Nie razbieriosz…

Ostatnia dyskusja wywołana pytaniem, czy gatunki istnieją, pokazała pewien przedziwny mechanizm. Mechanizm szukania sensu tam, gdzie go nie ma. Przynajmniej nie w klasycznym sensie.

Sens ten ma w sobie mit inteligentnej natury (nawet bez konieczności inteligentnego projektanta osobowego). Mityczne przeświadczenie, że zjawiska fizyczne nie dzieją się ot tak. Na pytanie, po co człowiekowi gen na wyciszanie ekspresji genu laktazy albo przeciwnie – po co brak genu na takie wyciszanie, chce się odpowiedzieć, że to takie samo pytanie, jak po co kamień turla się z góry na dół.

Zwykle ludzie nie oczekują na to odpowiedzi, przyjmując, że kamienie spadają, a woda płynie, bo tak. Bez specjalnego celu – bo po prostu takie są prawa fizyki. Kiedy jednak sprawa przechodzi z fizyki i chemii na biologię, nagle przestaje wystarczać wyjaśnienie „bo tak jest”. Pojawia się potrzeba wyjaśnienia, dlaczego tak jest.

Jakoś trudno ludziom przyjąć, że wytwarzanie takiego czy innego enzymu trawiennego to taka sama realizacja praw natury, jak obracanie się planety wokół gwiazdy. Można powiedzieć, że elektron przeskakuje z orbitalu o wyższej energii na orbital o niższej, bo taka jest tendencja w naturze, że układy dążą do zmniejszania tejże. Próba szukania odpowiedzi na pytanie, po co, może budzić zrozumiałe zdziwienie. Elektron nie ma na celu obniżenia energii układu. Nie ma takiej intencji. Tak samo człowiek nie ma na celu trawienia laktazy i takiej intencji. Po prostu tak się dzieje – elektrony przeskakują, kamienie spadają, a organizmy wytwarzają takie czy inne enzymy.

Organizmy po prostu wytwarzają takich enzymów nadmiar. W większości przypadków to nie ma żadnego zastosowania. Być może któryś z czytelników właśnie wytwarza enzym rozkładający nylon – nylonazę. Tak czyni pewna grupa bakterii. Człowiek jednak zwykle nie wpada na pomysł zjadania nylonu, a ci, którzy wpadają, przekonują się, że nie jest to dobry pomysł. Zatem nawet jeśli któryś z czytelników ową nylonazę wytwarza, najpewniej nigdy się o tym nie przekona.

Tymczasem pewne bakterie to zrobiły. Mógłby ktoś zapytać, skąd bakterie wiedziały, że na świecie, prawie 4 miliardy lat po powstaniu bakterii powstanie też organizm produkujący nylon. Otóż, nie wiedziały. Po prostu gen służący do czegoś innego uległ mutacji i przesunęła się ramka odczytu, sprawiając, że nowy gen zakodował zupełnie nowe białko.

Dlaczego bakteria z tą mutacją nie cierpi z powodu braku właściwego enzymu? Bo ma właściwy, czyli stary enzym. Cała masa DNA to duplikaty już istniejących genów. Natura to bardzo nieracjonalny, bo rozrzutny projektant. Żaden racjonalny inżynier nie zaprojektowałby tylu redundancji i dróg dłuższych do czegoś, co można uzyskać szybciej. Ale organizmów nie planuje nikt inteligentny. Organizmy „planuje” ktoś tak nieracjonalny, że gdyby powiedziano mi, że to mój Bóg, uznałbym to za obrazę moich uczuć religijnych. Nie dopuszczam myśli, że mój Bóg zachowuje się jak kiepski majsterkowicz działający metodą prób i błędów (w zdecydowanej większości błędów, co objawia się chociażby tym, że zdecydowana większość ludzi ginie na etapie zarodka czy płodu, bo jest tak niedopracowanym produktem).

Tak sobie więc rozmyślałem o tej odpowiedzi, aż zobaczyłem tezę, że deszcz nie pada, bo takie są prawa fizyki, tylko po to, żeby zamknąć jakiś obieg. Zatem pozostaje przyjąć, że kamień nie spada, bo taka jest konsekwencja grawitacji, tylko po to, żeby dopełnić odwiecznego porządku. Jak pisałem we wpisie o synchronicznej etymologii, jest w człowieku tendencja do szukania porządku tam, gdzie jest specyficzny zbieg przypadków. I już nie wiem, co na to można napisać.

Piotr Panek

fot. Piotr Panek, licencja CC BY-SA 3.0