardziej słoną wodę z kopalni. To, że Kraków może mieć podobny wpływ na zasolenie jak Warszawa (o czym pisałem dawno temu), ma przy tym niewielkie znaczenie i już od tego momentu zasolenie (tak mierzone) raczej spada do wartości 2-3 tys. μS/cm. W środkowym odcinku przewodność obniża się dalej, spadając do wartości poniżej tysiąca μS/cm i – paradoksalnie – w rejonie kujawskim, gdzie woda zasolona może dopływać z wód podziemnych (oraz inowrocławskich zakładów chemicznych, przy których rosną łany solirodu), są to wartości całkiem przyzwoite jak na dużą rzekę nizinną, rzędu kilkuset μS/cm. Dla porównania: Martwa Wisła, gdzie co jakiś czas wpływa woda z Bałtyku, ma przewodność bliską 8 tys. μS/cm.
Ostatecznie więc można dojść do wniosku, że obecnie głównym problemem dla stanu ekologicznego Wisły nie są spływy nawozów z pól, takie czy inne ścieki miejskie ani nawet przemysłowe (bo zwykle są nie najgorzej oczyszczane), a zasolenie, a głównym jego źródłem są wody kopalniane i to woda w okolicach Krakowa jest gorsza niż w okolicach Warszawy, Torunia czy Gdańska. Wynika to nie tylko z niedoceniania zasolenia w oczyszczaniu ścieków (i problemach technicznych, które zasygnalizowałem kiedyś, pisząc o przerzucaniu zanieczyszczenia powietrza na wodę), ale też z tego, że w odróżnieniu od zanieczyszczeń materią organiczną i substancjami biogennymi słabo ulega samooczyszczeniu.
To stan ekologiczny. A chemiczny? Oczywiście tam, gdzie zbadano zawartość PBDE w tkankach ryb, wyśrubowana norma jest przekroczona. Prawie wszędzie widać przekroczenie stężenia benzo(a)pirenu, rtęci oraz heptachloru. Gdzieniegdzie – pojedyncze przekroczenia innych substancji uznanych za szczególnie szkodliwe przez Unię Europejską (tzw. priorytetowych). Natomiast tak klasyczne zanieczyszczenia jak ołów, dioksyny czy DDT obecnie nie są już problemem.
Przynajmniej w samej wodzie. Gdyby zajrzeć do osadów, można tam znaleźć mniej optymistyczne dane. Trochę różnych zanieczyszczeń jest np. koło Sandomierza, a np. na warszawskich Młocinach czy w Opatowcu prawie nie ma zanieczyszczeń (przynajmniej tych monitorowanych), z wyjątkiem pochodnych DDT. Z kolei w Wiśle Królewieckiej taki wyskok dają żelazo i mangan. W okolicach ujścia Przemszy (koło Oświęcimia) stwierdzono zanieczyszczenie osadów pod kątem kadmu, ołowiu, cynku czy naftalenu. W 2016 r. było tam zanieczyszczenie DDT, ale w 2017 już wcale nie. Podobna sytuacja z DDT jest w Tyńcu. To pokazuje, że badania osadów mają pewną wadę – w jeziorach, gdy coś siedzi w osadzie, to będzie siedzieć. W rzece masa piasku czy mułu w ciągu roku może się przesunąć o parę kilometrów. Ponadto w wodzie substancje rozpuszczają się i dyfundują, tworząc w pewnym rejonie podobne warunki. W osadzie może być tak, że jeden jego płat zawiera uwięzione pewne substancje, a płat leżący nawet kilka metrów obok może ich nie zawierać. Zatem tu mozaikowość jest znacznie większa.
Niemniej w ogólnym rozrachunku to osady na odcinku małopolskim też mogą być większym źródłem wtórnego zanieczyszczenia niż na Mazowszu.
Zatem odpowiedź na to, jaki jest stan jakości wód Wisły, zdecydowanie wykracza poza coś, co da się streścić w jednym zdaniu.
Piotr Panek
fot. Piotr Panek, licencja CC-BY-SA 4.o
Komentarze
Ciekawy tekst, ale pokazujący też jak poszukiwanie przyczyn niekoniecznie pozytywnych zjawisk przynosi ciekawe odpowiedzi.
Teraz nieco prywaty.
Niestety, kolejna dematerializacja moich blogowych komentarzy.
Obecnie poddał mnie obróbce czynnik dbający o higienę projektu wydawniczego na blogu Ziemowita Szczerka.
To już chyba czwarte, albo piąte miejsce, gdzie trudno wydostać się na powierzchnię. Nie, nie królowej polskich rzek – tym razem jest to nurt blogowej aktywności.
