Polski przełom w badaniu ptaków

Kiedyś pisałem o problemie żeglugi i jego wpływie na zwierzęta wodne. Ponieważ lepiej się znam na tych całkiem wodnych niż tych, które na wodę tylko zalatują, dotąd nie pisałem o tym w kontekście ptasim. Także po to, by pokazać, że sprowadzanie tego do problemu ptaków jest daleko posuniętym spłyceniem.

Ja siedzę głównie w monitoringu wód i organizmów prawdziwie wodnych. Ale to nie wszystko, co jest w Polsce monitorowane. Główny Inspektorat Ochrony Środowiska wydał m.in. „Monitoring ptaków lęgowych. Poradnik metodyczny”. ISBN wydania drugiego z 2015 r: 978-83-61227-45-8. Ma on kilkudziesięciu autorów i trójkę recenzentów, których referencje każdy może sprawdzić w bazie Ludzie Nauki (Piotr Matyjasiak, Aleksander Winiecki i Dariusz Wysocki). Możemy w nim przeczytać takie informacje:

Mewa śmieszka: „Na wyspach wiślanych, które są obecnie jednym z jej podstawowych miejsc gniazdowania w kraju, z równym powodzeniem zasiedla tereny porośnięte łanową trawą, jak i te z kępowo rozmieszczoną roślinnością zielną lub piaszczyste bez roślinności. […] W koloniach na środkowej Wiśle zagęszczenie gniazd i odległości między gniazdami zmieniały się w zależności od siedliska gniazdowania. Najwyższe zagęszczenia były notowane w dużych, kilkutysięcznych koloniach, w miejscach porośniętych łanową trawą (w zależności od miejsca i roku średnie dla kolonii zagęszczenie wynosiło 30–63 gniazd/100 m2, odległości między gniazdami 0,7–1,1 m). Pośrednie zagęszczenie było notowane na terenach z luźną, kępowo rozmieszczoną roślinnością zielną (20–34 gniazd/100 m2, odległości między gniazdami 0,8–2,2 m), a najmniejsze w mocno wilgotnym i dość odkrytym siedlisku mulistym (6–24 gniazd/100 m2), a zwłaszcza na podłożu piaszczystym bez jakiejkolwiek roślinności (2–10 gniazd/100 m2; Bukaciński 1988, Bukacińska i Bukaciński 1993, Bukaciński i Bukacińska 1993b). […] Zalecane są dwie kontrole w okresie między 1 a 30 maja, z odstępem 10–15-dniowym. Zakładając, że nie ma drastycznych przesunięć fenologicznych (bardzo wczesna lub bardzo późna wiosna), optymalnie jest pierwszą kontrolę przeprowadzić przed 5 maja, drugą krótko po 20 maja. W miejscach, gdzie lęgi nie są narażone na nagłe zmiany poziomu wody (stawy, sztuczne zbiorniki), terminy te można uznać za niemal obligatoryjne. W siedliskach niestabilnych (rozlewiska w dolinie i wyspy w korycie rzek) termin kontroli w danym roku trzeba ustalać na bieżąco, w zależności od stanu wód (dynamika i wysokość przyborów), wpływającego na termin rozpoczynania lęgów i dostępność siedlisk lęgowych w trakcie sezonu”.

