Czy gatunki istnieją?

Artykuły naukowe na ogół nie mają dobrych, porywających początków, tak jak powieści. Tutaj sprawa początku, stylu i płynności języka nie jest pierwszorzędna, ponieważ chodzi w nich o coś innego. Są jednak takie prace, których pierwsze zdania zachwycają, albo przynajmniej zastanawiają; są prace których pierwsze zdania wbijają się w pamięć i nawet po latach można je powtarzać z pamięci.

Tak jest z artykułem Willarda Van Orman Quine’a „O tym, co istnieje”. Pozwolę sobie ponownie przytoczyć te słowa, bo już nie raz powracałem do nich

Problem ontologii zdumiewa swoją prostotą. Można go sformułować w dwóch słowach: „Co istnieje?”. Co więcej, odpowiedzieć nań można jednym słowem – „Wszystko”  – i każdy uzna tę odpowiedź za prawdziwą.

Quine już w pierwszym zdaniu używa ładnego chwytu retorycznego, ponieważ to, co pozornie ma być proste, proste wcale nie jest. Dlatego zaraz dodaje:

Jest to jednak tylko stwierdzenie, że istnieje to, co istnieje. Pozostaje więc pole dla różnicy zdań co do poszczególnych przypadków; dlatego właśnie zagadnienie to jest żywe od wielu stuleci.

Dlaczego tak jest. Weźmy najbardziej powszechną definicję bytu. Defincja brzmi: bytem jest to, co jest. Już sama ta definicja ukazuje podstawową trudność ontologii, wystarczy się dobrze się przyjrzeć. Oto mamy powtórzenie 3 osoby l. poj. czasownika „być”. Nie chodzi wcale o to, że takie powtórzenie sugeruje błąd błędnego koła. Bynajmniej, jak śpiewał Młynarski. To powtórzenie wskazuje na używanie tego słowa w różnych znaczeniach. Dzieje się tak dlatego, że czasownik „być” pełni jedną z najbardziej podstawowych funkcji w języku. Nie ma szans by wielośc znaczeń i sposobów użycia „być” zredukować do jakiegoś jednego, podstawowego sensu. A bez takiej redukcji możemy zapomnieć o tym, że da się „byt” sprecyzować na tyle, by rozwiązać problem tego, co istnieje. To by była pierwsza uwaga.

Druga uwaga jest taka, że bytowi tradycyjnie przeciwstawiany jest niebyt lub nicość. Oba słowa wyczerpują uniwersum. Jeżeli zaś trzymać się sprzeczności między nimi, to mamy sytuację albo albo – albo byt, albo niebyt. Zaraz też można wyciągnąć argument, że jak tylko coś umieścimy po stronie niebytu, to znaczy, że nie istnieje. A jak nie istnieje, to dajmy sobie z tym spokój.

Trzecia uwaga będzie taka, że miałoby być to słowo najbardziej ogólne, w którym da się pomieścić wszystko inne. Tyle tylko, że ponownie będzie z tym problem, ponieważ prowadzi to do ogromnych trudności. Na przykład: jeśli byt obejmuje wszystko, to czy też ujmuje słowo „byt” (zdaje się, że dobrnęliśmy do paradoksu Russella).

Krótko mówiąc – nie da rady, żeby to słowo było jednoznaczne, spójne i spełniało nakładane na nie oczekiwanie co do ogólności i pojemności. Przedmiot ontologii wcale nie jest prosty, ponieważ wszystko zależy od przyjętych konwencji. A jak nie ma dobrego materiału, to i efekt będzie mizerny.

Do wpisu tego sprowokował mnie odnoga dyskusji pod jednym z wpisów Piotra. I moja odpowiedź na pytanie czy gatunki istnieją, jest taka: w pewnym sensie istnieją. Ale określenie tego sensu może nie być spójne.

Grzegorz Pacewicz

Foto: Paul Williams, flickr.com, licencja CC BY-2.0