Rio Anaconda

Rzadko mi się zdarza przeczytać książkę w kilka dni, chyba że jest krótka. Jednak „Rio Anaconda” Wojciecha Cejrowskiego („Rio Anaconda. Grino i ostatni szaman plemienia Carapana”, Wydanie II, Kolumbia – Pelpin – Poznań 2006) liczy ponad 400 stron. Fakt, że jest w niej sporo zdjęć, ale mimo wszystko szybkie tempo czytania może świadczyć tylko o jednym: jest to książka bardzo ciekawa i wciągająca.

Czytałem kiedyś opinię kogoś, że w swoich książkach Cejrowski nieco zmyśla, czasem coś naciąga, i że ogólnie „to nie tak”. Nie umiem tego sprawdzić i nie wiem, na ile etnolodzy potwierdzają prawdziwość zwyczajów i wierzeń plemion opisanych przez Cejrowskiego, a na ile nie. Nie ma to dla mnie znaczenia. Powód jest prosty – tematem tej książki nie jest opis „dzikich”, lecz spotkanie z innością. W jego wyniku to, co „inne” przestaje takim być, a staje się „swojskie” i zrozumiałe.

Bardzo szybko okazuje się, że to co inne jest w gruncie rzeczy takie samo, że poczucie inności płynie z nieznajomości. Cejrowski wkłada ogromny trud w przełożenie kategorii tamtego świata, na sposoby naszego myślenia o nas i o świecie. Wykazuje się przy tym niezwykłym talentem, bez którego taki zabieg musiałby się nie powieść. Ponieważ chodzi o translację tamtego świata na nasz świat, w książce dominują nieustanne rozmowy. Zaś rozmowa wymaga dwóch stron gotowych siebie słuchać. I Cejrowski słucha, a potem opowiada to, co usłyszał w swojej książce.

Okazuje się, że ludzie tam żyjący, są w gruncie rzeczy tacy sami jak my, a ich świat mimo pozorów niewiele się różni od naszego. Na przykład: wódz to po prostu szef. Szaman to ktoś łączący cechy terapeuty i lekarza. Rada plemienia to rada nadzorcza. I tak dalej.

Może dlatego ta książka tak mi się podoba. O to też często chodzi w mojej pracy. Człowiek czyta i czyta dywagacje jakiegoś filozofa, próbując je zrozumieć. Często przy tym wiedzie go to na manowce, nie wie, czy rozumie dobrze czy źle. Co jest problemem, a co rozwiązaniem? Dlaczego takim, a nie innym? Czy są rozwiązania lepsze lub gorsze? Dlaczego takie są? I tak dalej. Koniec końców wszystko to musi komuś opowiedzieć – albo pisząc artykuł lub książkę, albo głosząc wykład. Szczególnie ta ostatnia forma jest bardzo wymagająca, bo jak opowiedzieć o trudnych i subtelnych sprawach posługując się słownictwem prostym i nieodbiegającym daleko od potoczności. Widzę w tym wyraźną analogię, do tego co robi Cejrowski.

Czego mi zabrakło? Wyraźnej strony emocjonalnej. Jest ona obecna, chociaż autor jej nie eksponuje. „Normalna” komunikacja między ludźmi dokonuje się w dużej części na poziomie emocjonalnym. I Cejrowski często sygnalizuje, że jego rozmowy z Indianami toczyły się w dużym stopniu na tym poziomie, ponieważ Indianie kiepsko znali hiszpański, a był to jedyny język, w którym mogły się dokonać.

Jeśli więc brak strony emocjonalnej, to chodzi mi tutaj o stosunek autora do tamtego świata. Powodów mogę się tylko domyślać. Nie przeszkadza to jednak w odbiorze tej świetnej książki.

Grzegorz Pacewicz

Fot. auldhippo, Flickr (CC SA)