Akigol

bocian i żabaTen bocian akigolicznie przekonał żabę, że to jej wielki dzień

Akigol niestety rządzi. Wylewa się na nas z ekranów telewizorów, tabletów, smart fonów; uderza z gazet i wszelkich mediów. Spotykamy go też na każdym kroku. Oto kilka przykładów.

Znana firma prowadząca program lojalnościowy po trzech latach odbiera punkty lojalnościowe, jeśli się ich nie wykorzysta. Takie jej prawo, ale czy musi mi przy okazji wciskać akigol pisząc, jak wspaniałe jest to zjawisko, bo dzięki niemu jestem zmuszony zamienić punkty na nagrody. Gdyby mi nie grożono utratą punktów, zapewne do końca życia bym je zbierał i nie wykorzystał. A tak, firma w swojej łaskawości mi te punkty zabierze dla mojego dobra.

Niedawno jeden z duchownych nakreślił obraz, jak wspaniały jest zakaz przyjmowania sakramentów dla rozwodników, bo dzięki temu mogą oni doświadczyć wspaniałości nierozerwalności kanonicznego małżeństwa. Nie kwestionuję prawa Kościoła do ustanawiania i egzekwowania swojego prawa, ale czy cała heca musi być podlana akigolową argumentacją o tym, jak wspaniałe dla wykluczonych jest ich wykluczenie?

Kto z nas nie odbiera telefonów od swojego operatora, w których jesteśmy zachęcani do płacenia wyższych rachunków? Rozumiem, że każdy chce zarabiać więcej, ale czy koniecznie jest przy tym wnioskowanie akigoliczne? Taka rozmowa zaczyna się od pytania, czy chcę płacić niższe rachunki. Zapewne, chcę. Któż by nie chciał? W trakcie rozmowy okazuje się jednak, że chodzi o kupienie dodatkowej usługi, która zawsze podwyższy mój rachunek, a ewentualne korzyści odczuję dzwoniąc znacznie więcej. Ale ja nie mam takiej potrzeby! Oferta powinna więc zaczynać się odpytania, czy chcę podwyższyć swój rachunek za telefon. Może jak kiedyś ktoś mnie zadziwi taką uczciwością, to się zdecyduję?

Ostatni przykład jest z dzisiejszych nieudanych zakupów. Wybrałem w sklepie marynarkę i poszedłem do kasy. Tam okazało się, że kosztuje ona trzy razy więcej niż na przyklejonej metce. Zrezygnowałem z zakupów, a kasjerka była wyraźnie usatysfakcjonowana, że jednak mnie nie stać na tę drogą garderobę. Nic z tego nie zrozumiałem. Przecież podwyżka jej wynagrodzenia zależy od tego, czy klienci będą kupować więcej. Akigol kazał jej jednak cieszyć się, że klient nie kupił towaru!

Przykłady można mnożyć. Widać, jak katastrofalne było wycofanie obowiązkowej matury z matematyki. Zawdzięczmy to politykom, którzy chcieli się przypodobać ludności i zasztyletowali znienawidzoną trudną królową nauk (le roi est mort?). Efekty widać do dziś – akigol rządzi. Jest to też wygodne dla polityków. Przypomnijmy tu myśl sławnego Ministra najlepszego rządu IV RP. Co najsilniej świadczy o istnieniu dowodów? Ich brak. Brak dowodów implikuje bowiem, że zostały zniszczone. A jak je zniszczono, to znaczy, że były! Mudnartsnomed tare douq.

Dlatego wielkim szacunkiem darzę profesora Zbigniewa Marciniaka, który jako wiceminister kilku rządów, bez świateł fleszy i bez wielkiego zadęcia uczynił co najmniej dwie wielkie rzeczy. Po pierwsze, doprowadził do powrotu obowiązkowej matury z matematyki (vive le roi!). Po drugie, nie dopuścił do rozpowszechnienia dyskalkulii na wzór pandemii dysleksji i dysortografii wśród polskiej młodzieży. Patrząc na popularność akigola w społeczeństwie, jestem przekonany, że dyskalkulików jest wśród nas tak wielu, że chorzy nie powinni cieszyć się żadnymi przywilejami na egzaminach państwowych. Wierzę, że dzięki prof. Marciniakowi w następnym pokoleniu pożegnamy się na jakiś czas z akigolem, a może nawet zaczniemy go stosować wspak?

Krzysztof Stencel

Ilustracja  Fiona Henderson, Flickr.com (CC BY 2.0)

P.S. No cóż?  Mam nadzieję, że obowiązkowość matematyki na maturze nie będzie przedmiotem referendum. Wynik przesądzony. Żeby tylko nie skończyło się tym razem jakimś kalogi!