Śledź po wilanowsku

Jest środek zimy. Zima, jak zwykle w ostatnich parunastu latach raczej nie przesadza z surowością. Ot, spadło trochę śniegu na przełomie października i listopada, trochę mrozu chwyciło w drugiej połowie grudnia, trochę sypnęło i zmroziło teraz w połowie stycznia, może znowu coś spadnie w kwietniu. A poza tym nic szczególnego się nie dzieje. Nie ma oczywiście mowy o atlantyckiej zimie, w której nawet gdy spadnie śnieg, to zaraz taje, ale też służby odśnieżające nie mają zajęcia na okrągło.

To oznacza nie tylko mniej pracy tych służb. To oznacza również mniej zużytych środków. W czasie, gdy budżety zarządców dróg się kurczą, to dobra dla nich wiadomość – mniej pieniędzy zostanie wpakowane w błoto (pośniegowe).  Mnie nie tyle interesują spływające z błotem pieniądze, ile spływająca z nim sól – w większości chlorek sodu. Chlorek sodu rozpuszczający się w wodzie zwiększa jej siłę korozji. Od tego szybciej rozpadają się betonowe krawężniki czy chodniki, ale roztwór soli jest też trochę żrący dla skóry – tej na butach i tej na stopach.
W przypadku żywych organizmów to nie chodzi nawet tyle o właściwości żrące, nie takie w końcu silne, ile o ciśnienie osmotyczne roztworu.

Nie wiem, czy w szkołach nadal robi się doświadczenie z osmotycznym pęcznieniem komórek cebuli. Woda przenika z roztworu o niższym stężeniu do roztworu o wyższym. Gdy komórka znajdzie się się w „słodkiej” (a tym bardziej destylowanej) wodzie, nasiąka nią i pęcznieje. Gdy w wodzie o stężeniu wyższym – odwrotnie: woda z niej ucieka. „Słodkiej” napisałem w cudzysłowie, bo naprawdę słodka woda, jak np. sok czy ciecz w dżemie, ma właśnie wysokie ciśnienie osmotyczne ze względu na rozpuszczony cukier. Dlatego bakterie unikają takich przetworów, bo by z ich komórek wyciągnęły wodę i nie trzeba innych konserwantów. Oczywiście, w przyrodzie wszystko znajdzie obejście. Pleśnie jakoś nauczyły się z tym radzić i nawet najbardziej syropowaty sok w końcu zapleśnieje.

Obok cukru takim tradycyjnym konserwantem jest sól. Solone mięso czy kiszone ogórki gniją wolniej. Oczywiście, dla niektórych bakterii słona zalewa do kiszenia ogórków to wymarzone siedlisko. Dla śledzi z kolei wymarzone siedlisko to woda tak słona, jak ocean, ewentualnie nieco mniej. W ogóle większość organizmów przystosowana jest do wody słonej, bo takiej jest na Ziemi więcej, a i łatwiej uzyskać ciśnienie osmotyczne komórek w miarę zbliżone do tego na zewnątrz, gdy i na zewnątrz jest wysokie. My jednak na co dzień częściej obcujemy z tymi, które wytworzyły procesy przystosowujące do życia w wodzie mało zasolonej. Rośliny osiowe wyewoluowały ze słodkowodnych praramienic. Cała ich fizjologia jest nastawiona na pobieranie wody z małą ilością rozpuszczonych soli, wyłapywanie bardziej potrzebnych jonów itd. Powrót do wód słonych udał się nielicznym gatunkom. Dla pozostałych woda słona oznacza suszę fizjologiczną. Jest w środowisku, ale nie da się jej pobrać (jak zimą, gdy woda jest zamarznięta).

Tymczasem człowiek do skutków ubocznych swojej działalności od jakiegoś czasu może dopisać również zasalanie wód słodkich. Głównym źródłem takich zanieczyszczeń są różnego rodzaju wody kopalniane (wody podziemne są z reguły bardziej zmineralizowane, czyli słone, niż powierzchniowe czy gruntowe) czy ścieki z przemysłu chemicznego. W pobliżu fabryki sodowej w Inowrocławiu rosną np. solirody, rośliny występujące naturalnie w strefie pływów Alantyku, a ich sok ma wyczuwalny słony smak (nazwa pochodzi właśnie od sposobu, w jaki pozbywają się nadmiaru soli) i gatunki roślin, które najbliższe naturalne stanowiska mają przy solankach ciechocińskich lub nad Bałtykiem. Przy drodze do niej zaś rosną tamaryszki znane ze słonych pustyń. Jednak wpływ soli ulicznej jest też nie do pominięcia. Susza fizjologiczna powoduje szybsze opadanie liści miejskich drzew i w ogóle osłabienie ich kondycji. Ostatnio natomiast zespół Izabeli Bojakowskiej opublikował w piśmie Geologia i Górnictwo wyniki badań Potoku Służewieckiego i Jeziora Wilanowskiego, które zbierają wodę z połowy lewobrzeżnej Warszawy. Zauważalny jest wzrost stężenia chlorków i sodu zimą. Wody potoku ostatecznie wpadają do Wisły, która i tak jest zasolona innymi spływami, ale wody jeziora, choć przepływowego, są mniej ruchliwe. Średnie stężenie jonów sodowych jest trzydziestokrotnie wyższe niż w wodach niezanieczyszczonych, a w warstwie blisko dna prawie stukrotnie wyższe. Z publikacji to nie wynika wprost, ale skądinąd wiem, że autorzy przypuszczają, że założyła się w nim chemoklina, czyli że wody z warstwy przypowierzchniowej i gęstsze wody przydenne się praktycznie nie mieszają (takie zjawisko jest znane np. z Morza Azowskiego). Zatem pod słodkowodnym jeziorem jest drugie – słonowodne.

Jeden z moich znajomych skwitował tę wiadomość podnieceniem, że będzie można tam hodować śledzie. Muszę go rozczarować. Warstwa słona prawdopodobnie będzie też odtleniona i śledzie chyba się tam nie utrzymają. Poza tym, rozmiar akwenu też nie sprzyjałby rozwojowi stabilnej populacji. Śledzia po wilanowsku więc raczej spodziewać się nie można. Niemniej, z roku na rok coraz dalej od morza – ostatnio już chyba pod Opolem – bentolodzy znajdują w Odrze gatunki wieloszczetów, które formalnie nie występują w faunie Polski, bo nie zalicza się do niej gatunków bałtyckich. Dotychczas to raczej gatunki słodkowodne znoszące lekkie zasolenie wchodziły z rzek do Bałytyku, który z hydrobiologicznego punktu widzenia ma wody nie słone, a słonawe, teraz jednak sytuacja zaczyna się odwracać.

Tekst ten ukazuje się teraz nie tylko ze względu na środek zimy. Niedługo, 2 lutego, jest Światowy Dzień Mokradeł, a w myśl Konwencji Ramsarskiej go uchwalającej mokradłami są przeróżne ekosystemy wodne i błotne, nie tylko solnisko w Inowrocławiu, ale również Potok Służewiecki, Jezioro Wilanowskie, Odra, czy wody Bałtyku do 6 metrów głębokości.

Piotr Panek

fot. Słone bagnisko z solirodem zielnym i muchotrzewem soliniskowym przy zakładzie Soda Polska Ciech. Autor: wikipedysta Panek, licencja CC-BY-3.0, źródło: Wikimedia Commons