Hejt

uwagaBez wątpienia „hejt”, „hejterzy”, „hejterstwo” należą do słów, które najczęściej można spotkać w publicystyce ostatnich tygodni. Mam i ja swoje obserwacje związane z tym słowem. I z nowymi technologiami, których wpływ na życie polityczne okazuje się coraz bardziej znaczący. Dziś jednak tylko o „hejcie”.

Słowo ma oczywiście źródła angielskie – oznacza nienawiść i czynność nienawidzenia, jeśli tak można to ująć. Przyznam się jednak, że mam z tym słowem problem taki, że nie bardzo wiem, co to jest ten „hejt”. Mam bowiem wrażenie, że słowo to znaczy więcej, niż się to na pierwszy rzut oka wydaje. A wobec takich słów jestem podejrzliwy.

Kiedyś, w zamierzchłych czasach pisania doktoratu, promotor zasugerował mi, żebym napisał fragment o tym, czy przedmiot mojej pracy – koncepcja noosfery Pierre’a Teilharda de Chardin – jest racjonalny. Podkreślam – przedmiot, czyli koncepcja, a nie bohater, czyli Teilhard. I ugrzęzłem, ponieważ niby wiedziałem, co to jest racjonalność, ale gdy zacząłem czytać o nauce, racjonalności, modelach i paradygmatach, to zauważyłem, że sprawa prosta nie jest.

Nie będę wchodził w szczegóły, poprzestanę tylko na stwierdzeniu, że wszystko zależy od modelu racjonalności, jakim się ktoś posługuje. Ten zaś zależy od wcześniej przyjętych rozstrzygnięć, które koniec końców mają charakter apodyktyczny. Dostrzegali to już starożytni sceptycy. Wszystko to można zawrzeć w prostym pytaniu, które wypowiada Logik w „Rejsie”: „jaką metodą wybierzemy metodę głosowania?”. By wybrać metodę głosowania, muszę mieć metodę głosowania – błędne koło i problem.

W każdym razie od tej pory ostrożniej używam tego określenia i zauważam, że czasem jest ono używane po to, by kogoś naznaczyć negatywnie i wykluczyć z dyskursu. Z kimś, kto jest „nieracjonalny”, nie da się dyskutować, a wszelkie komunikaty łatwo zbyć prostym stwierdzeniem: „przecież to nieracjonalne”. Dzięki temu nie trzeba nawet wchodzić w polemikę z adwersarzem, mimo że posługiwać się może nieraz bardzo rozbudowaną i mocną argumentacją. Wystarczy proste naznaczenie.

I mam wrażenie, że do tego samego służy „hejt”. Słowo to samo w sobie – oznaczając nienawiść – w praktyce bywa używane do naznaczenia wszelkiej krytyki osób, instytucji, wydarzeń, procesów, zjawisk, praw itp., które są niewygodne. Choć pierwotnie miało odnosić się do krytyki nieuzasadnionej i opartej na stwierdzeniach niemerytorycznych i na ogół emocjonalnych, to w praktyce bywa odnoszone do wszelkiej krytyki – także tej popartej argumentacją, nieraz bardzo mocną i rozbudowaną. Wystarczy proste naznaczenie – „hejt” – i cała argumentacja przestaje mieć znaczenie. Słowa, które znaczą dużo, w praktyce nie znaczą nic. I tak wcześniej czy później będzie też z tym słowem.

Grzegorz Pacewicz
Zdjęcie – WELS net/flickr.com (CC BY-ND 2.0)