Mewa siwa (o której nazwie kiedyś pisałem): „W Polsce gnieździ się wyłącznie w głębi lądu. W centralnej części kraju związana jest z wyspami w korycie większych rzek nizinnych (Wisła, Bug, Narew), gdzie zasiedla przede wszystkim miejsca we wczesnych stadiach sukcesji roślinnej, głównie piasek z rzadką roślinnością zielną, niewiele rzadziej piasek bez roślinności, ale też tereny porośnięte niską, łanową trawą. Unika siedlisk gęsto porośniętych krzaczastą wierzbą i topolą oraz wilgotnych o podłożu mulistym. […] Zazwyczaj gnieździ się na ziemi. W latach „powodziowych” zdarza się jednak, że nierzadko zakłada też gniazda na pniach, materiale naniesionym przez powódź i głowiastych wierzbach, zazwyczaj do wysokości 2–2,5 m. […] Najbardziej efektywną metodą, pozwalającą na policzenie niemal wszystkich gniazdujących w danym miejscu ptaków, jest przeprowadzenie dwóch kontroli w odstępie 2–3 tygodni – pierwszą kontrolę najlepiej w trzeciej dekadzie maja (optymalnie około połowy miesiąca), drugą w pierwszej dekadzie, najpóźniej do połowy czerwca”.

Rybitwa rzeczna: „Na ciekach i wodach stojących najchętniej gnieździ się na wyspach lub półwyspach (Bukaciński i in. 1994, Rzępała i in. 1999). Preferuje wyspy niestałe, we wczesnych stadiach sukcesji roślinnej oraz niskie ławice piaskowe (Wesołowski i in. 1985, Bukaciński i Bukacińska 1994, 2015). Na Wiśle nie zasiedla też miejsc z wysoką, gęstą roślinnością lub krzaczastą wierzbą i topolą oraz, niezależnie od siedliska, tych fragmentów rzeki, które są często odwiedzane przez ludzi (Bukaciński i Bukacińska 1994, 2001). […] Duża asynchronia w terminie przystępowania rybitwy rzecznej do rozrodu sprawia, że jednorazowa kontrola zazwyczaj nie jest wystarczająca do oszacowania liczebności lęgowej populacji tego gatunku. […] Optymalnym rozwiązaniem są 2 kontrole: pierwsza w trzeciej dekadzie maja, druga w pierwszej połowie, najdalej w drugiej dekadzie czerwca”.

Rybitwa białoczelna: „Na śródlądziu z reguły są to piaszczyste wyspy i ławice w nurcie dużych rzek niżowych. Na wybrzeżu – nadmorskie plaże, szczególnie na mierzejach i półwyspach. Zasiedla także żwirownie, wyrobiska w kopalniach odkrywkowych, odstojniki, płaskie hałdy czy żwirowe drogi – szczególnie, jeżeli tego typu tereny położone są w dolinach większych rzek. Jako siedlisko gniazdowe w dolinach rzek wykorzystuje również wydmy na tarasie zalewowym lub wręcz murawy silnie spasanych pastwisk. […] Pierwsza kontrola powinna być wykonana w trzeciej dekadzie maja i pierwszej dekadzie czerwca. Miejsca, gdzie spodziewamy się wykryć lęgowe rybitwy białoczelne, warto odwiedzić również wcześniej, w pierwszej dekadzie maja”.

Sieweczka obrożna: „W okresie lęgowym zasiedla piaszczyste, żwirowe lub porośnięte niską roślinnością zielną tereny otwarte, położone w pobliżu miejsc zalanych płytką wodą (np. wypłyconych brzegów koryt nieuregulowanych rzek, brzegów starorzeczy, zastoisk wody). Optymalne warunki stwarzają jej nadmorskie plaże, piaszczyste wyspy i odsypiska w korytach rzek, intensywnie spasane pastwiska na tarasach zalewowych rzek niżowych. […] Pierwsza kontrola: 20 kwietnia–5 maja; druga kontrola: 6–20 maja; trzecia kontrola: 5–20 czerwca”.

Procedury monitoringu są dość rygorystyczne. To nie jest tak, że człowiek bierze lornetkę, termos z kawą, notatnik i idzie oglądać ptaki. Zespoły wykonawcze mają swoich koordynatorów terenowych, są koordynatorzy krajowi. To duży system i angażuje wielu obserwatorów nadzorowanych przez naukowców. Jak można przeczytać w ogłoszeniach dotyczących zamówień publicznych Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska, na jeden z programów państwowego monitoringu środowiska w zakresie ptaków, konkretnie „Monitoring ptaków pospolitych, terenów podmokłych i leśnych z uwzględnieniem obszarów specjalnej ochrony ptaków Natura 2000, lata 2018-2021”, przeznaczono 8 mln zł.

