Żółwie na meduzy



Sezon ogórkowy w pełni. Meduzy atakują ze wzmożoną siłą.

Jeśli w tym roku ktoś wybrał się na wakacje do Francji, nad Morze Śródziemne lub nad Atlantyk, to mógł dosłownie na własnej skórze doświadczyć wysypu meduz. Szczególnie dużo było ich w sierpniu w wodach Korsyki (teraz donoszą mi, że przynajmniej w okolicach Bastii już ich nie ma) i Lazurowego Wybrzeża. Straszą turystów. Choć jeszcze nie na tyle, by z ich powodu ktoś rezygnował z wakacji w tych rejonach.

Powodów inwazji meduz nie wyjaśniono jeszcze do końca. Jednak wiele z czynników sprzyjających ich niespotykanej dotąd liczebności jest znanych. Najważniejsze wśród nich są trzy: ocieplenie klimatu (oczywiście!), zanieczyszczenie oceanów i nieracjonalne połowy ryb, a głównie tuńczyków.

Ocieplenie klimatu nie powoduje jeszcze znacznego podniesienia temperatury wód morskich. Ale wcale nie o temperaturę bezpośrednio tu chodzi. Jednak zwiększa ono parowanie, czyli automatycznie i zasolenie akwenów. Szczególnie widoczne jest to w płytkich rejonach przybrzeżnych bez pływów. Zwiększone zasolenie sprzyja rozwojowi meduz lubiących bardziej zasolone wody, a równocześnie osłabia populacje żółwi morskich, głównych pożeraczy meduz. Wzmacnia także populacje planktonu – podstawowego pokarmu meduz. A więc – trzy w jednym.

Zanieczyszczenie wód morskich zmniejsza liczebność ryb żywiących się również w pewnym stopniu jamochłonami. Szczególnie groźne są zanieczyszczenia lekami, a wśród nich hormonami i ich substytutami używanymi powszechnie jako środki antykoncepcyjne i łagodzące efekty menopauzy u kobiet. Są to często cząsteczki bardzo trwałe, które po wywołaniu odpowiedniego efektu w organizmie pań, są wydalane z moczem, by następnie przez kanalizację i wraz w wodą rzek dotrzeć do morza, gdzie się akumulują. Zaburzają one rozmnażanie ryb, naturalnych wrogów meduz, nie zakłócając równocześnie zbytnio cyklu rozmnażania tych ostatnich.

Na drugim miejscu znajdują się usuwane z pól wraz z wodą rzek nawozy. Zwiększają one żyzność wód morskich i powodują wzrost ilości planktonu. To zaś tylko może meduzy ucieszyć.

Nieracjonalnie duże połowy tuńczyków, ryb, które obok żółwi morskich są najbardziej meduzożercze, zmniejsza ich populację w sposób zupełnie tragiczny (na miarę zaniku tych właśnie gatunków ryb). Dopełnia to listę brakujących ogniw ekologicznych kontrolujących namnażanie się jamochłonów. Trzy czynniki rosną do n-tej potęgi.

Ale meduzy to tylko widoczny gołym okiem i ewentualnie wyczuwalny przez skórę (w razie poparzenia) symbol błyskawicznych zmian zachodzących w morzach. Zanikanie raf koralowych – najbardziej różnorodnego na Ziemi środowiska – to drugi symbol, zapewne bardziej szkodliwy w skali globalnej. Tyle, żeby naocznie go doświadczyć, trzeba wybrać się nieco dalej niż do Francji.

Wróćmy jednak do meduz, skoro to pełnia sezonu ogórkowego i meduzy pasują do niego jak ulał. Mogą być one naprawdę groźne dla ludzi. Poparzenie jest w stanie wywołać szok anafilaktyczny wymagający reanimacji i szybkiego podania kortykoidów. Szczególnie groźne jest ono dla osób uczulonych na jad meduz. A oczywiście niewielu z nas wie zawczasu o tym, że może mieć takie właśnie uczulenie, co zwiększa ryzyko w porównaniu z osami czy szerszeniami.

W przeciwieństwie do ryb, krewetek czy homarów, nikt meduz nie odławia. Nie mają one bowiem żadnego ekonomicznego znaczenia lub zastosowania. Jamochłony mogą więc rozmnażać się w sposób niemal nieograniczony, gdy tylko warunki bytowania zmieniają się na ich korzyść.

W walce z meduzami instaluje się we Francji specjale siatki wokół plaż. Mają one izolować kąpiących się od przybywających z pelagialu intruzów. Problem pojawia się jednak wówczas, gdy atak na plażę przepuszczają najgroźniejsze z meduz, te z rodzaju Chironex. Do niedawna znajdowano je wyłącznie w wodach Australii i Azji. Dziś nie są wielką rzadkością w Atlantyku i Morzu Śródziemnym. Meduzy te mają bardzo długie czułki, do kilku metrów długości. Łatwo urywają się one przy kontakcie z pływającą zaporą. A, że nawet oderwane od ciała jamochłona nadal wydzielają toksynę i bez problemów pokonują siatkę, to zdarza się, że parzą kąpiących się nawet w obrębie wyłączonych przyplażowych basenów.

Na wybrzeża hiszpańskich Balearów, gdzie również nastąpił wysyp meduz, sprowadzono w tym roku z Cypru żółwie żywiące się tymi jamochłonami. Środek to jednak niezbyt skuteczny. Żółwie wrócą bowiem na okres rozrodu na Cypr i na dłuższą metę wcale ich w tym rejonie Morza Śródziemnego nie przybędzie. Walka z meduzami przypomina więc opędzanie się od komarów.

Jacek Kubiak

Fot. giannisl, Flickr (CC SA)