Wściekła pogoda, gniewna klimatolożka

Gdy na przełomie czerwca i lipca na newsowych stronach „Nature” pojawił się artykuł o tym, że skala tej fali upałów w Europie była pięciokrotnie bardziej prawdopodobna dzięki globalnemu ociepleniu, ja byłem właśnie po lekturze książki napisanej przez jedną z bohaterek tego artykułu.

Friederike Otto to klimatolożka z Uniwersytetu Oksfordzkiego. Jest młoda, co podkreśla stwierdzeniem, że dęta niby-afera Climategate dla niej jest już tylko historią wspominaną przez starszych kolegów, a nie realnym zdarzeniem. To pewna przesada, bo była wtedy doktorantką i choć jej maili raczej nikt nie wykradał, to już w środowisku klimatologów zaczynała funkcjonować. Jest więc młoda i – zgodnie z frazeologizmem – gniewna. Jej gniew kieruje się m.in. na fakt, że po Climategate klimatolodzy stali się jeszcze ostrożniejsi niż wcześniej w formułowaniu wniosków wykraczających poza ogólniki.

Jej zdaniem sytuacja, gdy klimatolodzy modelują zmiany klimatu w dużych skalach przestrzennych i czasowych oraz operują pojęciami globalnymi, ale odżegnują się od przypisywania konkretnym zjawiskom pogodowym jasnego związku przyczynowego ze zmianami klimatu, jest postawieniem sytuacji na głowie. W związku z tym z entuzjazmem przyjęła propozycję współtworzenia zespołu naukowców i piarowców, który miał się zająć nie tylko analizą danych meteorologicznych i zderzaniem ich z danymi klimatycznymi, co już wówczas (2014) było trochę kontrowersyjną, ale już jakoś usankcjonowaną aktywnością, ale robieniem tego niemal na bieżąco i prezentowaniem wyników z pominięciem długotrwałych procedur publikacyjnych. A gdy zespół World Weather Attribution powstał i okazało się, że Myles Allen, jej mentor i już właściwie weteran tej nowej gałęzi nauki (Event Attribution Science), chce się zająć czym innym, została jego kierowniczką.

Otto opisuje powstanie tego zespołu w książce „Wściekła pogoda”. Zdaje sobie sprawę, że sprawa jest delikatna i wielu graczy chciałoby użyć każdej broni przeciwko klimatologom (poświęcony jest im jeden z rozdziałów), więc przedstawia swoje analizy jako oparte na najlepszych dziś modelach naukowych i nieodbiegające od analiz publikowanych w pismach o najwyższym standardzie recenzyjnym (sama Otto ma zresztą na potwierdzenie tego kilkanaście publikacji w pismach satelickich „Nature” i kilkadziesiąt kolejnych w czołowych pismach klimatologicznych). Właściwie jest to raport – czy raczej reportaż z powstania i okrzepnięcia jej zespołu.

Nie da się uniknąć porównań z inną książką popularnonaukową z tego zakresu, niedawno wydaną na polskim rynku – „Nauką o klimacie”, o której tu pisałem. Pod pewnymi względami są to przeciwieństwa. We „Wściekłej pogodzie” nie ma ani jednego wzoru fizycznego (jeżeli jest, to znaczy, że przegapiłem). Podstawy naukowe są ograniczone do minimum. Czasem są jak dla mnie zbyt daleko idące uproszczenia, jak przypisanie odkrycia efektu cieplarnianego Arrheniusowi i pominięcie naukowców zajmujących się tym wcześniej.

Dotyczy to nie tylko historyczno-naukowego tła, ale też samej nauki atrybucyjnej. W zasadzie dowiadujemy się, że modele klimatyczne się tworzy i że są skomplikowane, ale jak się to robi, pozostaje tajemnicą naukowców. Nie twierdzę, żebym na pewno zrozumiał technikalia, gdyby były podane, ale widać, że zamierzeniem autorki nie było przekonywanie czytelników do swoich tez siłą wywodu naukowego, tylko niejako mocą autorytetu.

Książka ma trafiać w znacznej mierze do emocji. Dostaje się firmom takim jak ExxonMobil, która zataiła wyniki finansowanych przez siebie badań, gdy okazały się potwierdzać tezę o antropogenicznym globalnym ociepleniu. Dostaje się politykom.

Ciekawa jest sytuacja odwrotna do tej, do której przywykliśmy w naszym euro-amerykańskim świecie. Politycy krajów rozwijających się, którzy chętnie obarczają winą za każde skrajne wydarzenie pogodowe globalne ocieplenie, a więc pośrednio bogatą Północ, bardzo chętnie zapraszają World Weather Attribution do analiz kolejnej suszy czy powodzi i nie są zadowoleni, gdy akurat okazuje się, że dana katastrofa w świecie bez globalnego ocieplenia byłaby tak samo prawdopodobna.

Stylistycznie to więc książka bardziej popularna niż naukowa. Niemniej warto ją poznać. Wersja mini tej recenzji może wyglądać tak:

Rekordowy huragan w Ameryce, ekstremalna susza w Rogu Afryki, katastrofalna powódź w Tajlandii. Czy to wszystko efekt zmian klimatu, które uruchomiła ludzkość? Friederike Otto, geofizyczka zajmująca się szacowaniem wpływu zmian klimatycznych na rzeczywiste wydarzenia pogodowe, daje odpowiedzi. Odpowiedzi nieoczywiste ani dla zachowawczych klimatologów, którzy wolą operować ogólnymi zdaniami na temat klimatu, ani aktywistów środowiskowych szukających wszędzie odpłaty Natury za naszą działalność. Buńczucznie stwierdza, że wprowadzona przez jej zespół nowa metoda szacowania relacji aktualnej pogody z nowymi warunkami klimatycznymi stawia na nogi związek klimatologii i meteorologii dotąd stojący na głowie. Czy przekonująco? Czytelnik sprawdzi sam.

ilustracja: Materiały Wydawnictwa Otwartego