Tymczasem w polskim środowisku naukowym są specjaliści, którzy opracowali własny system monitoringu, niezależny od państwowego. Co prawda ten system nie jest koordynowany przez żadnego ornitologa, ale może to nie jest potrzebne, gdy twórcą jest prof. dr hab. geografii, dziekan Wydziału Kultury Fizycznej, Zdrowia i Turystyki (Uniwersytet Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy) i jednocześnie kierownik Katedry Rewitalizacji Dróg Wodnych. Otóż niedawno Zygmunt Babiński, bez wątpienia wybitny specjalista od geomorfologii, na łamach czasopisma z listy ministerialnej „Gospodarka Wodna” wraz z dwoma współpracownikami opublikował artykuł podsumowujący jego wieloletnie doświadczenie w monitoringu ptaków.

Jak napisałem, prof. Babiński najwyraźniej nie przejmuje się przyjętymi w biologii środowiskowej i systemie państwowego monitoringu procedurami. On swoje obserwacje ptaków prowadzi w następujący sposób: „Podczas badań terenowych nad morfodynamiką dna koryta dolnej Wisły [Babiński, 1992, 1994, 1999, 2005] prowadzono również obserwacje nad zachowaniem ornitofauny na powierzchni łach i równiny zalewowej międzywala”. Były one wykonywane systematycznie – comiesięcznie w sezonach nawigacyjnych (maj-wrzesień), w okresie 1981-1992, podczas spływu statkiem RZGW (sondowanie dna koryta); później rzadziej (sporadycznie). […] Ponadto kilkukrotnie wykonano tzw. zwiady lotnicze, podczas których dokonywano obserwacji łach piaszczystych. […] Niezależnie od badań autorów opracowania dwukrotnie obserwacje strefy koryta prowadzili studenci kierunku rewitalizacja dróg wodnych[…]. Pierwsze z nich trwały podczas próbnego rejsu z kontenerami na trasie Gdańsk-Warszawa w 2017 r. […] Z kolei drugie trwały 13 dni (od 12 do 24 maja 2018) […] – podczas spływu łódką z silnikiem małżeństwo […] (studenci rewitalizacji dróg wodnych) pobierało próbki utworów piaszczystych”.

Metodyka w zasadzie tu się wyczerpuje. Jak widać, niektóre z obserwacji nawet mieszczą się w zakresie czasowym wymaganym prawdziwymi metodykami monitoringu. Tak czy inaczej wynikiem tak zaawansowanego monitoringu jest stwierdzenie: „nie stwierdzono (zauważono) żadnych śladów istnienia gniazd ptasich, oznak jakiegokolwiek ich bytowania w okresie wylęgu i opierzenia”. Ten fragment artykułu autorzy podkreślili, co może nie jest częstą praktyką w czasopismach naukowych, ale najwidoczniej mają oni swój styl.

Ambicje bydgoskich geografów nie kończą się na stwierdzeniu braku ptaków gniazdujących na piaszczystych wyspach dolnej Wisły. Bez trudu znajdują wytłumaczenie. Dlaczego żadne sieweczki, mewy czy rybitwy nie lęgną się w takich miejscach? Czynniki są cztery:

  • „całkowite odsłonięcie powierzchni otoczenia gniazd – co prowadzi do ich bezbronności […] ze strony drapieżników”
  • „możliwości przetrwania na obszarach silnie nasłonecznionych (przegrzanie organizmu) w ciągu dnia i chłodnych w ciągu nocy”
  • „możliwości rozwoju na obszarach narażonych na silny wiatr (rzeki stanowią korytarze powietrzne)  i bez stałych umocnień gniazd na płaskiej powierzchni piasku”
  • „przede wszystkim instynkt samozachowawczy zwierząt”.