Dlatego też na wszelki wypadek gdyby komuś przyszło kiedyś… a nie miałby możliwości powodowanych czyjąś dbałością powymieniać się winkliwymi przemyśleniami podaję mój adres mailowy ( nieużywany w zasadzie, założony kiedyś specjalnie dla aktywacji samby) :
tingamogorsk@o2.pl
Ale na razie świat nauki mnie toleruje …
i mam nadzieję, że tak pozostanie jak najdłużej.
Jesien 2020
Słonce stało niżej i promień prze okienko w suterenie oświetlił klawiaturę. Mała gąsienica wygięła się w pałąk i badała klawisz.
Kotowicz katatonicznie patrzył się w pajęczynę na monitorze.
Żyrafa poszła po chrust aby rozpalić w piecu.
Prądu w gniazdku nie było już od lata.
Od czasu do czasu komputer napędzali dynamem rowerowym, ale gdy Kula ich wkurzył teoriami na temat techniki malarskiej Mozarta wszyscy odmówili pedałowania. Była to jedyna metoda na to, aby się zamknął.
…
Sześć tysięcy kilometrów za wielką wodą, siostra Marysza wkładała ciepek* pielęgniarski.
Sięgnęła po kaczkę i idąc korytarzem szpitalnym nuciła sobie piosenkę ludową zasłyszaną od babci.
Dziwny był ten wujek Donald
Choć niczego nie dokonał,
Bez powodu bez przyczyny
Bardzo lubił babskie ściny(*)
Oj dana, dana
…
Za złe miała mu rodzina
Że za wcześnie coś zaczyna
Oj dana, dana
Rwali sobie z głowy włosy
Ze przepuści im majątek
Oj dana, dana
Choć nie było im na rękę
Zaśpiewali mu piosenkę
…
Kujawiaczek – kujawiak
Drogę zastąpił jej typ i warknął czego tu?
No niosę do pacjenta odparła.
Cdn …
(*stylizacja akcentu polonijnego)
To się narobiło. Ja wszystkiego się spodziewałem, ale że kukułki mogą się znaleźć w grupie jakiegoś ryzyka…
Okazało się, że jestem objęty kwarantanną. Niby siedem dni można wytrzymać, oczywiście jakieś niepewność jest przy mnie, że zrobią mi jakieś badania i okaże się że jestem pozytywny i zaszedłem.
Ale nie to jest najgorsze.
Najbardziej męczące będzie to, że przez siedem dni będę musiał ( nie mogę przecież opuszczać swego rodzinnego wigwamu) posilać się … na samą myśl robi mi się słabo…bo można raz na dwa tygodnie, na upartego co tydzień, jak się zaprę to co weekend, ale żeby codziennie, na śniadanie, na drugie…nie drugiego śniadania od ubiegłego tygodnia nie jadam…ale na obiad, podwieczorek i kolacje…wszystkie te posiłki muszą być na bazie kartofli sporządzane. Informacje o kwarantannie bowiem otrzymałem dzisiaj wieczorem, kiedy wszystkie placówki handlowe wkoło zamknięte, targowe stragany również, a w lodówce i zamrażarce kompletne pustki, zapasy chleba nie zrobione, jakieś suche bułki które miały być użyte do sporządzania kotletów mielonych. Właściwie to sól, cukier, olej, dwa pudełka herbaty, kawa z Kenii i trzy worki kartofli w piwnicy. I jak tu przeżyć te siedem dni. Przecież nie będę przez siedem dni na śniadanie, obiad, podwieczorek i kolację placków ziemniaczanych łykał. Można sobie wyobrazić intensywność zgagi jaką będę miał na przykład w okolicach środowego obiadu.
Tym samym proszę, czy mógłby ktoś mi polecić dla urozmaicenia jakieś przepisy na zmyślne potrawy które przerwałyby tą żywieniową monotonię.
Przypomina dostępne na ten moment składniki które będą stanowiły bazę mojej siedmiodniowej urozmaiconej ( z waszą pomocą) wyżerki:
kawa, herbata, cukier, sól i bardzo smaczne ziemniaki.
Z góry serdecznie dziękuje.
Musimy sobie przecież pomagać. W jedności siła.
Szczególnie liczę na pomoc przedstawicielek płci pięknej, bo one są w tych sprawach( zresztą nie tylko w tych) najlepsze.
Bolesława Kawecka (krakowianka i żona jednego z twórców polskiej hydrobiologii, Karola Starmacha, co może być nawiązaniem do tematu wpisu), nauczycielka biologii i mykolożka, w 1940 roku (jak wiadomo, w Polsce to nie po prostu rok, jak rok) napisała książkę „Sto potraw z ziemniaków”. Na tydzień powinno wystarczyć.
