Przeciw Krasowskiemu z użyciem słów mądrze brzmiących

Duże emocje wywołał ostatnio artykuł Roberta Krasowskiego „Zemsta Kaczyńskiego na salonie”. Zamierzałem skomentować go szerzej, ale szybciej (i zapewne lepiej) zrobił to prof. Jan Hartman (tutaj). Pozostaje wyrazić zadowolenie, że podobny (aczkolwiek nieidentyczny) pogląd wyraża jeden z bardziej znanych filozofów w Polsce, i ograniczyć się do pewnych pobocznych kwestii.

Krasowski (RK) polemizuje z tezą o niszczeniu przez dr. Jarosława Aleksandra Kaczyńskiego (JAK) państwa, prawa i demokratycznych reguł, co obrazowo określa się jako wywrócenie stolika. Komentator proponuje własną tezę, wedle której JAK wykorzystuje wszelkie metody, aby nie wywracając stolika, strącić ze stołków i pognębić siedzących przy nim od lat przedstawicieli elity. Autor, choć negatywnie wartościuje działania JAK, przedstawia je jako racjonalne i podporządkowane celowi – zemście na tych, którzy kiedyś go nie docenili / skrzywdzili.

Jak widać, istotną rolę odgrywa tu założenie o celach JAK. Polityk realizuje je zgodnie ze swoją wolą. Wolą – czyli czym? Filozofowie umysłu, np. Searle, rozumieją wolę (tam, gdzie trudno o weryfikację empiryczną, każdy może wygłaszać poglądy) jako władzę mentalną służącą przekształcaniu świata zewnętrznego zgodnie z wybranymi reprezentacjami świata wewnętrznego.

Reprezentacjami, czyli czym? Polująca jaszczurka przestaje gonić owada, który schowa się do dziury. Kot w takiej sytuacji czatuje na mysz przed dziurą. Pytanie: czego wypatruje kot, czemu tam sterczy? Myszy nie widać. Kot musi zachowywać w umyśle jakieś przedstawienie niewidocznej myszy, czyli właśnie jej reprezentację. Jaszczurka tworzy reprezentację owada, ale nie potrafi jej utrzymać, gdy owad przestaje być widoczny. Człowiek potrafi tworzyć reprezentacje nie tylko oderwane od niewidocznego już desygnatu, ale też przedmiotów lub sytuacji nigdy nieistniejących.

Reprezentacje mają ontologię pierwszoosobową, tak jak ból. Ból istnieje tylko dla osoby, którą boli, i tylko pod warunkiem odczuwania go przez tę osobę. Obserwator może dostrzegać zewnętrze oznaki bólu, ale do samego wrażenia bólu nie ma dostępu. Dlatego tak trudno wykryć symulację pacjenta.

Qualia to wrażenia, subiektywne jakości, jak ból czy czerwień. Sprawiają pewne problemy. Nie można poznać qualiów żadnej innej istoty, nie można udowodnić, że wrażenie czerwieni jednej osoby jest takie same jak innej oglądającej tego samego pomidora. Qualiów nie ma w fizycznym opisie odbierania bodźców z otoczenia.

Z drugiej strony qualia, jak wszystkie zjawiska mentalne, superweniują nad cielesnym, biologiczno-chemiczno-fizycznym. To znaczy, że każdemu zjawisku czy działaniu w umyśle odpowiada pewien korelat w postaci pracy neuronów, zazwyczaj niepoddający się badaniu.

Ale nie zawsze. W jednym z doświadczeń (tzw. karuzela kognitywna) badanym ze specjalną aparaturą na głowie pokazywano slajdy. W ręku mieli przyciski do przewijania ich w tył i przód (przycisk nie działał, ale badani o tym nie widzieli). Kiedy aparatura wykryła neuronalny korelat podjęcia decyzji o przewinięciu do następnego slajdu, automatycznie się zmieniał. Co ciekawe, badani mieli poczucie, że slajd zmienił się na ułamek sekundy, zanim podjęli decyzję i wcisnęli przycisk, i próbowali cofnąć ich zdaniem podwójne przesunięcie slajdu. Decyzja pojawia się więc, nim zostanie uświadomiona, nim powstanie jej świadoma reprezentacja.

W przeszłości filozofowie umysłu wielką wagę przywiązywali do sfery mentalnej kierującej cielesną. Odrębny pogląd, jakoby zjawiska mentalne, duchowe nie wpływały w żaden sposób na rzeczywistość fizyczną, a więc nie miały żadnych fizycznych skutków, zwany epifenomenalizmem, uznawano początkowo za toporny rodzaj fizykalizmu, sprowadzającego wszystko, co istnieje, do fizycznego.

Jednak badania neuronauki, psychologii, psychiatrii, kognitywistyki pokazały, że to fizyczna budowa układu nerwowego decyduje o mentalnym, nie odwrotnie. Że właściwie wszystkie skutki fizyczne, materialne można wyprowadzić z przyczyn tego samego rodzaju (kauzalne, czyli przyczynowe domknięcie świata fizycznego). Mentalne na nic nie wpływa. Obecnie epifenomenalizm traktuje się raczej jako rodzaj idealizmu, poglądu głoszącego istnienie mentalnego. Istotna część badaczy uważa, że mentalne nie istnieje, a znakomita większość, że przynajmniej nie podlega badaniu. Daniel Dennett twierdzi, że w ogóle nie istnieją qualia.

Tak więc mamy założenie o świadomych decyzjach. Okazuje się, że decyzje nie zawsze są aż tak świadome, jak się wydają, że zapadają, zanim zostaną uświadomione. Ich wytłumaczenie bywa racjonalizacją, czyli wtórnym dopasowaniem do nich racjonalnych przesłanek. Każdy chce być racjonalny, bo nie może przyjąć, że podejmuje nieracjonalne decyzje, wywołałoby to dysonans poznawczy.

Mamy też analizę stanów wewnętrznych JAK, całkowicie niedostępnych takiej analizie, i z tej analizy wyprowadzane są wnioski dotyczące polityki w Polsce. Analizy takie nie raz spotykały się ze sprzeciwem, behawioryzm postulował, by w ogóle tego nie rozpatrywać. Mamy organizm, który podlega takim a takim bodźcom i w taki a taki sposób się zachowuje. Reszta nie podlega badaniu. Nieważne, co ma JAK w głowie, nigdy się tego nie dowiemy, rozpatrywać można jedynie wpływające na niego bodźce i jego działania. Podlegające empirycznej weryfikacji. A więc nie wiemy i nie dowiemy się nigdy, czy JAK chce, czy nie chce wywrócić stolika, czy może chodzi mu tylko o postrącanie z krzeseł zasiadających. Oto stolik się chwieje i wywraca. Nie ma znaczenia, jaką ma JAK intencję wobec sądów, czy chce je ratować, czy niszczyć. Fakty są takie, że sądy działają gorzej. Analiza reszty musi poczekać na Sąd Ostateczny (nie ten na okładce „Polityki”).

Żeby nie być jednostronnym – nie mogę powiedzieć, że działalność JAK nie ma żadnych pozytywnych skutków. Za plus można jej poczytać choćby to, że stała się pretekstem do omówienia wielu ważnych pojęć filozofii umysłu i nie tylko.

Marcin Nowak

Ilustracja: Anthony G. Quervelle, Card Table. Wikimedia Commons, CC0 1.0