Z pochwałą Korwin-Mikkego o (nie)argumentacji polityków

Między pierwszą i drugą turą wyborów prezydenckich odbyły się próby przyciągnięcia wyborców, którzy głosowali wcześniej na kogoś, kto odpadł z wyścigu. Z uwagi na istotną liczbę głosów uwaga skupiła się na bezpartyjnym panu Hołowni i reprezentującym skrajnie prawicową Konfederację panu Bosaku. Zdaniem niektórych wyrośli wręcz na mężów stanu i sobowtórów drugoturowych kandydatów. Przeto i ja zacząłem się zastanawiać, co dobrego można by o nich i o ich środowiskach napisać.

Cóż, pan Hołownia jawi mi się od dawna jako porządny człowiek, choć nie z każdą jego wypowiedzią się zgodzę, wiele osób pisze o nim dobrze. Weźmy na warsztat coś trudniejszego: Konfederację. Przyglądając się z zaciekawieniem temu zjawisku, ujrzałem za ekskandydatem Bosakiem wiekowego już pana Korwin-Mikkego (JKM). Czy to nie pierwsze wybory prezydenckie, w których nie startował? W poprzednich (poprzednich, które się odbyły, a nie tych ontologicznie trudnych do opisania z maja) albo jeszcze przedpoprzednich pan Korwin-Mikke rzeczywiście zaskoczył mnie pozytywnie. Mianowicie – zaprezentował argument.

W debacie pan Kukiz optował za jednoosobowymi okręgami wyborczymi, przekonując, że uwolnią polską politykę od partii i pozwolą na uczestnictwo we władzy osobom wcześniej w nią niezaangażowanym. Pan Mikke zauważył, że podobny system obowiązuje na Wyspach Brytyjskich, więc da się zaobserwować efekt. Zwolennicy brexitu z UKIP mieli wtedy kilkanaście procent i JKM oświadczył, że jeśli zdobędą 10 miejsc w kilkusetosobowym parlamencie, to zrezygnuje z kandydowania. Sprawdziłem: dostała się jedna osoba.

Co w tym dziwnego, że polityk podaje argument? To, że politycy rzadko parają się merytoryczną i poprawną argumentacją. Zazwyczaj wygłaszają opinie lub uprawiają erystykę. Tutaj mieliśmy tezę: JOW pomagają wejść do parlamentu osobom niepopieranym przez wielkie partie polityczne, na co JKM zasugerował, że w UK tak się nie dzieje. Stąd niewyrażona jawnie konkluzja: Nieprawdą jest, że JOW ułatwiają dostęp do parlamentu osobom niepopieranym przez wielkie partie polityczne.

Najczęściej jest zupełnie inaczej. Weźmy wypowiedź pana Jurka (nie jakiegoś pana Jurka, tylko byłego marszałka Marka Jurka, który po ideowym konflikcie z Kaczyńskim odszedł ze stanowiska) jako osoby, której nie przypisywałbym złych intencji, kłamstwa czy populizmu, lecz raczej szczerze wyrażającej poglądy.

A więc pan Jurek stwierdził kiedyś (dość dawno, ale zdaje się, że temat nie stracił na aktualności), że zapłodnienia in vitro (IVF) należy zakazać, ponieważ nie można wykonywać doświadczeń na ludziach. Wygląda to jak argument, ale na ile to dobry argument, zaraz zbadamy.

Analizując argumenty, zapisuje się je w pewnej formie: przesłanki ponumerowane na górze jedna pod drugą, następnie konkluzja pod poziomą linią. Można to też narysować na wykresie, jeśli argument jest złożony.

Tutaj mamy przesłankę (p) nie można wykonywać eksperymentów na ludziach i konkluzję (k) należy zakazać IVF. To prosty argument:

p

_____________________

k

No dobrze, ale czy relewantny? Innymi słowy: czy konkluzja wynika z przesłanek? Kolokwialnie: co ma piernik do wiatraka?

Rozpatrzmy argument o dwóch przesłankach: (p1) każdy pies jest ssakiem i (p2) każdy ssak jest zwierzęciem, więc (k) każdy pies jest zwierzęciem. Dwa zdania z kwantyfikatorem ogólnym, przykład sylogizmu kategorycznego. Jeśli przesłanki są prawdziwe, nie ma możliwości, by konkluzja była fałszywa.

p1

p2

_____________________

k

Weźmy inny argument. Czy z przesłanki (p) wombat jest ssakiem wynika konkluzja (k) wombat jest zwierzęciem? Część z nas powie od razu: tak. Część się zastanowi. Weźmy inny argument o tej samej formie. Przesłanką będzie (p) Dimetrodon jest synapsydem. Czy wynika z niej, że Dimetrodon jest zwierzęciem? Zależy od tego, czy każdy synapsyd jest zwierzęciem… Jeśli wiemy, że owszem, jest, widzimy wynikanie – ale w świetle pewnej zewnętrznej wiedzy W.

p1

W

_____________________

k

Zwróćmy uwagę, że W nie może być dowolnym zdaniem. Inaczej można by dowodzić słuszności każdego zdania (po prostu wstawiając k jako W – każde zdanie wynika z siebie samego). W musi stanowić pewną wiedzę, a więc być uznawane przez osoby obeznane z daną dziedziną.

Wróćmy teraz do argumentu pana Jurka. Pod jakim warunkiem można byłoby w nim dostrzec wynikanie? Trzeba by uzupełnić argument o pewną zewnętrzną wiedzę W. A więc po pierwsze, że IVF jest argumentem medycznym (zgodnie z polskim prawem nie jest, eksperyment służy poszerzeniu wiedzy medycznej, czego o standardowo od lat stosowanej procedurze powiedzieć nie można), po wtóre, że zygota jest człowiekiem w znaczeniu użytym w zdaniu (jest nim w znaczeniu opisowym, znaczenie wartościujące sprawia liczne trudności, w znaczeniu prawnym człowiek zaczyna się z rozpoczęciem porodu).

A więc (abstrahując od fałszywości samej przesłanki, bo prawo dopuszcza eksperymenty na ludziach) trzeba by do argumentu dopisać sporo treści, która ewidentnie do wiedzy medycznej nie należy. Jeśli już, to należy do światopoglądu. Oczywiste dla argumentującego – tak oczywiste, że niewypowiadane na głos – przesłanki będą dla jego rozmówcy o innych poglądach nieoczywiste, zdarza się, że niedorzeczne, a wypowiedź nie będzie stanowiła poprawnie skonstruowanej argumentacji. Analogicznie będzie w przypadku tak tworzonych argumentów drugiej strony. Rozmówcy nie dojdą do porozumienia, wejdą w konflikt. Cóż zrobić, zmiana obecnego stanu rzeczy wymagałaby od nich poprawnego konstruowania argumentów.

Marcin Nowak

Ilustracja: Jarosław Roland Kruk, Janusz Korwin-Mikke – Polish politician, publicist and philosopher. Kielce, December 14, 2019 – Confederate presidential primaries, za Wikimedia Commons, na licencji CC BY-SA 3.0

PS Autor nie utożsamia się z pozostałymi poglądami cytowanych polityków.