O Blogu szalonych naukowców, stokrotne dzięki!
Stokrotne, bo oczywiście sto kartoflanych straw.
Ale dzięki nie tylko za to. Dzięki za inspiracje, czyli że mądrości zawarte są również w słowie pisanym, a raczej drukowanym.
Zostałem zainspirowany do poszperania w moim, naszym księgozbiorze i znalazłem coś co przebija chyba wszystkie skrobiowe poradniki.
Namierzyłem bowiem – autorstwa W.A. Bołotnikowa i L. M. Wapielnik – ni mniej, ni więcej, ale monumentalne wydanie z 1987 roku w twardej oprawie „500 potraw z ziemniaka”.
Ale sobie pojem.
Sto i pięćset to…liczę…liczę…liczę…to 600 potraw z ziemniaka.
I w tym momencie postanowiłem, że odśpiewam Rotę.
Biedaku na kwarantannie,
wyślij list pocztą butelkową (telefon do przyjaciela to zbyt prozaiczne) albo wyrzuć przez okno papierowy samolocik z prośbą do znalazcy, żeby powiadomił Caritas.
Albo zrób zwyczajnie zakupy online.
600 przepisów to już grubo, dodam jednak cos od siebie:
https://www.kwestiasmaku.com/zielony_srodek/ziemniaki/przepisy.html
Ktoś, kiedyś, gdzieś, poczęstował mnie czymś, z przepisu dokładnie z tego blogu.
Wpadłam po uszy, w jego klimat, zaraziłam i córki, i rozdaje adres na prawo lewo,
jak trzeba.
Placki ziemniaczane, bez jajka, po troszę maki ziemniaczanej i pszennej…
jakaś podpucha( albo dwie lewe rączki, kulinarnie).
Nie truj się, bo gorączki dostaniesz…a poproś o zrobienie zakupów, panią dyżurującą w Twoim gminnym NFZ.
(2023)
Kukuła,
jest pewien psychologiczny problem, który nie pasuje do tego przepisu kulinarnego, który próbujesz uskutecznić.
Gdy Zona zakomunikowała mi dwa tygodnie temu, ze miała kontakt w czasie zajęć ze studentką, która okazała się mieć pozytywny test na Covida, naszą pierwszą reakcją była myśl:
Trzeba kupić kości, puszki i ziarna dla psów. Nasze potrzeby to sprawa drugorzędna.
A ja troski o twój żywy inwentarz jakoś nie widzę?
Wiarygodność to sprawa poważna i niestety zaszkodziłeś jej Wawrzyńcami, Jagodami oraz innymi tworami twej wyobraźni.
Ale, ale co tam Kukuła, pojawiły się glosy, ze wujek Donek, tez odwala PR stunt i cześć wyborców nie wierzy w jego chorobę. A tym bardziej jego lekarzom.
…
Ciag dalszy …
Typ z ochrony powiedział:
Dawaj to sam to zaniosę.
Siostra Marysza, uśmiechnęła się i oddalała mu kaczkę.
Po czym odwróciła się, zakołysała biodrami i odchodząc wróciła do przerwanej nuty piosenki na kanwie utworu Macieja Zebatego …
…
Kujawiaczek, Kujawiak,
Wujka Donka trafii …
Ja grab, ja grab. Wisła, Wisła jak mnie słyszysz?
Czyli jak widać u mnie wszystko w jak największym ładzie.
Oczywiście niektórzy z komentujących powątpiewają w mój aktualny status tak zwanego kwarantannyniarza (nie mylić z kataryniarzem), ale jesteśmy obywatelami wolnego świata i każdy może, a jak może to i pisze to na co ma ochotę.
Jestem po pierwszym śniadaniu i ku miłemu zaskoczeniu – dzięki dobremu sercu znajomej kurki i pewnej świnki – ów posiłek składał się z pożywnej jajecznicy na boczku, a talerz przystroiłem awizowanymi wcześniej plasterkami dokładnie obranego ziemniaka.
Żeby nikt mi nie zarzucał, że głosiłem fałszywe świadectwo bliźniemu swemu…
…jak również bliźniej.
@R.S.
A, to Twoje opowiadanie dotyczy Donka i plag postępujących nad jego krajem,
ciężko pracujących opłacanych uśmiechem i gromkimi brawami…
Byłam przekonana że te polonijne zajawki, to potrzeba z ojczystym językiem za granicami ojcowizny.
