O subtelności nadużyć naukowych

Bez kredytu zaufania nie ma postępu. Co, kiedy nie ma on pokrycia?

W nauce można ukraść wszystko: pomysł, doświadczenie, publikacje, pracownika. Bywają też nadużycia bardziej subtelne. To odwieczny problem, ale czym więcej naukowców, tym więcej takich przypadków. Jednak bez udzielenia kredytu zaufania nie ma mowy o postępie naukowym.

Media doniosły ostatnio o przywłaszczeniu narzędzi badawczych (związanych z metodą szukania planet) Macieja Konackiego z CAMK PAN w Toruniu przez dwóch jego byłych współpracowników. Trzej panowie mieli dżentelmeńską umowę (ustaloną e-mailem) dotyczącą tego, jak dzielą między siebie publikacje będące owocem wspólnych badań – niemożliwych bez zastosowania narzędzi dostarczonych przez Konackiego. Dwie pierwsze ukazały się tak jak założono: autorami byli obaj oskarżani dziś o przywłaszczenie współpracownicy, Konacki i inni współpracownicy. Ale już z trzeciej, wysłanej właśnie do „Astrophysical Journal” nazwisko Konackiego znikło.

Sadzę, że takich afer w nauce jest dość wiele. Tyle, że rozchodzą się po kościach. Maciej Konacki postanowił zawalczyć o swoje i upublicznił sprawę w mediach. Tak czy owak panowie musza sprawę załatwić między sobą. Niewielu naukowców decyduje się na ujawnienie tego typu nadużyć wszem i wobec. Albowiem bardzo trudno jednoznacznie udowodnić tu winę. W dodatku można narazić się na ostracyzm ze strony części środowiska, gdyż przecież nie wszyscy uwierzą poszkodowanemu. Jak skończy się opisana wyżej sprawa, zobaczymy zapewne niedługo.

Sam znalazłem się przed bez mała 20 laty w podobnej sytuacji; w pewnym sensie ukradziono mi doświadczenia. Wspólnie z zaprzyjaźnionym naukowcem francuskim wykonaliśmy serię doświadczeń na mysich oocytach. Wykazaliśmy pewne zależności między sposobem pobudzenia oocytów do rozwoju i samym późniejszym rozwojem zarodkowym. Kolega miał badania te kontynuować, a ja spodziewałem się, że będę brał udział w pisaniu wspólnej publikacji. O dalszych losach projektu dowiedziałem się, gdy artykuł w „Developmental Biology” był już opublikowany. Oczywiście bez mojego nazwiska.

Nie wiem czy mój „kolega” włączył wyniki naszych pierwszych doświadczeń bezpośrednio do pracy opublikowanej w „Developmental Biology”. Ale każdy naukowiec wie jak ważne są zwykle wyniki badań pilotażowych, gdyż pozwalają osądzić, czy w ogóle ten kierunek badań jest sensowny i warty kontynuowania. Ja zrobiłem właśnie ten pierwszy, najważniejszy moim zdaniem krok, a w zamian zobaczyłem tylko figę. Nie musze dodawać, ze z „kolegą” JP nie jesteśmy od tej pory najlepszymi kumplami.

Współpraca i zaufanie w nauce ma znaczenie kapitalne. Nie ma sensu, aby każdy z nas znał się na wszystkim. Najbardziej sensowne jest łączenie talentów, doświadczeń i wiedzy. Do tej pory prowadzę wiele wspólnych projektów opartych na nigdzie nie zapisanej notarialnie współpracy i drugi taki przypadek jak ten sprzed 20 laty, czy ten Konackiego, jeszcze mi się nie zdarzył.

Ostatnio wynikiem takich właśnie działań jest nasza publikacja w „Current Biology”. Nie było problemów z ustalaniem kolejności autorów, gdyż wszyscy wspólnicy tego projektu mieli świadomość odgrywanej w nim roli.

Nie wspominam tu nawet o publikacjach pisanych z prawdziwymi przyjaciółmi, z którymi współpracuję od lat. Tu też nigdy nie zdarzały się nam żadne problemy z ustalaniem, kto i w jakiej kolejności podpisuje artykuł. Po prostu dyskutujemy ze sobą i każdy przedstawia własne argumenty i racje. Dojście do porozumienia może wymagać kilku e-maili, ale raz ustalone zasady muszą być respektowane przez wszystkich. Problemy zwykle pojawiają się wtedy, gdy nie ma komunikacji.

Zdarzyło mi się znaleźć w sytuacji, gdy zmuszony byłem podziękować współpracownikom i usunąć ich wyniki z przyszłej publikacji. I to wcale nie dlatego, że był jakiś problem z ich badaniami. Po prostu recenzenci uznali, że ta część nie przystaje do reszty i doszliśmy do wniosku, że nie warto dalej kruszyć kopii. W takich razach również najlepszym rozwiązaniem jest dialog. Choć to porażka, to można jednak uratować właśnie zaufanie.

W nauce tak samo jak w innych dziedzinach (np. w biznesie) wspólne działanie przynosi lepsze efekty niż działania w pojedynkę. Chyba nie muszę o tym przekonywać nikogo na łamach „Niedowiarów”. Jeśli jednak łamane są umowy i zasady, to nie powinniśmy wahać się w dochodzeniu własnych racji. Kradzież pomysłu trudno jest udowodnić, ale już kradzież metody o wiele łatwiej. Własność intelektualna ma z reguły większą wartość niż materialna, choć trudniej to udowodnić przed sądem.

Jacek Kubiak

Fot. ibcbulk, Flickr (CC SA)