Metafizyka a polityka

Długi weekend, jak to długi weekend. Obowiązkowy grill (ja tam bardzo lubię), coś zimnego do picia i przede wszystkim rozmowy o wszystkim, także o polityce. Właśnie rozmowa o polityce podsunęła mi pewną myśl.

Wiem, że wielu ludzi bardzo niechętnie podchodzi do metafizyki. Kojarzy ją z jakimiś mętnymi dywagacjami czy przeżyciami związanymi z „niewiadomo-czym„. Takie rozumienie metafizyki jest możliwe, a nawet uświęcone pewną tradycją. Jednak jest to pozór. W sumie jest to dziedzina dość ścisła, a jej przedmiotem jest „byt jako byt”. Co to dokładnie znaczy, to już zależy od tego, jak pojmować „byt”. A można go pojmować różnie.

Trudno odpowiedzieć, czym się dokładnie zajmuje tak pojęta metafizyka. Niekiedy uzasadnione jest używanie zamiennej nazwy – ontologia. Pisałem już o tych sprawach. Jest jednak pewna niepokojąca cecha metafizyki, na którą wielu ludziom trudno jest się zgodzić. Chodzi o to, że metafizyka pochłania wszystko i jest wszędzie i zawsze, w takim sensie, że nie sposób wyjść poza nią. Najlepiej pokazać to przez analogię na przykładzie polityki.

Polityka ma to do siebie, że nie sposób jej ominąć. To znaczy – jakikolwiek sąd w temacie polityki oznacza automatycznie zaangażowanie w nią. Już wkrótce odbędą się wybory polityczne. Wcześniej czy później w rozmowie przy karkówce z grilla i czymś zimnym do picia pada więc fundamentalne pytanie: „Na kogo zagłosujesz?”. Co ja mogę powiedzieć na takie pytanie? Mam w sumie trzy wyjścia.

Wyjście pierwsze: wejść w dyskusję o tym, na kogo i dlaczego zagłosuję. W tym wypadku zacznie się zapewne wzajemne przekonywanie o zaletach i wadach poszczególnych polityków i ich formacji politycznych. Polityka nas pochłonie.

Wyjście drugie: powiem, że w ogóle  nie idę głosować. Na takie stwierdzenie padnie zapewne tradycyjne „dlaczego?”. W efekcie zacznie się znów wzajemne przekonywanie, co do własnych racji, czyli zwykła dyskusja polityczna. Znowu pochłonie nas polityka.

Wyjście trzecie: zignorować pytanie. To wyjście polega na udawaniu. Jego skuteczność zależy tylko od dociekliwości rozmówcy. Jeśli powtórzy swoje pytanie, zostaną w gruncie rzeczy dwa pierwsze wyjścia. I jeszcze jedno: jeśli lepiej nic nie mówić, to w imię czego? Odpowiedź na takie pytanie jest już jakimś stanowiskiem politycznym.

Jak widać, żadne z wyjść nie daje możliwości odcięcia się od polityki. Podobnie jest z metafizyką. Jeśli rozumieć ją jako dziedzinę mówiącą coś o ogólnej naturze rzeczywistości – tego, co jest i dlaczego jest – to każdy z nas zajmuje jakieś stanowisko metafizyczne, czy tego chce, czy nie. Wychodzi to na jaw przy próbie odrzucenia metafizyki. Każde stanowisko metafizyczne można odrzucić w imię innego stanowiska. Jednak całej metafizyki odrzucić się nie da, ponieważ jej odrzucenie jest wejściem na jej teren. Odrzucić ją można tylko w imię czegoś, ale będzie to tylko kolejne stanowisko metafizyczne. Tak jak w przypadku polityki.

Więc może lepiej milczeć. Albo lepiej – nie zadawać pytania? Ale niestety pytanie padło.

Grzegorz Pacewicz

Fot. World’s Saddest Man, Flickr (CC SA)