Ani jest, ani nie jest

Dobro. Czym jest dobro? Albo – co to jest dobro? Metafizyka klasyczna uczyniła dobro jednym ze swoich tematów. Dobro łączono w niej z bytem, to znaczy traktowano jako jedną z jego podstawowych „właściwości”.

Jednak takie ujęcie budziło wątpliwości. W XVIII wieku David Hume w swoim argumencie, nazwanym później gilotyną Hume’a, wskazywał, że dobro nie może być sprowadzone do bytu, ponieważ sądy wartościujące oraz sądy powinnościowe, zakładają inny stosunek do rzeczywistości niż sądy opisowe. Z tego jak jest, nie można orzec, jak być powinno. Dzieje się tak dlatego, że w przypadku sądów wartościujących dochodzi element pewnego projektu, opisującego domniemany stan idealny, doskonały, którego czysty opis rzeczywistości nie zawiera. Świat jest taki, jaki jest, a to jak być powinno jest projekcją, która nie jest zawarta w opisie rzeczywistości.

Argument ten wzmocnił George Edward Moore w swojej koncepcji błędu naturalistycznego. Jego zdaniem dobro nie może być zredukowane do jakiejś własności empirycznej. Różnie pojmowana „natura” nie może stanowić uzasadnienia dla sądów etycznych. Z tego, że coś jest „naturalne” nie wynika, że jest to dobre. Stąd też nazwa tego błędu.

Przypuszczam, że trafne argumenty Moore’a i Hume’a leżą u podstawy przekonania, o dziwnym statusie sądów wartościujących i w ogóle dobra: nie jest ono bytem. Prowadzić to może do prostego wniosku, że dobra w ogóle nie ma. Lecz o tym, czego nie ma, nie warto rozprawiać, ani się zajmować. Jest to teza zabójcza. W swoich konsekwencjach zakłada ona niemożliwość rozstrzygnięć w wielu kwestiach: czy „reforma emerytalna” jest dobra? Czy dobre jest posyłanie sześciolatków do szkół? Czy ACTA jest dobra? Skoro dobra nie ma, dyskusje wokół tych i podobnych zagadnień są pozbawione sensu.

Zauważam jednak, że ludzie namiętnie dyskutują o takich sprawach. W sporach tych różnie pojmowane dobro odgrywa rolę kluczową. Pisałem już o tym kiedyś. Ponieważ ludzie posługują się tą kategorią, lekceważąc nieświadomie uwagi obu filozofów, sądzę, że tezy o nieistnieniu dobra nie można uznać.

Dobro, czy też sądy wartościujące mają więc dziwny status. Ani istnieje (istnieją), ani nie istnieją. Przeciwko trafności pierwszego członu tej dysjunkcji oponują Hume i Moore. Przeciwko drugiemu powszechna praktyka ludzka.
Filozofia Emanuela Levinasa ukazuje wyjście z tej sytuacji. O dobru nie można powiedzieć, że jest, bo gdyby istniało ludzie nie dążyli by do tego, by je jakoś urzeczywistnić. Nie można też powiedzieć, że go nie ma, bo gdyby nie istniało, nie wzywałoby do tego, by je zrealizować. Błąd bierze się z zawłaszczenia dobra przez metafizykę.

Dobro nie jest przedmiotem teorii bytu. Nie jest ono metafizyczne. Jest ono jakby „poza-fizyczne”. Levinas świadomie wykorzystuje grę słów, to znaczy, poza fizyką tego świata, czy nawet poza ontologią rozumianą jako przedłużenie fizyki. Jest ono poza bytem. Jeśli rzeczywistość ma jakiś sens, to kryje się on w dobru.

W ten sposób, w przypadku dobra, dochodzi jednak do unieważnienia zasad ontologicznych. Binegacja dobra: „Dobro ani jest, ani nie jest”, ukazuje to w sposób najpełniejszy. Co ciekawe, zgodnie z regułami logiki, binegacja jest prawdziwa, gdy oba jej składniki są zarazem fałszywe. W tym więc względzie Levinas nie jest na bakier z logiką. Pytanie jakie można sobie postawić w tym miejscu jest takie, czy Levinas w ten sposób nie podważa zasady wyłączonego środka, która przecież pełni fundamentalną rolę dla określenia racjonalności w ogóle?

Grzegorz Pacewicz

Fot. GP