Owszem, autorzy przyznają, że ptaki dorosłe chętnie zalatują na takie wyspy. Tworzą tam „kolonie nielęgowe”. Choćby po to, żeby polować na nich na „ryby i zwierzęta wodne” – jak widać, prof. Babiński i współpracownicy mają też swoje pomysły dotyczące taksonomii eukariontów, ale chyba zostawiają to na inny artykuł. Być może też w następnym artykule rozwiną śmiałą hipotezę, że na piaszczystych łachach mogą znaleźć się gniazda. Takie zjawisko ich zdaniem może zajść „teoretycznie tak, choć brak naukowego potwierdzenia tej tezy”. Otóż jako że zdaniem trójki geografów ptaki budują gniazda poza piaszczystymi wyspami, na równinie zalewowej, w wyjątkowych sytuacjach naturalnego lub antropogenicznego zalania tej równiny woda może unieść gniazdo i osadzić je na wyspie piaszczystej.

Być może czytelnicy nie są świadomi wagi tego artykułu, zmyleni nie nazbyt prestiżowym miejscem publikacji. Co prawda artykuł nie wygląda, jakby redakcję obchodziły takie standardy formy artykułów naukowych jak IMRaD. Artykuł biegnie sobie trybem eseju. Jednak przecież ciężko przypuszczać, żeby Wydawnictwo SIGMA-NOT, należące do Federacji Stowarzyszeń Naukowo-Technicznych – Naczelnej Organizacji Technicznej, nie znało procedur publikacji naukowych. Ciężko uwierzyć, żeby do recenzji artykułu mającego w tytule ptaki nie wybrało ornitologów, a np. jakichś specjalistów od hydrauliki czy żeglugi. Recenzenci na pewno zauważyli przełomowy charakter artykułu i zacierają ręce na nadchodzący wzrost wskaźnika cytowalności.

Dajmy na to: kwestia selekcji siedlisk na gniazdowanie. Obecnie w akademickich podręcznikach ekologii wałkuje się koncepcję Fretwella i Lucasa (1970 r.) mówiącą o tym, jak ptaki wybierają siedliska optymalne, suboptymalne i słabe, a ponieważ te pierwsze są najsilniej oblegane, a te ostatnie najsłabiej, ostatecznie sukces lęgowy z każdego może być podobny. Notabene Fretwell nie był w czasie formułowania tej tezy ornitologiem, a fizjologiem bezkręgowców, tylko coś mu się nie zgadzało w obowiązującej wówczas wizji Lacka. Zatem teraz pewnie czas na kolejny przełom, tym razem wykonany przez geomorfologa, który stwierdził, że gniazdowanie poza miejscami optymalnymi jest zbiorową halucynacją ornitologów. Co ciekawe, przykład tej halucynacji widać w cytowanym wyżej fragmencie z przewodnika metodycznego do monitoringu śmieszki, gdzie zagęszczenie gniazd na miejscach najsłabszych jest najmniejsze, a na najlepszych największe. Teraz jednak studenci ekologii nie będą uczyć się nazwisk Lacka i Fretwella, tylko Babińskiego! Bez wątpienia jest to sukces polskiej nauki.

Oczywiście jest to nie tylko prosta teza, ale cała teoria naukowa, bo wszystko się wzajemnie wiąże. Swoją drogą ciekawe, jak dotąd fizjolodzy ptaków byli ślepi, nie zauważając, że wylęg na piaszczystej łasze dla gatunków mew, rybitw i sieweczek jest ponad zdolności termoregulacji. Mewy i rybitwy w ogóle dotąd były uważane za zdolne do lęgnięcia się na dachach budynków czy betonowych podłożach, które nagrzewają się i wychładzają bardziej niż piaszczyste łachy otoczone łagodzącą wahania temperatur masą wody. Znajomość fizjologii ptaków prof. Babińskiego jednak najwyraźniej dowodzi, że wszelkie takie obserwacje były błędne. Być może wynika to z przegrzania, jakiego musieli doznawać obserwatorzy. Mam nadzieję, że dalsze badania profesora poeksplorują ten wątek.