Mam w Londynie krewnego, byłego szwagra, ale przyjaciela do na zawsze…
Dzwoni do mnie raz na dwa, trzy tygodnie, gdy odbieram słychać jak sie cieszy
i uśmiecha, „Jacie jesteś” aż piszczy ze pogadamy po polsku, bo tęskni za mową swą, bywa że zamilka, zatyka go, pytam go wówczas „Kudłaty jesteś jeszcze?”
odpowiada,” tak, tak, ale chłonę te słowa którymi mnie karmisz a o ich istnieniu dawno zapomniałem”…
Zdarza się nam ludziom, cieszyć się z długiego dobrego zdrowia, obwieszczając to wszędzie, ale licho nie śpi, i szepce „tak Ci dobrze” i obrywasz z dwojoną siłą!
Nie śmiej sie dziadku z czyjegoś wypadku i tak dalej….
Nie jest łatwo zrozumieć Stany Zjednoczone ludziom z zewnątrz.
A ze jest to blog naukowy, przyłączam się do:
Scientific American, które to czasopismo powstrzymywało się przez 175 lat w politycznych stron
https://www.scientificamerican.com/article/scientific-american-endorses-joe-biden1/
Wielu ciężko pracujących ludzi nabrało się na
trumpery (przymiotnik) – patrz znaczenie w słowniku.
…
The still-infectious president surprised supporters who had gathered outside Walter Reed National Military Medical Center, driving by in a black SUV with the windows rolled up.
“This is insanity,” Dr. James P. Phillips, an attending physician at Walter Reed who is a critic of Trump and his handling of the pandemic.
“Every single person in the vehicle during that completely unnecessary presidential ‘drive-by’ just now has to be quarantined for 14 days. They might get sick. They may die.”
Wykazując empatie wirusowi życzę mu miłego i długiego pobytu u jego gospodarza, aby się więcej nie rozprzestrzeniał.
Ale to raczej płonne nadzieje.
@Bohatyrowiczowa pisze:
„Dzwoni do mnie raz na dwa, trzy tygodnie…”
Zastanawiam się czy to dobrze, czy źle że nie jestem szwagrem?
A to (2023) co to właściwie znaczy? Ilość posiadanych akcji JSW?
Udało się!
Jestem uratowany. Lodówka pełna. Zamrażarkę podparłem fotelem – nie chciała się domknąć.
Pomysł trochę rodem z powstania, ale udało się. Koło bramy wjazdowej ( stacjonuje w Ś.) mam studzienkę kanalizacyjną. Kazałem stanąć sąsiadowi nad nią swoim dostawczakiem. A resztę to już proszę się domyślać, szczegółów operacyjnych nie zamierzam ujawniać.
W ten sposób moje 600 przepisów na potrawy z ziemniaka powędrowało na półkę.
A skoro jestem przy przepisach to jakbym coś wyczuwał. Ostatnio nabyłem cztery (oczywiście nie naraz) kulinarne poradniki.
Pierwsza to pokłosie gruzińskiej eskapady. Fajnie wydana rzecz o Gruzji ( kultura, obyczaje, opis ciekawych miejsc i sporo przepisów). Efekt? W ubiegłym tygodniu zapychałem się gruzińskimi specjałami …w gruzińskiej restauracji. W towarzystwie dwóch…nie, nie Gruzinek…pracownic miejscowego ZOZ-u.
Druga to „Kuchnia średniowieczna” i rzeczywiście przepisy rodem z średniowiecznych (większości francuskich) ksiąg i książek. Niektóre przepisy nęcące. Jeszcze nie sprawdzałem.
Podobnie w przypadku „Mojej kuchni pachnącej bazylią”. Autorką włoska Polka.
Czwarta to polecany chyba przez blog kulinarny „Deserownik”.
I tutaj weryfikowałem empirycznie jej zawartość. Niestety deser nie był na słodko, bo w zasadzie nie był to deser a ziemniaki zapiekane z boczkiem. Potrawę sporządziłem solo. Odpowiednio soląc ją i piep… przyprawiając. Mogę nawet z pamięci podać składniki :
4 ziemniaki średnie, dwa jajka, kilka plastrów boczku, mąka ziemniaczana i ocet balsamiczny.
Przygotowałem osobiście dwa razy. Miałem problemy z uruchomieniem piekarnika, ale jakoś został rozgrzany do temperatury 180 stopni, a następnie na ostatnie 8 minut do temperatury 210 – aby zapiekanka się przyrumieniła.
I na koniec (to już piąty, nie czwarty poradnik) zostawiłem Ją, czyli kuchnię rosyjską. Monumentalne wydanie z tysiącami przepisów. Na ten moment niestety nie sprawdzałem jak potrawy smakują, ale za to rozdział z toastami jak najbardziej.
