Skąd się bierze zespół poaborcyjny?

Przypadkiem wpadła mi w ręce publikacja już nie najświeższa, ale obrazująca pewne ciekawe zjawisko. Pokazująca mianowicie, skąd się bierze zespół poaborcyjny.

Ostrzeżenie: tekst dotyczy w znacznej mierze trudnej i zarazem nudnej materii metodologii nauk medycznych.

Mało jest tak kontrowersyjnych tematów jak aborcja. Zwolennicy i przeciwnicy jej dostępności rzadko prowadzą merytoryczną debatę, raczej wyzywają się od morderców i talibów itp. Czy coś mogłoby dyskutantów połączyć? Mam wrażenie, że większość – od Jędraszewskiego z jednej strony po Hartmana z drugiej – uznaje aborcję za zło. Zgody nie ma, jak duże to zło, czy i na ile można się na nie godzić.

Kogóż jednak to zło dotyka? Na pewno płodu, wedle niektórych przyszłego dziecka. To o tyle problematyczne, że trudno szkodzić komuś, kto nigdy nie zaistniał. Dochodzimy do nierozwiązywalnego problemu rozmaitych definicji i kryteriów człowieczeństwa. Znacznie łatwiej zająć się matką.

Nie ulega wątpliwości, że decyzja o poddaniu się aborcji należy często do najcięższych i bywa skutkiem dramatycznej sytuacji życiowej. Należałoby się spodziewać negatywnych skutków dla zdrowia psychicznego. Konsekwencje te nazwano syndromem poaborcyjnym. Zjawisko wzięli pod lupę Charles i jego współpracownicy, autorzy pracy opublikowanej w 2008 r. w „Contraception”.

Naukowcy przeprowadzili przegląd systematyczny, czyli badanie omawiające inne badania w sposób maksymalnie uporządkowany, choć pomijający analizę statystyczną. Sprawdzili założone kryteria i bazy danych.

Prace podzielili ze względu na ich jakość metodologiczną. Metodologia określa zaś sposób prowadzenia badań. Z uwagi na niezwykle ważny przedmiot badań kryteria, jakim muszą sprostać, by dało się wyciągnąć wiarygodne wnioski, są bardzo wyśrubowane. Ale z uwagi na dobro uczestniczących w nich osób, a także praktyczne możliwości, pewne doświadczenia czy obserwacje po prostu są niemożliwe. Inne kosztują miliony i wielu naukowców zadowala się czymś tańszym. Dlatego są lepsze i gorsze badania, z wyższej i niższej półki.

Badacze wzięli pod uwagę grupę kontrolną: fakt, że w poddanej jakiemuś czynnikowi grupie badanych coś zachodzi, o niczym jeszcze nie świadczy, należy porównać ją z jak najbardziej podobną grupą niepoddaną działaniu tego czynnika. Uniknąć wpływu czynników zakłócających pozwala zaś dodatkowa kontrola zmiennych, które mogły w ukryty sposób oddziaływać na wyniki. Ważne są także tzw. punkty końcowe – co właściwie liczymy? Istnieją twarde punkty końcowe (jak zgon) i częstsze, miękkie (wzrost ciśnienia rozkurczowego o 20 mmHg). W psychiatrii to dodatkowy problem: jak zmierzyć poziom zdrowia psychicznego? Są specjalne narzędzia.

W omawianej pracy publikacje oceniano wedle następujących kryteriów: grupa kontrolna, ocena zdrowia psychicznego pacjentek przy użyciu zwalidowanych narzędzi, kontrola wyjściowego stanu psychicznego, czynników zakłócających, badanie problemu badawczego. Badania kwalifikowano potem do kilku grup (świetne, bardzo dobre, porządne, słabe, bardzo słabe).

Żadnej pracy nie oceniono jako świetnej. Badania bardzo dobre nie stwierdziły różnicy w poziomie niepokoju między kobietami, które dokonały aborcji, a tymi, które donosiły niechciane ciąże (przypominam: odpowiednia grupa kontrolna), nie było też istotnych różnic w częstości występowania zaburzeń psychicznych, spadku samooceny, depresji.

Porządne prace prezentowały już bardziej zróżnicowane wyniki: niektóre wskazywały na gorsze konsekwencje u kobiet po aborcji zarówno w przypadku ogólnie rozumianych zaburzeń psychicznych, jak i depresji czy niepokoju, inne takich różnic nie stwierdzały. Aborcja wiązała się bardziej z ulgą czy unikaniem, donoszenie zaś – z większym żalem. Badania słabe lub bardzo słabe też podawały różne wyniki: część raportowała gorszy stan kobiet po aborcji, inne nie stwierdzały takich różnic.

Autorzy doszli m.in. do wniosku, że informowanie kobiet o ewentualności pogorszenia się stanu psychicznego po aborcji nie ma uzasadnienia. Innymi słowy: nie stwierdzono istnienia zespołu poaborcyjnego. Informacje o nim wynikają głównie z niedostatecznie dobrze przeprowadzonych badań. Najwyraźniej powszechne intuicje kolejny raz okazały się błędne. Do ich przezwyciężenia potrzebna była jednak skomplikowana metodologia.

Pozwólmy sobie jeszcze na dwa komentarze. Primo – czy to znaczy, że aborcja nie ma negatywnych następstw psychicznych? Nie. To znaczy, że aborcja nie ma negatywnych następstw psychicznych istotnie większych niż donoszenie niechcianej ciąży. Przed takim wyborem stoi kobieta (w krajach o liberalnym prawodawstwie) i z psychiatrycznego punktu widzenia obie decyzje są równo obciążające (już sama pożądana ciąża może negatywnie wpłynąć na zdrowie psychiczne, o negatywnych konsekwencjach niechcianej ciąży nie wspominając).

Secundo – jakie są implikacje etyczne? W istocie niewielkie. Ludzie cynicznie wywrzaskujący, że aborcja krzywdzi kobiety, oczywiście z żadnymi badaniami się nie zapoznają i nadal będą wywrzaskiwać to, co tam sobie umyślą. Zaznajomieni z tematem etycy w dalszym ciągu będą skupiać się na istocie sprawy: że zakaz aborcji w najmniejszym stopniu ma za zadanie chronić kobiety. Ma chronić dobra płodu – co jest motywowane religijnie, ontologicznie lub spowodowane niepewnością. A dobra płodów trudno już w sposób prosty i niekontrowersyjny opisać.

Marcin Nowak

Bibliografia:

Charles VE, Polis CB, Sridhara SK, Blum RW: Abortion and long-term mental health outcomes: a systematic review of the evidence. Contraception. 2008 Dec;78(6):436-50

Ilustracja: robmcbell, USG 10-tygodniowej ciąży, Wikimedia Commons, CC BY-SA 2.0