Równie oczywisty jest i aż ciężko uwierzyć, że dotąd ignorowany, wątek korytarza powietrznego. Każdy, kto widział mewy i rybitwy, wie, że unikają wiatru. Czy ktoś widział je na sztormowych wybrzeżach? Jeżeli tak, to pewnie był to jakiś nieszczęsny osobnik porwany z zacisznego miejsca, skazany na zagładę.

Tak samo z drapieżnikami. Obserwacja Babińskiego, że drapieżniki nie są problemem na terasie zalewowej połączonej z lądem, a są na wyspach, też jest przełomowa. Biologom wydawało się dotąd, że trwająca od milionów lat interakcja mew czy bitw z lisami, norkami itd. to przykład koewolucji układu drapieżnik-ofiara i że duża śmiertelność piskląt wpisuje się w tzw. model typu r rozwoju populacji. Ptaki, nie tylko wodne, nauczyły się żyć z drapieżnikami. Mimo to ptaki te zwykle wolą wyspy m.in. dlatego, że to w jakiś sposób zmniejsza presję drapieżników. Obecnie w programach aktywnej ochrony rybitw czy mew (z gatunków mniej licznych niż śmieszka) tworzy się sztuczne wyspy, czasem odcina się półwyspy. Dzięki przełomowej pracy Babińskiego wiadomo, że to niewłaściwe działanie. Pieniądze na to wydane można będzie lepiej spożytkować.

A skoro już o pieniądzach, to praca Babińskiego jest wspaniałym przykładem monitoringu obywatelskiego. Już pisałem kiedyś, że niektóre dane o występowaniu gatunków można pozyskać od ochotników. Polskie państwo wydaje miliony złotych na monitoring ptaków lęgowych i co? I potem publikuje informacje, jakoby gatunki rzadkie i nierzadkie lęgły się w miejscach niemożliwych. Tymczasem studenci prof. Babińskiego przy okazji terenowych spływów i analiz piasku mogą uzyskać dane o wiele bardziej wiarygodne. W artykule zresztą jest jedno zdjęcie przedstawiające takiego studenta na łasze, na której nie widać gniazd ani piskląt. Zdjęcie nie kłamie – naprawdę na nim nie widać nic poza gołym piachem i studentem (ubranym). Może naloty lotnicze to coś nieco droższego i może ze zdjęć z takiego nalotu nie da się odróżnić gatunków takich jak mewa śmieszka i mewa czarnogłowa. Po pierwsze jednak to, że profesorowie ornitologii nie umieją rozpoznać z takich zdjęć gatunków, tylko potwierdza, że ich profesury są od czapy – zapewne dla prof. Babińskiego, znawcy „ryb i zwierząt wodnych”, nie byłoby problemów z rozpoznaniem. Po drugie zaś skoro ptaków nie ma, to nie ma czego rozpoznawać. Proste.

Zatem dotychczasowe medale, jakie dostał Babiński, zapewne niedługo zostaną przytłumione przez międzynarodowe nagrody dla naukowców wytyczających nowe szlaki. Szkoda, że nie ma nagrody Nobla z biologii ogólnej czy ekologii, ale może uda się zgłosić profesora do nagrody z fizjologii.

No, jeżeli jednak nie Nobel, zawsze pozostaje IgNobel…

fot. Arnoldius, lic. CC BY-SA 3.0

  • Zygmunt Babiński, Michał Habel, Dawid Szatten 2018 Transport wodny na dolnej Wiśle a problem siedlisk ptaków, Gospodarka Wodna 11, 331-336