Oto przykład takiego rosyjskiego – z okolić Uralu dokładnie – toastu:
Wypijmy za to aby stoły uginały się od obfitości, a łóżka od miłości…
…prosty, ale ile w nim szczerego pragnienia na to, co w życiu istotne.
Re: potrawy z ziemniaków
Ziemniaki można też przerobić na samogon.
‚”„Dzwoni do mnie raz na dwa, trzy tygodnie…”
Nasza rozmowa byłaby męcząca i nic nie wnosząca w tą i tak trudną już do zniesienia anonimową sytuację, moje słowa potoczne kontra Twoje encyklopedyczne, rozsądniej będzie oddać palkę inteligencji walkowerem Tobie…
„Zastanawiam się czy to dobrze, czy źle że nie jestem szwagrem?”
Jedenaście słów w formie testu – chciałabyś, oddałabyś – próżności ty moja,
odpowiem tak, cichcem z „The O/\”, jesteśmy z dwóch światów, równoległych,
a moje odbicie w lustrze odpowiada mi tylko we własnym lustrze w łazience, i lusterkach w samochodzie, w twoich zmarniałoby.
2023 to post na ten właśnie rok, drążysz jak spowiedź o posag, powiedz zainteresowanemu że spiszemy intercyzę.
@Gammon
Samogon, nie zachęcaj go…
Natknęłam sie jakąś chwilkę temu na to ogłoszenie od Ciebie, na drzwiach
o nie haraniu pod tą właśnie bramą o 4:30, ciekawe czy dla winowajcy o tej
porze ta prośba była widoczna i w ogóle czytelna?!Jakaś puenta historii zaszła?
Z wnuczką obie dygotamy od wczoraj jak flagi na wietrze…. 🙁
Zapowiadało się nieszczególnie – zawsze jak to na kwarantannie – a tutaj okazało się, że jestem parę tysiączków do przodu. Jak sobie pomyślę, że jeszcze 7 dni.
Wpadłem bowiem w malarski trans. Nie, nie malarstwo olejne, ale tym razem chodzi o grunt.
Zająłem się drugim pomieszczeniem na moim poddaszu, czyli gruntowaniem ścian. Niestety, tak się malarsko rozdokazywałem, że w pewnym momencie w wiaderku ukazało się dno, a jedna ściana jeszcze nieskończona. I miałem dylemat. Sklep z farbami kilkaset metrów i trochę mię korciło. Co prawda w jego okolicy nie było kanalizacji, ale jakby sie postarać. Na 400 metrów nie byłem ostatni. Ostatecznie jednak telefon do znajomego i po półgodzinie wiaderka z gruntem znalazły się za bramą. Wychodzę po wiaderka, a tutaj za bramą stoi jakiś samochód. Czy tutaj mieszka pani samba K.? Pani w mundurze. Tak mieszka. Ja.
A druga osoba, czy jest w domu? Pani w mundurze. Tak jest zaraz Pani pomacha z balkonu. I pomachała.
I w ten posób zarobiłem kilka tysiaczków, bo gdybym ostatecznie sam udał się do placówki farbiarskiej, a w tym czasie Pani w mundurze, albo wracał ze sklepu wiaderkami z farbą , a Pani w mundurze…
Z niecierpliwością czekam na dzień jutrzejszy.
Proste i ekonomiczne monitorowanie czystosci wody
Burmistrzowie miast lezacych nad rzeka musza pic i kapac sie w wodzie pobranej z rzeki ponizej ich miasta.
1. W świetle tego, co napisałem, apel ten byłby bardziej adekwatny wobec dyrektorów kopalni niż burmistrzów.
2. Współczesna klasyfikacja stanu ekologicznego jest – być może wbrew intuicji, a na pewno wbrew tradycji – nieprzesadnie związana z przydatnością do spożycia i kąpieli. Np. woda w Wiśle przy ujściu powinna być trochę słona i w zasadzie nie nadawać się do użytku w przemyśle o dużych wymaganiach antykorozyjnych. Gdyby nie była, to byłby problem.
@Bohatyrowiczowa
ogłoszenie od Ciebie, na drzwiach
To nie było na drzwiach. Było zabezpieczone folią przed wilgocią i mocno przyklejone do chodnika biegnącego przez lokalny skwer. Na trzeci dzień znikło. Nic więcej nie wiem.
@Gammon
„i mocno przyklejone do chodnika ”
Wróciłam się, i spojrzałam raz jeszcze, te umocowania wzięłam za grafitii,
a czubek brązowego półbuta, za kołatkę (coś w tym stylu), odważna kobieta!